Reklama

Wszystko kręciło się wokół niej – babci Janiny. Mieszkałem z nią przez ostatnie cztery lata. Odkąd miała pierwszy zawał, przeprowadziłem się do jej mieszkania w centrum, żeby nie była sama. Rzuciłem wtedy wszystko – pracę w korpo, plany z Anką, nawet mieszkanie na wynajmie, które ledwo co urządziłem. Myślałem: „babcia potrzebuje mnie, przecież rodzina to najważniejsze”.

Reklama

Codziennie zakupy z rana, tabletki na tarczycę, po południu spacer, a wieczorem „Milionerzy” i rumianek. Bywały dni, kiedy naprawdę czułem się potrzebny. Kiedy babcia mówiła:

– Maćku, ty to jesteś mój skarb. Dobrze, że jesteś. Pamiętaj, że to mieszkanie będzie twoje. Zasłużyłeś.

Słyszałem to wiele razy. Nie musiała pisać, nie musiała podpisywać – ufałem jej. Kochałem ją. Ale też… tak po cichu, liczyłem na to. Może to głupie? Może to interesowne? Ale kiedy oddajesz komuś swoje lata, energię, prywatność – to w końcu zaczynasz się łudzić, że coś za to będzie. Że twoje życie też coś z tego dostanie.

Babciu, dlaczego?

Sala notarialna była mała i duszna. Pachniało kawą z termosu i papierem z drukarki. Siedziałem przy stole z kartką w dłoni, ale nie czytałem. Obok mnie – matka, w cienkim płaszczu, nerwowo gniotła chusteczkę. Po drugiej stronie – Piotr. Mój starszy brat, wiecznie ułożony, gładki, spokojny. Nawet dziś wyglądał jak na rozmowie kwalifikacyjnej – koszula, zegarek, lekki uśmiech.

Notariusz podniósł wzrok znad kartki i przeczytał:

– Zgodnie z ostatnią wolą pani Janiny K., całość majątku, w tym mieszkanie przy ulicy Czerwonej 12, zostaje przekazana Piotrowi Kowalskiemu...

W głowie mi się zakotłowało. Przez chwilę nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem. Spojrzałem na matkę. Nie patrzyła na mnie. Zrobiło mi się duszno.

– Przepraszam... – szepnąłem. – Mieszkanie? Ale... przecież...

Piotr spojrzał na mnie z udawaną troską.

– Też jestem w szoku, Maćku – powiedział. – Naprawdę nic o tym nie wiedziałem.

Zacisnąłem pięści. Coś w jego głosie brzmiało... fałszywie gładko. Jakby już wiedział. Jakby czekał.

– Nie wiedziałeś, ale siedzisz tu jak po awansie – warknąłem.

– Maćku, proszę – matka wtrąciła cicho. – Nie rób sceny.

Ale to nie była scena. To było roztrzaskanie.

Babciu, dlaczego?

Piotr ostatnio częściej ją odwiedzał

Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – rzuciłem, gdy tylko drzwi do klatki zamknęły się za nami. Szliśmy razem, ale jak obcy. Ja – w środku gotujący się od złości. Ona – cicho, jakby jej nie było.

– Maciek... To nie takie proste – odezwała się po chwili, ledwo słyszalnie.

– Nie proste?! Cztery lata się nią opiekowałem. Ty przychodziłaś raz na dwa tygodnie z ciastem z Biedronki, a Piotr... – urwałem. – Piotr nawet nie wiedział, gdzie babcia trzyma leki.

Zatrzymała się i spojrzała mi w oczy pierwszy raz od spotkania u notariusza.

– Piotr ostatnio częściej ją odwiedzał.

Zatkało mnie.

– Odwiedzał? Kiedy? Przecież nic mi nie mówił.

– Może nie chciał się chwalić. Może rozmawiali na poważne tematy... Nie wiem. Babcia miała prawo zmienić zdanie.

Prychnąłem.

– Na podstawie czego?! On przynosił opowieści, a ja zmieniałem pampersy!

– Maciek...

– Nie, nie mów mi, że „życie bywa niesprawiedliwe”, błagam cię.

Szliśmy dalej w ciszy. Zacząłem łączyć fakty. Te dni, kiedy babcia była dziwnie zamyślona. Te momenty, gdy unikała rozmów.

Piotr był, gdy ja byłem w pracy. I coś jej nagadał.

Czułem, jak wewnątrz zaczyna kiełkować coś nowego. Już nie tylko żal. Ale podejrzenie. I gniew.

Odkrywam prawdę

Otwierałem szuflady tak, jakbym szukał czegoś konkretnego, choć sam nie wiedziałem czego. Stary kalendarz babci leżał w tej samej przegródce co zawsze, obok butelki nalewki i niewykorzystanych znaczków. Przeglądałem go z rosnącym napięciem. Dni z ostatnich miesięcy miały wpisy: „Piotr – 17:00”, „Piotr – dłuższa rozmowa”, „Pytania o Maćka...”.

I ten jeden, który przebił mi serce.

