Reklama

Babcia Jadwiga zawsze była oszczędna. Zbieranie pieniędzy miało dla niej niemal religijny wymiar. "Na czarną godzinę", mawiała. Albo "dla was, dzieci, żebyście kiedyś nie musieli się martwić".
Wiedzieliśmy, że odkładała latami. Zawsze trzymała pieniądze w starej komodzie, w tajnej skrytce. Wiedzieliśmy o niej – ale nikt nie odważył się tam grzebać.

Reklama

Po pogrzebie, wśród żałoby i smutku, nadszedł czas na uporządkowanie mieszkania. Byliśmy wszyscy – ja, Tomek, Kasia i nasza matka, Grażyna.

– Może zabiorę jej albumy do siebie? – zaproponowała Kasia, przeglądając stare zdjęcia. – Chciałabym coś zachować.

– Weź, weź – przytaknęłam. – Ja wezmę jej zegarek.

Tomek podszedł do komody.

– Ej, a co z tym? – dotknął szuflady, tej ze skrytką.

Nigdzie nie było kasy

Spojrzałam na niego. Poczułam ukłucie niepokoju. Czyżby myślał o tym samym? Kiedy otworzyliśmy szufladę i odsłoniliśmy sekretną skrytkę, przez chwilę wszyscy wstrzymaliśmy oddech.
Była pusta.

– Co do cholery?! – wyrwało mi się.

Matka milczała. Kasia zbladła.

– Może… może babcia je wydała? – zapytała, choć nawet ona nie brzmiała przekonująco.

– Wydała? Nasza babcia?! – prychnęłam. – Przecież zawsze mówiła, że to dla nas.

Spojrzałam na Tomka. Tomek, wiecznie spłukany, Tomek, który zawsze miał jakiś "projekt artystyczny", na który potrzebował pieniędzy. On to zauważył.

Nawet nie zaczynaj – rzucił oschle.

– Niby czego?

– Tego swojego oskarżania.

– Nic nie mówię – wzruszyłam ramionami.

Ale w mojej głowie już kołatała się myśl. Tomek. To on musiał to zrobić.

Byłam pewna, że sprawka brata

– Może babcia komuś je dała? – Kasia wciąż próbowała znaleźć rozsądne wyjaśnienie.

– Tak, jasne – prychnęłam. – Całe życie oszczędzała, a potem nagle stwierdziła: „A co tam, rozdam wszystko!”

– Albo sama je wzięła i schowała gdzie indziej – dodała matka, krzyżując ręce na piersi.

Spojrzałam na Tomka. Stał z rękami w kieszeniach, bujając się lekko na piętach. Nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego.

A może ktoś je zabrał? – rzuciłam ostro.

Tomek uniósł brwi.

– O, zaczyna się… – westchnął.

– Co się zaczyna?

– Twoja obsesja na punkcie kontroli.

– Chciałabym tylko wiedzieć, co się stało z babcinymi oszczędnościami!

– A ja chciałbym, żebyś przestała traktować mnie jak złodzieja – odparował.

– To może powiesz, skąd miałeś kasę na nową gitarę? – rzuciłam, wskazując na jego telefon. – Bo chyba nie wygrałeś na loterii.

– Nie twoja sprawa – burknął.

– A właśnie, że moja.

Matka nagle klasnęła w dłonie.

– Dość tego! To nie czas na kłótnie!

– Nie? To kiedy, mamo? Kiedy ktoś nam odda te pieniądze? – nie mogłam się powstrzymać.

Kasia spojrzała na mnie błagalnie.

– Może babcia faktycznie je gdzieś przełożyła…

Ale ja już wiedziałam swoje. Tomek miał motyw, miał okazję. Tylko jedno mi nie pasowało: jeśli to on, to czemu nie wyglądał na przestraszonego? A może naprawdę ktoś inny nas oszukał?

Zaczęliśmy się nawzajem oskarżać

Mijały dni, ale atmosfera w rodzinie zamiast się poprawić, tylko się pogarszała. Tomek unikał rozmów, Kasia chodziła przygaszona, a matka… Matka zachowywała się dziwnie. Z jednej strony nakazywała nam przestać drążyć temat, z drugiej – gdy myślała, że nikt nie patrzy – wyglądała na spiętą, jakby bała się, że prawda wyjdzie na jaw. W końcu wybuchło.

Masz dość wygodne życie jak na kogoś, kto ciągle nie ma pieniędzy! – warknęłam do Tomka przy rodzinnym obiedzie.

– O co ci znowu chodzi? – mruknął, nie podnosząc wzroku znad talerza.

– O to, że może warto się przyznać?

– A może warto przestać być paranoiczką?

– Dzieci! – Matka uderzyła dłonią w stół. – Czy wy się w końcu zamkniecie?!

– Ale mamo…

– Żadne „ale”! Nie ma żadnych pieniędzy, więc nie ma problemu! – wstała gwałtownie i wyszła do kuchni.

Zrobiło się cicho. Spojrzałam na Kasię, która tylko pokręciła głową. Tomek odrzucił widelec i parsknął śmiechem.

– No i co? Kto tu coś ukrywa?

Milczałam. Bo pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać… Czy to na pewno Tomek?

Podsłuchałam rozmowę mamy

Zaczęłam się przyglądać matce. Jej reakcja była przesadzona, jakby bała się czegoś więcej niż naszych kłótni. Od tamtej kolacji stała się bardziej nerwowa – kręciła się po domu, unikała naszego wzroku, a kiedy zadzwonił jej telefon, wyszła na balkon i mówiła szeptem. Pewnej nocy, gdy wróciłam z pracy, zobaczyłam światło w jej pokoju. Drzwi były lekko uchylone.

– …nie mogli ich dostać, rozumiesz? To byłoby najgorsze – usłyszałam jej przytłumiony głos.

Serce zaczęło mi bić szybciej. O czym mówiła? O pieniądzach? Stanęłam w progu.

– Mamo?

Podskoczyła i szybko odłożyła telefon.

– Co ty tu robisz?!

– To ja powinnam pytać. Z kim rozmawiałaś?

– Z nikim – odwróciła się do mnie plecami.

– Mamo, dość kłamstw. Wiesz coś o tych pieniądzach, prawda?

Milczała. Wiedziałam, że trafiłam w sedno.

Prawda wyszła na jaw

– Mamo, odpowiedz mi! – podeszłam bliżej, ale matka wciąż uparcie patrzyła przez okno.

– Nie wiem, o czym mówisz – rzuciła chłodno.

– Przestań. Wiem, że coś ukrywasz. Słyszałam, jak mówiłaś, że „nie mogli ich dostać” – nie odpuszczałam. – Kogo miałaś na myśli? Nas?

Jej plecy uniosły się w głębokim westchnieniu. W końcu odwróciła się, a w jej oczach zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam – nie gniew, nie rozdrażnienie, ale strach.

To ja zabrałam te pieniądze – powiedziała cicho.

Cisza, jaka zapadła, była ciężka jak ołów.

– Co… co ty powiedziałaś? – wydusiłam.

W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się szerzej. Tomek i Kasia stali w progu. Musieli słyszeć wszystko.

– Ty? – Tomek parsknął. – Cały czas kłóciliśmy się o coś, co zrobiłaś ty?!

– Zrobiłam to dla waszego dobra! – matka nagle ożyła, jakby musiała się bronić. – Nie chciałam, żebyście roztrwonili ten spadek!

– Czyli postanowiłaś sama nim rozporządzać? – zapytałam lodowato.

– To były pieniądze babci. Nie chciałaby, żebyście je zmarnowali!

– Nie chodziło o pieniądze, mamo – szepnęła Kasia. – Chodziło o zaufanie…

Patrzyłam na matkę i czułam pustkę. To nie Tomek. To nie ktoś obcy. To ona nas okłamała.

Matka próbowała się tłumaczyć

Nikt się nie odzywał. Tomek nerwowo przeczesywał włosy, Kasia miała oczy pełne łez, a matka stała przed nami z zaciśniętymi ustami, jakby wciąż próbowała się bronić.

Ile było tych pieniędzy? – zapytałam w końcu.

– To nie ma znaczenia… – zaczęła matka, ale Tomek uderzył pięścią w stół.

– Oczywiście, że ma! Ile?!

Matka westchnęła ciężko.

Ponad sto tysięcy.

Kasia zasłoniła usta dłonią, jakby usłyszała coś niewyobrażalnego. Ja poczułam tylko suchość w gardle.

– I co z nimi zrobiłaś? – zapytałam ostro.

– Są na koncie oszczędnościowym. Dla was. Ale pod moją kontrolą – dodała szybko. – Nie mogłam pozwolić, żebyście je zmarnowali na bzdury!

– Więc postanowiłaś o wszystkim za nas?! – Tomek aż kipiał ze złości.

Zrobiłam to dla waszego dobra

Zaśmiałam się gorzko.

– Nie, mamo. Zrobiłaś to dla siebie. Bo nie ufasz nam na tyle, żebyśmy sami mogli zdecydować.

Matka chciała coś powiedzieć, ale urwała. Kasia cicho szlochała. Tomek wstał i wyszedł, trzaskając drzwiami. Spojrzałam na matkę.

– Nie chodziło o pieniądze. Chodziło o zaufanie. A to już straciłyśmy.

Odwróciłam się i wyszłam za Tomkiem. Za sobą słyszałam tylko przyspieszony oddech matki. Nie wiem, czy kiedykolwiek jej wybaczymy.

Nie ufamy już mamie

Minęło kilka miesięcy. Pieniądze wciąż były na koncie matki, a my nadal nie potrafiliśmy wrócić do normalności. Każde rodzinne spotkanie było wymuszone, każde słowo ostrożnie dobierane, jakbyśmy bali się, że jedno nieostrożne zdanie znów wywoła burzę. Tomek niemal przestał przychodzić. Kasia próbowała jakoś to łagodzić, ale nawet ona, ta najbardziej ugodowa z nas, zaczęła dystansować się od matki. A ja? Ja czułam, że coś w naszej rodzinie bezpowrotnie pękło.

Pewnego wieczoru dostałam wiadomość od Kasi: „Może czas to zakończyć? Spotkajmy się i porozmawiajmy. Tak nie może być wiecznie.” Wiedziałam, że ma rację. Ale czy byłam gotowa?

Zebraliśmy się u matki. Atmosfera była ciężka. Siedziała przed nami, starsza, bardziej zmęczona, ale wciąż uparta.

– Macie rację – powiedziała cicho. – Powinnam wam powiedzieć prawdę od razu. Ale bałam się, że te pieniądze wszystko zniszczą…

Mamo, to nie pieniądze wszystko zniszczyły – przerwałam jej. – To, że nam nie zaufałaś.

Matka spuściła wzrok.

– Oddam wam te pieniądze. Jeśli chcecie, podzielcie je między sobą.

Ale to już nie miało znaczenia. Bo można oddać pieniądze. Ale zaufania, raz straconego, nie da się tak łatwo odzyskać. I właśnie to bolało najbardziej.

Reklama

Natalia, 25 lat

Reklama
Reklama
Reklama