Reklama

Nigdy nie byłam typem sentymentalnym. Gdy zmarła babcia, popłakałam się, ale nie aż tak, żeby rozdzierać szaty. Mój ojciec mówił, że była twardą kobietą – surową, oschłą, raczej z rodzaju tych, co nie tulą, tylko uczą życia. Zapamiętałam ją jako staruszkę z kokiem na głowie, która co niedzielę karmiła mnie pierogami. Zaskoczyła mnie tylko jednym – zapisem w testamencie. Ziemia pod lasem i stary, zrujnowany dom, który już dawno powinien się rozsypać, powędrowały właśnie do mnie. Ojciec wzruszył ramionami. Ciotki popatrzyły po sobie, ale nikt nie protestował. Dom był nikomu niepotrzebnym problemem. Pojechałam tam tydzień później. Sama z termosikiem kawy i głową pełną prostych planów: obejrzeć, ocenić stan, potem ewentualnie sprzedać.

Reklama

Nie mogłam w to uwierzyć

Drzwi skrzypnęły tak głośno, że aż podskoczyłam. Przekroczyłam próg z duszą na ramieniu. W środku pachniało kurzem. Ściany były krzywe, belki gdzieniegdzie popękane. Sufit trzymał się dzielnie. Dom wydawał się bardziej uparty niż ktokolwiek z mojej rodziny. Weszłam na górę po stromych, nierównych schodach. Skrzypiały pod moim ciężarem, jakby ostrzegały przed tym, co znajdę. A może przed tym, co sobie przypomnę. Strych był zagracony. W kącie leżała stara walizka obwiązana sznurkiem. Przykucnęłam i zaczęłam ją rozwiązywać. Sznur był zaskakująco mocny, jakby ktoś naprawdę nie chciał, żeby ktokolwiek tam zaglądał.

– Co my tu mamy… – mruknęłam, otwierając wieko.

Na wierzchu leżały pożółkłe listy, pisane odręcznym pismem, pieczołowicie posegregowane. Poniżej – zdjęcia. Stare, czarno-białe, z czasów wojny. Mężczyźni w mundurach, kobiety z chustkami na głowach, dzieci o poważnych minach. Jedno ze zdjęć miało coś wypisane z tyłu.

„Do zobaczenia po wojnie, twój Janek”, przeczytałam na głos.

Zadrżałam. Tak miał na imię ojciec babci. W rodzinnych opowieściach wspominano, że zginął. Nie było o nim za wiele… jakby ktoś celowo unikał tematu. Pod listami leżała teczka. Otworzyłam ją i zamarłam.

– Nie… to niemożliwe – wyszeptałam.

Musiałam poznać prawdę

Nie mogłam zasnąć. Leżałam w babcinej sypialni, w której czas się zatrzymał trzy dekady temu. Nad ranem spakowałam teczkę i listy do torby i pojechałam do ojca.

Zawsze musisz coś wygrzebać – powiedział z wyrzutem, kiedy pokazałam mu dokumenty.

– Czyli wiedziałeś?

Odstawił kubek z herbatą i podszedł do okna. Milczał długo.

– Wiedziałem, że był jakiś cień. Mama nigdy nie mówiła o swoim ojcu. A jak ktoś wspominał o Janie, to natychmiast zmieniała temat.

– A ten dokument? Donos na rodzinę ze wsi. Przecież to… to zdrada. Tego nie da się logicznie wyjaśnić.

Ojciec odwrócił się do mnie powoli. W jego oczach pojawił się smutek, ale też coś na kształt złości.

– Wtedy nie było czarno-białych historii. Może chciał uratować swoją rodzinę. Może się bał. Może ktoś mu kazał. Nie wiemy tego.

– A jeśli to przez niego ktoś zginął?

– Może. Tylko po co rozdrapywać to po latach?

– Bo może ludzie nadal o tym pamiętają. A ja noszę to nazwisko.

Wziął głęboki oddech. Już wiedziałam, że nie odpuszczę.

Zaskoczyła mnie

Wróciłam do domu babci kilka dni później. Siedzenie w mieście mnie dusiło. Poza tym… miałam plan. Wiedziałam, że jeśli ktoś coś pamięta, to tylko sąsiedzi. A jedna z nich, pani Jadzia, zawsze była gadułą. Zapukałam do jej drzwi z domowym ciastem.

– O! A któż to zawitał? Dawno nikt tu nie przyniósł ciasta bez okazji.

Usiadłyśmy w jej kuchni. Pachniało tu cebulą i tanim perfumami. Pani Jadzia nalała nam kawy z fusami i przyjrzała mi się badawczo.

Jesteś podobna do babki. A w oczach coś masz innego… pewnie po matce.

– A znała pani mojego pradziadka?

Zmarszczyła brwi.

– A czemu pytasz?

Znalazłam pewne papiery. Z czasów wojny.

Pani Jadzia milczała chwilę, stukając paznokciem w filiżankę.

– Twój pradziad był dziwny. Cichy, zamknięty, ale ponoć miał układy.

– Układy?

