Reklama

Zawsze słyszałam, że rodzina to świętość. Ojciec powtarzał to niemal jak mantrę, zwłaszcza po śmierci mamy. Wtedy wszystko się zmieniło – dom zrobił się cichszy, a on… jakby starszy o dekadę. Później pojawiła się Monika, a razem z nią Ola – moja przyrodnia siostra, której nigdy nie potrafiłam zaakceptować. Chociaż się starałam. Dla taty. Mieszkam w Warszawie, pracuję w korporacji, gdzie wszystko jest poukładane, mierzalne, przewidywalne. Od lat odkładałam na mieszkanie – każdy grosz był krokiem do niezależności. Tylko że ta „niezależność” zgasła w momencie, gdy ojciec zadzwonił z prośbą o spotkanie. Głos miał cichy, zmęczony, jakby go coś gryzło od środka. Wtedy jeszcze się łudziłam, że to wszystko da się naprawić…

Reklama

W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli

– Nie mam już do kogo pójść – powiedział, ledwo zamykając za sobą drzwi.

Stał w moim przedpokoju, skulony, jakby nie był już tym samym ojcem, który zawsze miał na wszystko odpowiedź. Zaprosiłam go do kuchni. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, a on przez kilka minut milczał, ściskając filiżankę z herbatą, która już dawno ostygła.

– Firma... drukarnia... wszystko się sypie – wyrzucił z siebie. – Nie płacimy pracownikom. Bank nie da kredytu. Nikt nie chce pomóc.

Zamarłam.

– Ile potrzebujesz? – zapytałam, choć czułam, że nie chcę znać odpowiedzi.

Sto pięćdziesiąt tysięcy. Wiem, to dużo, ale to pozwoli nam ustać na nogi. Już mamy plan, Monika też wszystko przeliczyła...

Serce mi zamarło, gdy padło jej imię. Zawsze miałam wrażenie, że ona patrzy na mnie jak na intruza. I teraz, nagle, to ona ma „plan”?

– Muszę się zastanowić – odpowiedziałam sztywno.

Ojciec skinął głową.

– Zrób to, proszę. Ale nie mamy dużo czasu...

Gdy wyszedł, usiadłam na łóżku. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli. Marek zawsze mówił, że rodzina mojego ojca ciągnie mnie w dół, że wykorzystują moją lojalność. Może miał rację. A może byłam po prostu córką, która nie chciała zawieść swojego taty. Bo choć nasze relacje nie były już tak bliskie, jak kiedyś, to wciąż chciałam wierzyć, że dla niego jestem kimś więcej niż tylko portfelem.

Ręka mi się trzęsła z emocji

– Zwariowałaś?! – Marek niemal krzyknął, rzucając pilot na kanapę. – Oni cię wykorzystują! Wszyscy to widzą, tylko nie ty!

To mój ojciec. Nie jakiś obcy facet z ulicy – odpowiedziałam cicho, ale z nutą irytacji.

– Sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. Wiesz, ile czasu odkładałaś te pieniądze? Ile razy rezygnowałaś z wakacji, z butów, z życia?

– Wiem. Wiem dokładnie – warknęłam. – Ale nie mogę tak po prostu patrzeć, jak wszystko mu się wali.

Marek westchnął, podniósł się i podszedł do mnie.

– Oni nie ratują firmy. Oni ratują siebie. Ta twoja Monika… myślisz, że jej zależy na twoim tacie? Ona dba o siebie. Ty jesteś tylko dodatkiem.

Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć? Że też to czuję, ale nie mam dowodów? Że kiedy ojciec mnie o coś prosi, coś we mnie pęka? Tej nocy długo nie spałam. Otwierałam aplikację banku i znów ją zamykałam. Przewracałam się z boku na bok. W końcu przed trzecią nad ranem nacisnęłam „przelej wszystkie środki”. Ręka mi się trzęsła. Kiedy potwierdziłam przelew, rozpłakałam się. Bo czułam, że właśnie zrobiłam coś nieodwracalnego.

Byłam tylko środkiem do celu

Początkowo nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak. Ojciec dziękował mi codziennie SMS-em, Monika wysłała nawet wiadomość, że „uratowałam rodzinny biznes”. Chciałam w to wierzyć. Naprawdę. Aż któregoś dnia wróciłam do rodzinnego domu po dokumenty mamy, które tata obiecał mi znaleźć na strychu. Wchodząc po schodach, usłyszałam śmiech. Cichy, kobiecy. A potem głos Moniki:

– Karolina nic się nie domyśla. Myśli, że ratuje drukarnię.

– Spokojnie – to był głos ojca. Zmęczony, ale bez śladu skruchy. – I tak zrobiła to, co miała zrobić. Teraz przynajmniej Ola będzie miała dobry start. Zasłużyła.

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Zamarłam. Przez uchylone drzwi widziałam ich w salonie. Pili wino. Monika była zadowolona. Ojciec... wyglądał jak cień samego siebie, ale nie wyglądał na zrozpaczonego.

– Czy ona się kiedyś dowie? – zapytała Monika.

– A co jej to da? I tak już po wszystkim – odparł ojciec.

Zeszłam cicho na dół, choć nogi miałam jak z waty. Wyszłam na ulicę, powietrze było lodowate. Oddychałam szybko, jakbym miała się udusić. Ola będzie miała dobry start? Czyli... Moje pieniądze poszły nie na firmę, ale na wygodne życie? W głowie mi dudniło. Byłam tylko środkiem do celu.

Serce mi waliło

– Tato, musimy porozmawiać. Teraz.

Wparowałam do domu bez zapowiedzi. Monika zniknęła gdzieś na górze, a ojciec stał przy czajniku jak przyłapany uczeń.

– Co się stało? – spytał, ale nie patrzył mi w oczy.

– Wiem wszystko – powiedziałam spokojnie, aż sama się siebie przestraszyłam. – Wiem, że pieniądze nie poszły na firmę.

Jego ręce drgnęły.

– Skąd...

– Słyszałam rozmowę. Twoją i Moniki. W salonie.

Cisza.

Część pieniędzy poszła na spłatę długów. Naprawdę. Ale... Monika... chciała, żeby Ola miała dobry start. Studia za granicą, mieszkanie... – głos mu się załamał.

Za moje pieniądze?! – warknęłam. – Pieniądze, które odkładałam przez sześć lat! Na swoje mieszkanie! Na życie, które próbuję sobie zbudować, podczas gdy ty... ty mnie sprzedałeś!

– Nie mów tak...

– Przestań mnie tak nazywać! – krzyknęłam. – Nie jestem twoją córeczką, tylko sponsorem twojej nowej rodziny!

W drzwiach pojawiła się Monika.

– Uspokój się. Nie możesz tak krzyczeć...

– Nie weźmiesz ode mnie już ani grosza – Spojrzałam jej prosto w oczy. – I lepiej, żebyście się do mnie więcej nie odzywali.

Wyszłam, trzaskając drzwiami. Serce mi waliło. Czułam się tak, jakby ktoś usunął mi grunt spod nóg. A ten ktoś... miał mój kolor oczu.

Parsknęłam tylko

Pojechałam do Oli. Nie planowałam tego, nie miałam nawet gotowego scenariusza. Musiałam spojrzeć jej w oczy. Drzwi otworzyła niemal natychmiast. Była zaskoczona.

– Cześć – powiedziała cicho.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam, choć wiedziałam, że nie przyszłam po rozmowę. Przyszłam po prawdę.

Wpuściła mnie do środka. Mieszkanie było przytulne, nowoczesne. Takie, na jakie ja już nie miałam szans.

Wiedziałaś? – zapytałam wprost. – Że tata dał wam moje pieniądze?

Ola zbladła.

– Ja... nie prosiłam go o to.

– Ale przyjęłaś. I milczałaś.

– Tata powiedział, że i tak nie dasz rady kupić mieszkania. Że jeszcze nie teraz. A ja miałam wszystko gotowe – przyznała po chwili. – I on chciał pomóc. Chciał być... ojcem.

Zamknęłam oczy.

– Ojcem? Mnie nie zapytał nawet, co dla mnie znaczy ta kasa. Po prostu uznał, że ty jej bardziej potrzebujesz?

Powiedział, że sobie poradzisz. Że jesteś silna.

Parsknęłam.

– To nie była siła. To była naiwność.

Ola siedziała w milczeniu. Nie przeprosiła. Nie zaproponowała zwrotu. Może nawet nie czuła się winna. A ja? Czułam się jak ktoś, kto przez całe życie grał w grę, nie znając jej zasad. Wyszłam bez pożegnania. Czułam, jakbym zamknęła za sobą nie drzwi, a cały rozdział mojego życia.

Zerwałam kontakt z ojcem. Próbował kilka razy – najpierw SMS-y, potem wysłał list. Nie odpisałam. Może kiedyś odpowiem. Może nie. Czasem przeglądam stare zdjęcia z dzieciństwa – ja i on na rowerach, na wakacjach w Międzyzdrojach, z mamą. I próbuję sobie przypomnieć, kiedy to zaczęło się psuć. Kiedy przestał mnie traktować jak córkę, a zaczął jak opcję awaryjną. Ola nie dzwoniła. Nie mam złudzeń – dla niej wszystko się dobrze skończyło. Ma zagraniczne studia, ładne mieszkanie i pewnie jeszcze niejedną pomocną dłoń od taty. Ja nie mam nic.

Karolina, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama