Reklama

Nazywają mnie nocną zmorą, lecz jednocześnie jestem wybawieniem dla prezesów przedsiębiorstw pogrążonych w tarapatach. Zawierają ze mną umowę, w której zobowiązuję się wyciągnąć spółkę z opresji i postawić ją na nogi. To swego rodzaju niewdzięczne zadanie. Nierzadko bowiem staję w obliczu nienawiści ze strony załogi, wyzwalam skrajne odczucia. Taka jest cena, którą ponoszę za dobrodziejstwa, jakie im ofiarowuję.

Reklama

Wspomniane przedsiębiorstwo zajmowało się dystrybucją oprogramowania komputerowego. Choć nie należało do gigantów w branży, drzemał w nim spory potencjał rozwojowy. Zostałam przedstawiona załodze przez Tomasza, jednego ze współwłaścicieli firmy.

– Poznajcie nową koleżankę z pracy – oznajmił. – Wierzę, że dzięki jej wsparciu nasza firma znów zacznie piąć się po szczeblach kariery. Liczę na waszą efektywną współpracę. Pani Kamila będzie oczekiwać od Was pełnego zaangażowania.

Zerknęłam na załogę i w ich spojrzeniach wyczułam wrogość. Normalna sprawa, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Nie zaprzątałam sobie tym głowy, skupiając się na swoim zadaniu. Moją uwagę przykuła jednak pewna rzecz. Kiedy Tomek prezentował mnie pracownikom, jego wspólnik Karol obserwował to wszystko z boku, przymrużając oczy. Coś tu nie gra.

Musiałam porozmawiać z szefową

Kolejne dni upłynęły mi na wizytach w terenie z przedstawicielami handlowymi, którym wskazywałam popełniane przez nich błędy. Mimo to odniosłam wrażenie, że kłopot nie leży w sposobie wykonywania przez nich obowiązków zawodowych. To z kolei sugerowało, iż byli nieodpowiednio nadzorowani. Kiedy dopytywałam o zasady wyznaczone przez Anetę, szefową działu handlowego, momentalnie milkli. To przypominało coś więcej, aniżeli obawę przed wyrażaniem opinii na temat przełożonej.

Zobacz także

Zasugerowałam jej parę opcji, kiedy mogłybyśmy się spotkać, ale albo nie dostałam odpowiedzi, albo poprosiła o przesunięcie naszego spotkania. Karol poradził mi:

– Spróbuj zachować spokój. Szefowa jest strasznie zabiegana i ma urwanie głowy. Na pewno w końcu uda Wam się porozmawiać.

Kolejnego poranka zupełnie niespodziewanie wpadłam na nią w pomieszczeniu kuchennym. Nie sprawiała wrażenia, że czuje się skrępowana tym, że mnie unika. Rozpoczęła rozmowę od gadania o warunkach atmosferycznych i jak mi się pracuje w naszej firmie. Po chwili szybko rzuciła:

– Muszę pędzić, czeka mnie kupa roboty.

I to był ostatni raz, kiedy ją zobaczyłam. Byłam wkurzona. Miałam już do czynienia z ludźmi, którzy trzymają innych na dystans, ale teraz po raz pierwszy odniosłam wrażenie, że ponoszę porażkę.

Może w tym tkwi problem

Po kilku dniach jedna z zatrudnionych osób zwróciła się do mnie z prośbą o pogawędkę. Zaczęła nieśmiało od tego, że pragnie podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Odniosłam wrażenie, że to bardzo szczera kobieta. Pani Barbara, gdyż takie nosiła imię, podobno zauważyła, iż najlepsze lokalizacje handlowe przydzielane są osobom z otoczenia kierowniczki Anety. Naturalnie powiadomiła o swoich obserwacjach przełożonych, ale nie wzięli tego pod uwagę. Rozważała nawet odejście z pracy, jednak zwyciężyła obawa przed bezrobociem. Z tego powodu zdecydowała się zostać.

– Trochę krępuję się o tym wspominać – opuściła oczy – ale chyba rozumiem, o co tu biega.

– Właśnie dlatego tu jestem, żeby polepszyć sytuację. Każda informacja, którą pani posiada, może się przydać – zmobilizowałam ją i to chyba odniosło skutek, bo kontynuowała

– Pani Aneta rozpoczęła pracę jako jedna z nas, niczym się nie wyróżniała. Mimo braku doświadczenia i odpowiednich kwalifikacji, błyskawicznie pięła się po szczeblach kariery. Zaczęły krążyć przeróżne pogłoski... Podobno często widywano ją, jak opuszczała firmę w towarzystwie Karola. W tym okresie stosunki między szefostwem stawały się coraz bardziej napięte, dochodziło do częstych spięć. Mnie również zaproponowano przyspieszony awans – kontynuowała opowieść Barbara. – Zdawałam sobie sprawę, że to będzie się wiązać z koniecznością uczestniczenia w dziwacznych spotkaniach po zakończeniu dnia roboczego. Nie byłam w stanie przystać na coś takiego. Czułam, że moja pozycja w firmie osłabnie, gdy po raz kolejny powiedziałam „nie” na propozycję wieczornego drinka. Zdawałam sobie też sprawę, że kiedy Aneta obejmie stanowisko kierownicze, sytuacja może stać się napięta.

„Cóż, romanse i wspinanie się po szczeblach kariery przez sypialnię to nic nowego” – przeszło mi przez myśl, ale nie chciałam się do tego przyczepiać.

Kurs działania okazał się nietrafiony

Jednakże... Należało dotrzeć do sedna problemu. Wymieniłam parę słów z Basią, po czym zdecydowałam się zajrzeć do paru sklepów. Pomimo słabych rezultatów, w każdym z nich przywitano mnie serdecznie. Pozornie wszystko wyglądało okej. Podczas wizyty w ostatnim punkcie handlowym, szef zerknął na mnie kpiącym wzrokiem, zadając pytanie:

– Uważa pani, że oferowanie i dystrybucja towarów konkurencyjnej firmy to dobry pomysł?

– Słucham? O co panu chodzi? – byłam mocno zaskoczona.

– Pani Aneta przedstawiła mi wasz plan rozwoju, który przewiduje kooperację z, no cóż… nazwałbym to wprost, z waszymi rywalami rynkowymi. Nie za bardzo łapię, o co w tym wszystkim biega. Jasne, dla mnie bomba, bo mogę od waszych handlowców dostać fajny towar w lepszej cenie. Ale tak serio, dlaczego to robicie?

Byłam totalnie zaskoczona. Kiedy wróciłam do swojego gabinetu, zaczęłam analizować dokumenty. Wynikało z nich, że nie ma żadnych problemów. Zdziwiło mnie jednak to, że mimo iż od marca ogólna sprzedaż zmalała o jedną dziesiątą, grupa Anety przynosiła naprawdę solidne zyski. Wyższe dochody przekładały się na większą premię, która była opisana jako „rezultaty działań marketingowych”. Zabrzmiało to co najmniej dziwnie. Ku mojemu zdumieniu, dokładnie w tym momencie przyszła wiadomość od Anety z informacją, że jest gotowa się ze mną spotkać.

„Najwyraźniej zaczęło jej się spieszyć” – przeszło mi przez myśl z przekąsem.

Mój komentarz spowodował spore poruszenie

Wparowała do pomieszczenia, w którym pracuję, kompletnie ignorując pukanie. To nie było zgodne z przyjętymi normami. Mimo wszystko zdecydowałam się rozpocząć konwersację.

– Widzę, że jest pani zabieganą kobietą. Posiada pani potencjał, by piąć się w górę, jednak odczuwam pewien brak chęci kooperacji z pani strony – oznajmiłam opanowanym głosem.

Chyba nieźle ją zdenerwowało to, że zwróciłem się do niej z taką wyższością. Pewnie miała o sobie wysokie mniemanie.

– Pracuje tu pani raptem miesiąc, a już śmie oceniać innych? – rzuciła jadowitym tonem.

Zdecydowałam się na bezpośrednią konfrontację.

– Dostałam pewne dokumenty, które muszę dokładnie przeanalizować, aby sfinalizować mój raport. Chodzi o umowy na kooperację z nowym przedsiębiorstwem. Uważam, że powinniśmy przedyskutować z całym zespołem jego zasadność i ewentualne profity, jakie może nam przynieść.

Aneta wyraźnie pobladła.

– To nie leży w pani gestii. Ode mnie niczego pani nie uzyska, ponieważ nie ma pani do tego żadnych uprawnień. Uznaję nasze spotkanie za zakończone – podniosła się z krzesła i opuściła salę.

Klęska czy wygrana?

Kolejnego poranka Karol zagadnął mnie, gdy szłam korytarzem. Był wyraźnie podenerwowany. Ostrym głosem powiedział, że przekraczam swoje uprawnienia i że w opinii zatrudnionych zbyt mocno polegam na uczuciach. To, co robię, nie daje oczekiwanych rezultatów, a sposoby, w jakie zmieniam przedsiębiorstwo, wywołują strach. Chciałam to wyjaśnić, ale nie chciał mnie wysłuchać. Jego zachowanie było bardzo dziwne. Na koniec, ku mojemu zaskoczeniu, znacząco podniósł ton.

– Ludzie odczuwają stres, a pani poczynania wchodzą w zakres kompetencji najwyższego szczebla zarządzania! – krzyknął. – Nie widzę naszej dalszej współpracy.

Jednak nie należę do osób, które szybko się poddają. Tym bardziej, gdy mam pewność co do zdobytych informacji. Moja umowa była jasna i przejrzysta. Przestałam się wahać i nacisnęłam przycisk „wyślij”. Sprawozdanie, w którym udowodniłam, że poczynania Anety dotyczące kooperacji z innym przedsiębiorstwem to pomyłka, zostało wysłane na adresy e-mail obu szefów.

Kilka dni później Tomasz przysłał mi wiadomość:

„Hej, mam do Ciebie pewną sprawę. Ze względu na to, co się ostatnio wydarzyło, zależy mi na tym, żebyś spotkała się z naszym prawnikiem. Chodzi o to, że przez tę sytuację naraziliśmy się na kłopoty i musimy coś z tym zrobić. Wiesz, że możesz na mnie liczyć, ale ja też liczę na Ciebie. Proszę Cię, niech to, co Ci piszę, zostanie tylko między nami. Nikt inny o tym nie wie, tylko Ty i ja”.

Mieli tajny układ

Minęło parę dni i odbywałam konsultacje z adwokatami. Zorientowałam się, że Anety nie ma w budynku firmy. Karolek też rzadziej przebywał w biurze. Gdzieś wyparowała jego brawura. Przemykał się po korytarzach, unikając kontaktu z ludźmi. Przeczuwałam nadchodzące zmiany. Niedługo wyszło na jaw, że Anetka była tak naprawdę na usługach rywali. Pełniła rolę swego rodzaju „wtyczki”.

Trudno stwierdzić, czemu Karol z nią współpracował przeciwko firmie. W każdym razie Tomasz szykuje przeciw niemu pozew sądowy, oskarżając go o przywłaszczenie sporej sumy pieniędzy. Przedsiębiorstwo natomiast radzi sobie coraz lepiej. A zatem moje zadanie zakończyło się powodzeniem!

Z kolei ja szykuję się do zmian w innej firmie. Pracuję jako wynajęty specjalista. Prywatnie mam gdzieś, kto z kim romansuje. Lecz kiedy te namiętne schadzki zaczynają negatywnie wpływać na pracę innych, z jeszcze większym zapałem przystępuję do działania.

Reklama

Sylwia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama