W moim życiu nigdy nie brakowało skromności i prostoty. Mieszkam w niewielkiej miejscowości, gdzie każdy zna każdego, a dni upływają w spokojnym, powolnym rytmie. Moja mała, acz przytulna chatka na skraju lasu, zawsze była dla mnie azylem, miejscem, gdzie mogłam odpocząć od zgiełku świata. Mam niewiele potrzeb i jeszcze mniej życzeń. Jednakże los postanowił zaskoczyć mnie w najmniej oczekiwanym momencie.

Zrobiłam to, bo coś mnie pokusiło

Pewnego dnia, wracając z cotygodniowych zakupów, zdecydowałam się na zakup losu totolotka. Nie było to coś, co robiłam regularnie, raczej kaprys, nagły impuls, który skłonił mnie do tej drobnej inwestycji. I tak, jak to bywa z niespodziewanymi decyzjami, ta przyniosła ze sobą zmianę, której skali nawet nie byłam w stanie sobie wyobrazić. Wygrałam kilka milionów – suma, która dla wielu oznaczałaby koniec problemów, dla mnie stała się źródłem nowych dylematów.

Moim największym skarbem, moją jedyną rodziną jest syn, Marek. Mężczyzna w kwiecie wieku, pięćdziesiąt lat na karku, a jego życie jest pełne wzlotów i upadków. Marek zawsze był ambitny, jednak nie zawsze ostrożny w swoich decyzjach. Teraz znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Jego żona, piękna, ale niezwykle rozrzutna, żyła na skalę, której ani on, ani jego konto bankowe, nie byli w stanie sprostać.

W moim sercu, jako matki, zawsze tliło się pragnienie, by mu jakoś pomóc. Ale te miliony, te nagłe miliony, postawiły przed moim sumieniem pytanie, którego odpowiedź nie była już tak oczywista. Czy dzieląc się wygraną, rzeczywiście pomogłabym Markowi, czy raczej pogłębiłabym problem, dając narzędzia do dalszego roztrwonienia majątku przez jego żonę?

Postanowiłam, że zachowam nowinę dla siebie

Jedyną osobą, która mogła poznać moją tajemnicę, była Janina, moja najbliższa przyjaciółka. Kobieta mądra, z życiowym doświadczeniem, której radę zawsze ceniłam ponad złoto. Janina jak zawsze wysłucha mnie z empatią, ale i z niezachwianą logiką, której nie sposób ignorować. Tak, Janka na pewno będzie wiedziała, co powinnam zrobić. Zdecydowałam, że powiem jej to, gdy się zobaczymy...

W mrocznym, lecz ciepłym zakątku mojej kuchni, przy filiżance herbaty, rozmyślałam o niedawnej wygranej. Janina wpadła z wizytą, nieświadoma, że ten dzień odmienił moje życie.

– Kryśka, co tak siedzisz zamyślona? Coś cię gryzie? – zapytała Janina, zdejmując płaszcz i siadając naprzeciwko mnie przy stole.

Westchnęłam głęboko, zastanawiając się, jak zareaguje na wiadomość, która wyrwała mnie ze spokojnego żywota.

 – Janka, wygrałam w totka... kilka milionów – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.

Zamurowało ją. Na moment zapadła cisza, podczas której można było usłyszeć tylko tykanie zegara na ścianie.

 – Krysiu, to niesamowite! Musisz świętować! Co zamierzasz z nimi zrobić? – w końcu wybuchnęła radością.  – Wyrwiemy się z tej dziury, wyciągniesz Marka z tarapatów, a może nawet wyjedziemy na jakąś wycieczkę! To doskonała wiadomość! Dlaczego się nie cieszysz?

Mój wzrok przesunął się na leżący na stole nieotwarty list od Marka, w którym, jak zawsze, opisywał swoje finansowe zmagania i prosił o zapomogę.

 – Obawiam się, że nie mogę podzielić się tą nowiną z Markiem – mówiłam powoli, ważąc każde słowo.

 – Jak to? Przecież to twój syn! Powinien się cieszyć!

 – Wiem, ale obawiam się, że jego żona... Nie chcę, aby te pieniądze do niej doszły. Znamy przecież jej apetyt na życie. Nie mogę pozwolić, by moja wygrana finansowała jej hulanki.

Janina spojrzała na mnie z mieszanką zrozumienia i zaniepokojenia.

 – Krysiu, rozumiem twoje obawy. Ale może istnieje sposób, byś mogła pomóc Markowi, nie podsycając niezdrowych nawyków jego żony? Inwestycja w coś trwałego, edukację wnuków, fundusz, z którego skorzystają w przyszłości?

Nasza rozmowa trwała do drugiej w nocy. Rozważaliśmy różne możliwości, jak mądrze wykorzystać wygraną, jednocześnie chroniąc ją przed nieodpowiedzialnymi decyzjami. W głębi serca wiedziałam, że Janina ma rację. Być może istniał sposób, by wspierać Marka, nie dając mu bezpośredniego dostępu do pieniędzy.

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia

Marek odwiedził mnie niespodziewanie. Jego wizyta przerwała moje rozmyślania nad wygraną, ale też przyniosła nieoczekiwany zwrot akcji.

 – Mamo, mam coś, co muszę ci powiedzieć... Mam plan, który może wszystko zmienić – zaczął Marek, nieśmiało siadając naprzeciwko mnie w kuchni.

Jego słowa wzbudziły moją ciekawość. 

– Mów dalej, synu. Co masz na myśli?

Opowiedział mi o swoim pomyśle, który nie tylko miał potencjał zmienić jego życie, ale i przynieść korzyść lokalnej społeczności. Jego pasja i zaangażowanie były widoczne w każdym słowie. Widać, że przemyślał każdy scenariusz...

 – Mamusiu, chodzi o ekologiczną farmę. Uprawialibyśmy warzywa i owoce, dostarczalibyśmy je bezpośrednio do domów Warszawiaków. Moglibyśmy dostarczać zdrową żywność naszej społeczności, stworzyć miejsca pracy... Przecież tata był rolnikiem, mnie też zawsze ciągnęło do tej pracy. Ja mam już dość gnicia w firmie i zarabiania pieniędzy dla kogoś. Agnieszka i tak wydaje moją pensję pół miesiąca. Chcę wziąć sprawy w swoje ręce!

Słuchając go, zdałam sobie sprawę, że to może być szansa, na którą czekałam – sposób, by mu pomóc, nie dając się wciągnąć w nieskończony cykl rozrzutności.

 – Synu, jestem pod wrażeniem. Ale jeśli miałabym ci pomóc, musielibyśmy ustalić pewne warunki...

 – Rozumiem, mamusiu. Cokolwiek uznasz za stosowne. Chcę to zrobić przede wszystkim dobrze. O nic cię nie proszę, będę załatwiać sprawy w banku. Przyszedłem tylko podzielić się z tobą moją wizją i sprawdzić, co o tym myślisz... Cieszę się, że mój pomysł ci się podoba.

Wtedy zdecydowałam

W tym momencie wiedziałam już, że nadszedł czas, aby podzielić się z nim moją tajemnicą.

 – Marku, przed nami wiele pracy.  – powiedziałam.

Syn spojrzał na mnie bez zrozumienia.

 – Mamo, ale jak to przed nami? Nic od ciebie nie oczekuję! Nie będziesz przy tym pracować, możesz być jedynie moją mentorką.

 – Jest coś, co muszę ci powiedzieć. Wygrałam w totolotka, kilka milionów. I chcę zainwestować część tej wygranej w twój projekt.

Mark spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

 – Mamo, to... to niesamowite! Ale dlaczego... Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

 – Boję się, że pieniądze mogą zmienić ludzi. Będę z tobą szczera: nie chcę, by wygrana trafiła w ręce Agnieszki.

Marek nieco się uspokoił, zastanawiając się nad moimi słowami. Widziałam, jak w jego oczach pojawia się mieszanka emocji — wdzięczności, zaskoczenia, a może nawet lekkiego zamieszania i rozczarowania.

 – Widzę, jak bardzo jesteś zaangażowany w ten projekt i jak bardzo chcesz coś zmienić. To mnie przekonało. To twoja szansa, by pokazać, na co cię stać. Jestem z tobą, ale mam warunki: kasa nie może trafić do Agnieszki. Nie pozwól jej wtrącać się w firmę.

Jego uśmiech był odpowiedzią, na którą czekałam. W tym momencie, po raz pierwszy poczułam, że moja wygrana może przynieść prawdziwą zmianę.

Z pomocą Janiny, która zachęcała mnie do tej decyzji, zainwestowałam w projekt Marka, ale z zastrzeżeniem, że pieniądze będą wykorzystane mądrze i z korzyścią dla wszystkich.

Ta decyzja zbliżyła mnie do Marka jak nigdy dotąd i pokazała, że moja wygrana może być siłą napędową dla dobra, tworząc coś wartościowego i trwałego. Lepszą przyszłość dla moich wnuków i okazję, by mój syn się wykazał.

Krystyna 71 lat