Reklama

Miałam niesamowitą babcię. Czasami jej zachowanie przyprawiało całą rodzinę o ból głowy, a jej kaprysy i fochy stawiały wszystkich do pionu.
Jednak przede wszystkim babcia Eulalia była prawdziwą damą. Co prawda, czasy powojenny stonowały jej wielkopańskie maniery, a wymagania niemal zminimalizowały – oczywiście w porównaniu z tym, do czego była przyzwyczajona przed wojną. Jedyną rzeczą, której nigdy nie mogła sobie odmówić… były kapelusze. Miała ich mnóstwo, i ciągle kupowała nowe: wielkie, małe, średnie, z rondami, woalkami lub kwiatami. Na ich przechowywanie były przeznaczone dwie szafy. Gdy wszystkie półki pękały już w szwach, babcia uznawała, że na jakiś czas dosyć kupowania nowych. Trwało to zazwyczaj dwa miesiące. Potem babcia Eulalia dochodziła do wniosku, że żadne z dotychczasowych nakryć głowy jej się nie podoba, za to z pewnością przydadzą się jej trzem córkom.

Reklama

Prawdę mówiąc, ani mojej mamie, ani żadnej z pozostałych ciotek kapelusze nigdy się nie podobały. Nie chciały jednak robić matce przykrości. Dlatego też w odwiedziny do babci brały ze sobą któryś z kapeluszy i nakładały tuż przed wjazdem w uliczkę, gdzie stał jej piękny, murowany dom. Owca była cała i wilk syty.

Niestety, kapelusze były tylko jednym z hobby – jeśli można to tak nazwać – babci. Innym, bardziej irytującym, była jej potrzeba bycia na bieżąco we wszystkim, co działo się u jej córek, zwłaszcza gdy dotyczyło to ich życia uczuciowego. Żeby tylko na wiedzy się kończyło! Nie, ona musiała wcisnąć wszędzie swoje trzy grosze – na przykład zdecydować, za kogo wyjdą za mąż. Wiadomo było, że szanse ma tylko ten fatygant, który zdobędzie serce przyszłej teściowej. Na przykład mój tata musiał się nieźle starać!

– Nie było łatwo – zaczynał wspominki.

– Ale chyba nie żałujesz – pytała zaraz mama i oczywiście oczekiwała deklaracji, że: „w żadnym wypadku”, „no co też przychodzi ci do głowy, najmilsza” i takie tam…

Zobacz także

Tajemnicę poznałam wiele lat później. Byłam zaskoczona

Gdy byłam już starsza, dowiedziałam się, że ojciec jako jedyny zięć nie był majętny. Podobnie jak mama skończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie i był początkującym malarzem.

Babci strasznie to się nie podobało.

– Wiesz, młody człowieku, dlaczego wysłałam Sabinkę na to malowanie? – spytała pewnego dnia babcia, gdy dostrzegła, że rodzice mają się ku sobie.

– Nie mam pojęcia, proszę pani.

– Ponieważ młoda dama powinna grać na pianinie. Sabinko, zagraj nam coś!

Kiedy mama odegrała jakiś pasaż na fortepianie, babcia przerwała jej i orzekła, że to na razie wystarczy, po czym wróciła do przerwanej rozmowy.

– Jak pan widzi, ta młoda dama umie grać na pianinie. Umie również ładnie śpiewać i malować. Ponieważ w kwestii rysunku wielce pomocna jest szkoła, dlatego wysłałam tam swoją córkę. Łatwo zatem zrozumieć, że moja Sabinka otrzymała wychowanie, które przystoi dobrym pannom z dobrych domów.
Mój biedny papa jeszcze wtedy nie wiedział, jaki za chwilę spotka go cios ze strony eleganckiej damy w wymyślnym kapeluszu, jaki widział pierwszy raz w życiu.

– Tak więc po jednej stronie mamy zysk, czyli moją Sabinkę, a po drugiej? Mężczyzna, mój panie, powinien potrafić zarobić na dom. Ba, nie tylko zarobić, ale utrzymać go na wysokim poziomie. Pan masz jakiś majątek po rodzicach?

– Mam niewielki pokoik na Starówce, który odziedziczyłem po dziadku – odparł ojciec naiwnie i szczerze.

Po tym spotkaniu moja babcia nie chciała już słyszeć, że jej córka miałaby wyjść za „Pana Nikt”. Ojciec był jednak człowiekiem wytrwałym, zarówno w miłości jak i w sztuce. Pewnego dnia jego obrazy zaczęły być znane. Co prawda nadal nie mógł zaliczyć się do ludzi bogatych, ale w końcu był chociaż uznanym artystą. I tak oto, pięć lat po pierwszym spotkaniu nastąpiło spotkanie drugie, kiedy to papa zamierzał ponowić swoją prośbę o rękę mamy. I… nieoczekiwanie dostał zgodę.

Babcia słynęła z tego, że nie zdarzało jej się zmieniać raz wypowiedzianego osądu lub podjętej decyzji.

Co się więc stało?

Dowiedziałam się o tym wiele lat później, gdy jako ulubienica babci często spędzałam z nią popołudnia. Najbardziej uwielbiałam myszkować w jej szafie z kapeluszami. Kiedy nakładałam na głowę któryś z nich, wydawało mi się, że spada na mnie jakiś czar i zamieniam się w całkowicie inną osobę, tę, którą wcześniej sobie wymyśliłam. Byłam więc konającą od trucizny Julią… Zakradałam się przez las jako Robin Hood, lub też rozwiązywałam trudne łamigłówki kryminalne jako doktorowa Watson przy Sherlocku Holmesie. Inaczej mówiąc – chciałam zostać aktorką. I zwierzyłam się z tego pragnienia babci.

