– Nie martw się, to przejdzie – pocieszały mnie przyjaciółki. – Niech sobie idzie w cholerę. Ty naprawdę nic na tym nie stracisz. Byłaś dla niego za dobra.

Tak mi wszyscy mówili. A ja? Zamknęłam się sama w domu. Nawet wzięłam bezpłatny urlop. Przez cały ten czas płakałam. Brałam leki na uspokojenie. I co tu kryć. Piłam za dużo alkoholu. To cud, że nie skończyło się to jakąś tragedią.

Typowa sytuacja – mężczyzna zdradza partnerkę po kilku latach związku… W sumie nic szczególnego. Podobno statystycznie, spotyka to większość kobiet w związkach.

Nie mam zamiaru przymykać oka na miłosne eskapady

Niektóre kobiety w takich sytuacjach zaciskają zęby. Wręcz udają, że nic złego się nie wydarzyło. Żyją dalej swoim zwyczajnym życiem. Z osobami, które zawiodły ich zaufanie. Bardzo często zgadzają się na intymne kontakty jakby nigdy nic. Moja przyjaciółka kiedyś zwierzyła mi się, że w takich momentach zastanawiała się tylko: "Czy ten zdrajca odczuwał to samo z tamtą kobietą, co teraz ze mną?".

– A czy wreszcie udało ci się o tym zapomnieć? – zapytałam.

– Ależ skąd! Co prawda nie boli już jak kiedyś. Przyzwyczaiłam się do tego. Jednak kiedy mnie dotyka, to nie czuje już tego, co kiedyś. Czuję tylko złość... I od razu boli mnie brzuch.

– To dlaczego nie odejdziesz? – zapytałam, być może naiwnie.

– Chyba nie rozumiesz, o czym mówisz? Miałabym zostać sama?! Z długami, czynszem, opłatami, rachunkami do zapłacenia? Chyba oszalałaś? Nie poradziłabym sobie!

No cóż... To rzeczywiście jest jakiś powód. My też mamy mieszkanie, które kupiliśmy za wspólne pieniądze. Także wspólnie je urządzaliśmy. On sfinansował zakup sprzętu audio–video, a ja – AGD. Wnętrze sypialni wykończyliśmy za pieniądze od jego rodziców, a wystrój salonu i kuchni zafundowali moi. Co do łazienki, to jeszcze nie skończyliśmy remontu...

Spłacamy auto, rowery, sprzęt do wspinaczki... Mamy długi zarówno w banku, jak i po znajomych i przyjaciołach. Nasza sytuacja finansowa przypomina węzeł gordyjski. Nie da się tego tak po prostu rozplątać. Podzielić na dwie połowy. Na ostatnią rocznicę naszego ślubu kupiłam mu bardzo drogi zegarek. Co z tym wszystkim zrobić?

Pamiętam doskonale. Wzięłam wtedy pożyczkę w parabanku na lichwiarski procent. Choć wówczas sądziłam, że warto. Cieszył się jak małe dziecko. Przepraszał mnie, bo on miał dla mnie tylko drobny prezent – srebrną zawieszkę za jakieś grosze.

– Nie przejmuj się – uspokajałam go. – To nie jest ważne. Najważniejsze, że mnie kochasz!

Boże, jaka ja byłam głupia! Teraz aż mnie trzęsie ze złości, gdy o tym pomyślę. Przecież on mnie zdradzał na całego. Wszyscy wszystko wiedzieli. Dookoła mnie plotkowali na ten temat. Tylko ja. Jakbym była głuchoniema. Nic nie widziałam. Nic nie słyszałam! Gdy tylko przypomnę sobie, jaką kolację przygotowałam na naszą rocznicę, jak się do niego uśmiechałam, jak się starałam w łóżku, bo ostatnio ciągle mówił, że jest zmęczony i że ma stresującą pracę, więc nie miał za bardzo ochoty na intymność – mam wrażenie, że mnie trafi szlag. Ze złości i ze wstydu.

Na pewno rozmawiali o mnie z Julią! Z pewnością śmiali się z mojej naiwności... Z tego, jak bardzo się starałam, aby mu sprawić przyjemność. Z tych cholernych zdrowych śniadań do pracy, które pakowałam do próżniowych pojemników, z owocowych sałatek i świeżo wyciskanych soków!

Pamiętam, jak mi kiedyś powiedział:

– Wiesz co? Ten warzywny sosik jest chyba najlepszy. Powinnaś go robić częściej. Poczęstowałem koleżankę z pracy i bardzo go chwaliła, mówiła, że jest przepyszny.

Mam ochotę wyć. Pięści mi się same zaciskają. Kiedy tylko sobie to wszystko przypomnę. Ta szmata po prostu jadła moje obiadki, które dla niego przygotowywałam! Ten cham – kłamca, błazen – podawał jej moje owsiane ciastka z ziarnami i morelami, moje naleśniki, karmił ją chlebem, który sama dla niego piekłam. I pomyśleć, że robiłam to wszystko, żeby ten bałwan się zdrowo odżywiał.

Czasami do kanapek na śniadanie wkładałam karteczki z rysunkiem serca lub odciśniętymi moimi ustami za pomocą czerwonej szminki i podpisem "kocham cię". Musieli się dobrze bawić, jak rozpakowywali jedzenie. Kiedy o tym myślę, to mam ochotę dosłownie zniknąć. Zarówno jego, jak i moi rodzice starają się uratować nasz związek. Często do nas wpadają, rozmawiają z nami, negocjują, apelują do naszego zdrowego rozsądku.

