„20 lat temu mój mąż po prostu zniknął. Przez lata łudziłam się że wróci, dopóki na strychu nie znalazłam pewnego listu”
„Z początku się wahałam, nie chciałam jej otwierać. Było coś w tej skrzynce, co budziło we mnie niepokój. Ale nie mogłam się powstrzymać. To było jakby jego ostatnia wiadomość do mnie, zagadka do rozwiązania”.
Zawsze mówiłam sobie, że życie w samotności po zniknięciu Marka to tylko przejściowa faza, coś, co przeminie. Może za rok, może za dwa… A jednak minęło dwadzieścia lat. Dwadzieścia długich, cichych lat, wypełnionych nadzieją, że któregoś dnia wróci. Mój Marek, taki spokojny, taki cichy – nikt by się po nim nie spodziewał, że po prostu zniknie, odetnie się od wszystkiego i wszystkich.
Po prostu odszedł
Mieszkaliśmy w małej wiosce, gdzie każdy znał każdego. To było proste życie, bez większych niespodzianek, przynajmniej tak mi się wydawało. Mieliśmy trzydzieści lat małżeństwa za sobą, wspólne plany, wspomnienia, chwile, które spędzaliśmy razem. Aż pewnego dnia po prostu zniknął. Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Policja szukała przez miesiące, znajomi pytali, sąsiedzi rozmawiali za plecami, ale z czasem wszyscy przestali. Wszyscy poza mną.
Zawsze wierzyłam, że któregoś dnia usłyszę skrzypienie drzwi, zobaczę, jak wchodzi do domu. Ale ten dzień nigdy nie nadszedł. Z każdym rokiem nadzieja malała, aż w końcu stała się cieniem, który ledwo widniał na horyzoncie. Przystosowałam się.
Jesień to czas na porządki, przynajmniej tyle mogę zrobić, żeby czuć, że życie toczy się dalej. Wspinając się na strych nawet nie pomyślałam, że ten dzień odmieni wszystko. Szkatułka Marka… Stara, drewniana, zniszczona. Myślałam, że zniknęła, tak jak on. Ale tam była, ukryta w kącie pod stertą zapomnianych kartonów.
Z początku się wahałam, nie chciałam jej otwierać. Było coś w tej skrzynce, co budziło we mnie niepokój. Ale nie mogłam się powstrzymać. To było jakby jego ostatnia wiadomość do mnie, zagadka do rozwiązania. A przecież zawsze pragnęłam odpowiedzi.
Znalazłam jego rzeczy
Przez chwilę tylko na nią patrzyłam. Moje dłonie drżały, kiedy powoli podniosłam wieko. W środku były zdjęcia, listy, jakieś drobne pamiątki. Wszystko wyglądało zwyczajnie… do momentu, gdy zobaczyłam jedno zdjęcie. Obca kobieta uśmiechała się do obiektywu, a Marek obejmował ją ramieniem tak jak nigdy nie obejmował mnie.
Nie znałam jej. Kim była? Co ona miała wspólnego z moim mężem? Zanim zdążyłam ochłonąć, otworzyłam jeden z listów.
„Katarzyno, moje serce należy do ciebie, tylko do ciebie…” – brzmiały słowa Marka. To nie była przyjaciółka ani sąsiadka. To była… miłość. Miłość, o której nigdy nie miałam pojęcia. Siedziałam z listem w rękach jak sparaliżowana. Mój mąż piszący tak do innej kobiety? Serce biło mi coraz szybciej, dłonie drżały, a w głowie rodziło się pytanie: ile jeszcze sekretów skrywał?
Nie mogłam powstrzymać się od przeczytania kolejnych listów. Były pełne tęsknoty, czułości, marzeń o wspólnym życiu, które miał prowadzić z nią, z Katarzyną. Przewracałam kolejne kartki, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienie. Może była to przelotna znajomość? Może to coś, co skończyło się, zanim jeszcze się zaczęło?
Byłam w szoku
Ale treść była zbyt intensywna, zbyt prawdziwa. On pisał o tym, jak planuje odejść. O tym, jak obiecywał jej wspólną przyszłość, jak miał zostawić wszystko za sobą – mnie, nasz dom, nasze życie.
– Czy przez te wszystkie lata żyłam kłamstwem? – wyszeptałam, wpatrując się w list, jakby miał mi odpowiedzieć.
Musiałam się dowiedzieć prawdy. W głowie już pojawiało się imię, jedyna osoba, która mogła wiedzieć więcej – Stanisław, jego dawny przyjaciel. Mieszkał na obrzeżach wioski, w starym domu, który zdawał się podzielać jego los – opuszczony, zrujnowany, samotny.
Ostatni raz widziałam go lata temu, kiedy Marek zniknął. Po tamtej tragedii przestał się do mnie odzywać, jakby wraz z odejściem Marka coś w nim pękło. Albo po prostu nie chciał patrzeć mi w oczy.
Stanęłam przed jego drzwiami i przez chwilę wahałam się, czy zapukać. Ale musiałam. Po chwili usłyszałam kroki i drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. Stanisław wyglądał na zaskoczonego, widząc mnie w progu.
– Ania… – zaczął powoli, jakby wyważając każde słowo. – Co cię tu sprowadza?
Dał mi wskazówkę
Przez moment nie wiedziałam, od czego zacząć. Mój głos był cichy, prawie szeptany, gdy odpowiedziałam:
– Znalazłam coś, co dotyczy Marka. I potrzebuję prawdy. Znalazłam zdjęcia, listy do innej kobiety.