Po moim trupie – odpowiedziała babcia, uderzając w podłogę laską.

– Ależ, babciu – zaprotestowałam, – to naprawdę fajne stawać się ciągle kimś innym.

– Gdybym miała pewność, że zostaniesz Ingrid Bergman lub choćby Audrey Hepburn… Ale patrzmy na świat realnie.

– Ty chyba tego nie robisz – stwierdziłam rozczarowana oporem babci.

– Dlaczego tak uważasz, kochanie?

– Widziałam jak przychodzi do ciebie kobieta, która stawia ci karty.

– Daj spokój, to tylko zabawa starszej damy… Chociaż… Gdyby nie te karty – dodała po chwili zastanowienia – to być może nie byłoby cię na tym świecie.

Oczywiście natychmiast chciałam się wszystkiego dowiedzieć, poznać tajemnicę, ale babcia nie zamierzała mi jej zdradzić. A ponieważ wiedziałam, że zawsze stawia na swoim, więc gdy usłyszałam „nie”, to wiedziałam, że umarł w butach.

Nie muszę chyba dodawać, że babcia rządziła naszą rodziną, zupełnie jakby była wcieleniem Króla Słońce. Wszystko zależało od niej. I to od samego początku życia każdego członka naszej rodziny. Na przykład, kiedy na świat przychodził kolejny wnuczek, po wyjściu ze szpitala jego mama najpierw jechała do babci, żeby ta nadała oseskowi imię.

Miała na sobie piękną sukienkę, a na nogach śliczne pantofle

Oczywiście wcześniej dokładnie omawiała tę sprawę ze wszystkimi córkami. One z czasem nauczyły się, że choć babci nic nie można narzucić, to można jej zasugerować, żeby powiedziała to, czego oczekują. Więc choć decydowała np. o imieniu, to zawsze udawało się uniknąć pułapek w stylu Zenobiusza i skierować decyzję babci bardziej w kierunku Mateusza czy Andrzeja. Choć, prawdę mówiąc, wymagało to przemyślności ze strony ciotek.

Mimo tego babcinego wtrącania się w życie córek, stanowiliśmy zgodne stadło. Jak to możliwe przy tylu kompletnie odmiennych charakterach dowiedziałam się w dniu, który potem okazał się jednym z najsmutniejszych w moim życiu.

Jak zwykle wpadłam do babci w piątek. Zastałam ją w saloniku. Była ubrana w ładną sukienkę, na nogach miała śliczne pantofle, a na rękach koronkowe rękawiczki.

– Wybierasz się gdzieś, babciu? – spojrzałam na nią zdziwiona.

– Czas mi umierać – odparła.

– Już dziś? Teraz? – zaśmiałam się, bo uznałam jej słowa za żart.

– Każda pora jest dobra. Dziś rano wstałam z łóżka i pomyślałam, że to jest najbardziej odpowiedni dla mnie dzień.

– Ale nikt nie wie o twojej decyzji – starałam się już mówić z powagą.

– Z pewnością orientujesz się dobrze, jaka jest twoja mama i ciotki. Nie lubię zamieszania, no i tych łez. Wiesz, jakie one wszystkie są uczuciowe.

– Co zamierzasz teraz zrobić?

Wreszcie zrozumiałam, że babcia traktuje swoje słowa ze śmiertelna powagą.

– Mogę nałożyć fartuszek i zrobić ci coś do zjedzenia.

– Nie jestem głodna.

– W takim razie pomożesz mi wybrać kapelusz.

– Po co?

– Chyba nie sądzisz, że odejdę z tego świata z gołą głową. Co by sobie o mnie pomyślał twój nieżyjący dziadek.

Zajrzałam do sypialni, myślałam, że babcia tylko śpi

No więc zaczęłam pomagać babci w wyborze kapelusza. Wreszcie zdecydowała się na jeden.

– Więc jednak się sprawdziło – na twarzy babci zagościł uśmiech.

– Co?

– Pamiętasz, pewnego dnia pytałaś mnie o karty. Otóż moja znajoma, która stawia tarota powiedziała mi, że córeczka Sabiny, która urodzi się ze związku z malarzem, pomoże mi przy wyborze ostatniego kapelusza. Nie patrz tak na mnie. Musiałam mieć jakiś powód, żeby dać zgodę twoim rodzicom na ślub. I tak wiedziałam, że mają się ku sobie, a z miłością lepiej nie wojować. Więc to był mój mały pretekst, żeby powiedzieć „tak” i nie złamać swojego poprzedniego słowa. Widzisz, kochanie, w życiu trzeba postępować mądrze, ale też mądrze kierować innymi. Jak choćby z tym wyborem imion. Niby nadawałam wnuczętom swoje imiona, ale wiedziałam, na które propozycje ich rodziców powinnam się zdecydować. Wszyscy byli zadowoleni i wszyscy uznawali, że mimo wszystko jestem rozsądną matką i babcią.

– Jesteś najwspanialszą babcią – stwierdziłam i ucałowałam ją w policzek.

Reklama

Godzinę później wyszłam od babci. Wróciłam 20 minut później, gdyż zapomniałam zabrać telefonu komórkowego. Zajrzałam do sypialni. Babcia leżała na łóżku, jakby… spała. Podeszłam i wzięłam ją za rękę. Była chłodna i po chwili zorientowałam się, że nie żyje. Wtedy przyszło mi do głowy, że babcia była prawdziwą królową– przez całe życie wszystkim dyktowała warunki. Nawet śmierć musiała zaczekać, aż przyjdę i pomogę jej wybrać stosowny kapelusz.

Reklama
Reklama
Reklama