Reklama

Staliśmy na cmentarzu, skuleni od wiatru, sztywni od chłodu i niewypowiedzianych żalów. Wokół tylko znajome twarze – mama, ciotki, wujek Jerzy, kuzyni i kuzynki – a mimo to czułam się obco. Jakby to była jakaś scena teatralna, a ja widz – siedząca gdzieś z tyłu, bez wpływu na rozwój wydarzeń. Trzymałam w ręku mały bukiecik fiołków. Babcia zawsze je lubiła. Ostatni raz widziałam ją miesiąc temu. Siedziała przy kuchennym stole i powiedziała:

Reklama

–Jakby coś się stało, to pamiętaj, że koperta jest w szufladzie. Na czarną godzinę.

Pokręciłam wtedy głową. Myślałam, że żartuje. Babcia często mówiła różne rzeczy z takim dramatyzmem, że trudno było je brać poważnie. Teraz to zdanie wróciło do mnie jak echo. A kiedy siedzieliśmy już w jej domu, ktoś rzucił półżartem:

A ciekawe, gdzie babcia schowała tę słynną kopertę...

I wtedy w pomieszczeniu zapadła cisza. Tak głęboka, że usłyszałam własne serce.

Wpadłam w wir poszukiwań

Miałam wrażenie, że z każdą minutą powietrze w mieszkaniu babci robi się gęstsze. Nie pachniało już ciastem. Każdy udawał, że jest tu z szacunku dla Zofii. I wtedy padło.

– Mama coś kiedyś mówiła o szufladzie w kuchni – rzucił wujek Jerzy. – Że tam coś zostawiła. Jakieś oszczędności.

– Taa, na czarną godzinę – prychnęła Aneta. – Pewnie trzy stare paragony i cukierki z Wigilii sprzed pięciu lat.

– A może jednak... – zaczęła mama, ale nie skończyła, bo wujek już wstał.

W sekundę wszyscy byliśmy w kuchni. Otwieraliśmy szafki, szuflady.

Tu nie ma nic – mruknęła mama, przeszukując szufladę z przyprawami.

I wtedy Aneta wyprostowała się, trzymając coś w ręku.

Mamy to – powiedziała triumfalnie.

Biała, zwykła koperta. Trochę pogięta.

– I...? – Jerzy patrzył na nią uważnie.

Pusta. Nic tu nie ma – wzruszyła ramionami.

– Pokaż – powiedział cicho Jerzy.

Zajrzał do środka. Rzeczywiście. Koperta była pusta. Ale coś w jego oczach mówiło, że to nie koniec poszukiwań.

W głowie miałam mętlik

– Na pewno była pusta? – zapytała mama z podejrzliwością, wpatrując się w Anetę, jakby ta trzymała nie kopertę, a nóż z odciskami palców.

– No przecież pokazuję – odwróciła ją na wszystkie strony. – Zobaczcie sami. Nawet nie ma żadnego śladu po taśmie czy czymś.

Wujek wziął kopertę ostrożnie, jakby to był dowód w sprawie morderstwa. Przesunął palcami po brzegu, zajrzał do środka, przystawił ją pod światło.

I co? – spytała mama chłodno.

– Nic. Ale... – urwał, zawieszając głos.

– Ale? – podchwyciłam.

– Ale mama nie była głupia. Wiedziała, że po jej śmierci nie będzie lekko. Nie wspominałaby o tej kopercie tak często, gdyby nie miała w niej czegoś konkretnego. To nie w jej stylu – Jerzy odłożył kopertę na stół.

Może zdążyła ją opróżnić? Albo... zmieniła zdanie? – Aneta uniosła brew.

– Albo ktoś był tu przed nami – mruknęła mama i spojrzała na nią z ukosa.

Ciotka Aneta parsknęła śmiechem.

– Chcecie mi wmówić, że babcia miała tu fortunę, a ja ją gwizdnęłam przed stypą?

– A nie? – powiedział Jerzy cicho.

Nagle zrobiło się lodowato. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Koperta leżała na środku stołu jak granat bez zawleczki. W głowie miałam mętlik. Czy Aneta mogła to zrobić? Przypomniałam sobie, jak babcia kiedyś, pół żartem, pół serio, powiedziała mi:

– Z Anetą trzeba ostrożnie. Ładne oczy to nie wszystko.

Wtedy się tylko uśmiechnęłam. Dziś nie potrafiłam.

Serce mi waliło

Stałam przy drzwiach, kiedy to usłyszałam.

– Ta koperta nie była pusta – głos mamy był cichy, ale twardy. – Mama mi kiedyś powiedziała, że są tam pieniądze. Na twój dom.

– Co?! – wujek Jerzy aż się zakrztusił. – Jaki dom?

– Ten twój wymarzony. Ten, co ciągle o nim gadałeś. Mama chciała ci pomóc. Ale powiedziała, że nie da ci ich do ręki, tylko zostawi „na potem”.

– I dlaczego teraz mówisz? – jego głos był jak ostrze.

Bo nie miałam pewności, że coś z tego będzie. Ale skoro koperta się znalazła... i jest pusta... to chyba nie przypadek, co?

Weszłam do pokoju, serce waliło mi jak młot. Mama i wujek zamarli. Jerzy pierwszy się opamiętał.

To nie twoja sprawa.

– Jak nie? – spojrzałam mu prosto w oczy. – Babcia mi też mówiła o kopercie.

Mama otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążyła.

– Kto wyjął z koperty pieniądze? Ktoś, kto musiał.

Cisza. Tak głęboka, że słychać było tykanie starego zegara z kuchni.

Może nie było żadnych pieniędzy – powiedział w końcu wujek Jerzy, ale nawet sam w to nie wierzył.

– A może były. I ktoś uznał, że należą się jemu. Bez świadków, bez tłumaczeń – rzuciłam.

Co ty sugerujesz? – mama patrzyła na mnie z napięciem.

– Nic. Ale chcę wiedzieć prawdę. I nie przestanę pytać.

Coś mi nie pasowało

Zastałam Anetę na górze, w babcinej sypialni. Stała przy szafie, udając, że czegoś szuka.

– Możemy pogadać? – zapytałam, wchodząc bez pukania.

– Jasne. Jeśli chcesz jeszcze raz obejrzeć pustą kopertę, to nie mam jej przy sobie – rzuciła, nie odwracając się.

– Wiesz, że nie chodzi mi o kopertę – zaczęłam spokojnie. – Chodzi o to, co było w niej... zanim ją znalazłaś.

Odwróciła się. Miała zaczerwienione oczy.

– Przecież już powiedziałam – nic tam nie było. Ani grosza.

– W porządku – kiwnęłam głową. – To pokaż mi miejsce, gdzie ją znalazłaś. Jak wyglądała. Chcę to zobaczyć. Może coś przegapiłaś.

Aneta zmrużyła oczy.

Nie ufasz mi, tak?

– Szczerze? Nie wiem. Po prostu... coś tu nie gra.

– Co niby? Że co, że okradłam babcię?! Bo umarła i nie może się obronić?! – głos jej zadrżał. – Serio?

– Powiedz to spokojnie – poprosiłam. – Bez płaczu i emocji. Bo teraz to wygląda, jakbyś się broniła przed czymś, co cię nie dotyczy.

Zamilkła. Stała jak wryta, a potem z oczu popłynęły jej łzy.

Czuję się, jakbym była na przesłuchaniu – wyszeptała. – Nikt mi nie wierzy. Nawet ty. A przecież... ja nic nie zrobiłam.

Patrzyłam na nią długo. I mimo łez, mimo drżącego głosu – coś mi nie pasowało. Coś było nie tak, ale jeszcze nie wiedziałam co.

Obserwowałam wszystko z niepokojem

– Może ta koperta wcale nie miała być dla wszystkich – rzucił wujek Jerzy, patrząc w okno, jakby szukał tam odpowiedzi.

Mama oderwała się od filiżanki, którą trzymała w dłoniach, jakby ją ogrzewała.

– Może i nie – przyznała cicho. – Ale to nie znaczy, że Aneta mogła ją sobie po prostu wziąć.

– A jeśli babcia chciała dać wszystko jej? – wujek odwrócił się gwałtownie. – No pomyśl! Może uznała, że to sprawiedliwe, że wnuczka potrzebuje bardziej niż my?

– Daj spokój – skrzywiła się mama. – Nie wierzę, że mama nie zostawiłaby żadnej informacji. Listu. Zawsze była dokładna.

– Może już nie zdążyła. Może chciała, ale... – urwał.

Siedziałam z boku, obserwując ich jak widz na nieudanej sztuce. Wuj, zazwyczaj lodowaty, teraz kipiał od emocji. Mama, opanowana, nagle niepewna. A wszystko przez jedną kopertę.

– Wy się tak naprawdę nie kłócicie o pieniądze – powiedziałam cicho. – Wy się kłócicie o to, kto był ważniejszy dla babci. Kto był lepszym dzieckiem.

Zamilkli.

– Całe życie próbowałeś udowodnić, że mama bardziej kochała Magdę – dodałam. – I może właśnie dlatego tak cię boli ta koperta.

Wujek spojrzał na mnie długo, a potem spuścił wzrok.

– Bo boli – przyznał.

A mama? Mama nic nie powiedziała. Tylko po raz pierwszy od śmierci babci – uroniła łzę.

Byłam rozczarowana

Wyszłam z domu babci, zanim znowu zaczęli się kłócić. Nie miałam już siły ich słuchać. Szłam przed siebie, bez celu, bez planu, aż dotarłam nad małą rzeczkę za domem. Usiadłam na pniu, który kiedyś babcia nazwała „naszą ławką”. Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie, jak jako dziecko biegałam tu boso, a babcia wołała z okna:

–Nie mocz nóg, bo się rozchorujesz!

A potem sama przychodziła z ręcznikiem i kanapką. Zawsze była obok. Zawsze. Teraz zostały po niej tylko rzeczy i wspomnienia. I ta nieszczęsna koperta – mały, papierowy symbol całego rozpadu. Bo to już nie chodziło o pieniądze. Chodziło o zaufanie. O to, co zostało po babci – i co każdy z nas próbował sobie zabrać. Na własnych zasadach. Wróciłam do domu dopiero po zmroku. W środku panowała cisza. W salonie leżała koperta – ta sama. Usiadłam przed nią. Wzięłam ją do rąk. Wciąż pusta. Ale czułam, że waży więcej niż cokolwiek, co trzymałam w życiu.

Zastanawiałam się, co zrobiłaby babcia, gdyby to widziała. Gdyby zobaczyła, jak się kłócimy. Jak nie umiemy być razem. Jak nie umiemy być rodziną. Nie znałam odpowiedzi. I nie wiedziałam, czy kiedykolwiek ją poznam.

Kaja, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama