Tego dnia akurat obchodziliśmy dziesiątą rocznicę naszego małżeństwa Mąż właśnie szykował się do otworzenia butelki szampana. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Okazało się, że to Karolina wraz ze swoją córeczką Zuzią.

– Rany, świetnie, że cię zastałam. Potrzebuję zostawić u was małą na jakąś godzinę – powiedziała, wpychając jednocześnie dziewczynkę do środka.

– Nie da rady. Dzisiaj to po prostu nie jest dobry moment… Mamy uroczystość… – próbowałam zaprotestować, ale Karolina nawet nie zwróciła na mnie uwagi.

Cmoknęła dziewczynkę w policzek mówiąc, żeby się dobrze zachowywała, po czym odwróciła się i pognała po schodach, nawet nie zerkając za siebie. Nie miałam innego wyjścia. Zabrałam siostrzenicę do pokoju.

Olała nawet maturę

– Zjadłaś już jakąś kolacyjkę? – spytałam z uśmiechem.

– E, nie… – pokręciła głową mała. – Mamusia powiedziała, że zjem coś u ciebie.

– No to zaraz przygotuję ci smaczne kanapeczki. A później wymyślimy jakąś ciekawą zabawę we trójkę. Co ty na to? – rzuciłam pomysłem.

Zuzia przytaknęła. Usadziłam małą na krześle i podeszłam do Marka. Mimo starań, by to zamaskować, wręcz kipiał ze złości.

– Ustaliliśmy przecież, że ten wieczór będzie należeć tylko do nas, przy świecach i romantycznej kolacji – wycedził przez zęby.

– Wybacz kochanie, ale znasz przecież Karolinę… Nawet nie słuchała, gdy próbowałam zaprotestować… – odparłam z westchnieniem.

– Zdaję sobie z tego sprawę i mam już tego serdecznie dosyć. Powinnaś z nią porozmawiać. Jeszcze dzisiaj. Tak nie może być w nieskończoność – wymamrotał, chowając butelkę szampana do szafki.

Spojrzałam na niego zdezorientowana. Karolina to moja dużo młodsza siostra, która jest, co tu dużo mówić, lekkoduchem. Tuż przed maturą zakochała się w jakimś gitarzyście z kapeli rockowej i pojechała z nim w trasę po kraju. Olała nawet maturę. Wróciła do domu dopiero po roku, w zaawansowanej ciąży.

– No i jaki masz teraz plan? – spytałam ją wtedy.

– Urodzę dziecko. Jak widzisz i tak nie mam za bardzo wyjścia. Poza tym ja naprawdę tego maleństwa chcę. Czekam na jego przyjście na świat…

– A tatuś też się cieszy?

– Nie i właśnie dlatego go rzuciłam. Nie potrzebuję takiego nieroba w życiu. Dam sobie radę sama! – zarzekała się.

Tak jak można było się spodziewać, małą Zuzią praktycznie od narodzin opiekowała się babcia, ponieważ Karolina nie odnalazła się w roli matki. Bardzo kochała córeczkę, ale najlepiej z daleka. Po pracy chciała się bawić ze znajomymi. I uważała, że to nic złego. Wielokrotnie starałam się wytłumaczyć mamie, że siostra ją bezwstydnie wykorzystuje i powinna się temu sprzeciwić, ale nie chciała tego słuchać.

– Nie oceniaj Karoliny tak surowo. To jeszcze dziecko… Niech sobie poszaleje – mówiła za każdym razem.

Słuchanie tego doprowadzało mnie do białej gorączki, ale co mogłam na to poradzić? Nawet najwybitniejszy lekarz nie zdoła uleczyć pacjenta, który nie ma ochoty wyzdrowieć.

Podrzucała nam małą niemal codziennie

Dwa lata temu mama odeszła. Zawał serca. Jej śmierć wyjątkowo mocno dotknęła siostrę. Nie dość, że z dnia na dzień straciła kochaną matkę, to na dodatek darmową nianię dla córki. Wprawdzie Zuzia skończyła już cztery latka i chodziła do przedszkola, ale ktoś musiał sprawować nad nią opiekę przez resztę dnia. A na opiekunkę nie było jej stać.

Karolina w krótkim czasie zrozumiała, że beztroski okres w jej życiu dobiegł końca. Wyglądało na to, że pogodziła się z tą myślą.

– Wszystko się zmieniło – opowiadała. – Zaraz po tym, jak kończę pracę, pędzę do przedszkola odebrać Zuzię i razem idziemy do domu. I wiesz co? Strasznie mi się to podoba. Co więcej, coraz bardziej żałuję, że nie towarzyszyłam jej od samego początku. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak wiele mnie ominęło

– Serio? No to wspaniale! Ciągle mnie zadziwiasz, ale teraz naprawdę dojrzałaś i spoważniałaś! – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

– Prawda… Martwię się tylko co zrobię, kiedy będę musiała pozałatwiać ważne sprawy. Gdzie ją wtedy zostawię? – dodała ze smutkiem.

– Ale o czym ty mówisz? Przecież to oczywiste, że możesz ją zostawić czasem u mnie! – wypaliłam bez zastanowienia.

– Myślisz, że Marek będzie miał z tym jakiś problem?

– Nie sądzę. W końcu rodzina powinna trzymać się razem i wspierać w potrzebie – powiedziałam, a uśmiech natychmiast rozjaśnił twarz Karoliny.

– Serio? Jesteś najlepszą siostrą! – wykrzyknęła radośnie, mocno mnie przytulając.

Gdybym miała wtedy pojęcie, do czego to doprowadzi, ugryzłabym się w język, zamiast wychodzić z propozycją pomocy. Początkowo sprawa wyglądała całkiem błaho. Karolina zwracała się do nas o wsparcie zaledwie raz czy dwa razy w tygodniu.

Opieka nad Zuzią sprawiała nam prawdziwą przyjemność. Nie mamy własnego potomstwa, więc zabawy z dziewczynką były dla nas radością. Tym bardziej, że to bardzo grzeczne dziecko. Z biegiem czasu jednak mała zaczęła pojawiać się u nas coraz częściej. Siostra podrzucała ją niemal każdego dnia, pod byle pretekstem.

Z czasem w ogóle przestała cokolwiek wyjaśniać. Albo dzwoniła, że zaraz się pojawi, albo po prostu zjawiała się bez uprzedzenia, podrzucała małą i znikała, nie mówiąc ani słowa. Dokładnie jak tego dnia. Kompletnie nie brała pod uwagę naszych planów. A ja, mimo że coraz bardziej mi to przeszkadzało, nie umiałam powiedzieć: koniec!

– No i jak, jesteś w stanie przeprowadzić poważną rozmowę z siostrą? – głos męża przerwał moje rozmyślania.

– Co? Nie, jeszcze nie… Muszę najpierw wszystko spokojnie poukładać sobie w głowie, zastanowić się…

– Nie ma się nad czym głowić! Sytuacja jest jasna: Karolina perfidnie nas wykorzystuje. Dokładnie tak samo, jak kiedyś twoją mamę. Pamiętasz, jak cię to swego czasu oburzało? Jak namawiałaś mamę do buntu?

– Pamiętam…

– No właśnie. To czemu sama się nie zdobędziesz na rozmowę z siostrą? – Marek nie odpuszczał.

– Bo… Bo to nie taka prosta sprawa, skarbie… W końcu łączą nas siostrzane więzy… No i kocham Zuzię…

– Ja też ją kocham. Nie mogę jednak dłużej tolerować tego, że Karolina wciąż rządzi naszym życiem. Przecież to jej córka, a nie nasza. Najwyższy czas, aby dotarło do niej, że nie jesteśmy całodobowymi darmowymi opiekunami na każde zawołanie! – upierał się.

– Masz rację. Nie powinniśmy z tym zwlekać. Jeszcze dziś z nią porozmawiam. Pewnie się obrazi, ale co tam. Grunt to odzyskać kontrolę nad własnym życiem – oświadczyłam energicznie, po czym poczłapałam w stronę kuchni.

Zuzia wciąż czekała na kolację. Karolina zjawiła się po swoją pociechę po ponad czterech godzinach. Nie fatygowała się nawet, by dać znać telefonicznie o której będzie. Kiedy w końcu przyjechała, wyglądała na bardzo zadowoloną. To ostatecznie przekonało mnie, że tym razem muszę jej wszystko wyłożyć.

„Nie będziesz mnie już więcej widzieć”

– Co z tobą? Czekałam na ciebie wieki! Czas ci się zatrzymał, czy jak? – burknęłam z niezadowoleniem.

– Czas płynie normalnie, spokojnie. Po prostu pogadałam sobie dłużej z dziewczynami. Musiałyśmy trochę pogadać i powspominać.

– I fajnie było?

– No ba! Tak fajnie, że postanowiłyśmy wyskoczyć razem nad Bałtyk na parę dni. Mam już serdecznie dosyć tkwienia w tym szarym mieście!

– Zabierasz ze sobą Zuzię?

– Ależ skąd! To wypad tylko dla kobiet, a nie wczasy z rodziną. Mała zostanie pod waszą opieką – odpowiedziała.

– Wybacz, ale to nierealne. Mamy własne plany.

– Daj spokój, Tamara, o jakich planach mówisz? W końcu wy praktycznie nie opuszczacie mieszkania. Ja już wszystko zaplanowałam! Nie wolno ci tego zepsuć, bo…

– Bo co? Owszem, wolno mi – weszłam jej w słowo zdecydowanie, a następnie popchnęłam siostrę w kierunku kuchni.

– I zaraz wytłumaczę ci czemu.

Przemowa nie należała do najdłuższych. Bez zbędnego owijania w bawełnę, ale w dość spokojnym tonie wyliczyłam swojej siostrze jej wszystkie przewinienia. Poruszyłam kwestię tego, jak nas wykorzystuje, stawia przed faktem dokonanym, ignoruje nasze plany i w ogóle ma w nosie to, czego potrzebujemy.

