„Babcia zamiast wymarzonego prezentu pod choinkę, dała mi kopertę. Poza gotówką znalazło się tam jeszcze coś”
„Otworzyłem. W środku rzeczywiście była gotówka. Dwie stówki, całkiem przyzwoicie jak na babciną emeryturę. A oprócz tego – mała karteczka przewiązana cienką wstążką. No i się zaczęło”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to tylko ja miałem takie dzieciństwo, czy może wszyscy mieliśmy je podobne – pachnące mandarynkami, błyszczące brokatem z bombek i pełne naiwnych wyobrażeń o Świętym Mikołaju, który co roku dokładnie wie, co chcesz znaleźć pod choinką. A potem człowiek dorasta i orientuje się, że ten cały Mikołaj to bardziej ciocia z działu księgowości niż brodaty typ z reklamy.
W tym roku liczyłem na coś konkretnego. Nie jakieś tam skarpetki z pingwinem, tylko konkretny zestaw słuchawek, które wcześniej dwa razy „przypadkiem” pokazałem babci na ekranie mojego telefonu. Nawet kiwnęła głową, coś tam mamrotała o „tych twoich gadżetach” i pomyślałem sobie: dobra, chyba zrozumiała. A potem nadszedł ten moment. Święta. Pachnący stół, rodzinne żarty i wreszcie prezenty. Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło – to, że nie dostałem słuchawek, czy to, co w tej kopercie – oprócz gotówki – była jeszcze jedna rzecz. Mała. Niewinna. A jednak zmieniła wszystko.
Zrobiło mi się gorąco
Babcia wręczyła mi kopertę, jakby to był list od prezydenta. Uroczyście, z taką miną, że aż ciocia Basia przestała rozdzielać pierogi na talerze.
– No, Leonku, proszę. Otwórz. Zobaczymy, czy się ucieszysz – powiedziała, a poczułem na sobie spojrzenia całej rodziny.
– Babciu… Może później? – próbowałem się wycofać, bo przecież liczyłem na słuchawki, a pięćdziesiąt złotych złożonych na pół.
– Nie, nie, teraz. Chciałabym zobaczyć twoją minę – naciskała, a jej ton był taki, że już wiedziałem – będzie dziwnie.
Otworzyłem. W środku rzeczywiście była gotówka. Dwie stówki, całkiem przyzwoicie jak na babciną emeryturę. A oprócz tego – mała karteczka przewiązana cienką wstążką. No i się zaczęło.
– Co to? – spytałem, rozchylając papier.
– Niespodzianka. Przeczytaj na głos – nalegała.
Rozwinąłem karteczkę i przeczytałem:
„List do Leona. Pisany w tajemnicy, gdy miałeś 11 lat. Proszę, przeczytaj sam na sam. Babcia”.
– Jak słodko – pisnęła jakaś kuzynka.
– Kiedy ty to napisałaś? – spytałem, marszcząc brwi.
– Wtedy, gdy powiedziałeś, że mnie nienawidzisz, bo nie chciałam ci kupić konsoli – odpowiedziała z uśmiechem. – Uznałam, że lepiej będzie napisać ci list, niż się obrażać.
Zrobiło mi się gorąco.
– Dzięki – wymamrotałem, chowając kartkę do kieszeni.
Wcale nie miałem ochoty jej teraz czytać. Bałem się, co tam znajdę.
Czułem się jak złodziej
Po obiedzie, kiedy wszyscy rozsiadali się z makowcem i kawą, wyślizgnąłem się cicho do pokoju gościnnego. Wsunąłem się tam jak złodziej. Usiadłem na łóżku, wyjąłem kopertę z kieszeni i długo wpatrywałem się w niego, zanim rozwinąłem. Pismo babci znałem dobrze – litery ściśnięte, eleganckie, trochę pochylone w prawo. Kartka była lekko pożółkła na brzegach.
