Reklama

Nie od razu do mnie dotarło, co czytam. Przesunęłam palcem po ekranie, jakby tekst miał się zmienić, jakby to była pomyłka, wiadomość nie do mnie, ale była: „Nie przyjadę, przepraszam. To nie ma sensu”. Patrzyłam na te słowa, siedząc w taksówce i próbując zrozumieć, jakim cudem mogło mnie to zaskoczyć.

Czułam się samotna

Jechałam na imprezę, która miała być udana. Wyszłam z domu pewna, że nic mnie dziś nie zaskoczy, tymczasem mój chłopak zerwał ze mną przez SMS-a. Kierowca zerknął w lusterko, gdy powiedziałam, że zawracamy, ale nie powiedział nic, jakby wyczuł, że nie chcę pytań. Ja sama też nie wiedziałam, co powiedzieć. W tej jednej chwili czułam się jak ktoś, komu zabrano coś na oczach wszystkich.

Kiedy wysiadłam pod swoim blokiem, nie wiedziałam, co teraz zrobić. Chciałam iść do domu, a równocześnie nie chciałam być sama. Kiedy weszłam na klatkę, usłyszałam muzykę – dobiegała z wyższego piętra. Ktoś się tam bawił. Zadrżałam od chłodu i spojrzałam w górę. Miałam ochotę po prostu wejść na to piętro i zapukać. I tak zrobiłam. Zamiast do siebie, poszłam na górę do sąsiadów.

Zapukałam raz, potem drugi. Już miałam się wycofać, już robiłam krok w tył, kiedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich dziewczyna w za dużym swetrze i z kieliszkiem wina. Uśmiechała się, jakby życie miało smak prosecco i malin.

– Ej, fajna kiecka! Wchodzisz, czy tylko kogoś szukasz?

– Nie wiem. Może wejdę na chwilę – burknęłam, choć wcale nie miałam ochoty być miła.

– No to wbijaj. Tu nikt nie pyta, czy masz zaproszenie.

Poszłam do sąsiadów

Zrobiła mi miejsce, weszłam bez słowa. Przedpokój był zastawiony kurtkami, butami i plecakami, które kusiły, żeby je kopnąć. Przeszłam do salonu jak burza. Nie obchodziło mnie, kto tu jest, co o mnie pomyśli, ani czy ktoś mnie zaraz wyprosi.

Muzyka dudniła, ściany trochę się kleiły, a ludzie – jak to ludzie – zadowoleni z siebie, śmiali się z rzeczy, które wcale nie były zabawne, ale nikt nie spojrzał na mnie z wyższością. Nikt nie zapytał, skąd się tu wzięłam, nie było tych głupich spojrzeń, którymi karmią się imprezowe elity. Ktoś rzucił:

– O, nowa! Chcesz wino czy wódkę?

– Wódkę – odpowiedziałam od razu.

Wzięłam kieliszek i wypiłam jednym haustem. Usiadłam na krześle, między obcymi, w krótkiej sukience, z rozmazanym makijażem, ale głową wyprostowaną. Nie przyszłam tu szukać pocieszenia. Przyszłam, bo nie miałam zamiaru wracać do domu i gapić się w sufit. Nie będę tą dziewczyną, która płacze przez wiadomość od chłopaka.

Chwilę później poszłam do kuchni. Światło raziło trochę w oczy, ale przynajmniej tam można było oddychać. Stanęłam przy zlewie, nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam duszkiem. Szkło stuknęło o blat. Miałam dosyć wszystkiego – siebie, jego, tego wieczoru.

Nikogo nie znałam

– Dobra decyzja – powiedział ktoś z boku. – Kuchnia to zawsze najbezpieczniejsze miejsce na imprezie.

Odwróciłam głowę. Obok stał chłopak z potarganymi włosami i miną człowieka, który już wszystko widział, ale nic go nie zdziwi. W jednej ręce trzymał widelec, w drugiej otwartą puszkę ananasa.

– A ja myślałam, że łazienka.

– O nie – pokręcił głową. – Tam się płacze. Kuchnia to śmiech i przegryzki.

– Ty tak zawsze z ananasem w ręku, czy to jakaś twoja sztuczka?

– To zależy, czy działa. Tomek jestem.

– Kasia – powiedziałam, odstawiając szklankę. – I nie licz na to, że się zaraz rozkleję i ci opowiem, jak mnie ktoś rzucił.

– A ktoś cię rzucił?

– Nie twoja sprawa.

– Czyli tak.

Popatrzyłam na niego kątem oka. Nie uśmiechał się drwiąco, raczej z takim rodzajem ciepła, które nie irytuje, tylko trochę rozbraja. Jakby naprawdę nie chciał się wtrącać, tylko po prostu był. Usiedliśmy przy stole, który był cały w okruszkach i rozsypanej soli. Tomek przysunął mi krzesło i bez pytania nalał mi wina.

Polubiłam go

– Chyba cię wcześniej nie widziałem. Ty od kogo jesteś?

– Od nikogo – odpowiedziałam. – Wpadłam z ulicy. Dosłownie.

– To lepiej. Ludzie znikąd są ciekawsi. Nikt ich nie zna, więc mogą mówić, co chcą.

– Albo w końcu nic nie mówić – mruknęłam i upiłam łyk.

Nie zasypywał mnie pytaniami. Kiedy coś mówił, robił to bez pośpiechu, z lekkim przymrużeniem oka, jakby wiedział, że nie musi niczego udowadniać. I to mnie chyba w nim ujęło najbardziej, że nie próbował mnie rozbawić ani zrozumieć. Po prostu był obok.

W dużym pokoju przygaszono światło, ktoś podkręcił muzykę. Ludzie tańczyli w parach i pojedynczo, z winem w ręce, z papierosem w ustach, z obojętnością i bez skrępowania. Poczułam, jak Tomek łapie mnie za rękę.

– Chodź, nie stój tak. Przynajmniej się rozgrzejesz.

– Nie tańczę – rzuciłam, ale nie zabrzmiało to przekonująco, nawet dla mnie.

– Dziś zrobisz wyjątek.

Zauroczył mnie

Pociągnął mnie lekko na środek, a ja pozwoliłam się wciągnąć. Wygłupiał się, przesadzał z ruchami, udawał, że zna choreografię. Nie śmiałam się na głos, ale musiał zauważyć, jak unoszą mi się kąciki ust.

– No, no, widzę uśmiech – powiedział, podnosząc brwi. – Muszę zapisać datę.

– Zapisz godzinę. I miejsce zbrodni.

– Służę uprzejmie.

Ktoś krzyknął:

– Za minutę północ!

Ktoś inny:

– Liczymy od dziesięciu!

Tomek stanął blisko, tak blisko, że poczułam zapach jego wody toaletowej.

– Chcesz pocałunku noworoczny z importu?

– Z importu?

– W sensie: z innego mieszkania.

Popatrzyłam mu w oczy. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że zaraz się cofnę, że ucieknę z tego momentu, jak zawsze, kiedy coś zaczynało być prawdziwe. Ale nie zrobiłam tego.

– Może – odpowiedziałam cicho.

To był moment

Zaczął się odliczanie. Dziesięć. Dziewięć. Osiem. Złapał mnie za rękę. Siedem. Sześć. Pięć. Muzyka na chwilę przycichła. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Pocałował mnie nieśmiało, ale pewnie. Nie powiedzieliśmy nic, gdy się od siebie oderwaliśmy. Nie było fanfar, nie było śmiechu, po prostu wróciliśmy do kuchni. Tam już czekały nowe rozmowy, kawałki pizzy i herbata, która zrobiła się letnia. Zostaliśmy tam do rana.

– Nie spodziewałam się takiego końca tego wieczoru – powiedziałam cicho.

– A ja że poznam dziewczynę w szpilkach bez zaproszenia.

Spojrzałam na niego z ukosa. Uśmiechnęłam się.

– Nie wiem, czy to nie był najbardziej absurdalny, a jednocześnie najpotrzebniejszy wieczór w moim życiu – przyznałam.

– Absurdalne wieczory są najlepsze. Zawsze coś zostaje. Masz jakieś plany na dziś?

– Nie.

– To może od tego zacznijmy.

Nie odpowiedziałam, ale zostałam. Jeszcze chwilę siedzieliśmy razem, niczego nie planując.

Katarzyna, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama