Reklama

Siedziałam jak na szpilkach z teściową w kuchni, podczas gdy mój mąż kłócił się w pokoju ze swoim ojcem. Już od kilku minut dochodziły do nas ich wzburzone głosy, aż w końcu teść naprawdę nie wytrzymał i wykrzyknął:

Reklama

– Kompletnie cię nie rozumiem! Przecież chodzi o twojego brata, a bracia powinni się wspierać!

– Doprawdy? Tak jak ty wspierasz swojego brata? – odpowiedział mój mąż.

Spojrzałam szybko na mamę Marcina. Zbladła. Wiedziałam doskonale, że wuj był w tym domu tematem tabu.

Teść wyjątkowo źle reagował na wszelkie wspominki o nim. Teraz umilkł i słyszałyśmy, jak wypadł biegiem z pokoju, a potem trzasnęły drzwi wejściowe. Po chwili Marcin stanął w drzwiach kuchni.

Zobacz także

– Sama mama słyszała. Nie dało się nie powiedzieć o wuju w takiej sytuacji – szukał u matki zrozumienia.

Ta jednak nic nie powiedziała, tylko odwróciła wzrok i westchnęła.

Możemy mu pomóc

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nienawidzę takich sytuacji i nigdy nie wtrącam się w dyskusje Marcina z jego rodzicami, bo uważam, że to nie moja sprawa. Ale tym razem chodziło o nasze wspólne pieniądze, a dokładnie o możliwość ich pożyczenia Pawłowi, młodszemu bratu mojego męża. Potrzebował dość znacznej sumy, żeby rozkręcić własny biznes po tym, jak stracił pracę. Doceniałam, że mimo to stara się sobie jakoś poradzić. Pomysł z założeniem własnego studia graficznego nie wydawał mi się zły.

Tłumaczyłam więc Marcinowi, że wprawdzie suma jest znaczna, ale przecież mamy takie pieniądze na koncie i możemy je pożyczyć Pawłowi. Naprawdę lubiłam swojego szwagra i uważałam, że jest miły i uczynny, chociaż może faktycznie czasami zachowywał się nierozsądnie. I o to właśnie chodziło Marcinowi.

– Przecież to nie jest pierwszy raz, gdy Paweł stracił pracę. Sama widzisz, że nie potrafi utrzymać posady. A teraz ten pomysł z własnym biznesem… Jaką ja mam gwarancję, że Paweł w ogóle znajdzie jakichś klientów? Albo że mu się nie znudzi prowadzenie studia graficznego i nie rzuci tego zajęcia po kilku miesiącach? – spytał. – Przecież własny biznes to nie tylko projekty, ale i papierologia. Trzeba wypełniać dokumenty, a tego mój braciszek na pewno nie umie i nie lubi. Szybko się podda, a wtedy na pewno nie zobaczymy już naszych pieniędzy – dowodził.

Ja jednak czułam, że tym razem będzie inaczej. Moim zdaniem Paweł był bardzo pracowity, tylko nie nadawał się kompletnie do roboty w korporacji, o którą do tej pory zawsze się ubiegał. Nie dla niego były sztywne godziny pracy, chodzenie z kartą magnetyczną nawet do toalety i to, że zanim wykonał jakiś projekt ulotki czy plakatu, to musiało go zaakceptować kilka osób, z których każda miała inny gust i inne zdanie.

– Przewalają mi projekty na wszystkie strony! Nie uwierzysz, ale ostatnio, kiedy na reklamie umieściłem symbol nieskończoności, to jakaś idiotka z marketingu kazała mi go postawić pionowo zamiast poziomo – pieklił się. – Tłumaczyłem jej, że tak się nie da, bo wtedy z symbolu nieskończoności zrobi się jakaś ósemka i całe znaczenie weźmie w łeb. Ale ta sobie nie dała niczego powiedzieć, tylko się uparła. To trzasnąłem drzwiami i tyle. Niech sobie sami robią takie durne projekty – powiedział.

W gruncie rzeczy go rozumiałam. Znałam go od pięciu lat i wiedziałam, że ma artystyczną duszę. Był naprawdę dobry w tym, co robił, jego projekty zawsze podobały się klientom, ale jego styl pracy nie pasował do korporacyjnych zasad.

Kibicowałam mu i dlatego nie oponowałam, gdy przyszedł pożyczyć 15 tysięcy.