„Piotr mówił, że Maćkowi tylko zależy na mieszkaniu. Że go wykorzystuję...”

Oparłem się o stół. Usta mi drżały.

Podjechałem do Piotra bez zapowiedzi. Otworzył w szlafroku, z kawą w ręku.

– O, Maćku. Coś się stało?

– Powiedz mi prosto w twarz – warknąłem – to ty ją przekonałeś?

Uśmiech zszedł mu z twarzy.

– Do czego?

– Że jestem interesowny. Że się nią opiekowałem, bo liczyłem na spadek.

Milczał chwilę, a potem wzruszył ramionami.

– Powiedziałem tylko, że byłoby sprawiedliwie, gdyby mieszkanie przeszło na mnie. Ty jesteś zbyt emocjonalny.

– Emocjonalny?! – uniosłem głos. – Ty kłamałeś! Manipulowałeś starszą, schorowaną kobietą, żeby wydrzeć mi coś, co mnie się należało!

Piotr spojrzał mi prosto w oczy. Spokojnie. Okrutnie.

– Maćku... świat nie nagradza frajerów. Trzeba było to wiedzieć wcześniej.

Nie wiem, jak powstrzymałem się, żeby nie przyłożyć mu w tę jego idealnie ogoloną twarz.

Wyszedłem.

A w głowie brzmiało jedno zdanie: Świat nie nagradza frajerów.

Może to prawda.

Ale nawet jeśli jestem frajerem, to przynajmniej wiem, że kochałem babcię naprawdę.

Mówiła, że zrobiła coś głupiego

Z mieszkania babci nie mogłem jeszcze się wyprowadzić. Jeszcze nie teraz. Chodziłem tam wieczorami, siadałem na jej starym fotelu i słuchałem ciszy. Pewnego popołudnia, gdy wychodziłem z klatki, sąsiadka z naprzeciwka – pani Basia – zawołała mnie.

– Maćku, mogę na chwilę?

Zeszła z progu, w fartuchu, jakby wyjęta z lat osiemdziesiątych.

– Tak mi przykro z powodu mamy Janiny... – zaczęła.

– Dziękuję. To było nagłe...

– Tak. Tylko... wiesz, chciałam ci coś powiedzieć. Może nie powinnam, ale... twojego brata widywałam tu ostatnio bardzo często.

Zamrugałem.

– Piotra?

– Tak. Przychodził prawie co tydzień. Najpierw miło się uśmiechała po jego wizytach. Ale potem... coś się zmieniło. Czasem siedziała na ławce przed blokiem, taka zamyślona. A raz... płakała. Zapytałam, co się stało, ale tylko machnęła ręką i powiedziała: „Zrobiłam coś głupiego...”.

Zatkało mnie.

– Była inna. Jakby coś ją gryzło. Myślałam, że powiesz mi, co się dzieje, ale... nikt nie mówił.

Uśmiechnęła się smutno.

– Ona cię kochała, Maćku. To było widać.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Gardło miałem ściśnięte. Tylko kiwnąłem głową i odszedłem.

Płakała. Po wizycie Piotra. Mówiła, że zrobiła coś głupiego.

Wróciłem do mieszkania, usiadłem przy jej stole.

Nie ma już nic do uratowania

Nie umawiałem się. Po prostu przyszedłem. Miałem klucz do babcinego mieszkania. Kiedyś należał do mnie.

Piotr był w kuchni. Parzył kawę, jak gdyby nigdy nic. Miał na sobie koszulę, której nie pamiętałem – może nowa, może specjalna na „nowy początek”.

– Ładnie sobie urządziłeś – rzuciłem chłodno.

– Staram się. Trochę trzeba było odświeżyć – odpowiedział spokojnie, nie patrząc mi w oczy.

Stałem w progu, ale miałem wrażenie, że jestem intruzem we własnym domu.

– Przyszedłem tylko raz. Ostatni.

Wtedy spojrzał.

– Maciek, nie chcę się kłócić.

– A ja chcę wiedzieć jedno. Jak mogłeś?

Westchnął, jakby był zmęczony moim pytaniem.

– Zawsze byłeś naiwny. Myślałeś, że wystarczy być „dobrym wnuczkiem” i wszystko ci się należy?

– Ja byłem tu, kiedy ona umierała. Ty gdzie byłeś? – warknąłem.

– Zarabiałem. Na życie. Na to mieszkanie. Na przyszłość – odpowiedział bez emocji.

Przyszłość? Ukradłeś mi ją. Zabrałeś coś, co było wszystkim, co miałem.

Piotr wzruszył ramionami.

– Maciek, życie to nie bajka. Trzeba się ustawić, póki można.

Wtedy zrozumiałem, że nie ma już nic do uratowania. Żadnej braterskiej więzi, żadnego szacunku.

Odwróciłem się do wyjścia.

– Możesz mieć to mieszkanie, Piotr. Ale ze sobą będziesz musiał żyć już zawsze.

Zamknąłem drzwi. Cicho. Bez trzaśnięcia. Zbyt zmęczony, żeby krzyczeć.

Maciek, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama