Poderwałem się gwałtownie na łóżku. Przez moment nie mogłem sobie uświadomić, gdzie jestem. Wokół panował mrok rozjaśniony jedynie światłem ulicznej latarni, której poblask przedzierał się przez gałęzie rosnącego na wprost okna drzewa.

Była druga w nocy. Nie musiałem patrzeć na zegarek. Od trzech miesięcy, noc w noc, zrywałem się ze snu o tej samej godzinie. Kiedy to się wreszcie skończy? Ciężko opadłem na poduszkę.

Nie pamiętam dokładnie dnia, kiedy się to zaczęło. Zapadałem w sen i budziłem się po drugiej stronie jawy na mrocznej klatce schodowej. Gdzieś w ciszy słychać było krople skapujące na betonową posadzkę. Ich plusk roznosił się w atramentowej ciemności. Wyciągałem z kieszeni zapalniczkę. Zapalałem ją, unosiłem nad głową i mrużyłem oczy porażone światłem. Na wprost siebie widziałem drewniane wytarte schody. Światło gasło. 

Znowu pstryk. Zaczynałem wchodzić stopień po stopniu, coraz to krzesząc przed sobą lichy płomień. W ciemności rozróżniałem jedynie niewyraźny zarys klatki schodowej… Stawałem przed jakimiś drzwiami. Skądś wiedziałem, że to właśnie tutaj. Nim wszedłem, nasłuchiwałem chwilę, potem naciskałem delikatnie klamkę. Mijałem ciemny przedpokój, kuchnię po prawej stronie. Na koniec wiedziałem, że na mojej drodze stoi krzesło, które powinienem wyminąć, inaczej się przewróci i narobię hałasu.

Na koniec wchodziłem do sypialni. Dopiero teraz do moich uszu dobiegał miarowy oddech śpiącej na tapczanie dziewczyny. Jej twarz była zawsze tak samo ułożona na jasnej poduszce. Padające zza okna światło księżyca igrało w ciemnych lokach, które dziwnie kontrastowały z jasną karnacją skóry.

Za każdym razem siadałem w fotelu w rogu pokoju i patrzyłem na dziewczynę. Skąd ją znałem? Byłem przekonany, że kiedyś już się spotkaliśmy. Kiedy? W jakich okolicznościach? Te pytania męczyły mnie strasznie. Im dokładniej przyglądałem się śpiącej, tym bardziej wydawało mi się, że jestem coraz bliżej rozwiązania zagadki.

Ale zanim odpowiedź zdążyła się pojawić, dziewczyna nieoczekiwanie się budziła. Na mój widok w jej oczach pojawiał się strach, który rósł z sekundy na sekundę. Czułem, jak kuli się pod kołdrą, a jej usta za moment gotowe będą wykrzyczeć narastające przerażenie.

Zobacz także:

W tym momencie podrywałem się na łóżku w swoim mieszkaniu. Ocierałem rękawem piżamy pot z czoła, by po chwili ciężko opaść na poduszkę. Najgorsza w tym wszystkim była pewność, że następnej nocy wszystko się powtórzy. To robiło się naprawdę męczące. Zauważyłem, że zaczynam na jawie wypatrywać kobiety o bladej twarzy i ciemnych włosach.

I to niepokojące przekonanie, że ją znam…

– Przypomnij sobie. Może to jakaś twoja stara flama – powiedział Heniek, mój brat, któremu się zwierzyłem. – Zmieniasz je jak rękawiczki, może którejś zostawiłeś wrzeszczący prezent i teraz ona wzywa cię myślami. Alimenty, bracie! – zachichotał.

Komentarz Heńka niewart był odpowiedzi, choć, przyznam, coś w tym było. 

Jakoś nie potrafiłem przywiązać się do jednej kobiety. Każdej czegoś brakowało, jakby nie były w stanie dociągnąć do jakiegoś ideału, wzoru kobiety doskonałej, ukrytego w mojej podświadomości tak głęboko, że sam nie miałem do niego dostępu.

Ale pewnej nocy w moim powtarzającym się śnie pojawił się nowy element.

