„Babka mojej żony za życia dała mi w kość, a już po śmierci przeszła samą siebie. Spadek był początkiem końca”
„Z matką Mai dogadywałem się całkiem nieźle, ale z babką nie wychodziło. A kiedy pewnego dnia powiedziała, że spodziewała się lepszej partii dla wnuczki, zakończyło to nasze kontakty”.

- Marcin, 41 lat
Ledwie wróciłem do domu i coś zjadłem, odezwała się komórka. Dzwoniła Maja.
– Słuchaj, kochanie, należałoby w końcu ogarnąć mieszkanie po mojej babci.
– No fakt – zgodziłem się. – Chcesz zacząć dzisiaj? – zapytałem.
– Kiedyś trzeba. Ale okazuje się, że mam dzisiaj nadzwyczajną naradę. Może pojedź i zacznij, a ja przyjadę prosto z pracy. Zjem tutaj, bo zapewniają nam catering.
Westchnąłem w duchu
W pierwszej chwili chciałem się czymś wykręcić, ale żona miała rację. Powinniśmy wreszcie zrobić porządek w mieszkaniu po jej babce. Inaczej go nie wynajmiemy, a dodatkowe pieniądze bardzo by nam się przydały.
– Dobrze. Odsapnę chwilę, coś zjem, zbiorę się i pojadę.
– Jesteś cudowny – oznajmiła Maja.
Babcia Amelia była typem zbieracza. Zgromadziła pokaźną kolekcję niepotrzebnych rzeczy. To znaczy niepotrzebnych z mojego punktu widzenia, ale jej zdaniem niezbędnych do codziennej egzystencji.
Nie przepadałem za tą kobietą. Może to nie to samo, co wredna teściowa, ale w tym przypadku było bardzo blisko. Z matką Mai dogadywałem się całkiem nieźle, ale z babką nie wychodziło. A kiedy pewnego dnia powiedziała, że spodziewała się lepszej partii dla wnuczki, zakończyło to nasze kontakty.
Owszem, siadaliśmy przy jednym stole podczas rodzinnych okazji, ale na odległych od siebie miejscach. Nie łamaliśmy się nawet opłatkiem.
Jednak mieszkanie zapisała właśnie nam. To znaczy, żonie.
Graciarnia
Nadmiar mebli, najczęściej starych i odrapanych, jakieś pudła, worki, do tego oczywiście szuflady i szafy pełne różnego barachła. Problem w tym, że to wszystko trzeba było dokładnie przejrzeć, ponieważ mogło się okazać, że w tym zbiorze zbędnych rzeczy znajdzie się coś cennego.
Podobno za młodych czasów jakiś narzeczony ofiarował babce Amelii kolekcję znaczków czy monet. Niestety staruszka dokładnie nie pamiętała. A takich niespodzianek w jej mieszkaniu mogło być więcej.
Postanowiłem zacząć od najmniejszego pokoju. Zmarła kobieta urządziła tu sobie sypialnię, ale to nie znaczy, że potraktowała przestrzeń ulgowo. Zastawiła ją gratami i pudłami tak samo jak w innych pomieszczeniach. Nie żeby panował wielki bałagan.
Wszystko zostało ustawione najlepiej, jak się dało, ale jeśli używa się do pakowania pudeł i skrzynek najróżniejszych rozmiarów, trudno utrzymać wzorowy porządek. Ale nie musiałem brodzić w śmieciach, bo wszystkie szpargały zostały zapakowane. Na samą myśl, że muszę każdy pojemnik otworzyć i przejrzeć, zrobiło mi się zimno.
Ale cóż, jak trzeba, to trzeba!
Na początek wyrzuciłem na podłogę zawartość dwóch pudeł. Postanowiłem, że do jednego będę wkładał to, co uważam za niepotrzebne, a do drugiego rzeczy przydatne albo te, o których losie zdecyduje żona. I jakoś poszło…
Cholera, a może wcale nie wziąłem tej broszki? Stara paskudna broszka leżała w szufladzie niewielkiej komody przy łóżku. Porzuciłem na chwilę pudła, żeby odpocząć przy przeglądaniu zawartości mebli. Ten drobiazg dobrze znałem.
Babka przypinała ją przy każdej okazji. Maja kręciła głową i mawiała, że to niezrozumiałe. Stara kobieta posiadała o wiele ładniejszą biżuterię, a jednak preferowała ten bezwartościowy kawałek złomu. Żeby to chociaż było srebro, ale nie, broszkę sporządzono z miedzi, a osadzony kamień był wart chyba mniej niż koszt robocizny.
– Podobno dostała ją od kogoś dla niej ważnego – oświeciła nas teściowa.– Jednak nigdy nie chciała powiedzieć, kto był darczyńcą – dodała.
Podejrzewałem, że staruszka kupiła tę broszkę jeszcze jako dziewczyna i przypominała jej młodość, a historia o darczyńcy została zmyślona. Zresztą wszystko jedno. Nie zamierzałem tego trzymać, odłożyłem koszmarek najpierw na bok na stolik nocny, a potem razem z innymi przedmiotami do wyrzucenia umieściłem w pudle.
Przynajmniej tak mi się zdawało. Bo kiedy odszedłem na chwilę, żeby domknąć drzwi szafy, broszka znów leżała na nocnym stoliku. Te drzwi też mnie irytowały, bo otwierały się same, a od dzieciństwa nie cierpię półotwartych szaf. Przyprawiają mnie o ciarki.