– Słuchaj, rozumiem, że od czasu do czasu potrzebujesz chwili wytchnienia od bycia mamą non stop. Ale nie możesz tak po prostu zrzucać tego ciężaru na nasze barki za każdym razem! Dlatego od teraz wprowadzam nowy porządek. Zero wpadania bez uprzedzenia, zero wciskania małej do chaty i znikania bez pożegnania. Jak będziesz chciała podrzucić nam Zuzię, to najpierw zadzwoń wcześniej i spytaj, czy mamy czas i ochotę się nią zaopiekować. I pogódź się z tym, że niekiedy, a może nawet często, usłyszysz od nas: sorry, ale nie da rady. Wbrew temu, co sądzisz, my też mamy własne życie i plany. Chcemy gdzieś wyskoczyć, wyjechać. Ale nie możemy, bo ciągle siedzimy z twoim dzieckiem – skończyłam swój wywód.

Moje słowa wprawiły Karolinę w totalną konsternację. Milczała przez parę chwil, jakby nie do końca pojmując sens tego, co usłyszała. Ale potem, gdy otrząsnęła się już z pierwszego szoku, zareagowała z furią godną wulkanu. Wrzeszczała, że czuje się urażona moimi zarzutami. Twierdziła, że zupełnie nie rozumie, o co mam do niej pretensje, bo nigdy nie oczekiwała ode mnie niczego wyjątkowego.

– Sama zaoferowałaś wsparcie! Mówiłaś, że jesteśmy siostrami i nie zostawisz mnie na lodzie. A teraz twierdzisz, że jestem samolubna i was wykorzystuję! To jakieś kompletne brednie – nadąsała się.

– Faktycznie, zaproponowałam. Ale wsparcie w potrzebie to nie prawie całodobowe wyręczanie w opiece nad dzieckiem dzień w dzień. Przypomnę ci, że Zuzia to twoje dziecko. A więcej czasu spędza z nami niż z tobą. Nie zgadzam się na to! – odcięłam się.

– Serio? No to świetnie! Dam sobie radę sama, bez ciebie i twojego faceta. Koniec, nie będziesz mnie już więcej widzieć. Zuzi też. Żegnam na zawsze! – wrzasnęła, złapała dziecko za rękę i z fochem wypadła z mieszkania.

Zrobiło mi się cholernie smutno

– Byłam pewna, że tak się to skończy – rzuciłam do męża.

– Masz wyrzuty sumienia? – wbił we mnie wzrok.

– Nie… Już od dłuższego czasu mnie to męczyło. Mam tylko nadzieję, że mimo wszystko nie zniknęła z mojego życia na dobre, wbrew swoim zapowiedziom. W końcu to moja siostra, kocham ją. No i będę tęsknić za Zuzią…

– Nie denerwuj się, prędzej czy później znowu się odezwie. Nigdy nie należała do osób spełniających swoje obietnice. Kiedy spokojnie to przeanalizuje, dotrze do niej, że nie opłaca się z tobą zadzierać. Bo komu powierzy opiekę nad córeczką, gdy rzeczywiście będzie musiała pozałatwiać ważne sprawy? – posłał mi pokrzepiający uśmiech.

Liczyłam na to, że Marek się nie myli. Przez ponad dwa tygodnie Karolina milczała. Z każdą chwilą mój nastrój się pogarszał. Stopniowo dochodziłam do wniosku, że lepiej było w ogóle nie rozmawiać z nią na ten temat i nie stawiać żadnych warunków.

Któregoś dnia sama chciałam się do niej wybrać i jakoś załagodzić sytuację, ale on zrobiła to pierwsza. Stanęła w progu, gdy właśnie miałam wychodzić. Obok niej stała Zuzia.

– Wychodzisz? – zapytała niepewnie.

– Nie, już nie – odpowiedziałam.

– W takim razie możemy wejść? Spokojnie, nie planuję podrzucić wam małej. Zuzia po prostu okropnie za wami tęskni. Wciąż powtarza, że chce zobaczyć ciocię i wujka. Posiedzimy u was jakieś pół godzinki i zmykamy. No chyba że z Markiem macie jakieś plany…

– Wchodźcie czym prędzej, lecę robić herbatę. A i placek rabarbarowy też się znajdzie! – wykrzyknęłam z entuzjazmem.

Tego wieczoru ja i moja siostra pogodziłyśmy się wreszcie. Zanim jednak do tego doszło, poszłyśmy jeszcze raz do kuchni, dokończyć naszą ostatnią dyskusję. Nie obeszło się bez podniesionych głosów, gdyż obie chciałyśmy udowodnić słuszność swojego punktu widzenia, ale ostatecznie udało nam się znaleźć wspólny język.

Od tego czasu panuje między nami zgoda. Karolina respektuje nasze reguły i tylko w naprawdę nadzwyczajnych sytuacjach prosi nas o zaopiekowanie się Zuzią. Takie okazje zdarzają się rzadko, dlatego sami od czasu do czasu wymyślamy jakiś pretekst, żeby sprowadzić do nas małą. Czasami też odwiedzamy siostrę w jej domu. Najpierw jednak dzwonimy z pytaniem, czy możemy wpaść z wizytą. W końcu musimy przestrzegać reguł, które sami ustanowiliśmy…

Tamara, 34 lata