„Babcia opowiedziała mi historię ze swojej młodości. Teraz zupełnie inaczej patrzę na moją rodzinę”
„– Znałam tylko nazwisko matki, ale to wystarczyło, chłopiec nazywał się jak ona, mój brat go nie uznał. Odnalazłam go w domu dziecka, nie był niemowlęciem, miał dwa lata. Sny nie zawsze odzwierciedlają rzeczywistość”.
- Ewa, 30 lat
Babcia przykładała wielką wagę do snów, rankiem kręcąc się po kuchni zawsze pytała, co nam się śniło. Tak się do tego przyzwyczaiłam, że nie dostrzegałam w tym dziwactwa, ale mamę te pytania irytowały. Tylko tata się nie śmiał, ale też nigdy nie odpowiadał na pytanie, gładził babcię po ręku i wymieniał z nią znaczące spojrzenie, które bardzo mnie intrygowało. Musiało upłynąć kilka lat, zanim poznałam prawdę.
Pewnego poranka babcia jak zwykle zapytała, a ja, wyjątkowo, miałam wiele do opowiedzenia. Zwykle nie pamiętam snów, ale ten był niebywały, bardzo skomplikowany i kolorowy. Babcia uznała, że niesie ze sobą przesłanie, tylko nie potrafiła wytłumaczyć, jakie. Podśmiewałam się z niej, a ona, zdenerwowana moim niedowiarstwem, powiedziała.
– Dowiesz się tego w swoim czasie, jak ja.
Wymknęło się jej, a ja nie popuściłam, od razu skojarzyłam, że codzienne pytania i znaczące spojrzenia, które wymieniała z tatą, kryją w sobie tajemnicę. Koniecznie chciałam ją poznać. Zarzuciłam babcię pytaniami, zastosowałam mały szantażyk emocjonalny, który przyniósł nadspodziewane skutki.
– Dobrze już. Powiem ci, od dawna noszę się z tym zamiarem. O tym, co się zdarzyło, wiemy tylko Kazik i ja, a ty jesteś spadkobierczynią rodzinnego sekretu, powinnaś wiedzieć, co zaszło. Babcia westchnęła, poprawiła się na krześle i zaczęła opowiadać.
Zobacz także
Ten syn był taki realny
– Miałam może ze trzydzieści kilka lat, kiedy zaczęłam śnić o kobiecie z dzieckiem na ręku. Sen się powtarzał, zawsze taki sam. Ktoś dzwonił do drzwi, otwierałam, a tam ona. Dziewczyna stała na wiejskim podwórku, tuliła do siebie niemowlę i patrzyła. Jak ona na mnie patrzyła! Uważnie, taksująco, jakby chciała mnie poznać na wylot. Dosłownie przepalała mnie wzrokiem. Nie znałam tego podwórka i nie mieszkałam na wsi, tylko w zwyczajnej kamienicy, za moimi drzwiami była klatka schodowa, a nie podwórko, więc nic się nie zgadzało. Kobieta z dzieckiem była u siebie i ja u siebie, a jednak się widziałyśmy.
Po kilku snach byłam już pewna, że ona przychodzi do mnie specjalnie. Czegoś chciała, zaczęłam się jej bać, uznałam, że od dawna nie żyje, nawiedza mnie w snach, w celu którego nie znałam. Zawsze bałam się duchów, zaczęłam sypiać przy włączonym świetle, chciałam ją odstraszyć i zapewnić sobie bezpieczeństwo. Odmówiłam kilka modlitw za jej zbłąkaną duszę, ale to nic nie pomogło, bo ona uparcie do mnie przychodziła.
– Trzeba było ją zapytać, czego chce – nie wytrzymałam.
Babcia uśmiechnęła się.
– We śnie to nie takie proste. Byłam jak sparaliżowana, mogłam tylko się jej przyglądać i czekać.
– Na co?
– Aż się obudzę. Mówiłam, że byłam przerażona jej nocnymi wizytami, we śnie strach się wzmagał, wzbraniałam się przed kobietą z dzieckiem, nie chciałam jej widzieć. Przepędziłabym ją, gdybym mogła się poruszyć, ale to było zadanie ponad siły. Sen mnie pętał, mogłam tylko myśleć, a zapewniam cię, że nie byłam jej przychylna. Ona chyba to wyczuła, bo patrzyła na mnie bez życzliwości, spode łba, ale uparcie nie odchodziła.
Babcia nie wiedziała, co się dzieje
Powtarzający się sen tak mnie wymęczył, że poszłam do lekarza, ale niewiele zwojowałam, uznał mnie za hipochondryczkę, zawracająca mu głowę urojonymi problemami. Tak się tym zdenerwowałam, że wieczorem nie mogłam zasnąć, kręciłam się w pościeli, aż w końcu wzięłam jakąś książkę. Usnęłam nie wiedząc kiedy, i ona natychmiast się pojawiła, jakby tylko na to czekała.
Spojrzała na mnie smutno i zrobiła kilka kroków w moim kierunku. Zamarłam, przestraszona tym, co ona zamierza. Dziewczyna nie była pewna, na jej twarzy malowała się determinacja, którą doskonale czułam. Nagle zrobiło mi się jej żal, otaczała ją aura nieszczęścia, na rękach trzymała niemowlę, każdemu drgnęłoby serce.
Wtedy dziewczyna odezwała się. Mówiła do siebie, ale słyszałam ją.
– Już czas – powiedziała i ruszyła ku mnie.
Paraliż ustąpił na tyle, że mimowolnie odsunęłam się, przepuszczając ja w drzwiach, jednak nie poszłam za nią w głąb mieszkania, czekałam, zastanawiając się gorączkowo, jakby jej się pozbyć. Bałam się, to chyba oczywiste. Po chwili kobieta wróciła, przeszła obok mnie i znowu znalazła się na wiejskim podwórku. Odetchnęłam z ulgą i wtedy zorientowałam się, że ręce kobiety były puste. Zostawiła dziecko w moim mieszkaniu. Niemowlę zapłakało, ona obejrzała się, ale nie wróciła po dziecko.
Obudziłam się zlana potem, sen był tak realny, że zerwałam się z łóżka i przeszukałam oba pokoje. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy nie znalazłam w nich dziecka.
Sen minął, ale został niepokój
Po tych przeżyciach kobieta przestała mnie nawiedzać, wysypiałam się za wszystkie czasy, ale niepokój mnie nie opuszczał, bałam się, że sny wrócą. Kolejne noce mijały spokojnie, już prawie uwierzyłam, że koszmar się skończył, kiedy znów coś się wydarzyło, tym razem na jawie. Dostałam list, w którym nieznana mi kobieta zaklinała, bym nie opuszczała jej synka. Pisała, że jest ciężko chora, jeśli umrze, mały zostanie sam na świecie. Pisała też, że jestem jego ciotką, rodzoną siostrą ojca dziecka.
Oczywiście od razu skojarzyłam list ze snem, ale do dziecka się nie paliłam. Ojcem malucha rzeczywiście mógł być mój brat, ladaco i alkoholik, podobny do naszego taty jak dwie krople wody. Nie po to wyrwałam się z takiego środowiska, by do niego wracać za sprawą bratanka, a poza tym nie lubiłam dzieci, dość naopiekowałam się bratem, choć był ode mnie młodszy zaledwie o dwa lata. Żadne z nas nie mogło liczyć na rodziców, zajmowałam się Bolkiem, dopóki byliśmy dziećmi, odpracowałam swoje. On chyba też tak uważał, bo przepadł bez wieści, nie interesując się moim losem. Nie byłam nic winna ani jemu, ani jego dziecku, chciałam żyć spokojnie, wychowywanie bratanka nie wchodziło w grę.
Wszystko do siebie pasowało
A jednak list nie dawał mi spokoju, w połączeniu ze snem znaczył więcej niż wylane na papier słowa zrozpaczonej matki. Zamierzałam go wyrzucić i zapomnieć o sprawie, ale nie mogłam. Obracałam go w palcach, zirytowana własnym brakiem zdecydowania, przed oczami ciągle miałam niemowlę, które kobieta powierzyła mi we śnie. Miałabym być dla niego matką? Nie widziałam się w tej roli, nie chciałam też mieć nic wspólnego z braciszkiem, który był jego ojcem.
Zdecydowana nie brać dziecka, rozpoczęłam poszukiwania małego. Nie wierzyłam w to co robię, nie miałam żadnych dowodów, że dziecko jest moim bratankiem, ale nie mogłam inaczej. Ten sen… Nie pozwalał mi się zatrzymać, napędzał do działania.
Babcia otarła oczy grzbietem pomarszczonej dłoni i spojrzała w okno. Siedziałam jak trusia, zaczynałam się domyślać zakończenia tej historii.
– Znałam tylko nazwisko matki, ale to wystarczyło, chłopiec nazywał się jak ona, mój brat go nie uznał. Odnalazłam go w domu dziecka, nie był niemowlęciem, miał dwa lata. Sny nie zawsze odzwierciedlają rzeczywistość.
Kiedy zaprowadzono mnie do sali, Kazio siedział na podłodze i bawił się samochodzikiem. Patrzył na mnie oczami swojej matki…
Poznałam rodzinną tajemnicę
Zakryłam dłonią usta. Babcia spojrzała na mnie bystro.
– Tak, jestem ciotką twojego taty. Kazik chciał nazywać mnie mamą i tak zostało. Adoptowałam go, jest moim synem, oboje chcemy, żeby tak zostało.
– Przecież nie chciałaś się nim zaopiekować – zawołałam. – Dlaczego zmieniłaś zdanie?
– Kiedy go zobaczyłam... – babcia zawahała się, ale ciągnęła dalej. – Moje wejście do sali wywołało zainteresowanie dzieci, wszystkie na mnie spojrzały, ale tylko Kazik zerwał się na równe nogi i podbiegł do mnie.
– To ty? – spytał. – Znam cię, wiedziałem, że po mnie przyjdziesz.
Patrzył na mnie oczami swojej matki, które tak dobrze zapamiętałam. Jej spojrzenie było taksujące, jego ufne. Ona sprawdzała, czy jej dziecku będzie u mnie dobrze, on to wiedział.
– Skąd? – spytałam.
– To jest właśnie najdziwniejsze. Kazik miał sny, widywał mnie co noc. Stałam w drzwiach mieszkania, zamierzałam wyjść, domyślał się, że po niego. Nie wiedział kim jestem, ale czuł, że go nie zostawię. Czy powiedziała mu to matka? Nie wiem, nie żyła już od kilku lat. Kazik spędził jakiś czas w domu dziecka, zanim zaczął o mnie śnić, nie wszystko dzieje się od razu. Opowiadał nawet wychowawczyniom, że przyjdzie pani i zabierze go do domu. To było marzenie wszystkich dzieci, więc opiekunki uważały że fantazjuje.
– A ty się pojawiłaś, bo dostałaś list. On też przyszedł z opóźnieniem.
– Mogę się tylko domyślać, że wysłał go ktoś inny, kilka lat po śmierci matki Kazia. Może jej siostra znalazła niewysłaną prośbę zrozpaczonej dziewczyny? Myślę, że ona też mogła mieć sny. Dlatego to zrobiła.