„Dla żartów powróżyłam klientowi i wcisnęłam mu bajkę o nowej miłości. Po 3 miesiącach dostałam zaproszenie na ślub”
„Zebrałam karty, potasowałam i znów rozłożyłam. I znów, co mnie zdziwiło, obok głównych kart pojawiły się walet kier i dama karo. Nie miałam pojęcia, co to oznacza, o ile w ogóle coś znaczyło”.
- Amelia, 36 lat
Prowadzę mały sklepik z czarodziejskimi przedmiotami. Sprzedaję w nim karty tarota, szklane kule, kadzidełka, magiczne chusty, runy, tablice astrologiczne i inne niezbędne we wróżeniu przedmioty. Niekiedy, gdy mam nastrój, sama siadam do małego stolika i wykładam karty. Przez wszystkie lata pracy z magicznymi przedmiotami, chciał nie chciał, poznałam ich historię, znaczenie, możliwości. Czasami też, jakby z przekory wobec własnej niewiary, sięgam po talię zwykłych kart. Zadaję pytanie, czy np. następnego dnia będzie pogoda lub, czy też facet z przeciwka znowu się do mnie uśmiechnie, gdy o jedenastej każde z nas będzie otwierało swój sklep. Kolor czerwony oznacza „tak”, sprawdzi się, czarny „nie”, nici z nadziei.
Jak wspomniałam, robię to dla zabawy i nie wiążę z wynikiem wróżby żadnych planów. Jeśli ktoś chce wierzyć, że szklana kula wskaże mu przyszłość, nie moja sprawa. Ja traktuję swój sklepik jako miejsce, które pozwala mi zarobić na utrzymanie i chwilami zabawić się w „co by było, gdyby”…
Tamtego wieczora dochodziła właśnie godzina dziewiętnasta. Miałam zamykać, gdy coś mnie podkusiło, żeby wyłożyć karty i spytać z głupia frant: „Czy to już koniec pracy?”. Zdążyłam wyłożyć na stolik ósemkę pik, kiedy rozległ się dzwonek nad drzwiami wejściowymi. W progu pojawił się zażywny starszy pan. Kiedy zobaczył w moich rękach karty, jakby ucieszył się.
– Ja właściwie chciałem kupić kadzidełko. Moja dziewczyna bardzo lubi zapach drzewa sandałowego. Kiedyś zaprosiłem ją do siebie na kolację. Sąsiadka obok najwidoczniej postawiła na parapecie swojego okna takie właśnie zapachowe cudeńko. A że wiatr jakoś zawiewał w moją stronę, więc aromat leciał do mojego mieszkania. Krysia stanęła w drzwiach, pociągnęła nosem – uśmiechnął się do wspomnień. – To była jedna z najpiękniejszych naszych nocy. Ale widzę, że pani stawia karty… – odsunął krzesełko i, nie czekając na zaproszenie, usiadł naprzeciwko mnie.
I dalej trajkotał jak najęty
Chciałam coś wtrącić, lecz on podnosił głos o ton wyżej, dając tym do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić i będzie kontynuował myśl, aż do jej zakończenia. Sęk w tym, że gdy kończył jedną, zaraz zaczynał drugą. W końcu nie wytrzymałam i sama nieco podniosłam głos.
– O co panu chodzi?
– Nie wspomniałem? Kiedy zobaczyłem karty, pomyślałem, że mogłaby mi pani powróżyć. Bo życie jest pełne magii i ja muszę się dowiedzieć wielu spraw. Proszę mi się uważnie przyjrzeć, nie mam już osiemnastu lat, a ponad sześćdziesiąt. Więc chciałbym wiedzieć, czy Krysia jest dla mnie odpowiednią partią. To znaczy, czy jest odpowiednio wyposażona przez poprzednich mężów. Nie wiem, czy wspomniałem, że była dwa razy mężatką, i to z zasobnymi facetami. Ja mam niewielką emeryturę, więc z jej pieniędzmi jakoś dalibyśmy sobie radę.
Patrzyłam na faceta i chociaż wydawał się strasznie interesowny, dobrze patrzyło mu z oczu. Nawet zaczął budzić moją sympatię.
– Bo widzi pani – nadawał dalej – ona ma dorosłego syna. Jeszcze go nie widziałem i nie bardzo wiem, czy się polubimy. Ja jestem trochę zasadniczy. U mnie „tak” znaczy „tak”, a nie jak u niektórych „czarne” to „białe”, a „białe” to „czarne”. Krysia mnie zapewnia, że na pewno się polubimy, bo chłopak jest komputerowcem. Nie bardzo wiedziałem, co słowo „komputerowiec” ma do rzeczy, więc Krysia mi wyjaśniła, że ma na myśli otwartość na świat i ludzi. Jeśli o to chodzi, pomyślałem w tamtej chwili, to czemu nie? Ale jak się syn zorientuje, że mam niewysokie świadczenia emerytalne? Na pewno zaraz zacznie mnie podejrzewać, że lecę na pieniądze jego matki.
Ciekawe, o co chodzi z tą damą karo i waletem kier…
– A nie leci pan? – udało mi się wtrącić.
– Nie do końca. Ja za swoje spokojnie się utrzymam, ale na pewno nie stać mnie, żeby utrzymać Krysię na poziomie, do którego przywykła. I tu są potrzebne jej pieniądze.
– Dosyć to przewrotne – zdołałam skomentować, gdy znów wciągał w płuca powietrze po długiej przemowie.
– Może i ma pani rację, ale przez całe życie nigdy nie zrobiłem nikomu żadnego świństwa, paru osobom mogłem podstawić „nogę” w czasie robienia kariery, ale tego nie zrobiłem, więc nie mam sobie nic do zarzucenia, chociaż przeżyłem te sześć dekad. Stawiam sprawę jasno. Młodzi mogą się czarować, ale my, dojrzali, że tak powiem, nie mamy już na to czasu.
– Ona wie o panu wszystko?
– Serdeczny przyjaciel powiedział, żebym zostawił kilka niedopowiedzeń. To czyni mężczyznę bardziej atrakcyjnym. Niech pani na mnie spojrzy, oczka mi się pomniejszyły i wyblakły, chociaż kiedyś miałem ładne, duże i ciemnobrązowe. Włosy – westchnął ciężko – co będę opowiadał, kiedyś miałem takie gęste, że nie mogłem wsunąć w nie grzebienia, a teraz włożę między nie palce i też jest jeszcze sporo miejsca. Moje atuty to schludność i odrobina tajemnicy. Głównym zaś miłość do mojej kruszyny. Nazywam ją „kruszyną”, gdyż pokazała mi zdjęcia sprzed czterdziestu lat. No, mówię pani, było z niej takie chucherko, że jak się teraz na nią patrzy, to aż trudno uwierzyć, jak ten czas pędzi – ponownie ciężko westchnął i na moment się zamyślił.
Miałam okazję wtrącić swoje trzy grosze
– Więc mam panu powróżyć, czy będziemy rozmawiali, a raczej pan będzie mówił?
– Jasne, że powróżyć – pokazał gestem, że zaciąga na ustach zamek błyskawiczny.
No tak, powróżyć, ale przecież ja wróżką nie jestem… Tyle wiem, co się przez przypadek dowiedziałam od prawdziwych wróżek, które przychodzą po karty i magiczne przedmioty. Czasem opowiadają różne historie, parę razy mi powróżyły, coś tam się nawet sprawdziło, nic wielkiego. Ale starszy pan czekał i patrzył na mnie rozświetlonym, pełnym nadziei wzrokiem, i po prostu nie mogłam mu się przyznać, że ze mnie taka wróżka jak z koziej de trąba.
Hm, po pierwsze nie szkodzić… co prawda to zasada lekarzy, ale myślę, że powinna być uniwersalna. Rozłożyłam karty tak, jak podpatrzyłam u wróżki Bereniki. W centrum położyłam damę i króla kier, które reprezentowały klienta i jego wybrankę. Hm… obok pojawiła się dama karo i walet kier, jakieś dziewiątki treflowe, niedobrze, to ponoć małe pieniądze… ósemki… dobra, zaczynamy. Bazę mam, facet nagadał sporo rzeczy, które mogę wykorzystać. Czyż nie na tym głównie polegają wróżby?
– Finansowo może się okazać, że pańska Krysia nie jest tak zasobna, jakby pan tego po niej oczekiwał. Syn bacznie zwraca uwagę, z kim jego matka przestaje, i na pewno nie pozwoli, żeby do ołtarza zawiódł ją byle kto. To w ogóle zasadniczy człowiek i dzięki temu, że ma szeroki ogląd świata, potrafi szybko wyłapać kłamczuszków i naciągaczy. Radzę panu porozmawiać z nim, zyskać jego zaufanie – postukałam w waleta kier stojącego obok damy kier; idealnie nadawał się na syna. – Wybrance może pan wszystkiego o sobie nie mówić, by zachować aurę tajemniczości, ale syn powinien wiedzieć, jeśli to nic złego.
Zebrałam karty, potasowałam i znów rozłożyłam. I znów, co mnie zdziwiło, obok głównych kart pojawiły się walet kier i dama karo. Nie miałam pojęcia, co to oznacza, o ile w ogóle coś znaczyło.
– Teraz rada. Żeby przyszłe uczucie było pełne, a pan i ona szczęśliwi, potrzeba codziennego uczuciowego zaangażowania się, gdyż, jak mawiał poeta „Uczucie jest twierdzeniem, które należy codziennie udowadniać”.
Klient słuchał z uwagą, coraz to pochrząkując jakby z aprobatą, to znów kiwając głową, że „tak, owszem, rozumie”. Trzy miesiące później na adres mojego sklepiku przyszło zaproszenie na ślub od pana Tomasza i pani Krystyny. Miałam być honorowym gościem. Kiedy zjawiłam się przed drzwiami urzędu stanu cywilnego, podbiegł do mnie pan Tomasz i przedstawił przyszłą żonę.
– Tyle o pani dobrego słyszałam – powiedziała pulchna kobietka. – Tomek nie może się nachwalić pani czarodziejskich umiejętności. Podobno karty wywróciły jego życie do góry nogami.
– Nie przesadzajmy, kochanie – pocałował panią Krysię w policzek. – Dały mi tylko sporo do myślenia… Chodź, na nas już czas. Po wszystkim zabieramy panią na skromną uroczystość do pobliskiej restauracji… – a widząc moją minę, dodał: – Nie przyjmujemy żadnych wymówek.
Kiedy stałam w kolejce, żeby złożyć życzenia młodej parze, ktoś szepnął za mną „Dzień dobry”. Odwróciłam się.
– To pan? – byłam szczerze zaskoczona, widząc właściciela sklepiku z komputerami z drugiej strony ulicy. – Co pan tu robi?
– Moja mama wychodzi za mąż. Cieszę się, że panią widzę. Wiem, że będzie pani na przejęciu weselnym – nachylił się do mojego ucha. – Będą tańce i ja zamawiam sobie trzy pierwsze. Proszę mi nie odmawiać i tylko kiwnąć głową na „tak”.
Kiwnęłam. Z trzech tańców zrobiły się randki i wreszcie nie musiałam jedynie wzdychać do przystojniaka ze sklepu po drugiej stronie ulicy… A jakiś czas później, kiedy znów wpadła do mnie wróżka Berenika, spytałam ją, co w danym układzie kart oznaczają walet kier i dama karo.
– Nową miłość – odparła.