– Jak był interes, to wiedział z kim trzymać. Czy donosił? Tego nikt nie mówił głośno. Ludzie się bali. A potem wszystko ucichło. Tak jak Janek.

– Brat babci?

– No właśnie. Wyszedł kiedyś z lasu… i zniknął.

Zadrżałam.

– Co to znaczy „zniknął”?

– To znaczy, że nikt go więcej nie widział. Niektórzy mówią, że twój pradziadek wiedział, co się z nim stało.

Podskoczyłam jak oparzona

Następnego dnia nie mogłam usiedzieć w miejscu. Postanowiłam przejść się tam, gdzie według starych map znajdowała się leśna kryjówka partyzantów. Miałam jeszcze w pamięci opowieści babci – wspominała czasem o „leśnym dole”. Zabrałam latarkę, aparat i notatnik. Las był gęsty, wilgotny, pełen jesiennych liści. W końcu dotarłam do polanki z ruinami starej ziemianki. Przykucnęłam. W ziemi sterczała zardzewiała blacha. Odsunęłam ją ostrożnie. W środku – kilka przegniłych desek, metalowy kubek i... kilka butelek po tanim winie. Wtedy usłyszałam głos.

Czego tu szukasz?

Podskoczyłam jak oparzona. Odwróciłam się. Stał przede mną starszy mężczyzna.

– Dzień dobry… ja… Michalina jestem, od Stefanii...

Spojrzał na mnie uważnie.

– Stefanii? Z tego domu na skraju?

– Tak. Znalazłam coś na strychu. Dokumenty. Pradziadek…

– Znam. A raczej znałem... – przytaknął ponuro. – Nie przychodź tu sama. Ten las pamięta rzeczy, które lepiej zostawić w ziemi.

– Co pan wie bracie mojej babci?

Mężczyzna wypluł ślinę w liście.

– Wiem tyle, że nie każdy z lasu wychodził żywy.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że nie zawsze Niemcy byli najgorsi. Czasem swój był gorszy.

Zacisnęłam palce na filiżance

Wracałam z lasu z bijącym sercem. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wieczorem zadzwoniłam do ciotki Maryli, młodszej siostry mojego ojca. Ona zawsze była trochę na uboczu – cicha, zamknięta, a jednocześnie… czujna.

– Michalina? – odebrała po drugim sygnale. – Dawno nie dzwoniłaś.

– Bo nie wiedziałam, że powinnam – odpowiedziałam. – Mogę przyjechać jutro? Na chwilę?

– Co się stało?

– Znalazłam dokumenty w domu babci.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Przyjedź – powiedziała w końcu.

Ciocia mieszkała tuż za miastem. Gdy tylko przekroczyłam próg jej domu, wcisnęła mi herbatę w rękę i usiadła naprzeciwko.

– Tyle lat milczenia… – zaczęła. – Już wiesz, prawda?

– Nie wszystko. Tylko się domyślam. To dziadek go wydał?

Spojrzała na mnie z bólem.

– Nie wiem. Babcia nigdy nie powiedziała tego wprost. Domyślaliśmy się. Ponoć był niewygodny. Za dużo widział.

– I co? Dziadek doniósł?

– Może nie chciał, ale musiał. Ktoś groził, ktoś szantażował… może po prostu był tchórzem. Nigdy się nie przyznał.

– A babcia?

– Mama przez lata nosiła ten wstyd w oczach. Milczała, ale codziennie stawiała Jankowi talerz przy stole.

Zacisnęłam palce na filiżance, a ciocia tylko kiwnęła głową.

Poczułam ulgę

Minęły trzy miesiące. Dom babci sprzedałam – ale nie dlatego, że chciałam uciec. Po prostu nie dało się tam mieszkać z tym wszystkim, co teraz wiedziałam. Zostawiłam sobie tylko walizkę, w której to wszystko się zaczęło. Dokumenty, listy, zdjęcia. I odznakę, która być może należała do Janka. Tylko ona została bez odpowiedzi. Opisałam historię pradziadka. Nie zrobiłam z niego potwora ani bohatera. Po prostu – człowieka. Tchórza albo ofiarę. Albo jedno i drugie. Pewnego dnia ojciec przyszedł do mnie do redakcji.

– Widzę, że się uparłaś – rzucił z przekąsem, trzymając gazetę.

– Prawda to prawda, tato.

– Może i tak. Tylko po co rozdrapywać stare blizny?

– Lepiej, żeby prawda wyszła na jaw. Nawet jeśli boli.

Usiadł ciężko naprzeciwko mnie. W jego oczach nie było już gniewu, tylko coś jak… zmęczenie.

– Kiedyś twoja babcia powiedziała mi, że „nie każdy, kto żył w cieniu, był od razu zły”. Długo nie rozumiałem, co to znaczy. Teraz… może zaczynam.

Podałam mu stare zdjęcie przedstawiające młodego mężczyznę.

– Myślisz, że to Janek?

Wziął ją w palce. Długo się nie odzywał.

– Nie wiem. Jednak teraz dzięki tobie… znowu jest.

Przytaknęłam. I choć nie znałam go nigdy naprawdę, to w końcu czułam, że tak historia jest częścią mnie.

Michalina, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama