„1 listopada zapaliłam znicz mężowi i kochankowi. Pierwszemu, bo wypadało, a drugiemu z miłości”
„– Zawsze wiedziałeś, co powiedzieć, jak mnie podnieść na duchu, kiedy Michał wyżerał mi resztki cierpliwości. Pamiętasz, jak mówiłeś, że jestem silniejsza, niż myślę? – przełknęłam ślinę, walcząc z narastającym bólem. – Piotrze, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo tęsknię”.
- Redakcja
Deszcz zacinał mi prosto w twarz, ale nie mogłam odwrócić wzroku od kamiennej płyty z nazwiskiem Michała. Nawet teraz, po tylu latach, nie potrafiłam opanować chłodnych dreszczy, które mnie przechodziły na samą myśl o nim. Michał, mąż, partner, cień, który towarzyszył mi w każdym kroku przez tyle lat. Na jego grobie palił się jedyny znicz, postawiony przeze mnie. Wierzę, że nikomu innemu nie przyszłoby do głowy odwiedzić jego grób.
– Michał… – szepnęłam w końcu, jakby było co do powiedzenia.
Ale nic, nic, co chciałam mu powiedzieć, nie miało prawa ujrzeć światła dziennego. Chciałam go oskarżyć o te wszystkie lata, które trzymał mnie na uwięzi, o te wszystkie dni, gdy patrzyłam w okno z pustką w sercu, z pytaniem, dlaczego musiałam go znosić.
Stałam jeszcze chwilę, nie czując, by moje słowa miały tu jakiekolwiek znaczenie. Nie mogłam powiedzieć, że kiedykolwiek go kochałam, bo… to nie on był w moim sercu. Michał nie dał mi miłości, ani ciepła, ani wsparcia. Dał mi tylko ciężar, z którym musiałam iść przez życie. Ale tam, gdzie Michał mi nic nie dał, Piotr ofiarował wszystko – czułość, zrozumienie, chwilę, której nie zapomnę, i miejsce, gdzie mogłam być sobą.
Miałam mnóstwo wspomnień
Deszcz zaczynał słabnąć, gdy dotarłam do cmentarza. Krople wciąż kapały z gałęzi drzew, łamiąc ciszę wokół. Skręciłam w wąską ścieżkę, prowadzącą prosto do grobu Michała, choć z każdym krokiem coś we mnie protestowało. Niosłam ciężki, biały znicz, wciąż niepewna, czy postawić go na jego grobie. Czułam się zobowiązana, a zarazem wściekła – po tylu latach mogłam iść, gdzie tylko chciałam, a jednak stałam tu, przed zimnym kamieniem, jego nazwiskiem wyrytym grubą czcionką.
– A tobie niby czemu miałoby zależeć? – szepnęłam, patrząc na płytę, jakbym wciąż mówiła do Michała.
Nie odpowiedziałby, nawet gdyby stał tu teraz, cały dumny i arogancki. "Znowu coś nie tak, Iwona, prawda?" – powtarzały się w głowie jego wiecznie niezadowolone słowa. Na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć dni, w których nie słyszałam od niego wyrzutów.
Ale był ktoś, kto mówił zupełnie inaczej. Wystarczyło przymknąć oczy, a widziałam Piotra, ciepły uśmiech, oczy patrzące z troską, i to, jak potrafił mnie przytulić – bez słowa, bez oceny. Czułam dłoń Piotra na mojej ręce, słyszałam jego słowa, że jestem dla niego wszystkim, że zasługuję na więcej niż chłód i wyrzuty.
Stałam jeszcze chwilę przy grobie Michała, gotowa odejść.
Tak po prostu wypadało
Westchnęłam i postawiłam znicz na płycie grobu Michała, choć wciąż czułam, że nie ma w tym żadnego znaczenia. Przyszłam tu, bo wypadało – bo tak robi się dla tych, z którymi przeżyło się życie, nawet jeśli było to życie, od którego próbowałam uciekać przez tyle lat.
