„Babcia dała mi całe oszczędności w zamian za przysługę. Nigdy nie dotrzymałam obietnicy, a teraz jest już za późno”
„Nie odpowiedziałam. Po prostu się odwróciłam i poszłam. Bo co miałam powiedzieć? Że zapomniałam? Że kariera była ważniejsza? Że nie napisałam do niej nawet tych kilku zdań? Babcia czekała. Codziennie. A ja nawet nie pomyślałam, by do niej zadzwonić”.

- Redakcja
Wróciłam do pustego, wynajmowanego mieszkania w Warszawie. Klucze wypadły mi z dłoni na podłogę, a ja tylko patrzyłam na nie, jakby były obce. W lodówce światło, w kalendarzu zaznaczona prezentacja, a w sercu… pustka. I ciężar, jakiego nie uniosłabym nawet wtedy, gdybym była najsilniejsza.
– Co ja zrobiłam? – zapytałam sama siebie, patrząc w lustro. Oczy jak po nocnym płaczu, ale przecież nie płakałam. Jeszcze.
W pracy mówią na mnie „ambitna”. Mam własną kartę dostępu, swój identyfikator, przynoszę dobre wyniki i siedzę po godzinach. Ale to wszystko na nic się nie zdało, gdy zadzwonił ojciec i powiedział:
– Babcia nie żyje. Byłaś ostatnią osobą, której na niej zależało. Przynajmniej tak myślała.
Wtedy coś we mnie pękło.
Cofnęłam się myślami o pięć lat. Maturę zdałam jako jedna z najlepszych. Rodzice nie gratulowali – ojciec tylko rzucił:
– Fajnie. No to teraz musisz sobie radzić. My nie mamy na twoje fanaberie.
Matka spojrzała na mnie, jakby patrzyła przez szybę – beznamiętnie, pusto. Nienawidziłam jej za to, jak potrafiła być obojętna nawet na własną córkę. Ale wtedy weszła babcia. Moja Barbara. W cienkiej bluzce, ze spracowanymi dłońmi i pewnością w głosie.
– Pójdziesz na te studia, Igunia. Ja ci dam, co mam.
Wyciągnęła z kredensu kopertę. W środku były jej oszczędności z całego życia. Emerytura, 5000 zł, trochę monet, kilka banknotów owiniętych tasiemką.
– Nie pytaj, skąd. Oszczędzałam. Dla ciebie. Chcę, żebyś miała szansę, której twoja mama nie miała. Obiecaj mi tylko jedno – że się kiedyś odwdzięczysz, dobrze?
– Obiecuję, babciu – powiedziałam wtedy bez namysłu.
Nie dotrzymałam słowa.
Wpadłam w wir aktywnego życia – akademik, miasto, ludzie, praca, potem awans. Rzadko dzwoniłam. Czasem napisałam wiadomość. A przecież ona siedziała w tym samym fotelu, w tej samej kuchni, czekając, aż się odezwę. Dziś już wiem – nie czekała na przelew. Czekała na mnie.
A teraz jest za późno.
Kłótnia z ojcem
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Ojciec siedział przy kuchennym stole, jak zwykle – z gazetą, którą tylko przeglądał udając, że coś go obchodzi. W mieszkaniu unosił się zapach smażonej cebuli. Ten sam, co zawsze. Nic się tu nie zmieniło, poza tym, że babci już nie było.
– Przyjechałaś w końcu – rzucił, nie patrząc zbyt długo na mnie.
– Nie miałam jak wcześniej, praca, obowiązki...
– Obowiązki? – podniósł wzrok, zmrużył oczy. – Obowiązek to był dzwonić do niej. Albo ją odwiedzić. Choć raz, do cholery.
– Nie zaczynaj, proszę cię...
– Nie zaczynaj?! – rzucił gazetą na blat. – To ja mam nie zaczynać? Nie miałaś czasu przez trzy lata?!
Stałam, nie mogąc złapać tchu. Serce biło mi jak oszalałe.
– Gdyby nie babcia, dzisiaj mieszkałabym pod mostem! – wykrzyczałam. – A ty? Co zrobiłeś?! Gdzie byłeś, jak nie miałam za co kupić chleba?! To babcia sprzedała obrączkę dziadka, żeby mi dać na pierwszy miesiąc w Warszawie!
Zamilkł. Patrzył przez okno.
