– Poranki w naszym domu zawsze wyglądały tak samo. Gwar dzieci, Tomek zaspany przeciągał się przy stole, a ja, z kubkiem gorącej kawy, przeglądałam maile służbowe i ogarniałam dom. Musiałam liczyć tylko na siebie, Tomek nie miał zamiaru mi pomagać, bo twierdził, że sprzątanie i gotowanie to kobieca robota. Czasem zastanawiałam się, jak moje przyjaciółki, Ania i Kasia, radzą sobie z tym wszystkim. Miały pomocników – roboty, które odkurzały, myły, a nawet gotowały za nie. Ja nie miałam nawet odkurzacza, bo Tomek twierdził, że przecież zmiotka mi wystarczy. Tego ranka postanowiłam, że poruszę ten temat na naszym zbliżającym się spotkaniu. Chciałam podpytać, czy warto zainwestować w taką pomoc, czy lepiej trzymać się starych metod.

Zaparzyłam herbatę, rozejrzałam się po kuchni i pomyślałam o chaosie, który by tu panował, gdyby nie moja praca. Z jednej strony ceniłam sobie niezależność i to, że mogę sobie wszystko posprzątać po swojemu, z drugiej – kusiła mnie wizja łatwiejszego życia. Zastanawiałam się, czy czasem nie jestem zbyt konserwatywna, trzymając się starych metod, kiedy technologia poszła już tak daleko.

Spotkałyśmy się z koleżankami

– Ania, ale masz tu czysto! Jak ty to robisz? – nie kryłam zdumienia, gdy tylko przekroczyłam próg jej nowoczesnego mieszkania. Wszędzie panował idealny porządek, a ja ledwo nadążałam za zabawami moich dzieci, które zdążyły już zawalić pół salonu zabawkami.

– Ach, to wszystko zasługa robota. Wiesz, ten nowy model, o którym ci mówiłam – odpowiedziała Ania, podając mi filiżankę kawy.

– Serio? Myślałam, że to tylko kolejny gadżet – przyznałam, siadając wygodnie na kanapie.

– Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mi pomaga. Zobacz, mogę spokojnie siedzieć i rozmawiać z tobą, zamiast biegać z odkurzaczem – wyjaśniła Ania, uśmiechając się z ulgą.

Muszę przyznać, że brzmi kusząco – mruknęłam, myśląc o stosach prania czekających w domu. I o tym, że ja nawet nie mam odkurzacza, tylko wszystko zamiatam ręcznie.

Do pokoju weszła Kasia, która również korzystała z podobnych urządzeń.

– Julia, naprawdę warto. Nie tylko sprzątanie. Robot gotuje mi obiady, kiedy jestem w pracy. Wrzucam składniki rano, a kiedy wracam, kolacja czeka – wyjaśniła Kasia, pokazując mi aplikację na telefonie, która kontrolowała jej kuchennego robota.

– Ale czy to nie sprawia, że... no wiesz, czujesz się mniej... potrzebna? – zapytałam, próbując wyrazić moje obawy dotyczące zbytniego polegania na technologii.

– Julia, rozumiem twoje obawy, ale popatrz na to inaczej. Dzięki temu mam więcej czasu dla siebie i rodziny. Nie jestem już tak zestresowana i zmęczona – przekonywała Kasia.

– Nie wiem, chyba jestem za stara na te nowinki – zaśmiałam się, ale w głębi serca zaczęłam rozważać ich argumenty.

Spotkanie przyniosło mi więcej pytań niż odpowiedzi. Z jednej strony kusiła mnie wizja łatwiejszego życia, z drugiej bałam się, że zatracę w tym wszystkim siebie i swoje umiejętności. No i pozostaje jeszcze konserwatywny Tomek...

Wróciłam do domu z głową pełną wątpliwości

Atmosfera domowego ciepła zderzyła się z chłodem technologicznych rozwiązań, które opisywały moje przyjaciółki. Tomek, zauważywszy moje zamyślenie, podszedł i delikatnie mnie zapytał:

– Coś nie tak, Julka? Wyglądasz na zmartwioną.

– Rozmawiałam dzisiaj z Anią i Kasią o ich robotach domowych. Te wszystkie urządzenia, które sprzątają, gotują... – westchnęłam, siadając na kanapie.

– I myślisz o czymś takim dla nas? – zapytał Tomek, podnosząc brwi w geście zdziwienia.

– Szczerze mówiąc, nie jestem pewna... Z jednej strony, wydaje się to wygodne, ale z drugiej, czuję, że to trochę za dużo. Co ty o tym myślisz? – spojrzałam na niego, szukając wsparcia.

– Julia, wiesz, że zawsze staramy się oszczędzać, gdzie tylko można. Te roboty to drogie zabawki. Nie sądzę, abyśmy potrzebowali czegoś takiego, by szczęśliwie żyć. Może zainwestujemy w odkurzacz? – powiedział Tomek, siadając obok mnie.

– Tak, ale one mogłyby nam, to znaczy mi, oszczędzić mnóstwo czasu... czasu, który moglibyśmy spędzić razem, na przykład grając z dziećmi – próbowałam bronić argumentów, które zapadły mi w pamięć podczas rozmów z przyjaciółkami.

– Rozumiem, ale pomyśl o naszych wakacjach. Przecież nie stać nas na te wynalazki. Musielibyśmy naruszyć nasz budżet wakacyjny – Tomek ujął moją dłoń, patrząc mi w oczy.

Masz rację, może rzeczywiście przesadzam. Po prostu... czasami ciężko mi nadążyć za wszystkim. Chciałabym mieć więcej czasu dla siebie, dla nas – przyznałam z nutą zmęczenia w głosie.

– A może zamiast inwestować w drogie gadżety, znajdziemy inne sposoby na to, by trochę odciążyć cię w codziennych obowiązkach? Może zacząć planować obowiązki, lepiej się zorganizować, robić większe zakupy raz w tygodniu, a nie codziennie? Albo ustalić dni, w których dzieci pomagają w gotowaniu? – zaproponował Tomek.

Tomek zawsze miał sposób, by sprawy wydawały się prostsze, niż były. Ale to dalej JA miałam wszystko lepiej zorganizować.

Tomek nie proponował nawet swojej pomocy

Następnego dnia po naszej rozmowie, czułam się coraz bardziej sfrustrowana. Pomysły Tomka, choć wydawały się rozsądne, miały jedną zasadniczą wadę – wszystko spadało na moje barki. Postanowiłam poruszyć ten temat ponownie wieczorem, gdy dzieci już poszły spać.

– Tomek, musimy jeszcze raz porozmawiać o tych wszystkich planach organizacji domu – zaczęłam, gdy siedzieliśmy na kanapie z kubkami herbaty.

– Jasne, mówiłaś, że spróbujemy tego. Cieszę się, że się zgadzamy – odpowiedział, uśmiechając się.

– Tak, ale... zdajesz sobie sprawę, że proponując 'lepszą organizację', znowu cały ciężar wyrzucasz na mnie? – moje słowa były spokojne, ale stanowcze. – Chciałabym, żebyśmy byli w tym razem. Nie tylko ja planująca i zarządzająca.

Tomek spojrzał na mnie zaskoczony. Być może nie zdawał sobie sprawy z tego, jak jego słowa brzmiały dla mnie.

– Oh, nie przesadzaj, Julia. Nie chciałem, żebyś się tak czuła – powiedział, kładąc rękę na mojej.

Rozumiem, że może nie widzisz tego z mojej perspektywy, ale jestem zmęczona, Tomek. Naprawdę zmęczona. Potrzebuję, żebyś nie tylko doradzał, ale też aktywnie pomagał. Może zacząć od prostych rzeczy, jak zabranie dzieci na dodatkowe zajęcia, czy przygotowanie obiadu raz w tygodniu? – moje propozycje były konkretne.

– Obiecuję, że będę bardziej zaangażowany. Co powiesz na to, żeby w te czwartki, gdy masz późne spotkania, ja zabierałem dzieci na pływanie? – zaoferował, wydając się teraz bardziej świadomy sytuacji.

– To by dużo pomogło. A co z gotowaniem? Może możemy razem ułożyć jadłospis na cały tydzień i ty przejmiesz gotowanie w środy? – zapytałam

– Mogę poprosić mamę, by wpadła do nas i coś ugotowała – powiedział Tomek, ściskając mocniej moją dłoń.

Nie był to idealny scenariusz, ale może coś by się ruszyło

Przyznaję, że Tomek zaczął aktywniej uczestniczyć w życiu domowym. Widziałam, jak stara się trochę mnie odciążyć. Choć początkowo miał trudności z przyzwyczajeniem się do nowych obowiązków, jego wysiłki były dla mnie nieocenione.

Pewnego wieczoru, wracając do domu po długim dniu pracy, zastałam Tomka zainstalowanego w kuchni, a na blacie coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak nowoczesna maszyna.

Co to jest? – zapytałam zaskoczona, zdejmując płaszcz.

– Niespodzianka – odpowiedział Tomek z tajemniczym uśmiechem. – Pamiętasz naszą rozmowę o robotach kuchennych? Pomyślałem, że możemy sprawdzić to na własnej skórze.

Podszedł do urządzenia, które, jak się okazało, było robotem kuchennym zdolnym do przygotowywania całych posiłków.

– Tomek, to przecież kosztuje fortunę! – wykrzyknęłam, ale w głosie miała zarówno nutę zdziwienia, jak i podziwu.

– Wiem, ale znalazłem świetną okazję, i pomyślałem, że to będzie inwestycja w nasze wspólne życie. Może to da ci więcej czasu na odpoczynek, a nam więcej czasu razem – wyjaśnił, podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem.

– Nie wiem, co powiedzieć... Dziękuję – odpowiedziałam, czując, jak wzruszenie miesza się z ekscytacją.

– Kochanie, nie musisz dziękować. Przyznaję, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dużo dla nas robisz do momentu, w którym wziąłem część obowiązków na siebie.

Tomek z dumą zademonstrował, jak urządzenie działa

Przygotował zupę krem z dyni, korzystając z przepisu programowanego w robocie. Proces był zadziwiająco prosty, a efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania.

– Zobaczysz, Julia, to będzie nasz mały kuchenny pomocnik. Ale obiecuję, że to nie zastąpi mojego gotowania w środy – dodał z mrugnięciem oka.

Reszta wieczoru minęła na testowaniu różnych funkcji robota i planowaniu, co jeszcze moglibyśmy z nim przygotować. Byłam zaskoczona, jak wiele urządzenie to potrafiło zrobić i jak bardzo to ułatwiało przygotowanie posiłków.