„Babcia w tajemnicy opłacała mi studia. Rodzice nie dali ani grosza, bo dla nich jestem nieudacznikiem”
„Od lat ukrywałem przed rodzicami, że czesne za studia płaci mi babcia. Prywatna uczelnia nie kosztuje groszy, a my ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. A potem był ten obiad. Jedna chwila nieuwagi. Jedno zdanie babci. I prawda wyszła na jaw”.

- Redakcja
Czasem zastanawiam się, w którym momencie przestałem czuć się częścią tej rodziny. Może wtedy, gdy ojciec spojrzał na mnie jak na idiotę, kiedy powiedziałem, że chcę studiować prawo. A może jeszcze wcześniej, gdy matka po raz kolejny wyszeptała: „Mateusz, nie zaczynaj…” i wyszła z kuchni, zanim zdążyłem cokolwiek dokończyć. Trudno powiedzieć. Ale pewnego dnia po prostu zrozumiałem: ja tu jestem tylko dodatkiem. Gościem. I to takim, którego lepiej nie zauważać.
Kończę prawo. Mieszkam w akademiku, wracam do rodzinnego domu tylko wtedy, kiedy muszę. Mój ojciec uważa, że studia to fanaberia. Że powinienem dawno być „na budowie”, jak on. Matka... zawsze stała z boku. Nigdy nie stanęła w mojej obronie. Jedyne ciepło, jakie pamiętam z tego domu, pochodziło od babci Heleny – matki ojca. To ona wierzyła, że mogę coś osiągnąć. Pomagała mi zawsze po cichu, ale skutecznie.
Dla ojca byłem pasożytem
Wpadłem tylko na chwilę. Po dokumenty, książki. Nie planowałem zostać, ale jak zwykle – nie dało się przejść przez próg, żeby nie usłyszeć jego komentarza.
– I jak tam twoje „wielkie prawo”? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad gazety. – Uczysz się, żeby całe życie siedzieć za biurkiem?
– Uczę się, żeby nie skończyć z betonem pod paznokciami i kręgosłupem do wymiany – rzuciłem.
– Mądry się znalazł. Może czas się ogarnąć i zacząć zarabiać, a nie żerować!
– Żerować? – parsknąłem. – Od was niewiele dostałem i dobrze o tym wiesz!
Wstał. Powoli, ale z tą swoją ciężką ciszą, która zawsze poprzedzała wrzask.
– A kto ci opłaca te twoje śmieszne wykłady? Kto płaci, żebyś mógł udawać kogoś lepszego?!
– A ty wiesz, ile to tak naprawdę kosztuje? Nie masz pojęcia – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Ale wtedy się ugryzłem. Nie teraz. Jeszcze nie.
– Jesteś niewdzięcznym gówniarzem – warknął. – I za wysoko nosisz głowę, Mateusz.
Wyszedłem, zanim zaczął rzucać rzeczami. Drzwi zatrzęsły się od trzasku.
Przypadkowe wyznanie babci
U cioci Danuty stół jak zwykle uginał się od jedzenia, a rozmowy toczyły się wokół niczego ważnego: pogoda, dolegliwości, ceny. Siedziałem wciśnięty między kuzynem a wujkiem. Ojciec przy końcu stołu opowiadał coś głośno, machając ręką z butelką. Matka, jak zawsze, cicho przy talerzu. Babcia też była — w swojej ulubionej granatowej sukni.
Wtedy padło jedno zdanie. Niewinne. Ale jak granat wrzucony na stół.
– Mateusz, dostałeś ten ostatni przelew? – zapytała babcia, sięgając po kompot. – Bo mówiłeś, że czesne podnieśli.
Wszystkich zatkało. Talerze przestały brzęczeć.
– Jaki przelew? – spytał ojciec, ściszonym głosem.
Babcia spojrzała na mnie. – No, za studia. Mówiłeś przecież, że już im powiedziałeś...
Nie powiedziałem. Bo nie miałem odwagi.
– To ty… to przez cały ten czas ty za to płaciłaś? – spytał ojciec, podnosząc się lekko z krzesła. – Za moimi plecami?!
– Spokojnie, tylko chciałam pomóc...
– Robiłaś ze mnie idiotę przez trzy lata?! – wrzasnął. – I ty, Mateusz?! Wiedziałeś?!
Wszyscy patrzyli. Ja nie mogłem się ruszyć.
Bałem się jego reakcji
Zaraz po deserze ojciec wstał, wskazał palcem drzwi do małego pokoju i powiedział do babci:
– Teraz. Idziemy. Ty też, Mateusz. Matka ruszyła za nami, milcząca jak zawsze.
– Jak mogłaś to zrobić?! – ryknął ojciec na babcie, ledwie zamknęły się drzwi. – Własna matka! Przez trzy lata robiłaś ze mnie pajaca!
– Bo ktoś musiał się zająć twoim synem – odparła babcia. – A ty co robiłeś? Narzekałeś i wyzywałeś go od pasożytów!
– Ty nie miałaś prawa! – wrzasnął. – To moja rodzina!
– Ale nie twój obowiązek, prawda?
– A ty?! – zwrócił się do mnie. – Ty wiedziałeś? Milczałeś? Brałeś kasę jak królewicz i nic nie mówiłeś?