Gdy znalazłem się pod drzwiami mieszkania nieznajomej, nieoczekiwanie coś mnie zatrzymało. Ktoś poruszył się w ciemności. Lodowaty uścisk strachu złapał mnie za krtań, dusząc w płucach oddech.

Nie byłem sam. I skądś wiedziałem, że czający się w mroku mężczyzna jest złym człowiekiem. Nigdy dotąd w tym śnie nie czułem żadnego emocjonalnego napięcia. Do przodu gnała mnie jedynie przemożna ciekawość sprawdzenia, kim jest mieszkanka kawalerki. Jednak w tym momencie, stojąc przed drzwiami, poczułem przejmujące zimno. Postąpiłem krok do przodu. Wówczas ten drugi mnie dostrzegł. 

Rzucił się na mnie, podnosząc prawą rękę z nożem. Ja przez lewe ramię miałem przewieszony płaszcz. Gdybym owinął nim rękę, nóż nie przebiłby grubego materiału. Poczułem ostry ból i ostrze przebiło skórę na piersiach. Buchnęła krew.

Gwałtownie usiadłem na łóżku. Nie do końca rozbudzony, nacisnąłem pośpiesznie włącznik nocnej lampki. Druga w nocy. Jakżeby inaczej. W płucach wciąż czułem pieczenie. Rozerwałem na piersiach piżamę, ale po zadanym ciosie nie było najmniejszego śladu. Po chwili ból minął.

Tak dłużej być nie może.  Muszę poszukać pomocy

Przyznaję, przestraszyłem się. Ten sen zmieniał się w koszmar, który zaczynał emanować na moje życie na jawie. Przeglądając rano wiadomości w internecie, wrzuciłem do wyszukiwarki kilka kluczowych słów i wyszło mi, że powinienem skontaktować się z jakimś specem od snów, duchów i innych tego typu dziwów. Pojawiły się nawet jakieś nazwiska. Zawsze miałem się za osobę, która nie wierzy w tego typu bzdety, ale tym razem zwątpiłem.

Sprawdziłem oceny klientów na forach i po południu siedziałem już w gabinecie polecanego bioenergoterapeuty z psychologicznym wykształceniem. Opowiedziałem wszystko ze szczegółami.

– Teraz jestem pewien – kończyłem opowiadać – że tej kobiecie grozi realne niebezpieczeństwo. Nie bez przyczyny co noc przychodzę pod jej drzwi. Czuję jakiś wewnętrzny nakaz, by ją chronić, by ją uratować. We śnie mam wrażenie, że ją znam, ale na jawie nie mogę sobie przypomnieć… A muszę wiedzieć, kim jest, i gdzie mogę ją znaleźć!

Specjalista myślał przez chwilę.

Z tego, co pan opowiada wynika jasno, że oboje gdzieś się spotkaliście. Dawno temu. Myślę, że zależało panu na tej kobiecie… – popatrzył na mnie pytająco, ale pokręciłem głową. – Niech pan sobie spróbuje przypomnieć. Musi pan mieć jakieś stare zdjęcia, listy. Może one otworzą jakąś klapkę w pana wspomnieniach. Czasami z powodu zachodzących okoliczności wypychamy z naszej pamięci nawet ważne wydarzenia.

Po powrocie do domu sięgnąłem po stare albumy. Z dna szafy wygrzebałem nawet stary pamiętnik, który pisałem jako nastolatek. Zdjęcia w niczym mi nie pomogły. Zniechęcony, spojrzałem na zniszczony sztambuch. Więcej niż pewien, że i tam nie znajdę tego, czego szukam, wziąłem zeszyt do ręki. Przewracając stare kartki, natrafiłem na swoje młodzieńcze wiersze. Uśmiechnąłem się do siebie. Niegdyś wydawało mi się, że będę poetą – wielkim poetą, ale jakoś nic z tego nie wyszło.

Kiedy miałem już zamknąć zeszyt, spomiędzy stronic wypadła zasuszona róża.

Przez chwilę patrzyłem na nią obojętnie, po czym zalała mnie fala wspomnień

Alicja. Jak mogłem o niej zapomnieć? Miałem wówczas 19 lat i zakochałem się w dziewczynie z rudymi kucykami. Czułem wtedy, że to jest największa miłość mojego życia. Dlaczego nie jesteśmy razem? 

Przypomniałem sobie pewien wieczór. Ostrą kłótnię, słowa wymówki o coś zupełnie nieistotnego, co wówczas urosło do rangi problemu niemożliwego do rozwiązania. Rozstaliśmy się. Od tamtej pory byłem sam, głęboko chowając w sobie żal, że nie potrafiłem zdobyć się na wspaniałomyślność, która pozwoliłaby mi zostać przy ukochanej.

Bioenergoterapeuta miał rację – moje silne poczucie winy zdusiło wspomnienie dawnej miłości.

Na jednej z kolejnych stron pamiętnika trafiłem na wklejone zdjęcie Alicji. Wpatrując się w pożółkły papier, poczułem ogarniającą mnie falę gorąca. 

To była ona! Kobieta z moich snów. Starsza, ale zdecydowanie to ona! Jak mogłem jej nie rozpoznać?

Godzinę później zatrzymałem samochód przed starym domem, gdzie wtedy mieszkała Alicja. Jednak nie znalazłem jej tu. Rodzice zmarli, ona się wyprowadziła. Dokąd? Nowi lokatorzy nie wiedzieli. Pojechałem do bioenergoterapeuty, w nadziei, że może wprowadzi mnie w hipnozę i przypomnę sobie więcej szczegółów snu, może nawet dowiem się, gdzie jest jej obecny dom. Powiedziałem, czego się dowiedziałem, i pokazałem mu zdjęcie Alicji.

Patrzył przez chwilę na zdjęcie, a potem spojrzał na mnie. 

– Nie uwierzyłbym, gdyby ktoś inny mi to powiedział – mruknął. – To nie może być zbieg okoliczności!

– Nie rozumiem.

– Ona była u mnie przed kilkoma dniami. Powiedziała, że co noc śni jej się ten sam koszmar. Gdy otwiera oczy, widzi mężczyznę, który w rogu pokoju siedzi w jej fotelu i jakby czeka na odpowiedź na dręczące go pytania. Chyba go zna, ale nie potrafi uzmysłowić sobie skąd… Oboje państwo doświadczacie zjawiska sennego przemieszczania się w przestrzeni. I to zapewne dlatego, że mimo upływu lat nadal jesteście ze sobą bardzo mocno związani emocjonalnie.

Mężczyzna zajrzał do notatnika i w komórce wystukał jakiś numer.

– Witam, pani Alicjo. Jest tu ktoś, z kim powinna pani porozmawiać – powiedział, po czym podał mi telefon.

Szybko nawinąłem na lewe ramię płaszcz

Kiedy ja i Alicja ponownie stanęliśmy na wprost siebie, dawne uczucia odżyły. Tłumione przez lata emocje wróciły ze zdwojoną siłą. Przez następne kilka dni niemal się nie rozstawaliśmy. W końcu Ala powiedziała, że chciałaby zajrzeć do swojego mieszkania. Odprowadziłem ją.

Weszliśmy schodami na piętro. Ponieważ światło nie działało, całą drogę oświetlałem trzymaną nad głową zapalniczką. Gdy dotarliśmy na piętro, odrzuciłem zapalniczkę i owinąłem płaszczem lewą dłoń. Zrobiłem to automatycznie, jakbym wykonywał wyuczony wcześniej ruch. Sekundę później moją krtań zacisnął strach.

Mimo panującej ciemności wiedziałem, że nie jesteśmy sami, że w mroku czai się niebezpieczeństwo. Kiedy Ala podeszła do drzwi, z głębi korytarza wypadł na nas napastnik. Zobaczyłem uniesiony nóż. Wiedziałem ze swoich snów, gdzie uderzy i jak powinienem odparować cios.

Zatrzymany przez policję chory psychicznie mężczyzna okazał się lokatorem sąsiedniego bloku. Z okien własnej kawalerki co noc podglądał przez lornetkę Alicję. W końcu uznał, że ona należy tylko do niego. Kilkakrotnie wydzwaniał do Ali, oświadczając się przez telefon. Alicja poradziła mu, by udał się do psychiatry.

Najwidoczniej nie mógł ścierpieć odrzucenia i postanowił się zemścić.