– To nie jest coś, o czym powinniśmy teraz rozmawiać. To sprawy z przeszłości. Nie mogę…
– Nie możesz? – przerwałam mu gwałtownie, czując, jak gniew wzbiera we mnie jak fala. – Przez dwadzieścia lat żyłam w nieświadomości, modląc się, żeby wrócił. A teraz dowiaduję się, że całe nasze życie mogło być kłamstwem. Jeśli wiesz coś o Marku, masz mi to powiedzieć!
Spuścił wzrok, jakby unikał mojego spojrzenia. Po chwili westchnął ciężko i otworzył drzwi szerzej, zapraszając mnie do środka.
– Chodź. Musimy porozmawiać.
Stanisław nie był rozmowny. Siedzieliśmy w jego dusznym pokoju, wśród starych mebli i jeszcze starszych wspomnień, a on milczał. W końcu, po długiej ciszy, powiedział tylko tyle:
– Marek miał swoje tajemnice. Znałem go, ale nie tak dobrze, jak myślałem.
Nie drążyłam. Widziałam, że to nie od niego dowiem się wszystkiego. Ale jedno nazwisko, które wypowiedział mimochodem, utkwiło mi w głowie – Katarzyna. To ona była kluczem do zagadki.
Musiałam ją odnaleźć
Przez następne dni przeszukałam każdy zakątek wioski, rozmawiałam z sąsiadami, odwiedzałam dawnych znajomych. Nikt nie wiedział, kim była Katarzyna ani skąd mogła pochodzić. Zaczynałam już tracić nadzieję, aż w końcu dawna przyjaciółka Marka powiedziała mi to, czego potrzebowałam:
– Katarzyna? Tak, pamiętam ją. Była w miasteczku taka kobieta, mieszkała w jednym z domów przy rynku. Ale to dawno temu…
To było coś. Wystarczająco, żeby pojechać do tego miasteczka. Musiałam zobaczyć tę kobietę na własne oczy.
Kiedy dotarłam na miejsce, serce waliło mi w piersi. Miasteczko było senne, prawie jakby czas się w nim zatrzymał. Znalazłam dom, który opisała mi znajoma – stary, z odpadającą farbą na okiennicach, ale wciąż zadbany. Stanęłam przed drzwiami i znowu zawahałam się. W końcu zapukałam.
Otworzyła mi kobieta, której wiek był dla mnie zagadką. Mogła mieć pięćdziesiąt lat, mogła mieć siedemdziesiąt.
– Katarzyna? – zapytałam cicho, nie wiedząc, jak zacząć.
– Kim pani jest?
– Jestem Anna… żona Marka.
Nie tego oczekiwałam
Jej twarz zmieniła się natychmiast. Bladość zalała jej policzki, a ręce zaczęły drżeć. Wpuściła mnie do środka bez słowa, zamykając drzwi z delikatnym stuknięciem.
Siedziałyśmy naprzeciw siebie w jej małym salonie, a cisza między nami zdawała się gęstnieć z każdą minutą. Katarzyna patrzyła na mnie z lękiem, ale i z jakimś dziwnym poczuciem ulgi, jakby od dawna czekała na ten moment.
– Marek… – zaczęła powoli. – Myślałam, że już nigdy nie usłyszę jego imienia.
– Chcę zrozumieć, co się z nim stało. Kim byłaś dla niego?
Jej oczy zaszkliły się, a usta zadrżały, gdy odpowiedziała:
– Marek był moją miłością. Mówił, że odejdzie od ciebie. Obiecywał, że zbudujemy razem życie, daleko od wioski. Ale pewnego dnia zniknął. Po prostu… przestał przychodzić. Czekałam na niego, a potem zrozumiałam, że mnie porzucił.
Słowa Katarzyny uderzyły mnie jak młot. Zawsze myślałam, że to ja zostałam zdradzona, że Marek uciekł do niej. Ale on… oszukał nas obie.
– Myślałam, że wrócił do ciebie, że wybrał ciebie – kontynuowała Katarzyna, a w jej głosie słychać było gorycz. – A teraz ty przychodzisz tutaj i wszystko jest jeszcze bardziej niezrozumiałe.
Nie wiedziałam co powiedzieć
Czy Marek naprawdę chciał uciec? Czy planował porzucić nas obie? A jeśli tak, dlaczego zniknął tak nagle, nie zostawiając śladu?
– Katarzyno – powiedziałam cicho – myślę, że obie nie poznałyśmy prawdziwego Marka.
Jej słowa wciąż brzmiały mi w uszach, kiedy opuszczałam jej dom. Marek oszukał nas obie – mnie i ją. Myślałam, że uciekał do niej, a ona, że wrócił do mnie. Ale teraz było jasne, że zniknął z naszych żyć z pełną premedytacją.
Idąc przez miasteczko czułam, jak moje uczucia plączą się jeszcze bardziej. Byłam wściekła, zraniona, ale też pogubiona. Nic nie miało sensu. Co skłoniło go, by nas zostawić? Chciałam uciec od tej prawdy, od tego, kim stał się Marek w moich oczach. Ale nic nie mogło już cofnąć tego, co usłyszałam.
Znalazłam się z powrotem w naszym domu, w pustych ścianach, które były świadkami każdego kłamstwa, jakie przez te lata wypowiedział Marek. Wiedziałam, że prawdy nigdy nie poznam w całości. Może Marek żyje, może zginął. Może gdzieś daleko prowadzi nowe życie, może ucieka przed przeszłością.
Patrzyłam na nasz ogród – wszystko wyglądało tak spokojnie, jakby nic się nie zmieniło. Ale to tylko pozory. Moje życie, nasza miłość… wszystko było iluzją. Marek zniszczył wszystko, w co wierzyłam. A teraz musiałam nauczyć się żyć z tą ciszą. Z tą pustką, która została po prawdzie.
Anna, 69 lat