– Wiem – powiedział cicho. – I właśnie dlatego to boli.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, coś ostrego, ale język związał mi się w gardle. Przełknęłam łzy, które już parzyły oczy.
Wyszłam bez słowa, zatrzaskując drzwi. Tylko na klatce schodowej odważyłam się zapytać sama siebie: „Czy naprawdę nigdy nie zadzwoniłam? Czy choć raz wysłałam jej kartkę na święta?”
Mama ujawnia prawdę
Matka siedziała na kanapie. W telewizji cicho brzęczały wiadomości, ale nie odwróciła wzroku, nawet gdy weszłam. Dopiero po chwili:
– Przykro mi, że tak wyszło – powiedziała chłodno, bez cienia emocji.
– Że „tak wyszło”? – prychnęłam. – Ona oddała mi wszystko, co miała, a ja nawet nie zdążyłam się odwdzięczyć. A ty… ty nic nie zrobiłaś.
– Nie masz prawa mnie osądzać – spojrzała na mnie ostro. – Nie wiesz wszystkiego.
– To powiedz mi. Dlaczego? Dlaczego się nią nie interesowałaś? Dlaczego ona, stara kobieta na emeryturze, musiała załatwiać moje życie, a ty udawałaś, że nie istnieje?
Zamilkła. Przez chwilę myślałam, że w ogóle mi nie odpowie.
– Bo mnie też zostawiła – powiedziała nagle. – Gdy miałam siedemnaście lat, wyjechała do pracy za granicę i zostawiła mnie z ojcem alkoholikiem. Na trzy lata. Nie wracała, nie dzwoniła. Później próbowała nadrabiać, być „dobrą babcią”. Dla ciebie. A ja miałam być tą złą matką.
Siedziałyśmy naprzeciwko siebie. Dwie kobiety, które nigdy nie umiały się kochać. Dwa pokolenia, które nosiły w sobie ten sam żal – tylko do innych osób.
– Więc co? Zemściłaś się na niej milczeniem? – zapytałam gorzko. – Za dzieciństwo?
– Nie. Po prostu przestałam czekać, że się zmieni.
– A ona… do samego końca wierzyła, że ci zależy – szepnęłam. – Do samego końca.
Matka spojrzała na mnie z czymś, co przypominało ból. Albo wyrzut sumienia. Może jedno i drugie.
Ale nic już nie powiedziała.
Babcia czekała
Wyszłam z klatki, chcąc tylko zaczerpnąć powietrza. Chwilę postałam pod blokiem, zaciągając się papierosem. Dłonie mi drżały. I wtedy go zobaczyłam.
– Pani Iga? – zapytał mężczyzna z siwymi włosami i torbą na ramieniu. – Córka Anity? Wnuczka pani Barbary?
– Tak. Znaczy już tylko córka – odpowiedziałam, czując, że głos mi się łamie.
– Przykro mi. Przynosiłem pani Barbarze listy przez lata. Zawsze pytała, czy nie mam wiadomości od pani.
Zamarłam.
– Jak to? – wydukałam.
– Listy. Myślała, że pani coś napisze. Kartkę chociaż na święta. Sprawdzała skrzynkę codziennie. Nawet jak nic nie było, wychodziła na klatkę, patrzyła, czy może gdzieś coś się zawieruszyło.
– Ostatni raz widziałem ją dwa tygodnie temu – ciągnął listonosz. – Dała mi czekoladę, powiedziała, że to „za cierpliwość”. Że może w tym roku wnuczka przyjedzie na Wigilię.
Ostatnie słowo rozszarpało mnie.
Nie odpowiedziałam. Po prostu się odwróciłam i poszłam. Bo co miałam powiedzieć? Że zapomniałam? Że kariera była ważniejsza? Że nie napisałam do niej nawet tych kilku zdań?
Babcia czekała. Codziennie. A ja nawet nie pomyślałam, by do niej zadzwonić.
Przepraszam, że tak późno
Cmentarz był pusty, tylko wiatr szarpał liście i szelest krzyżował się z moimi myślami. Nie byłam tu od lat. Może nawet od pogrzebu dziadka. Przeszłam między grobami jak obca, aż w końcu zobaczyłam ją – prostą płytę z napisem: „Barbara N., kochana mama i babcia. 1949–2025”.
