„Babcię odwiedzał we śnie nie tylko zmarły dziadek, ale też znajomi. Żyła według ich wskazówek i była szczęśliwa”
„– Wiesz, skąd mi przyszedł pomysł na gołąbki? – spytała. Okazało się, że ze snu, w którym dziadek kadził siostrze, że nikt na świecie nie robił lepszych gołąbków niż ona. – Stary dureń – skwitowała babcia. – Jakbym wcześniej usłyszała takie herezje, jadłby tylko kaszankę i serek topiony. Mam nadzieję, że patrzy teraz z góry i ślinka mu cieknie”.

- Marta, 24 lata
Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a babcia już mnie budziła, mocując się z zasłonami i złorzecząc psom załatwiającym swoje potrzeby na zabiedzonym trawniku pod blokiem.
– Mogłabym jeszcze pospać? – jęknęłam. – Położyłam się po północy…
– Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje – ucięła wszelkie dyskusje. – Jajecznica na stole. Zimne jajka są ciężkostrawne.
Westchnęłam w duchu i poszłam się do łazienki. Obiecałam mamie, że zastąpię ją przynajmniej przez tydzień, żeby mogła odsapnąć i zastanowić się, co dalej, więc wytrwam na posterunku.
Znów śnił się jej dziadek
– Znowu mi się dzisiaj w nocy śnił dziadek – poinformowała babcia, patrząc z dezaprobatą, jak czyszczę patelnię chlebem. – I chyba miałaś rację, Marta, on przychodzi się pożegnać.
– No, ja myślę – łyknęłam herbaty. – Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że cię zabierze? To był dobry człowiek, a nie jakiś… – zabrakło mi słowa.
– Sama nie wiem. Chyba dlatego, że Miecio nie lubił być sam… Przecież on sobie nawet kanapki nie potrafił zrobić.
Jakby nie miał przez lata obsługi na wypasie, na pewno by się nauczył, pomyślałam. Nie są to jednak koncepcje, które omawia się z babcią. Zaraz by się zaczęło prychanie, że feminizm, i wróżenie, że nikt mnie nigdy z takimi poglądami nie zechce.
– Tam, gdzie dziadek teraz jest, chyba się nie je kanapek – rzuciłam tylko.
– Je, czy nie je, nie jest sam, ma mu kto zrobić – wzruszyła ramionami babcia. – Dziś przyszedł z Wandzią.
Cholera, kim jest Wandzia, kombinowałam w panice, nie wiedząc, jak zareagować. Jakąś przedbabciową narzeczoną? Bo chyba nie kochanką…
– Ze swoją siostrą, tą, która miała wypadek zanim się poznaliśmy – babcia chyba zauważyła moją konsternację. – Na zdjęciach, które widziałam, to jak cię mogę… Ale w rzeczywistości – prawdziwa piękność.
Miałyśmy dziwne rozmowy
W rzeczywistości... Dziwne czasem były te nasze rozmowy, ale i tak uważałam, że poczyniłyśmy w krótkim czasie ogromne postępy. Przede wszystkim, babcia nie rozczulała się już, że stoi jedną nogą w grobie. Nie panikowała, że dziadek pojawia się w jej snach po to, by ją za sobą pociągnąć. Wróciła też do oglądania swoich tasiemcowych seriali, co dawało mi szanse na dokończenie pracy magisterskiej. Żeby jeszcze przestała mnie zrywać z łóżka o nieludzkich godzinach!
– I nie chciałaś sobie dłużej z nimi porozmawiać? – zapytałam z żalem. – Nie musisz przecież wstawać tak wcześnie.
– A o czym ja mam z nieboszczykami gadać? Zastanów się – stwierdziła z politowaniem. – Oni mają swoje sprawy, a ja swoje. Zjemy dziś wczorajszą pomidorówkę, a na jutro zrobię gołąbki. Ubieraj się, idziemy po kapustę.
– Wiesz, skąd mi przyszedł pomysł na gołąbki? – spytała jakiś czas później, gdy ściągałam jej duży gar z pawlacza.
Okazało się, że ze snu, w którym dziadek kadził siostrze, że nikt na świecie nie robił lepszych gołąbków niż ona. Czyli jednak nie ignorowała tak do końca tego, co pojawiało się w snach. Wręcz przeciwnie.
– Stary dureń – skwitowała babcia. – Jakbym wcześniej usłyszała takie herezje, jadłby tylko kaszankę i serek topiony. Mam nadzieję, że patrzy teraz z góry i ślinka mu cieknie.
Cieszyła się jak dziecko
Następnego ranka babcia doniosła, że tym razem śnił jej się Zygmunt.
– To jakiś kolega dziadka? – zapytałam sennie, moszcząc się w pościeli.
– Zygmuś był moim przyjacielem z dzieciństwa – przemówiła wreszcie. – Niesłychanie zdolny chłopiec, prymus. Umarł w czasie epidemii polio.
Coś mi mówiło, że nie tylko przyjaźń była tam grana, ale nie wypadało pytać. Poza tym, tak miło pod kołderką…
– Wiesz, Marta – babcia założyła nogę na nogę niczym pani Jaworowicz, i kiwała wdzięcznie kapciuszkiem z futrzaną kulką. – Zygmuś mówił, że łatwo mnie znalazł… Twierdzi, że było otwarte. Jakiś portal czy coś takiego. Rozumiesz?
Ni cholery, ale czy to była właściwa pora, by dyskutować o takich rzeczach? W każdym razie Zygmunt głupi nie był. Twierdził, że po śmierci dziadka zostały uchylone drzwi w zaświaty i dlatego mógł babcię odwiedzić. Zapowiedział się nawet na zaś.
– Robi się ciekawie – bąknęłam.
Babcia wszystko notowała
Nie wiedziałam, co o tym myśleć, i nawet przejrzałam babcine leki. Na dwóch ulotkach była adnotacja, że nie powinno się prowadzić auta po spożyciu, co z grubsza wyjaśniało jazdy po krawędzi. No nic, pacjentka była spokojna, a nawet, na swój sposób, szczęśliwa, a to chyba najważniejsze.
W następnych dniach pojawił się jeszcze pradziadek, czyli ojciec babci, jakaś jej ciotka, która zmarła na Kresach, i wuj, po którym słuch zaginął, gdy udał się przez zieloną granicę na Zachód pod koniec lat pięćdziesiątych.
– Wiem, co się z nim stało – relacjonowała wstrząśnięta babcia. – Muszę zadzwonić do Lodzi i wszystko opowiedzieć. Jej córka pracuje w IPN, może, dzięki moim wskazówkom znajdą miejsce pochówku i sprowadzą ciało do Polski?
Minęły czasy, gdy babcia uważała, że nie ma o czym gadać z nieboszczykami. Teraz zapisywała w specjalnie kupionym zeszycie wszystkie nowinki ze snów, a potem rozmawiała o tym przez telefon z bratem lub siostrą. Nie miałam pojęcia, co o tym sądzą, ale, póki co, żadne nie rzuciło słuchawką, wyzywając babcię od wariatek.
Mama dzwoniła czasem, by zapytać, jak sobie radzimy – mówiłam, że dobrze, nie wdając się w szczegóły. W końcu straciła ojca i należało jej się trochę spokoju, by też mogła przeżyć żałobę. Miałam nadzieję, że zanim mnie zmieni, tajemniczy portal się zamknie, czy też babci przestanie odbijać. Może nawet zacznie normalnie funkcjonować i wystarczy, że raz w tygodniu ktoś do niej zajrzy?
Nagle była zmartwiona
Wczoraj zdarzył się cud: wstała dopiero o dziewiątej.
– No, Martusiu – weszła do pokoju.
– Portal chyba przestał działać. Sama nie wiem, czy się cieszyć, czy martwić, bo jeszcze kilku rzeczy chciałam się dowiedzieć. No i miałam nadzieję, że mamusia do mnie przyjdzie… Najlepiej z Brydżykiem. Opowiadałam ci już o naszym pudelku?
– Nic ci się nie śniło? – zdziwiłam się.
– Śniło, ale normalnie – machnęła ręką. – Kojarzysz Jolę, koleżankę mamy? Tę, co pracuje w skarbówce?
Kiwnęłam głową, chociaż pewna nie byłam, o kogo chodzi – matka ma psiapsiół więcej ode mnie.
– Jak jeszcze były w liceum, zawsze się wpraszała na ciasto – przypomniała babcia. – Łasuch był straszny. W moim śnie też jadła. Potem był tramwaj… Głupoty same, bez żadnego sensu.
Jakaś zmartwiona i rozczarowana się babcia wydawała – nie dogodzisz.
– Uważam, że już był najwyższy czas na zamknięcie portalu – stwierdziłam, jakbym doskonale wiedziała, o czym mowa. – Nikt mi nie wmówi, że życie na granicy dwóch światów jest korzystne. Wracamy do normalności i dobrze, bo wkrótce muszę wyjechać na dwa-trzy, spotkać się z promotorem.
– Wrócisz? – upewniła się babcia.
No chyba! Tym bardziej że dobrze mi się u babci pisze. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie i przeszkodzi, nauczyłam się wykorzystywać czas.
Nie powiemy tego babci
Nazajutrz zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć, że tylko czekam na termin i zmykam do Krakowa.
– Byle nie w czwartek – zapowiedziała. – W czwartek mam pogrzeb.
I od słowa do słowa okazało się, że Jola nie żyje, zginęła w wypadku tramwajowym. Opadłam na łóżko z telefonem w dłoni.
– Babcia nie może się o tym dowiedzieć – wydusiłam w końcu. – Nie pytaj, dlaczego. Ani słowa, rozumiesz?
– Ale mamusia tak ją lubiła…
– Ani słowa – przerwałam. – Zero.