„Leonku, dziś powiedziałeś mi, że mnie nienawidzisz. Że jestem wredna i nie rozumiem, czego potrzebujesz. A ja… może i nie rozumiem, ale kocham cię bardzo. I wiem, że jesteś mądrym chłopakiem, tylko czasem jesteś wkurzony, jak każdy. Wiem, że kiedyś mi za to podziękujesz. Za to, że nie kupiłam ci tej głupiej konsoli. Bo zamiast niej kupiłam ci coś innego. Trochę czasu. Trochę rozmowy. Trochę siebie. Babcia”.
Poczułem, że coś mnie ściska w gardle. Niby tylko kartka, a jakby mnie ktoś walnął prosto w żołądek.
– Leon? – Babcia stanęła w drzwiach. Nawet nie zauważyłem, kiedy weszła. – Przeczytałeś?
– Tak – odparłem cicho. – Czemu mi to dałaś teraz?
– Bo wyglądałeś, jakbyś znów zapomniał, że jesteś ważny – powiedziała spokojnie. – A poza tym, nie samą elektroniką człowiek żyje, nie?
– Niby nie, ale słuchawki chętnie bym przyjął.
Zaśmiała się.
– Są w pudełku po herbacie. Najpierw miał być list.
Przyłożyłem dłoń do serca
W pudełku po herbacie rzeczywiście leżały słuchawki – dokładnie te, które jej pokazywałem. Nowiutkie. W oryginalnym pudełku. I jeszcze przyklejona karteczka:
„Dla ciebie, ale najpierw przeczytaj list. PS: nie testuj ich podczas Wigilii – chcę cię słyszeć, jak narzekasz na sernik”.
Zszedłem na dół z tym pudełkiem w ręku. Babcia siedziała w fotelu, popijając coś z filiżanki, jakby nigdy nic.
– Babciu – rzuciłem z nutką wyrzutu – mogłaś po prostu mi to dać. Bez całego tego teatralnego wstępu.
– A byłoby cię wtedy stać na refleksję? – zapytała, nawet nie patrząc na mnie. – Czy tylko byś rzucił „dzięki” i pognał do pokoju testować basy?
– No… pewnie to drugie – przyznałem uczciwie.
– No właśnie. A teraz przynajmniej miałeś chwilę, żeby poczuć się trochę głupio – uśmiechnęła się pod nosem.
– Ty to masz metody... – mruknąłem.
– Nie nauczyłam się tego z internetu. To przychodzi z wiekiem. I z doświadczeniem – powiedziała, kiwając głową w moją stronę.
Przyłożyłem dłoń do serca.
– Dziękuję, babciu.
– Jeszcze nie masz za co. Tylko jak ci twoja przyszła dziewczyna kiedyś powie, że jesteś emocjonalnie wycofany, przypomnij sobie tę rozmowę.
Przytuliła mnie bez słowa
Usiadłem w fotelu obok niej i spojrzałem na babcię trochę inaczej. Nie jak na starszą panią, która umie robić najlepszy sernik i ma zawsze ciepłe kapcie, tylko jak na kogoś, kto może faktycznie wie więcej, niż się wydaje.
– Serio? Mama też dostała taki list?
– Mhm – kiwnęła głową. – Wtedy, kiedy miała czternaście lat i trzaskała drzwiami, bo zabroniłam jej iść na sylwestra do licealistów. Uznała, że złamałam jej życie.
– I co jej napisałaś?
– Że życie jeszcze nie raz jej się złamie i żeby lepiej nauczyła się wstawać. I że nie musi być wszędzie, żeby być kimś.
Parsknąłem śmiechem.
– A powiedziała ci potem, że miałaś rację?
– Nie, ale przestała trzaskać drzwiami.
– Czyli listy działają?
– Nie zawsze. Czasem robią więcej niż dwie godziny gadania. Zwłaszcza gdy ma się do czynienia z chłopakiem, który patrzy w telefon częściej niż w oczy.
– Przesadzasz – rzuciłem z udawaną urazą.
– Pół na pół. Powiedz mi lepiej, co cię tak naprawdę ucieszyło – słuchawki czy list?
Zamilkłem na chwilę. Chciałem powiedzieć „słuchawki”, ale coś mnie powstrzymało.
– Nie wiem. Chyba to, że ktoś pamięta, że bywam nieznośny, a i tak mnie kocha.
Babcia przytuliła mnie bez słowa. A ja – ku własnemu zdziwieniu – nie próbowałem się wyrywać.
Zacząłem się śmiać
– Ale nie myśl sobie, że teraz będziesz zgrywał filozofa. Nadal masz wynosić śmieci – rzuciła babcia i zrujnowała całą powagę chwili.
– Wiedziałem, że zaraz coś powiesz – westchnąłem teatralnie, odsuwając się z uśmiechem.
– A co? Myślałeś, że po jednym liście dostaniesz medal za dojrzałość? – zaśmiała się. – Młody człowieku, to był dopiero początek twojej edukacji.
– Czyli mam się jeszcze czegoś spodziewać? – zapytałem, unosząc brew.
– Oczywiście. Za rok dostaniesz drugi list.
Zacząłem się śmiać, aż musiałem się oprzeć o poręcz fotela.
– A masz gdzieś może list, w którym piszesz, że jednak przemyślałaś sprawę z tą pizzą?
– Nie. Bo nie przemyślałam tego jeszcze – odparła. – Ale mam za to zdjęcie twojej miny, gdy zjadłeś bezglutenową pizzę i powiedziałeś, że „nie jest aż tak tragiczna”. Na wydrukach zdjęć też można zostawić ślad.
Pokręciłem głową. Babcia była niemożliwa. Z jednej strony kompletnie staroświecka – kto dziś pisze listy? – a z drugiej bardziej nowoczesna ode mnie. Bo, koniec końców, nie znałem nikogo, kto tak umiał z człowiekiem pogadać bez wielkiego moralizowania.
– Dzięki, babciu. Za wszystko.
– Nie dziękuj. Tylko nie zgub tej kartki. I jak będziesz miał kiedyś dzieci, zrób im to samo.
– Słuchawki?
– List, baranie.
Śmiech niósł się z salonu, a zza ściany dochodziły dźwięki kolęd. Wigilia była jak co roku, ale ja czułem, że coś się we mnie jednak zmieniło.
Miała rację
Minęło kilka dni po świętach. Choinka zaczęła już gubić igły, a pierogi przestały smakować jak magiczne danie. Koperta od babci nie straciła na mocy. Trzymałem ją w szufladzie biurka, razem z jakimiś starymi biletami z kina i zdjęciem z kolonii, na którym miałem krzywo założoną czapkę. Wchodząc do kuchni, zastałem babcię przy zlewie.
– A nie miałaś czasem w planach odpocząć, babciu?
– Odpocznę, jak się wszystko samo pozmywa – rzuciła, nie odwracając się. – Poza tym, lubię to robić. Mam wtedy czas, żeby sobie wszystko poukładać w głowie.
– Czyli robisz to, co ja robię, gdy włączam słuchawki?
– Tylko bez hałasu i rozkręconej elektroniki – mruknęła z przekąsem. – Ale tak, coś w tym stylu.
Usiadłem przy stole, patrząc, jak z precyzją układa czyste talerze.
– Wiesz, myślałem o tym liście. I chyba go kiedyś komuś pokażę. Może nawet sam taki napiszę.
– Na przykład dziewczynie, jak ci złamie serce?
– Albo synowi, jak się obrazi, że zabrałem mu telefon – odparłem, udając groźnego ojca.
Babcia odwróciła się i spojrzała na mnie z tym swoim spokojnym, trochę ironicznym uśmiechem.
– To dobrze. Znaczy, że zapamiętałeś, co w życiu naprawdę ważne.
I miała rację. Bo tamte słuchawki już pewnie za rok będą przestarzałe. A list? List zostanie ze mną na zawsze.
Leon, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Uwagi teściowej puszczałam mimo uszu. Gdy jednak stwierdziła, że źle wychowuję syna, przestałam gryźć się w język”
- „Siostra chce, żebym przepisała mieszkanie na jej córkę. Nie zamierzam dawać takiego prezentu, więc straciłam rodzinę”
- „Chciałam odtworzyć święta takie jak w dzieciństwie. Mama wyznała mi jednak coś takiego, co zniszczyło moje wspomnienia”