– Czasem tak jest – mówią. – Musimy sobie przebaczać. Nikt nie jest bez winy.

– A gdybyście mieli dzieci...? – mówi w zamyśleniu moja teściowa. – Ale wy tylko skupiacie się na pracy i awansie.

– Tak, teraz jeszcze bym musiała uspokajać dziecko, które nie rozumiałoby, dlaczego jego tatuś nie wraca na noc! – krzyczę. – Czy mama naprawdę myśli, że to by go powstrzymało przed bieganiem za tymi wszystkimi laskami?!

Wreszcie moja teściowa zamilkła. Wygląda nawet na obrażoną. Wiemy, że w pewnym sensie jest po mojej stronie, ale to matka. Zawsze jej serce każe jej wspierać syna. To jej cudo, perełka. Jestem pewna, że w głębi duszy robi wszystko, aby go usprawiedliwić: "To mój jedyny syn. Może popełnił błąd. Jednak ona przesadza". Moja matka z kolei cały czas płacze, ale w gruncie rzeczy jest silna:

– Pomyśl o sobie – doradza mi. – Zrób to, co czujesz i co uważasz za słuszne. Zawsze będę przy tobie.

Z kolei zarówno mój, jak i jego ojciec starają się nie wtrącać. Jestem im za to wdzięczna, ponieważ nie oczekuję porad od obcych, dotyczących mojego szczęścia. Nie jestem pewna, czy sobie poradzę, ale muszę sama wziąć się w garść. Na razie, nie idzie mi najlepiej... Skończyła się laba. Ostatecznie zdecydowałam się powrócić do pracy i zmierzyć się z codziennością.

A co go to obchodzi? To nie jest jego problem!

Kiedy po tym wszystkim przyszłam po raz pierwszy do pracy, powitał mnie Wojtek. Nie lubiłam tego typa. Był zarozumiały i niemiły. No i jak wszyscy, musiał słyszeć o moich problemach w małżeństwie.

– To, co posprzątałaś swoje życie? Już jest wszystko w porządku? – zapytał. W jego tonie dostrzegłam ironię, więc szybko przygotowałam się do kontrataku.

– Nie mam ochoty słuchać twoich idiotycznych komentarzy i porad. Zajmij się swoim życiem.

Wojtek nie zamierzał się nigdzie ruszać. Przyglądał mi się uważnie i odpowiedział spokojnie:

– Pytam, bo mogę ci dać kilka użytecznych rad w tym temacie. Sam przeszedłem przez to samo co ty teraz. Miałem wrażenie, że życie wali mi się na głowę. Zresztą nadal się po tym wszystkim nie pozbierałem. Ale ok. Przepraszam. Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to twoje prawo. Ja też przez długi czas nie chciałem.

Poczułam się nieco zakłopotana.

– Przykro mi, nie zdawałam sobie sprawy, że masz za sobą trudne przeżycia – powiedziałam niepewnie.

– A ja myślałem, że wszyscy o tym wiedzą i że żartują i kpią ze mnie po kątach. Czy ty też tak o sobie myślisz? – zapytał.

– Tak, dokładnie tak.

– Widzisz. Doskonale się rozumiemy. Bo tylko my wiemy, co przechodzimy. Jakbyśmy byli nadzy wśród ciepło ubranych ludzi.

– I to jeszcze na zimnie! – dorzuciłam, a on uśmiechnął się jakoś inaczej niż zazwyczaj – Chyba przyjemniej. Tak ciepło i sympatycznie.

– Jeżeli zechcesz porozmawiać, jestem do twojej dyspozycji. Potrafię także milczeć, kiedy to konieczne. Nie potrafię jednak płakać, ale zawsze mam przy sobie czyste chusteczki!

– Dobrze. Będę o tym pamiętała – odpowiedziałam, uśmiechając się.

Każdy na strychu klei swoje połamane skrzydła

Chyba pierwszy raz, od kiedy dowiedziałam się, że jestem zdradzaną kobietą, nie płakałam. To naprawdę sukces! Wojtek praktycznie już miał zniknąć w swoim pokoju, ale jeszcze się obrócił i powiedział do mnie ze spokojem:

– Po pierwsze, nadchodzi wiosna... A poza tym, pamiętasz piosenkę Młynarskiego "Jeszcze w zielone gramy"? Mogę ci ją nucić od świtu do zmierzchu, jeśli tylko zechcesz. Mam przyjemny głos.

– Po co? – zapytałam zdziwiona.

Choć rzeczywiście, była taka piosenka...

– Żebyś zyskała perspektywę. Zrozumiała, że nie jest na nic za późno. Że nadal tu jesteś. Istniejesz. Abyś mogła znaleźć, czego faktycznie pragniesz! I unikać powtarzania starych błędów. Wiesz, że mi na tobie zależy? Jesteś świetną dziewczyną. Bardzo miło się z tobą rozmawia!

– Przecież zamieniliśmy zaledwie kilka słów – nadal się opierałam jego wywodom.

– No i co z tego? Zawsze musi być jakiś początek, skoro ma być jakiś finał. Ja już to przyswoiłem. Teraz twoja kolej.