Spojrzałem z niedowierzaniem na zaśniedziałą ozdobę. Uznałem, że nie zgarnąłem jej z innymi rzeczami przeznaczonymi do wyrzucenia i dlatego została. Zdarza się, tym bardziej że byłem już trochę zmęczony. Z dużego pokoju odezwał się telefon. Zostawiłem komórkę na stole, żeby mnie nie uwierała w kieszeni podczas pracy. Wziąłem broszkę i po drodze wrzuciłem ją do pudła.
– Kochanie, narada się przeciągnie – poinformowała mnie Maja. – Przepraszam, ale nie zdążę przyjechać o rozsądnej porze. Zrób, ile uznasz za stosowne i jedź do domu.
– Jasne, słonko. Rozbebeszyłem komodę w sypialni, zrobię z nią porządek, dokończę jedno pudło i wracam.
Poszedłem do małego pokoju i zdębiałem. Broszka leżała na szafce! Przeszedł mnie dreszcz, rozejrzałem się po klitce tonącej w szarzejącym świetle. Drzwi szafy znów się uchyliły. Podparłem je ciężkim krzesłem. Cholera, a może wcale nie wziąłem tej broszki, idąc po telefon? Miałem taki zamiar, ale tego nie zrobiłem?
W podobnych sytuacjach człowiek zwykle próbuje znaleźć racjonalne wytłumaczenie, żeby się uspokoić i zyskać poczucie panowania nad sytuacją. Na razie dałem spokój broszce. Uprzątnąłem do końca szuflady i wziąłem się za pudło.
Za to powinno się karać więzieniem!
Za oknami zrobiło się całkiem ciemno, kiedy skończyłem. Mogłem sobie iść. I dobrze, bo przez cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Rozsądek podpowiadał, że duchy nie istnieją, a jeśli nawet, to nie pętają się za dnia, ale przesądna część duszy wpadała w drżenie i panikę. Co chwilę spoglądałem podejrzliwie na feralną broszę, ale ta leżała sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic.
Musiałem tylko jeszcze iść do ubikacji. Natura dawała znać o sobie i uznałem, że nie wytrzymam dłużej. Słaba żarówka ledwie oświetlała niewielką ubikację. Babka była nie tylko zbieraczem, ale i sknerą. Światło było marne. Jak już kupiła żarówkę, to o najmniejszej możliwej mocy.
– Za skąpstwo powinno się karać więzieniem – mruknąłem.
I żarówka zgasła. Musiała się przepalić właśnie teraz! Zakląłem. Załatwianie się zupełnie po ciemku w domu nieboszczki nie jest przyjemne.
Nagle żarówka znów się zapaliła. Nie minęło pięć sekund i znów zgasła.
Wyskoczyłem z łazienki jak oparzony. Gdyby nie historia z broszką, pewnie bym się tak nie wystraszył, ale w tej sytuacji…
Spojrzałem na kontakt i włosy stanęły mi dęba. Był w pozycji wyłączonej! A przynajmniej tak mi się zdawało. Żeby się upewnić, pokonałem narastającą panikę i nacisnąłem przycisk. Światło w łazience rozbłysło.
Rany boskie!
Rzuciłem się do drzwi wyjściowych. Nie chciałem przebywać w tym domu ani chwili dłużej! W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że w sypialni zostawiłem zapalone światło i swoją komórkę. Po rozmowie z Mają odłożyłem ją na komodę.
Zawahałem się, ale przecież bez telefonu jak bez ręki. A jeżeli zadzwonią z pracy? To było irracjonalne, bo przecież nikt o tej porze by nie zadzwonił, biuro było już dawno zamknięte. Mógłbym wpaść po aparat z żoną następnego dnia. A światło niechby się paliło. Co mi tam! Ale nie myślałem trzeźwo.
Pognałem do sypialni, czując, jakby ktoś niewidzialny cały czas podążał tuż za mną, a nawet dosłownie wisiał przy moim ramieniu. Broszka leżała spokojnie na komodzie koło nocnej lampki. Ale krzesło, które przystawiłem do szafy, było odsunięte!
Tego było już za wiele. W kilka sekund znalazłem się na dole w samochodzie i uruchomiłem silnik. Lekkie otrzeźwienie przyszło, kiedy ruszyłem. Nie chciałem spowodować wypadku, musiałem się opanować.
– Więcej tam nie pójdę! – mamrotałem do siebie. – Nigdy więcej sam!
Później niejeden raz analizowałem to, co się wydarzyło w mieszkaniu babki Amelii. Oczywiście, wszystko można było jakoś wytłumaczyć. Broszkę mogłem faktycznie zostawiać konsekwentnie na szafce nocnej w roztargnieniu. Światło w łazience? Niewykluczone, że niedokładnie pstryknąłem kontakt. Urządzenie było wiekowe, mogło coś w nim nie łączyć, coś odskoczyć, jakieś zaśniedziałe końcówki, te sprawy. Z kolei krzesło przesunęło się, bo napierały na nie ciężkie drzwi starej szafy…
Jasne. Tylko byłem dziwnie pewny, że co najmniej raz wrzuciłem broszkę do pudła ze śmieciami. Na pewno też mocno nacisnąłem włącznik przy ubikacji, wiedząc, że staroć może zawieść. A wiekowe krzesło było naprawdę ciężkie, stało na dywanie i nie powinno się ruszyć.
Z tego też powodu nigdy więcej nie poszedłem do mieszkania babki bez towarzystwa. Żonie nic nie powiedziałem. I tylko czasem budzę się w nocy cały zlany potem, gdy przyśni mi się samotna wizyta w mieszkaniu babki Ameli. Staruszka naprawdę musiała mnie nie lubić.