– Na zakup podstawowego sprzętu i za wynajem lokalu na dwa pierwsze miesiące. Potem, jak wyliczyliśmy ze Sławkiem, będziemy w stanie sami zarobić na wynajem – powiedział.

– A kto to jest Sławek? – zainteresowaliśmy się.

– To kumpel jeszcze z liceum. On jest po bankowości, ale też mu nie pasuje praca w takiej firmie. Dlatego chcemy razem otworzyć studio. On będzie od finansów, a ja od projektów – wyjaśnił.

Mój mąż był samolubny

Dla mnie brzmiało to dobrze, ale nie dla mojego męża. Wiedziałam, dlaczego tak naprawdę nie chce pożyczyć Pawłowi tych pieniędzy. Za bardzo przyzwyczaił się do myśli, że zmienimy samochód na nowszy. A dla mnie ta sprawa naprawdę mogła poczekać.

– Wcale nie chodzi o samochód, tylko o to, że ojciec zawsze musi się wtrącać w moje kontakty z bratem – tłumaczył. – Zanim jeszcze Paweł do nas przyszedł, już usłyszałem od ojca, że powinienem pomóc bratu. Bo braterskie więzi są takie ważne. A przecież sam nie utrzymuje kontaktów z wujem. I ja nawet nie wiem dlaczego! – wybuchnął mój mąż.

Byłam zaskoczona tym, co Marcin powiedział, bo wydawało mi się, że wie coś na temat niechęci ojca do swojego starszego brata. Zresztą pamiętałam, że dziadek męża, który jeszcze żył, gdy zaręczaliśmy się z Marcinem, także nie pałał miłością do swojego starszego syna i nigdy o nim nie wspominał. To była jakaś poważniejsza rodzinna historia. Przeczuwałam, że ta niechęć musi mieć jakieś solidne podstawy… Ale jakie?

– No właśnie, jakie? – rozłożył ręce mój mąż. – Powiem ci tak: mam już dosyć pouczania mnie przez ojca, co powinienem zrobić w różnych sprawach, a w sprawie swoich własnych pieniędzy w szczególności. I mam też dosyć tego gadania na temat wielkiej miłości braterskiej, którą powinienem żywić do Pawła…

– Ale przecież i tak kochasz Pawła – przerwałam mężowi. – I on pewnie także ma dosyć gadania swojego ojca i tych wszystkich rodzinnych tajemnic. Moim zdaniem tutaj wcale nie chodzi o pieniądze, bo możemy pożyczyć twojemu bratu tę sumę. Bez przesady. Nowy samochód możesz sobie kupić kilka miesięcy później. Ale chodzi właśnie o tę tajemnicę i dziwne zachowanie waszego ojca. Może powinniście obaj z Pawłem poprosić go o poważną rodzinną rozmowę, podczas której wyjaśni wam, o co chodzi, bo przez te wszystkie niedomówienia robi się tylko ferment.

– Może i masz rację… – stwierdził Marcin po chwili. – W sumie to ja do młodego faktycznie nic nie mam. A nawet sądzę, że ma talent do tego projektowania, w końcu skończył te swoje studia z grafiki komputerowej, i tylko marnował się w korpo, tłukąc jakieś plakaciki i ulotki. Może to i pora na oczyszczenie sytuacji.

– Tak właśnie myślę! – uśmiechnęłam się. – Jesteście przecież od dawna dorośli i macie prawo wiedzieć, o co chodzi z tą niechęcią do wuja Jacka.

Marcin, namówiony przeze mnie do działania, zadzwonił do swojego brata.

– Słuchaj, młody, ja do ciebie nic nie mam i pożyczę ci tę kasę. A nawet dam kopniaka na szczęście, żeby ci się dobrze wiodło we własnym biznesie. Ale mam prośbę: wesprzyj mnie i pogadajmy razem z ojcem – powiedział. – Ja wiem, że tobie fruwają koło pióra wszelkie rodzinne smętne historie, ale sam chyba widzisz, że te tajemnice dobrze nie robią. Pora oczyścić atmosferę, a obaj będziemy mieli większą siłę przebicia. To znaczy… ty zawsze miałeś dobry wpływ na ojca. Powinien dać ci się przekonać.

Paweł, ucieszony pożyczką, zgodził się pogadać z ojcem, żeby wreszcie odsłonił rąbka tajemnicy.

Postanowił odnaleźć ojca

Nie wiemy, jakich ostatecznie użył argumentów, ważne, że teść w końcu się zgodził. Także zostałam zaproszona do uczestniczenia w tej rozmowie, w końcu byłam członkiem rodziny.

– Słuchajcie – zaczął poważnie mój teść. – Dzisiaj jest godzina szczerości. Możecie pytać w związku z Jackiem, o co chcecie, odpowiem na każde wasze pytanie. Ale tylko raz, tu i teraz. Nigdy więcej – głos mu się załamał.

Widziałam, że wiele go to kosztuje, tym bardziej byłam ciekawa, o co poszło.

– To może tata nam opowie całą historię, a potem, jeśli będziemy mieli pytania… – powiedział Paweł.

– Dobra. Zacznę od tego, że mój brat był tak naprawdę moim przyrodnim bratem. Moja mama urodziła go, kiedy jeszcze była panną i nie znała nawet mojego ojca. Nie miałoby to najmniejszego znaczenia, bo mój tata, a wasz dziadek bardzo Jacka kochał i zawsze mówił o nim jak o swoim synu. Zawsze także traktował nas po równo i być może nigdy bym się nie dowiedział, że nie jest biologicznym ojcem mojego brata, gdyby ten nie… No właśnie, gdyby Jacek sam nie postanowił poszukać swojego biologicznego ojca. A zrobił to, będąc już dorosłym facetem. Naprawdę nie wiem, co mu strzeliło do głowy, ale stwierdził, że musi się dowiedzieć, jaki ten gość jest.

No i się dowiedział, że jego prawdziwy ojciec to kawał drania. Kiedy uwiódł naszą matkę, gdy miała szesnaście lat, był tylko początkującym oszustem. Dwadzieścia lat później był już oszustem pełną gębą. Ale Jackowi, który zawsze miał jakieś ciągoty do typów spod ciemnej gwiazdy, dziwnie to zaimponowało. Nie mówiąc nam nic, zaczął z ojcem utrzymywać stałe kontakty, a nawet stopniowo brać udział w jego procederze. No i po kilku latach zdecydował się na zawsze przejść na jego stronę. W tydzień po moim ślubie z waszą mamą – powiedział. – Był moim drużbą, bo jakżeby inaczej. Trzymał rękę na pulsie. Wiedział, ile dostaliśmy w gotówce i jakie prezenty. I kiedy wyjechaliśmy w podróż poślubną, zlecił skok na nasze mieszkanie. Obrobiono nas doszczętnie. Moja mama, gdy zrozumiała, jaką rolę w kradzieży pełnił jej własny syn, załamała się. Tym bardziej że przecież Jacka wychowali z tatą oboje, a jego biologiczny ojciec, ten drań, nigdy się dzieciakiem nie zainteresował. No ale widać jednak Jacek miał sporo genów swojego ojca, skoro tak szybko złapał z nim komitywę.

Za narajenie skoku dostał wyrok w zawiasach, bo do tej pory był niekarany i miał nieposzlakowaną opinię. Ale szybko sobie nagrabił więcej. Jego ojciec, kiedy tylko wrócił z odsiadki, znowu namówił go na jakiś lewy interes. Wpadli i tym razem obaj skończyli za kratkami. A nasza rodzina… No cóż… W sumie to nie my wyrzekliśmy się Jacka, tylko on nas. Mama bardzo podupadła na zdrowiu po tych wydarzeniach, a kilka miesięcy później okazało się, że ma raka. Mój ojciec zawsze uważał, że choroba ujawniła się przez Jacka, bo stres to pożywka dla nowotworu. Ja także uważałem, że to, co Jacek zrobił, to było coś obrzydliwego. I dlatego nie chcę o nim słyszeć. Nie mam już brata, rozumiecie?

Rozumieliśmy. I nie mieliśmy w sumie żadnych pytań do tej historii. Oprócz jednego.

– Czy Jacek nie próbował się jakoś z tobą skontaktować? – zapytałam.

– Nie. Nigdy. Nie przyszedł nawet na pogrzeb własnej matki. Ani na pogrzeb ojczyma. Wyrzekł się nas, zanim my wyrzekliśmy się jego. I dlatego tak bardzo jestem wyczulony na to, żebyście we dwóch się szanowali i pomagali sobie wzajemnie – zwrócił się do Marcina i Pawła. – Rozumiecie to?

Reklama

Mój mąż i szwagier kiwnęli głowami. Ja także się do nich przyłączyłam. Rodzina jest najważniejsza.

Reklama
Reklama
Reklama