„Kochanek zawrócił mi w głowie i narobiłam głupot. Bezmyślna miłość kosztowała mnie 300 tysięcy zlotych”
„Nie spodziewałam się, że w tym poukładanym świecie pojawi się ktoś taki jak Adrian. Spotkaliśmy się przypadkiem – na spotkaniu u znajomych znajomej. Wysoki, z uśmiechem, który natychmiast rozbrajał i spojrzeniem, które sprawiało, że czułam się jedyną osobą na sali. Jakby znał mnie od zawsze”.

- Redakcja
Dom po rodzicach był dla mnie czymś więcej niż tylko czterema ścianami. Każda deska na podłodze, każde skrzypnięcie schodów przypominało mi dzieciństwo – zapach pierogów mamy, wieczorne rozmowy taty przy kuchennym stole. Miałam trzydzieści dwa lata i żyłam spokojnie, choć samotnie. Byłam nauczycielką języka polskiego w pobliskim liceum, a wieczory spędzałam zwykle z książką w ręku, czasem z herbatą na ganku. To była moja bezpieczna przystań.
Nie spodziewałam się, że w tym poukładanym świecie pojawi się ktoś taki jak Adrian. Spotkaliśmy się przypadkiem – na spotkaniu u znajomych znajomej. Wysoki, z uśmiechem, który natychmiast rozbrajał, i spojrzeniem, które sprawiało, że czułam się jedyną osobą na sali. Rozmawiał ze mną tak, jakby znał mnie od zawsze, a jednocześnie potrafił słuchać. Po latach samotności to było jak oddech świeżego powietrza. Zaczęły się kwiaty – róże przynoszone bez okazji, zaproszenia na kolacje, spacery, podczas których opowiadał mi o swoich marzeniach. Adrian mówił o wspólnej przyszłości tak, jakby to było coś pewnego, jakbyśmy byli sobie przeznaczeni. Sylwia, moja najbliższa przyjaciółka, od początku była sceptyczna.
– Ewelina, to jest za piękne, żeby było prawdziwe – rzuciła pewnego dnia z powagą. Ale ja nie chciałam słuchać. Po raz pierwszy od dawna czułam się ważna, kochana, zauważona.
Nie wiedziałam jeszcze, że właśnie w tym momencie stawiałam pierwsze kroki ku przepaści.
Czułam ukłucie niepokoju
– Ewelina, nie obraź się, ale coś tu nie gra – zaczęła Sylwia, mieszając łyżeczką kawę w filiżance. – Ten Adrian… za szybko, za pięknie. Ledwo się znacie, a on już snuje plany o wspólnym domu, podróżach, nawet dzieciach?
– A co w tym złego? – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, choć czułam ukłucie niepokoju. – Może po prostu wie, czego chce.
– Albo wie, jak czarować takie jak ty – przerwała ostro. – Nie znasz jego przeszłości. Nie wiesz, czym się zajmuje. Wszystko, co o nim wiesz, to opowieści, które brzmią jak z romansu dla pań.
– Sylwia, serio? – westchnęłam. – Po latach samotności wreszcie spotkałam kogoś, kto traktuje mnie poważnie. Kto mówi mi, że jestem piękna, że mam w sobie blask. Wiesz, jak długo nikt mi tego nie powiedział?
Sylwia zmrużyła oczy.
– A może właśnie na to liczy? Że spragniona uwagi dasz się wciągnąć w jego bajkę?
Zamilkłam. Słowa przyjaciółki krążyły mi w głowie, ale nie chciałam im ulec. Adrian był tak czuły, tak obecny. Gdy brał mnie za rękę, czułam, jakby świat wreszcie układał się w całość. Tego wieczoru, kiedy wróciłam do pustego domu, zaczęłam się zastanawiać. Faktycznie – niewiele o nim wiedziałam. Mówił, że prowadzi interesy, że ma kontakty za granicą. Brzmiało to imponująco, ale… trochę mgliście. Czy powinnam była drążyć? Stanęłam przy oknie, patrząc na ciemniejące niebo. W głowie walczyły ze sobą dwie siły. Rozsądek, który szeptał, że Sylwia może mieć rację i serce, które pragnęło wierzyć, że Adrian to moja szansa na szczęście. Wygrało serce.
– Nie pozwolę, żebyś mi to zepsuła – wyszeptałam sama do siebie w odpowiedzi na to, co mówiła Sylwia.
Podsunął mi coś do podpisu
– Kochanie, muszę cię o coś poprosić – Adrian mówił spokojnie, ale w jego głosie wyczułam cień napięcia. Siedzieliśmy przy stole w mojej kuchni, a on nerwowo bawił się długopisem.
– O co chodzi? – zapytałam, odkładając kubek z herbatą.
– To nic wielkiego, naprawdę. Po prostu… mam jeszcze kilka spraw finansowych do uporządkowania. – Uśmiechnął się szeroko, jakby chciał odczarować powagę sytuacji. – Bank wymaga poręczyciela, żeby szybciej zamknąć formalności. Dla ciebie to czysta formalność.
