Znajomi nas wyswatali

„Trudno tak razem być nam ze sobą. Bez siebie nie jest lżej”. Chyba te słowa Edyty Bartosiewicz doskonale oddają to, co jest między nami. Tadeusz jest wdowcem, który ma dwoje dorosłych dzieci i wnuczęta, a ja jestem rozwódką bez dzieci. Poznaliśmy się podczas kolacji u naszych wspólnych znajomych. Wszystko przez serię nieporozumień. Moja kumpela Zośka zaprosiła mnie, żebym była „parą” dla faceta, którego żona nie mogła dotrzeć. Michał, facet Zośki, gdy się dowiedział, że ja będę na tej kolacji, to z kolei jako parę dla mnie zaprosił Tadka.

Z nieporozumienia między nimi wynikało to, że liczba osób przy stole po raz kolejny okazała się nieparzysta. Według Zosi taka sytuacja zwiastuje nieszczęście. Na całe szczęście impreza przebiegła pomyślnie. Nikt niczego nie stłukł, ani nie zadławił się jedzeniem. Przy okazji nawiązałam znajomość z Tadkiem. Wprawdzie uczucie między nami nie zaiskrzyło od razu, ale w pewnym momencie Tadeusz wyjawił mi, że dysponuje dwoma wejściówkami na sobotni spektakl.

Problem w tym, że nie mam osoby towarzyszącej. Niejako przy okazji spytał się o moje zamierzenia na najbliższy weekend. Jako że nic nie planowałam, postanowiliśmy się spotkać. Po przedstawieniu zdecydowaliśmy się pójść coś zjeść. Rozmowa przebiegła w bardzo przyjemnej atmosferze, doszliśmy do wniosku, że łączy nas zamiłowanie do literatury, spektakli teatralnych oraz jazdy na rowerze. Kolejny weekend postanowiliśmy spędzić na wycieczce do Czerska.

Odbyliśmy jeszcze parę wypraw, byliśmy w teatrze oraz dwukrotnie w kinie. Żadne z nas nie wyszło jednak z inicjatywą, by nasza relacja nabrała innego charakteru.

– Za dwa tygodnie mój bratanek bierze ślub. Od wielu lat pojawiam się na takich uroczystościach samotnie i zazwyczaj szybko je opuszczam. Jednak gdybyś zechciała mi towarzyszyć, moglibyśmy się dobrze bawić. Jak ci się widzi ta propozycja?

I tak poznałam jego dzieci

Kiedyś uwielbiałam pląsy, ale w ostatnim czasie nie było ku temu zbyt wielu okazji. Stwierdziłam, że to świetny moment. Trochę się rozerwę, a przy okazji w końcu kupię jakąś elegancką sukienkę. Na łowy wybrałam się z moją kumpelą, Zośką. Przymierzyłyśmy chyba z piętnaście różnych fatałaszków. Ostatecznie postawiłam na szmaragdowy, eteryczny i powiewny fason.

– Ależ Twoje oczęta mienią się w tej sukni na zielono. Niczym u drapieżnej kotki – westchnęła Zośka. – Mam w domu takie kolczyki, które odziedziczyłam po babci. Pożyczę Ci je, będą idealne do kompletu.

W sobotni poranek udałam się do salonu fryzjerskiego i gabinetu kosmetycznego. Gdy się ubrałam, przyjrzałam się sobie w zwierciadle. Byłam bardzo zadowolona z tego, co ujrzałam.

– Nadal jesteś całkiem atrakcyjna – stwierdziłam na głos, patrząc na swoje odbicie.

Dopiero kiedy Tadeusz zaczął witać się z bliskimi przed wejściem do świątyni, uświadomiłam sobie, że zapewne lada moment poznam jego dzieci. Wcześniej nawet o tym nie pomyślałam. Kiedy zorientowałam się, co się dzieje, na panikę było już za późno...

– Siema, tato! – wysoka, dobrze zbudowana kobieta i chudy facet przy jej boku pojawili się znikąd. – To pewnie jest Ewa, twoja sekretna sympatia. W końcu możemy się poznać…

– Koleżanka. Ile razy mam ci to powtarzać – Tadeusz wszedł jej w słowo. – Wybacz, Ewa, nigdy nie mówiłem…

– Wiem, spokojnie! Przepraszam – córka teraz mu przerwała. – My tak sobie zawsze żartujemy. A tata im bardziej zaprzecza, tym bardziej go podpuszczamy z tą dziewczyną. Bo go kochamy.

Po upływie niedługiego czasu zbliżył się do nas młodo wyglądający mężczyzna. Na ramionach niósł chłopczyka, a u jego nogi kurczowo trzymała się mała dziewczynka.

– Pozwólcie, że przedstawię wam mojego syna oraz wnuczęta.

– Czy ta pani zostanie naszą nową babcią? – zapytała dziewczynka, przyglądając mi się z zaciekawieniem.

Wszyscy ponownie zaczęli mnie przepraszać, tłumacząc, że to tylko takie żarty. Na szczęście z niezręcznej sytuacji uratował nas rozpoczynający się ślub. Tadeusz, jak się okazało, świetnie tańczył. Hulaliśmy na parkiecie przez dobre kilkanaście minut, aż nagle skoczna melodia została zastąpiona przez romantyczną, spokojniejszą. Tadeusz z galanterią się ukłonił i już po chwili znalazłam się w jego objęciach. Mój partner trzymał mnie zdecydowanie i pewnie prowadził w tańcu.

Poczułam, że jestem bezpieczna

Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Słyszałam łomoczące w jego piersi serce, czułam na karku jego oddech i dotyk dłoni. Uświadomiłam sobie, że patrzę na niego zupełnie inaczej, niż sądziłam. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Tadeusz chyba też to poczuł, bo zasugerował:

– Co powiesz na to, żebyśmy wyszli się przewietrzyć?

Przytaknęłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Tadeusz wrócił z dwoma lampkami białego wina.

– Ewa, przysięgam, że nigdy nie wspominałem swoim dzieciakom o tym, że mam dziewczynę. Ale muszę ci coś wyznać. Mam wrażenie, że ta nasza koleżeńska relacja przestała mi wystarczać. Chyba się w tobie zakochałem.

Sama nie wiem, co mnie naszło. Doszłam do wniosku, że najłatwiej będzie sprawdzić, czy łączy nas coś więcej. Nachyliłam się i złożyłam pocałunek na ustach Tadeusza.

– No, no, no – kto tu miał nosa? – nagle usłyszeliśmy głos córki Tadeusza.

Stała nad nami, ręce skrzyżowała na piersi i potrząsała głową. Tadeusz zerwał się jak poparzony.

– To nie to, na co wygląda, my nigdy wcześniej...

– Tatusiu, daj spokój, przecież wiesz, że strasznie się cieszę i życzę wam wszystkiego dobrego. To może ja was zostawię…

– No to wdepnęliśmy – roześmiał się Tadeusz, kiedy jego córka zniknęła nam z pola widzenia.

Noc spędziliśmy u Tadeusza. Wyszło na jaw, że wciąż pamiętamy, co i jak... Przez kolejne parę miesięcy byliśmy jak papużki nierozłączki. Zośka zaczęła wypytywać, kiedy razem zamieszkamy. A ja?

Coś zaczęło mnie uwierać

Po wielu latach niezależności chyba nie potrafiłam odnaleźć się w tak bliskiej relacji. Tęskniłam za cichymi wieczorami na sofie, za dłubaniem w ziemi w przydomowym ogródku podczas wolnych dni. Najbardziej jednak brakowało mi przesypiania nocy w pojedynkę, w swoim własnym łóżku, bez nikogo obok. Wyrzuciłam to z siebie w najbardziej dramatyczny sposób, jaki można sobie wyobrazić. Pewnego wieczoru po prostu eksplodowałam i muszę przyznać, że z boku mogło wyglądać to fatalnie.

– Tadziu, daj mi spokój. Błagam, wracaj do siebie. Muszę pobyć sama.

Tadek podskoczył z sofy, jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.

– No jasne, już spadam. Mogłaś od razu dać znać, że masz mnie po dziurki w nosie. Nie zawracałbym ci głowy.

Chwycił kurtkę, wypadł z mieszkania i zatrzasnął drzwi z hukiem, a ja zostałam sama jak palec. Od razu poczułam wyrzuty sumienia z powodu całej tej sytuacji. Zdawałam sobie sprawę, że to ja powinnam go przeprosić. Wiedziałam też, że im dłużej zwlekam, tym mniejsza szansa, że Tadeusz zechce mnie wysłuchać. Bardzo chciałam do niego zadzwonić, ale brakowało mi odwagi.

Sama już nie wiedziałam, czego się boję. Może tego, że nie przyjmie przeprosin, a może wręcz przeciwnie. Kompletnie się pogubiłam w swoich uczuciach. Dni mijały, a ja odczuwałam jego brak coraz mocniej. Tęskniłam za jego głosem, dotykiem, śmiechem. No i za seksem, choć nie chciałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą.

Chciałam, by dał mi szansę

Po namyśle zdecydowałam się odwiedzić go osobiście, zamiast wykonywać telefon. Przycisnęłam przycisk dzwonka. Usłyszałam szuranie, a po chwili ciszę. Wreszcie rozległ się dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Tadeusz otworzył drzwi z niezadowoloną miną i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Nie odezwał się ani słowem. Najwyraźniej nie zamierzał ułatwiać mi zadania.

– Bardzo cię przepraszam. Zareagowałam jak smarkula. Powinnam ci wytłumaczyć, co czuję, a nie wrzeszczeć. Czy mógłbyś mnie wysłuchać?

Tadeusz przytaknął i wskazał mi miejsce na kanapie. Okazał jednak odrobinę współczucia, bo nim spoczął obok, sięgnął do barku po flaszkę koniaku i rozlał trunek do kieliszków. Upiłam solidny łyk dla dodania sobie odwagi. W końcu zaczęłam swoją przemowę. Pierwszy raz zwierzyłam mu się z historii mojego związku. Opowiedziałam o naszej skomplikowanej i niszczącej relacji. Wspomniałam, jak długo zajęło mi odzyskanie wewnętrznej równowagi. Doszłam wtedy do wniosku, że najrozsądniej będzie już nigdy się z nikim nie wiązać. Aż wreszcie polubiłam życie w pojedynkę.

– Nie spodziewałam się ciebie. Nie byłam gotowa na to, co przyniesiesz. Uczucie, którym mnie obdarzyłeś, kompletnie mnie zaskoczyło. Zamiast powoli przyzwyczajać się do tej myśli, bez namysłu zanurzyłam się w naszej relacji i chyba przesadziłam. Zrobiło mi się duszno, a tamtego wieczoru, kiedy wybuchłam, dopadła mnie panika. Coś pękło w moim wnętrzu. Ale pragnę być z tobą. Brakuje mi ciebie. Musimy tylko wyznaczyć zasady i granice.

Nie byłam pewna, czy udało mi się go przekonać. Po chwili już nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć, by zrozumiał, o co dokładnie mi chodzi. Gorączkowo próbowałam wymyślić jakieś dodatkowe argumenty.

– Tadek, posłuchaj, to ważne, żebyś to pojął – próbowałam jeszcze, ale on dał mi znak dłonią, żebym zamilkła.

– Nie mów już nic. Doskonale to zrozumiałem. No chodź tu do mnie…

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy wtuliłam się w jego ramiona. Dał mi kolejną szansę... W jego objęciach odnalazłam spokój i poczucie bezpieczeństwa, jakbym wróciła do swojego azylu.

– Wiesz, ja również muszę ci o czymś opowiedzieć. Kiedy Teresa odeszła, całe dnie przesiadywałem przy jej grobie. Dopiero po dwóch latach udało mi się wrócić do normalnego funkcjonowania. Ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedykolwiek jeszcze poczuję motyle w brzuchu. A potem pojawiłaś się ty i wywróciłaś mój świat do góry nogami. I wiesz, dlatego tak bardzo chciałem, żebyśmy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, robili wszystko wspólnie, bo obawiałem się, że gdy będę miał zbyt dużo czasu dla siebie, to znowu zacznę rozmyślać o Teresie.

Wbił wzrok w podłogę.

– Czułem się tak, jakbym był niewierny jej pamięci i uważałem, że nie powinienem tak postępować. Teraz jednak miałem chwilę, żeby to przemyśleć. I wiesz co? Nic strasznego się nie wydarzyło. Przejrzałem albumy pełne naszych rodzinnych fotografii. Odczytałem listy od niej. I dotarło do mnie, że żadna z was nie stanowi dla siebie zagrożenia. Teresa na zawsze pozostanie w moim sercu, ale jest w nim też przestrzeń dla ciebie, więc w porządku. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Tylko tym razem na luzie. Bez zbędnej nerwowości i dramatyzowania. Może w sobotę wybierzemy się na romantyczny obiad?

Przytaknęłam. Bałam się jak jasny gwint, ale bardzo zależało mi na tym, żebyśmy spróbowali od nowa.

Ewa, 45 lat