– Cześć, babciu – wyszeptałam, klękając. Dłońmi zgarnęłam liście z kamienia. Palce mi drżały. – Przepraszam, że tak późno. Jak zawsze, za późno.
Siedziałam tam długo. W pewnym momencie zamknęłam oczy – i wróciło do mnie to wspomnienie. Ciepłe, bolesne.
– Igunia, siadaj – babcia usiadła naprzeciwko mnie w kuchni. W dłoniach miała kopertę. – Wiem, że nie jest wam łatwo. I wiem, że ci nie pomagają. Dlatego chcę ci coś dać.
– Babciu, przecież ty ledwo wiążesz koniec z końcem…
– Nie mam dużo – przerwała. – Ale to, co mam, wystarczy na bilet do Warszawy. I na pierwszy miesiąc. Potem już sobie poradzisz.
Podała mi kopertę. Czułam jej ciepło w palcach, ale nie otworzyłam.
– Odwdzięczę się – powiedziałam cicho. – Jak tylko stanę na nogi.
– Nie musisz – uśmiechnęła się. – Ale obiecaj, że czasem zadzwonisz. I że nie zapomnisz, skąd wyszłaś.
– Zapomniałam – wyszeptałam do grobu. – Nie zadzwoniłam. Nie napisałam. Nie wróciłam.
Łzy popłynęły same.
– Nie wiem, jak mam żyć z tym, że już się nie odwdzięczę. Nie wiem, jak... – głos mi zamarł.
Babciu, przepraszam.
Spotkanie z sąsiadką babci i list
Wstałam z kolan i chciałam już odejść, gdy usłyszałam za plecami cichy, drżący głos:
– Iga?
Odwróciłam się i zobaczyłam starszą kobietę w bordowym płaszczu i apaszce w kratkę. Stała z bukietem wrzosów w dłoniach, a jej oczy były zaskakująco czułe.
– Ja panią pamiętam… Stefania, prawda?
– Tak, kochanie. Ja tu codziennie przychodzę. Do męża, ale i do twojej babci. Znałyśmy się… właściwie całe życie.
Uśmiechnęła się smutno, położyła kwiaty na grobie i przysiadła na ławce.
– Długo cię nie było. Ale ona codziennie o tobie mówiła. – Stefania spojrzała na mnie uważnie. – Nawet jak siadałyśmy razem na ławce, to mówiła: „Stefcia, moja Igunia jest teraz w stolicy, robi karierę! Taka mądra dziewczyna z niej!”. I wiesz co jeszcze?
Pokręciłam głową, czując narastający ścisk w gardle.
– Pokazywała mi twoje stare zdjęcia, jak jeszcze miała komórkę z klapką. Mówiła, że nie chce ci przeszkadzać, że masz swoje życie. Ale co tydzień piekła sernik, „bo może Iga jednak przyjedzie”. A jak nie przyjeżdżałaś, to zawoziła go sąsiadowi spod trójki. Ale mówiła, że piekła „dla ciebie”.
Zamilkłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Mam coś dla ciebie – dodała nagle i sięgnęła do torebki. – Babcia zostawiła to u mnie… List. Napisała go dość dawno, ale nigdy go nie wysłała.
„Kochana Igo. Nie wiem, czy jeszcze mnie pamiętasz. Nie chcę cię zawstydzać, ani niczego oczekiwać. Po prostu chciałam ci powiedzieć, że kocham cię bardzo. I że cokolwiek się stanie, zawsze będę z ciebie dumna. Wiem, że jesteś silna i mądra. I choć siedzę tutaj sama, to serce mam pełne, bo wiem, że gdzieś tam jesteś – i żyjesz tak, jak chciałam, byś żyła. Babcia Basia”
List zadrżał w mojej dłoni.
Nie powiedziałam nic. Tylko przytuliłam się do Stefanii – obcej, a jednocześnie tak znajomej kobiety – i pozwoliłam, by popłynęły wszystkie łzy, które w sobie trzymałam przez te wszystkie lata.
Iga, 23 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miałam zięcia za anioła, ale po tym co powiedział, traktuję go jak zgniłe jabłko. Nic już tego nie zmieni”
- „Gdy Adam powiedział, że lecimy na weekend do Wenecji, myślałam, że mi się oświadczy. Ale on miał zupełnie inne plany”
- „Pewnego dnia obudziłam się bez męża i domu. Ukradł mi życie, które razem budowaliśmy”