Zmarszczyłam brwi.
– Adrian, to na pewno bezpieczne? Nigdy nie brałam udziału w takich sprawach…
– Bezpieczne? – prychnął urażony. – Ewelina, myślałem, że mi ufasz. To nie są żadne długi, tylko techniczne przepisy. Chyba nie wierzysz, że naraziłbym ciebie albo twój dom?
– Ale… – zaczęłam niepewnie.
– Kochanie – przerwał, łapiąc mnie za rękę. – To zwykły podpis. Wiesz, ile to dla mnie znaczy? To dowód, że wierzysz w nas, w naszą przyszłość.
Patrzyłam na niego i czułam, jak moje serce bije szybciej. Z jednej strony alarm w głowie podpowiadał mi, żeby nie podejmować pochopnych decyzji. Z drugiej – jego spojrzenie, pełne oczekiwania i wyrzutu, sprawiało, że czułam się winna, że w ogóle wątpię. „Jeśli odmówię, uzna, że mu nie ufam. Jeśli zgodzę się, może faktycznie okażę, że jestem gotowa na coś więcej niż randki i spacery” – myślałam gorączkowo. Wzięłam długopis do ręki. Palce lekko mi drżały, kiedy stawiałam podpis pod dokumentami, które Adrian podsunął mi z uśmiechem.
– Widzisz? – powiedział, całując mnie w policzek. – Nawet nie poczułaś, a już po wszystkim.
Starałam się odwzajemnić uśmiech, ale w środku coś zacisnęło mi się w żołądku. Coś, czego wolałam nie nazywać.
W progu pojawił się komornik
Pukanie do drzwi było tak głośne, że aż podskoczyłam. Pomyślałam, że to może Sylwia wpadła bez zapowiedzi, ale kiedy otworzyłam, zobaczyłam mężczyznę w ciemnym płaszczu, trzymającego teczkę.
– Pani Ewelina K.? – zapytał chłodno.
– Tak…? – odpowiedziałam ostrożnie.
– Komornik sądowy. Mam nakaz zajęcia majątku w związku z niespłaconymi zobowiązaniami.
Świat zawirował mi przed oczami.
– Jakie zobowiązania? – wyszeptałam. – To chyba jakaś pomyłka…
Mężczyzna wyjął plik dokumentów i podał mi jeden z nich.
– Pani podpis widnieje na poręczeniu.
Patrzyłam na papier, a litery zaczęły się rozmazywać. To był mój podpis. Moje imię i nazwisko.
– Ale… Adrian… on miał to wszystko spłacić! – zawołałam rozpaczliwie. – To nie ja!
Komornik wzruszył ramionami.
– Adrian S.? Przykro mi, proszę pani, ale ten pan zniknął. Numery telefonu wyłączone, adres nieaktualny. Zabezpieczamy nieruchomość.
– Nie! – krzyknęłam, czując, jak gardło ściska mi się do bólu. – To dom moich rodziców, ja tu całe życie… Proszę, niech pan coś zrobi!
– Prawo jest jednoznaczne – odparł chłodno. – Proszę się przygotować na możliwą licytację.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, nogi się pode mną ugięły. Zadzwoniłam do Adriana – sygnał milczał. Weszłam na jego profil w mediach społecznościowych – nie istniał. Tak, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Usiadłam na podłodze, ściskając w rękach ten przeklęty papier. Najpierw był szok. Potem niedowierzanie. A na końcu wściekłość – nie tylko na niego, ale przede wszystkim na siebie. Jak mogłam być tak ślepa? Jak mogłam sama podpisać na siebie wyrok?
Łzy napływały mi do oczu
– A nie mówiłam?! – głos Sylwii był ostry jak brzytwa. – Ostrzegałam cię, Ewelina. Od samego początku mówiłam, że coś z nim jest nie tak!
– Myślisz, że nie wiem?! – wrzasnęłam, czując, jak łzy same napływają mi do oczu. – Myślisz, że nie przeklinam siebie za to, że mu uwierzyłam?! Ale ja… ja potrzebowałam kogoś, kto wreszcie sprawi, że nie będę się czuła sama!
Sylwia popatrzyła na mnie bezlitośnie.
– Samotność nie usprawiedliwia naiwności. Podpisałaś weksel, Ewelina! To się robi tylko dla rodziny, dla kogoś absolutnie pewnego. A on? Facet, którego znałaś zaledwie parę miesięcy! Nawet nie przyczytałaś tych papierów, które ci podsunął?
– Wiem! – uderzyłam pięścią w stół, aż filiżanka z herbatą się przewróciła. – Myślisz, że nie słyszę tego głosu w głowie dzień i noc? Tylko że ja… ja chciałam wierzyć, że ktoś mnie pokocha. Choć raz.
Zapadła cisza. Sylwia spuściła wzrok, a ja walczyłam z własnym oddechem. Po chwili powiedziała już spokojniej:
– Dowiedziałam się od znajomych, że Adrian wyjechał do Niemiec. Podobno miał tam jakieś układy, ale wątpię, żebyś go jeszcze zobaczyła.
Te słowa dobiły mnie ostatecznie. Zniknął. Zostawił mnie z ruiną życia i długiem, którego nie byłam w stanie spłacić. Siedziałam później w swoim pokoju, wpatrując się w ścianę. Dom, który był moim azylem, nagle stał się ciężarem. Każdy mebel, każde zdjęcie na półce przypominało mi rodziców i ich obietnicę, że zawsze będę miała dach nad głową. A teraz? Teraz to miejsce mogło zostać sprzedane obcym ludziom, bo ja podpisałam papier, którego nie rozumiałam „Nie tylko Adrian mnie oszukał” – pomyślałam z goryczą. – „To ja sama zdradziłam siebie”.
Wykorzystał mnie do cna
Siedziałam naprzeciwko prawnika, ściskając dłonie tak mocno, że aż bolały. Na biurku leżał plik dokumentów – te same, które wcześniej komornik pokazał mi przy drzwiach.
– Proszę mi powiedzieć szczerze – zaczęłam cicho. – Czy da się coś zrobić? Czy mogę uniknąć utraty domu?
Mężczyzna poprawił okulary i westchnął.
– Pani Ewelino, weksel to jedno z najpoważniejszych zobowiązań finansowych. Jest abstrakcyjny, to znaczy, że wierzyciel nie musi udowadniać, na co poszły pieniądze. Liczy się tylko podpis. A pani się pod nim podpisała.
– Ale Adrian… on mnie oszukał! – wyrwało mi się. – Nie wiedziałam, co robię, ufałam mu!
Prawnik popatrzył na mnie chłodno.
– Rozumiem pani emocje, ale prawo nie operuje na uczuciach. Z punktu widzenia sądu Adrian i pani byli współodpowiedzialni. On zniknął, a obowiązek spłaty spada na poręczyciela, czyli na panią.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– To znaczy, że… nie mam żadnych szans?
– Szanse są minimalne – odpowiedział spokojnie. – Można próbować udowodnić podstęp, ale to długi i trudny proces. I, proszę wybaczyć szczerość, zazwyczaj kończy się porażką.
Siedziałam w milczeniu, a łzy napływały mi do oczu. Po raz pierwszy zaczęłam naprawdę widzieć Adriana nie jako mężczyznę, w którym się zakochałam, ale jako oszusta, który bez skrupułów wykorzystał moją tęsknotę za bliskością. „Jak mogłam tak ślepo zaufać?” – pytałam siebie w myślach. – „Czy naprawdę moje pragnienie miłości było warte tego wszystkiego?” Prawnik mówił coś dalej, o procedurach i terminach, ale ja już nie słuchałam. Walczyłam z poczuciem winy i upokorzenia. Wiedziałam tylko jedno – jeśli teraz się załamię, stracę nie tylko dom, ale i siebie. Musiałam znaleźć w sobie siłę, choćby najmniejszą.
Nie mogłam się poddać
Ostatnie dni w domu spędzałam jak w transie. Przechadzałam się po pokojach, dotykając mebli, które pamiętały jeszcze moich rodziców. Każda rzecz miała swoją historię – kredens w kuchni, w którym mama chowała konfitury, stół w salonie, przy którym tata sprawdzał moje szkolne wypracowania. Teraz to wszystko mogło stać się tylko numerem w protokole komornika, przedmiotem do licytacji.
Siedziałam wieczorami w pokoju, w którym dorastałam. Na ścianie wisiał plakat sprzed lat, a na półce wciąż stała stara, zakurzona lalka. Patrzyłam na nią i czułam, jakbym traciła nie tylko dom, ale też cząstkę samej siebie – tę, która kiedyś była niewinna i ufna. Była we mnie gorycz, poczucie krzywdy i wstyd, że pozwoliłam się oszukać. Ale obok tego wszystkiego rodziła się powoli nowa myśl, że nie mogę pozwolić, aby Adrian odebrał mi coś więcej niż pieniądze i bezpieczeństwo. Zabrał złudzenia, lecz przyszłość wciąż należała do mnie. Nie wiedziałam, czy uda mi się ocalić dom. Może będę musiała walczyć w sądzie, może pogodzić się z utratą wszystkiego, co znałam. Ale jedno wiedziałam na pewno – nie mogłam się poddać. Patrząc przez okno na znajomy ogród, wyszeptałam sama do siebie:
– To jeszcze nie koniec.
Czy miałam rację? Czy naprawdę znajdę w sobie siłę, by przeżyć ten kryzys? Tego jeszcze nie wiedziałam.
Ewelina, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja synowa zapytała, co myślę o nowym przepisie na maślaki w occie. Powiedziałam prawdę i wszystko się zmieniło”
- „W nudnym związku gniłam jak stara śliwka. Wskoczyłam więc za kochankiem jak w kompot i straciłam wszystko w 1 chwili”
- „Przez 15 lat patrzyłam mężowi na ręce, bo czułam, że mnie zdradza. Gdy wyjawił mi prawdę, straciłam nie tylko jego”