Reklama

Planując ślub, jednego byłam pewna: świadka. Nie wyobrażałam sobie, aby w tej roli wystąpił ktoś inny niż mój brat Mateusz, z którym jestem bardzo blisko związana. Jak to bliźniak z bliźniakiem.

Reklama

– Może fizycznie jesteśmy dwujajowi, ale psychicznie zdecydowanie jedno – żartowaliśmy sobie, kiedy ludzie szukali między nami podobieństwa.

Zawsze wiedziałam, o czym myśli Mateusz, a on też odbierał moje uczucia jak membrana. Wiedziałam na przykład, dlaczego zdecydował się najpierw zapuścić włosy, a potem zasupłać je w dredy. Wszystkich zszokował jego pomysł, tymczasem dla mnie jego wygląd był odbiciem jego życiowej filozofii. I nie chodziło tu o słuchanie muzyki reggae, tylko o specyficzne podejście do życia.

Spokojni ludzie mili go za dziwaka

Mój brat był rastamanem. Pacyfistą. Wyznawał zasadę: „Żyj i daj żyć innym”. Do świata nastawiony był pokojowo, ale mimo to szybko przekonał się, że jego wygląd wzbudza u innych agresję. Ileż to razy przez dredy spotkały go na ulicy chamskie komentarze ze strony na pozór spokojnych nieznajomych ludzi! Lecz co tu mówić o obcych, skoro w rodzinie też nie spotykał się ze zrozumieniem…

Wprawdzie tuż po ich zapleceniu facet, który mu je zrobił, zapowiedział, że mój brat powinien trochę poczekać z myciem, aż jego dredy „dojrzeją”, czyli zbiją się bardziej i przestaną z nich wychodzić pojedyncze włoski – jednak trwało to tylko dwa tygodnie. Później Mateusz mógł już swoje włosy traktować jak kiedyś.

Zobacz także

Jako jedyna z całej rodziny wiedziałam także, że jego nowo fryzura wbrew pozorom wymaga o wiele więcej pracy niż taka zwyczajna. Bo dredy trzeba co jakiś czas „przeszydełkować”, czyli jakby pozaplatać ciaśniej szydełkiem, żeby się nie rozplotły. A to zajmuje kilka godzin. Czasami więc żartowałam z Mateusza, że z nas dwojga to on się bardziej wdzięczy do lustra. Ale to były tylko takie siostrzane, niewinne przekomarzania. Niestety, ani ja, ani Mateusz nijak nie mogliśmy przekonać do jego pomysłu ani naszej najbliższej, ani dalszej rodziny. A już szczególnie babci Teresy. Matka naszego ojca jest osobą niezwykle surową. Podobno z powodu wczesnego rozwodu, bo wówczas została sama z maleńkimi dziećmi, ale ja myślę, że zawsze była apodyktyczna.

Ja i brat za nią nie przepadaliśmy, na szczęście nie mieliśmy z nią zbyt wiele do czynienia. Znacznie częściej zajmowała się nami babcia Ania, mama naszej mamy. Ale na swój ślub musiałam jednak babcię Teresę zaprosić. Oczywiście po przyjeździe zatrzymała się w mieszkaniu moich rodziców. Ja już dawno przeniosłam się do narzeczonego, więc mój pokój stał wolny. Babcia Teresa natychmiast się w nim rozgościła i już pierwszego wieczoru zaczęła zadręczać mojego brata uwagami o jego niechlujnej fryzurze.

– Powinieneś ściąć to okropieństwo! – usłyszał tuż po powitaniu. – Kto to widział, że chłopak chodził z kołtunem na głowie! I to jeszcze iść z czym takim na ślub swojej jedynej siostry!

Jednak uważać, że powinien pozbyć się dredów, a ściąć mu je osobiście, to dwie różne rzeczy. Nikomu z nas do głowy by nawet nie przyszło, że babcia Teresa posunie się do czegoś takiego.

Tymczasem ona tak właśnie zrobiła!

W nocy przed moim ślubem, kiedy Mateusz już zasnął zmęczony przygotowaniami, wślizgnęła się do jego pokoju z nożyczkami w ręku … Brat rano przeżył szok, kiedy uniósł głowę znad poduszki, zostawiając na niej swoje włosy. Podobno wydał z siebie taki ryk, że mama omal nie zemdlała. Płakał jak dziecko nad włosami, które zapuszczał od wielu lat. A babcia oczywiście w ogóle nie poczuwała się do winy. Uważała wręcz, że spełniła swój chrześcijański obowiązek.

– Nie będziesz mi w kościele Boga obrażał i ludzi rozpraszał, żeby patrzyli się na ciebie, zamiast się modlić – powtarzała w kółko, jeszcze bardziej zaogniając sytuację.

Spokój Mateusza został wystawiony na ciężką próbę. Bałam się, że zrozpaczony w ogóle nie pójdzie do kościoła.

– Tego bym ci, siostra, nie zrobił – powiedział mi jednak łamiącym się głosem.

A potem poszedł do łazienki i… Ogolił się na łyso. Śmiać mi się chciało, ale powstrzymałam się resztkami sił, widząc lodowate spojrzenie babci.

– Tak lepiej? – zapytał ją chłodno.

Reklama

Po jej minie wywnioskowaliśmy, że niekoniecznie, jednak przemilczała tę zniewagę i ostentacyjnie wyszła do pokoju, żeby się przygotować do ceremonii. Czułam, że chociaż Mateusz wygrał bitwę, to wojna między nimi jeszcze się nie skończyła. Choć zapewne ciąg dalszy nie nastąpił na moim ślubie, to babcia Teresa z pewnością coś wymyśli. Nie byłaby sobą, gdyby tak się nie stało. Lecz tamtego dnia już niczego więcej zrobić nie mogła. Mateusz, błyskając łysiną przed ołtarzem, przyciągał równie wiele spojrzeń jak wówczas, gdy nosił dredy. Po co więc naszej babci było to całe stawianie na swoim?

Reklama
Reklama
Reklama