Reklama

Kiedy skończyłam studia, otrzymałam niebywałą szansę. Zaproponowano mi półroczny staż na międzynarodowym statku badawczym, który pływał po Pacyfiku, badając życie w głębinach. Po takim stażu moja kariera zawodowa ruszyłaby pełną parą.

Reklama

Z tą wiadomością przybiegłam do domu jak na skrzydłach. Musiałam pochwalić się rodzicom, zwłaszcza mamie, która zawsze mnie wspierała i dodawała odwagi, bym sięgała nawet po to, co wydawało się nieosiągalne. To ona była autorką mojego sukcesu. Gdy okazało się, że fascynuje mnie życie w oceanach, pomogła mi ustalić plan działania – co mam zrobić, czego się uczyć, by zwiększyć swoje szanse na pracę w zagranicznym instytucie badań oceanu. A gdy czasem czułam lęk lub traciłam nadzieję, że dam radę – razem z tatą pchała mnie do przodu.

– To dzięki tobie, mamo – powiedziałam, pokazując jej zaproszenie na wyprawę. – I tobie, tato – dodałam, żeby nie było mu przykro, ale oboje wiedzieliśmy, kto najbardziej się przysłużył.

– Nie, kochanie – odparła mama. – To efekt twojej ciężkiej pracy. My tylko stworzyliśmy ci korzystne warunki.

Obie się popłakałyśmy, a tata, dumny jak paw, zrobił nam fotografię polaroidem. To zdjęcie zabrałam ze sobą, kiedy cztery miesiące później poleciałam do Miami. Tam wsiadłam na wielki statek i zniknęłam z radarów świata. To była wielka przygoda zawodowa i życiowa. Kiedy pół roku później zeszłam z pokładu i wróciłam do Polski, byłam już inną kobietą – bardziej pewną siebie, z jasnym planem na przyszłość. Nie mogłam się doczekać, by porozmawiać z mamą.

Zobacz także

Łączność na statku była ograniczona, komórki nie miały zasięgu i ostatni raz rozmawiałam z rodzicami miesiąc wcześniej.

Wyczułam, że coś jest nie tak...

Na lotnisku w Warszawie czekał na mnie tata. Przytulił mocno i nagle zaszlochał.

– Mam nadzieję, że płaczesz z ulgi, że wróciłam bezpiecznie – zażartowałam, będąc przekonana, że tak właśnie jest, bo i mnie chciało się płakać z radości.

Ale kiedy spojrzałam w jego twarz, dostrzegłam linie cierpienia, których wcześniej nie było, i rozpacz w oczach. Nogi się pode mną ugięły. Nagle skojarzyłam jakby słabszy głos mamy, gdy rozmawiałam z nią ostatnio przez radiostację na statku. No i nie było jej z nim na lotnisku.

– Mama jest chora? Jedźmy szybko. Co jej jest? Przerażasz mnie.

Wzięłam walizkę i ruszyłam do wyjścia. Po kilku krokach zorientowałam się, że tata nie idzie za mną. Obróciłam się. Stał w miejscu i patrzył na mnie tak, że już wiedziałam.

Mama nie żyła. Zmarła kilka dni po naszej ostatniej rozmowie.

– Dlaczego mnie nie powiadomiłeś? – spytałam ojca, kiedy godzinę później siedzieliśmy w domu przy kuchennym stole.

– A co by to dało? Byłaś na środku oceanu. Nic nie mogłabyś zrobić, tylko bym ci zepsuł humor – wymamrotał, nie patrząc na mnie.

– Zepsułbyś mi humor? – nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. – Tato, na miłość boską, mama umarła! Oczywiście, że byłabym zrozpaczona. Ale to nie znaczy, że miałeś mi nie mówić. Chociażbym świeczkę zapaliła… – zaklęłam brzydko, rozżalona.

Kiedy siedziałam następnego dnia przy mogile mamy, płakałam. Ale pogrzeb to jedno. Najbardziej było mi żal, że nie byłam z nią w tych ostatnich dniach.

Byłam zła na ojca, ale i współczułam mu. Śmierć mamy dotknęła go do głębi. Zdecydowałam, że nie przyjmę propozycji pracy w Sztokholmie, którą dostałam na statku. Zostanę z ojcem.

I zostałabym, gdyby nie wizyta kuzynki.

– Wyobraź sobie, śniła mi się dzisiaj ciocia Lusia. Patrzyła na mnie tak jakoś z niezadowolonym oczekiwaniem, i przypomniałam sobie, że jeszcze nie złożyłam ci kondolencji. To był okropny czas dla twojego taty.

Kuzynka zaczęła nadawać i z potoku słów wyłowiłam, że rak mamy wcale nie został zdiagnozowany na dwa miesiące przed jej śmiercią. Że ona i tata wiedzieli o nim jeszcze przed moim wylotem do Miami.

– Bogdan był bardzo dzielny – rozpływała się nad tatą kuzynka. – Jeździł z ciocią po lekarzach, zmienił pracę, by być w domu. Potem siedział całymi dniami w szpitalu. Ciocia Lusia miała szczęście, że trafił jej się taki mąż. Nie to co mój.

Nie słuchałam wymówek ojca, spakowałam się i wyjechałam

Siedziałam jak sparaliżowana. Jak to – wiedzieli, że mama jest chora, kiedy byłam jeszcze w domu? Więc mogłam być z nią przez te ostatnie pół roku jej życia…

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – krzyczałam na ojca, połykając łzy.

– To niczego by nie zmieniło – mówił z martwą twarzą – a ty straciłabyś szansę życia. Ona tego chciała.

– Może i tak. Dla mojego sukcesu poświęciłaby wszystko. Ale ty… Ty powinieneś był mi był powiedzieć. Ale byłeś zazdrosny, chciałeś mieć ją dla siebie. Pozbyć się mnie… To się pozbyłeś. Permanentnie.

– Agatko, o czym ty mówisz, córeczko…

Coś tam jeszcze gadał, ale nie słuchałam. Spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się do przyjaciółki. Trzy dni później wyjechałam do Sztokholmu.

Minęło pięć lat. Byłam nieustająco zajęta – projekty, wyprawy morskie, robienie doktoratu. No i zakochałam się w koledze z zespołu, też Polaku. Kiedy Michał się oświadczył, nie wahałam się. Postanowiliśmy się pobrać jak najszybciej, w Szwecji. Kilkoro gości – rodzice i siostra Michała, którzy mieszkali tu od wielu lat, najbliżsi przyjaciele.

– A twój tata? – spytał Michał, kiedy robiliśmy listę gości.

Pokręciłam głową. Michał nie drążył. Wiedział, że między mną a ojcem jest, jak to mówią, zła krew.

Przez te lata starałam się nie myśleć o tacie, bo za każdym razem ogarniał mnie gniew. Starałam się też nie myśleć o mamie i jej chorobie, bo chciało mi się płakać z żalu i tęsknoty. Czasem, gdy mimo różnych zajęć nie udawało mi się wyłączyć mózgu, rozmawiałam z nią w myślach. „Nie miałam szansy, by się z tobą pożegnać. Choćby odrobiną opieki odpłacić za lata, jakie mi poświęciłaś. Wyszłam na egoistkę, dla której najważniejsze jest jej własne życie, plany i marzenia. Cele, do których dąży po trupach. Dosłownie. Kiedy dopuszczam do siebie te myśli, czuję się podle. Chciałaś dla mnie jak najlepiej, ale czy pomyślałaś o tym, jak się będę czuła? No i tata. Powinien wiedzieć lepiej, nigdy mu tego nie wybaczę”.

Wciąż czułam w ustach gorycz i zimno wokół serca. Ani sukcesy w pracy, ani miłość nie potrafiły zapewnić mi spokoju.

Na dzień przed ślubem, pod wieczór, gdy robiłam kolację, ktoś zadzwonił do drzwi. Michał poszedł otworzyć. Gdy wrócił, uniosłam głowę znad deski do krojenia i zamarłam. Obok niego stał mój tata. Patrzył na mnie niepewnie, a mnie zrobiło się słabo. Przez te pięć lat postarzał się o dwadzieścia.

– Co tu robisz? – spytałam niemal szeptem.

Nie wiedziałam, jak zareagować, bo nie miałam pojęcia, co tak naprawdę czuję: ulgę czy gniew? Radość czy złość?

– Przyjechałem na ślub – wyjaśnił.

Spojrzałam na Michała, ale ten uniósł ręce w sposób, który mówił, że to nie jego dzieło.

– Skąd wiedziałeś?

Tata podszedł do wyspy, sięgnął do kieszeni płaszcza i położył coś na blacie.

To było zdjęcie, na którym ściskałyśmy się z mamą. Obie spłakane, ale jednocześnie roześmiane. Pamiętałam tamten dzień, gdy spełniały się moje marzenia. Tata uwiecznił to na zdjęciu. Ale… Wzięłam fotkę do ręki. To było oryginalne zdjęcie z polaroidu. Spojrzałam w bok, gdzie na ścianie wisiało oprawione dokładnie takie samo. Polaroid robi tylko jeden egzemplarz.

– Odwróć je – powiedział cicho tata.

Z tyłu zdjęcia było napisane: „Ślub naszej córeczki będzie 15 kwietnia. Przeproś ją ode mnie i wyjaśnij, że cała wina leży po mojej stronie”. Od razu rozpoznałam charakter pisma mamy. Serce mi się ścisnęło.

– Znalazłem fotkę na stole dwa dni temu – mówił tata. – Nie mogłem nie przyjechać. Zawsze robiłem to, co ona chciała. Przed twoim wyjazdem chciałem ci powiedzieć o chorobie. Ale Lusia wymogła na mnie przyrzeczenie. Powiedziała, że nie zniosłaby świadomości, że przez nią ty stracisz życiową szansę. Że ból po niej przeminie, a ty masz przed sobą całe życie. Nawet nie wiesz, jak było jej ciężko. Podjęła tę decyzję, wiedząc, że nie doczeka twojego powrotu. Ale zawsze wszystko robiła z myślą o tobie. Musiałem jej przysiąc. I milczałem, wiedząc, że gdy się dowiesz, nie wybaczysz mi. Myślę, że ona o tym wiedziała, ale wiedziała też, że z radością zapłacę tę cenę za twoje szczęście.

Patrzyłam na siwą głowę taty, a moim sercem targał ból. Wtedy objawił mi się cały plan mamy. Tak, lubiła sterować życiem najbliższych. Nawet z tamtego brzegu manipulowała. Pomyślałam o śnie kuzynki i jej wizycie, przez którą nie zostałam z tatą w Polsce. I o tej fotce, dzięki której miałam szansę się z nim pogodzić. Przytuliłam ojca.

Reklama

– Przepraszam – powiedziałam. – Poprowadź mnie do ołtarza, tato.

Reklama
Reklama
Reklama