Nie układało mi się z mężem

Przeprowadzka okazała się strzałem w dziesiątkę, choć aż głupio mi to przyznać – przez długi czas byłam temu pomysłowi przeciwna! Już sama wizja pakowania tych wszystkich rzeczy, koniecznego przy tym sprzątania i wybierania, co zabrać, a co zostawić, powodowała u mnie mdłości. Miałam się z tym męczyć tylko dlatego, że Bartek uznał, iż nadszedł czas na większe mieszkanie i potomstwo? Serio? Akurat w momencie, gdy coraz częściej myślałam sobie, że nasze małżeństwo to jedna wielka pomyłka?

Myślami ciągle wracałam do czasów, gdy byliśmy narzeczonymi, namiętnych miłości na stole i pod nim, o spontanicznych wypadach nad Bałtyk... i robiło mi się smutno. Cóż to za związek, skoro nie szalałam z nim tęsknoty, nie dzwoniłam bez przerwy i nawet nie chciało mi się zwlec z wyrka, by ucałować Bartka, gdy bladym świtem ruszał do pracy? Chciałam pogadać z matką na ten temat, ale ta tylko prychnęła, że mi odbiło, bo Bartek to uczciwy gość. Jest w porządku i odpowiedzialny. Jakby kobiety marzyły o odpowiedzialnych, porządnych facetach!

– Brak ci wzorca, Małgoś – skwitowała moje wynurzenia ponurym głosem, a ja poczułam się głupio, że znowu czuje się winna.

Od zawsze było to dla mnie zagadką – z jakiego powodu, od kiedy sięgam pamięcią, mamusia miała pretensje do tatusia, że interesowała go wyłącznie chwilowa przyjemność, i do niczego więcej się nie poczuwał. To zawsze mnie zastanawiało. Potem przyszło mi do głowy, że być może właśnie po tacie odziedziczyłam te skłonności do unikania odpowiedzialności. Zacisnęłam jednak zęby, spakowałam wszystko, co nadawało się do zabrania, a resztę rzeczy się pozbyłam. W taki oto sposób trafiliśmy na Jeżyce.

Wyglądali jak najszczęśliwsza para na świecie

Mniej więcej cztery tygodnie później poznaliśmy Waldka i Aldonę. Wtedy dopiero zrozumiałam, o co chodziło mamie, gdy wspominała o wzorach do naśladowania. Na początku naszej relacji, przez kilkanaście dni byłam przekonana, że oni udają. Byłam pewna, że czerpią radość z odgrywania ról perfekcyjnych małżonków, a kiedy nikt ich nie widzi, są ze sobą szczerzy i nabijają się z widzów.

Nie oszukujmy się – to po prostu nierealne, aby po szesnastu latach spędzonych razem, w dodatku wychowując dwoje dorastających, niekoniecznie łatwych w obsłudze dzieci, para mogła odnosić się do siebie z taką czułością i miłością.

– Daj spokój, nie dobijaj mnie takimi opowieściami – Bartek tylko kręcił głową, słysząc moje rewelacje. – Piętnaście lat po ślubie to pestka! Moi starzy świętowali niedawno trzydziestą piątą rocznicę!

– No tak, ale w ich wieku to chyba standard, co? Wielkie mi halo, że trzymają się razem, będąc w tym wieku. Wtedy to raczej kwestia przymusu, a nie świadoma decyzja!

Zupełnie inaczej sprawa wygląda u Waldusia i Aldony... Oboje są niesamowicie pociągający i warci grzechu, każde z nich ma w sobie to coś. Aldona jest zatrudniona w firmie wydawniczej, a Waldek to uznany i szanowany w branży inżynier. Mimo to od razu widać, że najlepiej czują się we własnym towarzystwie. Gdy tylko ich ujrzałam po raz pierwszy, emanowali jakąś niezwykłą aurą, przy której każdy mógł poczuć się szczęśliwy i przez moment ogrzać się w jej cieple.

Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, jak cenna jest dla mnie ta relacja, ale w końcu pojęłam, że to taki wzór związku, doskonały jak porcelana z Sevres. Na początku, gdy miałam wątpliwości, zastanawiałam się: jak Aldona postąpiłaby na moim miejscu? Z czasem uświadomiłam sobie, że ta para sprawiła, że naprawdę zaczęłam wierzyć w trwałość uczuć i zrozumiałam, że liczy się ich trwałość, a nie chwilowy żar. Dla Bartka ta znajomość może nie miała aż takiego znaczenia jak dla mnie. Najważniejsze jednak, że czuł się swobodnie w gronie nowo poznanych przyjaciół.

Musiałam kłamać jak z nut

Jeszcze niedawno zastanawiałam się, czy by nie namówić Aldonki na pływalnię, żeby do wiosny poprawić figurę. No i w zeszłą środę w porze lunchu, gdy zobaczyłam ją w centrum, to bez namysłu chwyciłam płaszcz i wypadłam z knajpy. Już miałam krzyknąć, żeby zwrócić jej uwagę, ale nagle patrzę, a tu moja kumpela rzuca się w objęcia jakiegoś wielkiego przystojniaka w kurtce narciarskiej. Może to jej brat? Albo kuzyn jakiś? – przyszło mi do głowy. No bo kto niby przytula się z rodziną na ulicy w środku dnia przez bite pięć minut, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie?

Ta sytuacja była dla mnie totalnie zagadkowa. Nie miałam bladego pojęcia, co o tym sądzić. Byłam tak skołowana, że nawet nie pisnęłam słówka Bartkowi o tym osobliwym zajściu. Próbowałam się pocieszać myślą, że może to wcale nie była Aldona. Dzisiaj z samego rana zadzwoniła z propozycją, żebyśmy po robocie wyskoczyły razem na małą kawkę. Uznałam, że to świetny moment, żeby podpytać ją, o co w tym wszystkim chodzi.

– Przyjaźnimy się, prawda? – chciała się upewnić, kiedy rozsiadłyśmy się już w kafejce.

– Chyba nie ma co do tego wątpliwości! – rzuciłam w odpowiedzi.

– Posłuchaj, Małgosia, będę mieć do ciebie wielgachną prośbę… – zaczęła rozmowę Aldona. – Co powiesz na to, żebym ufundowała ci weekendowy relaks w spa, a ty w zamian powiesz wszystkim, że spędziłyśmy ten czas razem?

– Trochę nie rozumiem, o co ci chodzi… – odpowiedziałam zbita z tropu.

– Chodzi o to, abyś mnie kryła – Aldona spojrzała na mnie z politowaniem, przewracając oczami.

– Chwila moment, czy to ma coś wspólnego z tym facetem w puchowej kurtce? – wypaliłam prosto z mostu, bo ciężko mi było uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

– Skąd o nim wiesz? – chwyciła mnie za rękę. – Czyżby Waldek ci coś wspomniał?

– Widziałam was razem wczoraj – szybko zabrałam dłoń. – Aldona, co tu jest grane?

– Totalnie mi odbiło, Małgosiu – westchnęła głęboko, przymykając oczy niczym kotka, która dorwała się do miseczki ze śmietanką. – Chyba się zakochałam po uszy. Pewnie mi przejdzie, ale potrzebuję trochę czasu, słonko. Pomożesz swojej przyjaciółce?

– Jak to „przejdzie”?

– Oj, po prostu – machnęła ręką. – Nie wmawiaj mi, że ciebie nigdy nie dopadła taka chwilowa fascynacja.

Nie zrobię tego dla niej

Siedziałam jak wryta, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszałam.

– No to jak, wchodzisz w to? Ten ośrodek to prawdziwa perełka, raptem kwadrans jazdy samochodem. Gwarantuję, że będziesz zachwycona.

– Słucham? – poderwałam się z miejsca tak energicznie, że krzesło z hukiem runęło na podłogę. – Oczekujesz, że okłamię Bartka, żebyś ty mogła romansować za plecami swojego faceta?

– Daj spokój, nie rób scen i nie udawaj świętoszki – parsknęła Aldona, podnosząc się z krzesła. – Fundnę ci pobyt w spa, to mało?

– Zapomnij, że ci pomogę – ucięłam, niezdarnie zapinając guziki kurtki roztrzęsionymi dłońmi. – Wybacz, ale chyba się co do ciebie pomyliłam.

Czy ja naprawdę sprawiam wrażenie osoby, która ot tak okłamuje najbliższych? Bez żadnych oporów? Choć może rzeczywiście niepotrzebnie zrobiłam z tego taką wielką aferę i przesadziłam z tą reakcją, w końcu inni wyświadczają sobie podobne grzeczności bez mrugnięcia okiem? Ojej, ale ze mnie gapa… Jeszcze ten wzorzec z Sevres, dobre sobie!