Pierwszy alarm, że coś nie gra, wydarzył się na początku wiosny. Zbyszek, zamyślony, gapił się na szereg liczb na swoim komputerowym monitorze i wzdychał. Pomyślałam, że to idealna chwila, aby niespodziewanie rzucić:

– Zbyszku, skarbie, znowu muszę pojechać w delegację... Trzydniowe kursy dla kierowników regionalnych biur, wiesz jak to wygląda. Nie mogłam odmówić.

– Serio? No cóż. Jeśli musisz, to jedź.

– W ten czwartek. Po południu – dodałam niepewnie, zaskoczona jego opanowaniem.

– W ten czwartek? Dobrze, miłej zabawy.

– Daj spokój, jaka tam zabawa? To będzie ciężka harówka. Nie masz pojęcia, jak niewykształcona jest ta ekipa z różnych części kraju.

– Rozumiem... – kiwnął głową, ale przez cały czas nie przestawał patrzeć na ekran.

Stałam obok niego jeszcze chwilę, czekając na typowe w takiej sytuacji pytania kontrolne, ale nie padło żadne. Skierowałam się do kuchni.

Wszystko interpretował jako próbę oszustwa i zdrady

Nie miał skrupułów, aby przetrząsać moją torebkę ani przeglądać wiadomości w telefonie i na laptopie. Wcześniej zasypywał mnie lawiną pytań o nazwę miejscowości, hotelu, o to, kto tam będzie, jakim pojazdem tam dotrę i o której godzinie dojadę. Zastanawiał się, dlaczego nie biorę kremu z filtrem, skoro na wybrzeżu jest słoneczna pogoda i czy znajdę czas, aby odwiedzić jego starszą kuzynkę, Celinkę. Wszystko sprowadzało się do tego, że musiałam przewidzieć, jakie zada mi pytania i na każde z nich mieć przekonującą odpowiedź.

– Pamiętaj o swoim telefonie, żeby nie było tak jak poprzednim razem – usłyszałam w kuchni.

– Jasne, pamiętam, nie zapomnę.

Wcześniej nie zabrałam telefonu, bo Tofik przestraszył mnie, mówiąc, że mój zazdrosny partner zainstalował specjalną aplikację, która pozwala mu na śledzenie mojej lokalizacji.

– Serio, Tofik? Jak on może wiedzieć, gdzie jestem? To jest przecież nielegalne, to narusza moją prywatność.

– Haneczko, niewinna duszyczko, dzisiaj można wszystko sprawdzić i każdego zlokalizować.

– Czy to nie jest zarezerwowane tylko dla policji, i to tylko za pozwoleniem sądu?

Tofik spojrzał na mnie z politowaniem.

– Naprawdę? Czy ja się mylę? Z tym pozwoleniem sądu?

– Kiedy mąż jest zazdrosny, jest w stanie zrobić wszystko. Mamy jednak farta, że nigdy nas nie złapał. Gdybyś go zostawiła i spokojnie zamieszkała ze mną, nie musielibyśmy się użerać z całym tym zamętem związanym z ukrywaniem dowodów, kłamstwami, tworzeniem alibi i robieniem z siebie błazna.

– Ale przecież wiesz, że nie mogę…

– Dlaczego?

– Po prostu! Po prostu! Po prostu nie potrafię tak, koniec. Ale przecież jestem z tobą, nie? Jesteśmy razem. I będziemy mieli super weekend.

Tak pojawił się u mnie pomysł, aby zostawić telefon w domu. Nie da się już zrobić tego numeru po raz kolejny, więc z Tofikiem wpadliśmy na pomysł, aby pojechać do Gdyni. Faktycznie byliśmy tam i jeżeli Zbyszek to sprawdzał, to wszystko się zgadzało. Nawet udało mi się odwiedzić tę jego krewną.