Wtem usłyszałam kroki i odwróciłam się gwałtownie. Z cmentarnej alejki zbliżała się do mnie drobna postać w czerni. Dopiero po chwili rozpoznałam Zofię, dawną sąsiadkę, która mieszkała dwa piętra niżej w naszym starym bloku. Niezbyt się lubiłyśmy, a z Michałem mieli wspólną "miłość" do plotkowania o innych i narzekania na całe osiedle. Teraz szła do mnie, w tym swoim czarnym płaszczu, z głową przechyloną nieco na bok, jakby chciała mnie objąć współczuciem.
– O, Iwona… Jak miło, że odwiedzasz Michała – odezwała się z tym charakterystycznym spojrzeniem, które zawsze sugerowało, że wie coś, czego ja nie wiem. – Taki dobry człowiek był, no i taki troskliwy dla ciebie, no nie? Nie raz to widziałam.
Poczułam, jak moje dłonie drżą, a złość przebija przez fasadę spokoju, którą próbowałam zachować. "Dobry człowiek." Jak śmiała mówić tak o kimś, kto nigdy nie zadał sobie trudu, by być dobrym dla mnie? Mimo to zmusiłam się do uśmiechu.
– Tak, Zosiu… taki dobry – odpowiedziałam cicho, choć prawie czułam, jak te słowa parzą mnie na języku.
Zofia, nieświadoma moich myśli, pokiwała głową z aprobatą, po czym dodała jeszcze kilka słów o tym, jak zawsze mnie podziwiała za to, jak oddana byłam Michałowi, nawet gdy musiałam być „zdecydowana”. Czułam, jak w mojej głowie kłębią się obrazy, wszystkie słowa, których nigdy nie wypowiedziałam na głos, i zdania, które dławiły mnie przez tyle lat.
Kiedy wreszcie odeszła, odetchnęłam z ulgą. Zostałam sama, wreszcie sama. Pochyliłam się nad grobem i wyszeptałam, choć ledwo słyszałam własny głos:
– Nigdy cię nie kochałam, Michał. Nie dlatego tu jestem.
Z torebką przewieszoną przez ramię ruszyłam alejką w stronę innego grobu – tego, do którego naprawdę mnie ciągnęło.
Tęskniłam za nim
Gdy zbliżałam się do grobu Piotra, czułam, jak napięcie z całego dnia opada, a serce przyspiesza w dziwnym, spokojnym rytmie. W przeciwieństwie do zimnej, granitowej płyty Michała, tutaj ziemia wydawała się jakby… lżejsza. Jakby po to, by na niej uklęknąć, westchnąć, szepnąć kilka słów do kogoś, kto kiedyś słuchał i rozumiał.
Wyciągnęłam znicz i zapalniczkę, próbując odpalić znicz mimo lekkiego wiatru. W końcu płomień zapłonął. Wpatrywałam się w niego, jakby miał mi odpowiedzieć, jakby miał mi powiedzieć, że Piotr tam jest, że mnie słyszy.
– Piotrze… – zaczęłam cicho, siadając na wilgotnej ziemi, nie zważając na zimno przenikające przez płaszcz. – Dlaczego musiałeś odejść? Dlaczego właśnie ty?
Słowa przychodziły same, niewypowiedziane wcześniej myśli przelewały się przez moje usta, a oczy zaszkliły się łzami, których wcześniej nie było komu ofiarować.
– Zawsze wiedziałeś, co powiedzieć, jak mnie podnieść na duchu, kiedy Michał wyżerał mi resztki cierpliwości. Pamiętasz, jak mówiłeś, że jestem silniejsza, niż myślę? – przełknęłam ślinę, walcząc z narastającym bólem. – Piotrze, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo tęsknię…
Bez Michała czułam pustkę, ale bez Piotra – czułam, że brakuje mi serca. Tracąc go, straciłam to jedno miejsce, do którego mogłam wracać, uciekać, choćby i w ukryciu.
Z każdą minutą opowieści w mojej głowie rosły – wspomnienia, jak rozmawialiśmy o wszystkim i niczym, jego ciepły dotyk, uśmiech, cichy szept, który był całym wsparciem, jakie znałam.
Żałuję, że nie odeszłam od męża
Zegar na pobliskiej wieży wybił kolejną pełną godzinę, a mnie czas przestał obchodzić. Na cmentarzu nie było nikogo, tylko ja i grób Piotra, jakby świat miał o nim zapomnieć – oprócz mnie.
Przypomniałam sobie ten dzień, gdy wyznał mi swoje uczucia. Było duszno, w powietrzu czuć było zapowiedź burzy. Staliśmy blisko siebie, ukrywając się przed spojrzeniami. To wtedy delikatnie chwycił mnie za rękę i spojrzał mi w oczy, bez wahania, bez strachu.
– Wiesz, Iwona, dla ciebie byłbym w stanie zrobić wszystko. Tylko… nie każ mi udawać, że cię nie kocham – powiedział wtedy szeptem.
Pamiętam, że serce waliło mi jak szalone, a ręce zaczęły drżeć. Wtedy pierwszy raz od wielu lat poczułam, że ktoś widzi we mnie coś więcej, niż tylko domowe tło, którym byłam dla Michała. Przez chwilę pozwoliłam sobie wierzyć, że może, może jest dla nas jakaś przyszłość.
Siedziałam teraz przed jego grobem, bezradna wobec tego, że nasza przyszłość zgasła szybciej, niż kiedykolwiek się narodziła.
– Piotrze, nie wiesz nawet, ile razy myślałam o tym, żeby po prostu odejść od Michała i być tylko z tobą… Ale strach był silniejszy. Myślałam, że może mogę mieć cię w ukryciu, choć przez chwilę… A teraz nie mam nic.
Mówiłam, szepcząc przez łzy, a cisza wokół chłonęła każde słowo. Piotr wiedział wszystko, o czym nigdy nie miałam odwagi powiedzieć nikomu. Był moim wyzwoleniem, moją chwilą wytchnienia od świata pełnego zimnych spojrzeń i ocen Michała.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w wiatr szumiący w nagich gałęziach drzew.
On naprawdę mnie kochał
Zatraciłam się w tych wspomnieniach, gdy nagle poczułam na ramieniu ciężar, jakby ciepło, które nie miało prawa się pojawić. Drgnęłam, ale w powietrzu była tylko cisza, tylko wiatr delikatnie muskał moje włosy.
Pamiętam, jak pewnego dnia, parę miesięcy przed jego śmiercią, powiedział mi coś, co zapadło w serce jak cień, coś, co nie dawało mi spokoju. Byliśmy wtedy w małej kawiarence na obrzeżach miasta. Piotr, już nieco bledszy, z bladym uśmiechem, wyciągnął do mnie rękę, przyciągając mnie do siebie.
– Iwona… wiesz, co najbardziej boli? – spytał cicho, patrząc gdzieś poza mnie. – Że nigdy nie będziemy razem. Że ja zostawię cię z tym całym bałaganem. Ty na to nie zasługujesz… Ale wiem, że Michał nigdy cię nie puści.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale Piotr położył mi dłoń na policzku, jego ciepło piekło mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Obiecaj mi jedno, dobrze? – Spojrzał na mnie z bólem, z którym walczył codziennie. – Obiecaj, że mnie zapamiętasz. Nie z poczucia winy, nie ze smutku. Po prostu… jako chwilę szczęścia.
Przy jego grobie czułam, że nie dotrzymałam tej obietnicy. Smutek, który mnie zjadał, był jak cierń wbity w serce. Straciłam jedyną osobę, przy której czułam się sobą. Michał nigdy się nie dowiedział, że byłam zdolna do takiej miłości, bo nigdy mnie nie poznał, tak naprawdę. Dla niego byłam tylko kobietą, którą mógł upokarzać.
– Przepraszam, Piotrze, że nie miałam odwagi z tobą być tak naprawdę. Przepraszam… – głos mi się łamał, a dłonie ściskały wilgotną ziemię.
Wstałam powoli, wiedząc, że muszę się pożegnać. Że choć chciałabym zostać przy jego grobie do końca dnia, to jednak muszę stąd odejść.
Iwona, 65 lat