– Bo wiedziałem, jak zareagujesz – wycedziłem. – Właśnie tak.
– Masz czelność się jeszcze odzywać?
– Przez trzy lata żyłem w strachu, że to się wyda. Że mnie znienawidzisz. No i masz, właśnie to robisz.
Matka była cicho, po swojemu. Ojciec stał nad nami jak sędzia, który właśnie wydał wyrok.
Przypadkowi ludzie z tym samym nazwiskiem
Usiedliśmy u niej w salonie. Babcia miała na kolanach koc, choć nie było zimno. Kubek z herbatą parował na stole.
– Nie chciałam, żeby tak wyszło – powiedziała, nie patrząc na mnie. – Myślałam, że już im powiedziałeś.
– Nie umiałem – westchnąłem. – Bałem się, że... że mnie znienawidzą.
– Może i tak. Ale teraz przynajmniej wszystko jasne.
– Jasne? Wszystko się rozsypało.
– Mateusz – babcia spojrzała mi prosto w oczy – zrobiłam to, bo nikt inny by tego nie zrobił. Odkładałam te pieniądze przez lata. Zamiast nowych butów, zamiast lekarza. Bo ty miałeś szansę. I nie mogłam pozwolić, żebyś ją zmarnował tylko dlatego, że twojemu ojcu duma przeszkadza.
– A teraz? Co jeśli oni nigdy mi tego nie wybaczą?
– To ich problem, nie twój.
– Ale to przecież moja rodzina…
– Rodzina, która cię nie wspiera, to tylko przypadkowi ludzie z tym samym nazwiskiem.
Milczałem. Patrzyłem na babcię i po raz pierwszy od dawna nie wiedziałem, czy czuję ulgę, czy ból. Była jedyną osobą, która naprawdę mnie widziała. Ale czasem widzenie drugiego człowieka to też cierpienie.
Straciłem rodziców
Poszedłem do nich jeszcze raz. Ostatni. Chciałem zamknąć ten rozdział z godnością. Z resztkami szacunku, które jeszcze miałem. Ojciec siedział jak posąg. Matka krzątała się przy zlewie, jakby mogła się schować.
– Chciałem porozmawiać – zacząłem. – Choćby raz bez krzyku.
– Co tu jeszcze gadać? – burknął ojciec. – Wszystko już wiadomo.
– Dla mnie nie.
– Zdradziłeś nas. Brałeś pieniądze za plecami. Trzy lata milczałeś. Kłamałeś.
– Nie. Musiałem przetrwać. Inaczej bym nie dał rady.
– Co ty możesz wiedzieć o życiu? – wycedził. – Masz te swoje papierki i myślisz, że jesteś kimś.
– Nie myślę. Ale chcę być kimś innym niż ty.
Matka w końcu się odezwała.
– Może lepiej, żebyś nie kończył tych studiów. To wszystko boli.
– A co boli bardziej? Że się wyrwałem? Że babcia miała w sobie coś, czego wy nie mieliście?
– Wynoś się – rzucił ojciec. – I więcej nie wracaj.
Można stracić rodzinę na wiele sposobów. Ja straciłem ją wtedy, gdy przestałem się ich bać.
Zawsze będę jej wdzięczny
Obroniłem się we wrześniu. Bez fanfar. Bez gratulacji z domu. Nikt nie przyszedł. Nikt nie zapytał, jak poszło. Tylko telefon od babci — tego samego wieczoru.
– Wiedziałam, że dasz radę – powiedziała krótko. – I jestem z ciebie dumna.
Po kilku dniach odwiedziłem ją z egzemplarzem pracy magisterskiej. Ubrałem się jak na święto. Kiedy otworzyła drzwi, uśmiechnęła się i słowa były niepotrzebne.
– Masz – podałem jej oprawiony egzemplarz. – Dla ciebie. W środku… coś jest.
Usiadła w swoim fotelu i zaczęła czytać. Najpierw przelotnie, potem uważniej. Dotarła do dedykacji. Zatrzymała się. Przełknęła ślinę. „Dla najbliższej, która nigdy się nie bała we mnie wierzyć”. Nie powiedziała nic. Ale jej oczy zrobiły się szkliste. Wzięła mnie za rękę. Siedzieliśmy tak w ciszy, dłużej niż zwykle. I nic więcej nie trzeba było.
Rodzice? Brat? Nie odzywają się. Pewnie tak będzie już zawsze. Początkowo bolało. Ale potem zrozumiałem, że nie da się budować relacji na krzyku i milczeniu. Że rodzina to nie krew, tylko wybór. Nie czuję żalu. Może tylko cień tęsknoty za tym, czego nigdy nie miałem. Wiem, że można całe życie czekać na akceptację tych, którzy nigdy jej nie mieli. Albo można iść dalej, z tymi, którzy potrafią kochać bez warunków. I właśnie to wybrałem.
Mateusz, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na weselu przyjaciółki zaszłam w ciążę, a facet zniknął. Okazało się, że mamy więcej wspólnego, niż bym chciała”
- „Podarowałam kocyk wnukowi, ale według synowej śmierdział stęchlizną. Zrobiłam więc to, co każda szanująca się teściowa”
- „Mój zięć to niewdzięczny bubek. Oddaje ukochanym wnukom ostatnie grosze, a on i tak kaprysi”