To czas, który spędziłam ze swoim ukochanym

Zdecydowaliśmy się na wykorzystanie faktu, że nasza firma faktycznie organizowała trzydniowe szkolenie – tyle że w Krakowie. Dotarliśmy do małego hotelu, który był zlokalizowany trzy ulice dalej od miejsca, gdzie kurs się odbywał. W przypadku, kiedy mój zazdrosny mąż próbowałby mnie odnaleźć przez recepcję, wymyśliłam historię o głośnych turystach z Anglii, którzy tak mnie przestraszyli, że sama zdecydowałam się na przeniesienie do miejsca bardziej komfortowego. Ale Zbyszek nie próbował mnie odnaleźć. Nie sprawdzał, nie pytał kontrolnie. Wygląda na to, że Zbyszek po prostu mnie ignorował i kompletnie nie obchodziło go, gdzie jestem ani co robię.

– Czy coś cię niepokoi? – Tofik zadał pytanie pierwszego dnia pobytu w Krakowie. – Coś się dzieje?

– Nie, ale zastanawia mnie, że nie ma żadnych pytań, żadnych śledztw. Mówiąc szczerze, zaczyna mnie to niepokoić. Zawsze próbował kontrolować mój każdy krok.

– Sądzić, że szykuje jakąś zasadzkę?

– Nie wiem. Ale nie zdziwiłabym się.

– Może się poddał? Zrozumiał, że próby walki z twoją zdradą są jak walka z wiatrakami...

Tofik zaczął się rechotać i jego radość była dla niego tak absorbująca, że nie zauważył, jak bardzo jego niedorzeczny dowcip mnie zranił. Serio, jak on mógł powiedzieć coś takiego? Tak, to prawda, oszukuję Zbyszka już od pięciu lat, ale równie prawdziwe jest to, że po prostu kocham Tofika. Na inny sposób niż Zbyszka. Nasza tajemna miłość nigdy nie była tylko zabawą, od samego początku oboje czuliśmy, że coś silnie przyciąga nas do siebie, że to coś dużo poważniejszego, a nie tylko powierzchowna zabawa ani przelotny romans. Nie podobało mi się, że to Tofik postanowił z tego robić żarty.

– Czy już skończyłeś się śmiać?

– Co? To jest przecież śmieszne, nieprawdaż?

Może dla ciebie. Ja nie widzę w tym nic śmiesznego. Może po prostu nie mam poczucia humoru, albo jest inne niż twoje!

– Hania, nie chciałem cię zranić. Myślałem tylko, że gdy on wreszcie to zrozumie i przestanie być tak podejrzliwy, nasze życie stanie się spokojniejsze.

– W jakim to niby sensie?

– W najprostszym, zamiast budować skomplikowane plany i zabezpieczenia, powiesz mu: „wyjeżdżam na dwa dni”, on skinie głową i spokojnie pójdzie na spotkanie z kolegami. Czyż to nie byłoby wspaniałe...

Teoretycznie, argumenty Tofika miały w sobie naprawdę dużo sensu. Faktycznie, sytuacja wyglądałaby wówczas spokojniej, a ponadto wszystko byłoby między nami jasne, bez potrzeby ukrywania czegokolwiek. Ale mimo wszystko, jakoś nie uspokoiłam się na tę myśl. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to że Zbyszek nie posiada zbyt wielu przyjaciół, z którymi by mógł wypić kieliszek wódki czy po prostu spędzić czas. W myślach mignęła mi Ewa, była dziewczyna Zbyszka, o której wiedziałam, że niedawno rozstała się ze swoim mężem.

– ...albo zacznie równie jasny i niczym nieskrępowany romans z jakąś koleżanką z pracy, albo starą znajomą... – z rozbawieniem kontynuował Tofik.

Zaraz bym ich obu zniszczyła 

– ...czyli już poszedł na erotyczną emeryturę. Ile lat ma ten twój Romeo?

– Lepiej przestań już gadać. Właśnie jeżeli chodzi o to, to jest jak najbardziej aktywny, rozumiesz?

– Ok, kapituluję. Nie chciałem cię irytować. Choć jest to śmieszne, że potrafimy się już sprzeczać jak jakieś małżeństwo z bardzo długim stażem.

Nie byłem w stanie zasnąć. Odsunęłam zasłony, a potem pochyliłam się przez otwarte okno, aby wsłuchać się w dźwięki nocy w Krakowie. Wyimaginowani Anglicy po spożyciu alkoholu nagle stali się rzeczywistością, wrzeszcząc i potykając się po ulicy. Miasto tętniło życiem i rozrywką, podczas gdy ja zaszywałam się ze strachem, myśląc, że Zbyszek mógł być teraz z Ewą. Gdyby nie śpiący Tofik, pewnie sięgnęłabym po telefon i zrobiła coś, co Zbyszek zwykle robił ze mną. Szukałabym jakichś wskazówek, podążałabym za nimi i zadawałabym przebiegłe pytania. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam taką zazdrość o swojego męża.

– Nie możesz zasnąć?

– Tak, wszystko jest takie przytłaczające.

– Rozumiem. Ale zamknij okno, bo te krzyki są nie do zniesienia – powiedział Tofik i przykrył głową kołdrę.

Po krótkim czasie usłyszałem ciche dźwięki chrapania. Zbyszek chrapał jak stary koń, a Tofik jak mały szczeniak. Ta różnica między nimi była wyraźna. Tofik... Nagle uświadomiłam sobie, że od pewnego czasu Tofik nie namawia mnie na zerwanie ze Zbyszkiem. W trakcie dzisiejszej rozmowy nie dążył do swojego zwykłego wniosku. Zadowoliło go, że będzie nam łatwiej się spotykać. I to wszystko. Łatwiej spotykać! Przecież tu powinna być poważna rozmowa o życiu, zamieszkaniu razem i codziennym spaniu w jednym łóżku! Co jest nie tak?

Co się wydarzyło? Kiedy i dlaczego?

Rano czułam się strasznie zmęczona po nocy, kiedy nie mogłam zasnąć i byłam załamana.

– Tofik, przepraszam, ale naprawdę źle się czuję. Nie jestem w stanie tego znieść. Muszę jechać z powrotem do Warszawy.

– No dobrze, jeśli naprawdę musisz. Wymyśl tylko jakiś sensowny powód, dlaczego szkolenie się skończyło wcześniej...

Gdy Tofik poszedł kupić mi bilet na pociąg, zadzwoniłam do Zbyszka.

– Hej, Hania!

– Hej, dzwonię, żeby ci dać znać, że wracam dzisiaj.

– No i co, coś się stało? Nic poważnego?

– Nie, nie. Nic strasznego. Niesamowicie źle się poczułam, pewnie jakiś wirus, grypa czy coś takiego. W każdym razie wczoraj wieczorem byłam tak blada i słaba, że sami zasugerowali mi, żebym wróciła. Jakoś sobie poradzą beze mnie.

– Kiedy wrócisz? Czy mam przyjechać na dworzec? Mogę wziąć wolne w pracy.

– Nie, zamierzam wziąć taksówkę. Kiedy wrócisz do domu?

– Jak zwykle w piątki, po godzinie piątej.

– To dobrze. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

– Zadzwoniłaś? – zapytał Tofik.

– Tak.

– I jak? Wszystko w porządku?

– Tak. Myślę, że tak.

– To chodź. Mamy jeszcze dwadzieścia minut.

Coś się zmieniło

Wszystko zaczęło wracać do normy. Parę miesięcy już za nami. Niedługo zacznie się okres jesienny. Zbyszek się nie denerwuje i nie męczy mnie pytaniami. Jest spokojnie, choć też trochę smutniej, jakby uleciało ze mnie jakieś bardzo ważne uczucie. Spotykam się z Tofikiem raz czy dwa razy na tydzień.

Uprawiamy miłość, ale nie prosi mnie, żebym została z nim na zawsze. Jest miło, ale jakoś mniej emocjonująco, i bardziej rutynowo. Wczoraj przez całą godzinę patrzyłam na siebie w lustrze i obserwowałam nowe zmarszczki na swojej twarzy. Czy to naprawdę jest takie proste i jednocześnie tak okrutne? Czy da się kochać jednocześnie dwie osoby, i z obiema czuć jednocześnie miłość jak i zwykłą, małżeńską rutynę?