Reklama

Od zawsze miałam problem z dogadaniem się z moją teściową. Ciężko darzyć sympatią osobę, która uważa, że wszystko robi perfekcyjnie. Z wzajemnością zresztą – teściowa też nie pałała do mnie wielkim uczuciem. W końcu odebrałam jej ukochanego synka, a do tego nie spieszyłam się z podarowaniem jej wnuków w prezencie, bo priorytetem była dla mnie kariera zawodowa.

Reklama

Różniło nas wszystko

Z natury byłam twórczą duszą i porywczą bałaganiarą, uwielbiającą spontaniczne działania, kierującą się przeczuciem i niespecjalnie ufającą w planowanie czegokolwiek. Teściowa stanowiła moje totalne przeciwieństwo. To kobieta o chłodnym usposobieniu, zamknięta w sobie, zaprogramowana niczym maszyna – perfekcjonistka w każdym aspekcie swojego istnienia, od uczuć po zachowanie. Ja i ona? Niczym dwa przeciwległe żywioły – woda i ogień!

Muszę przyznać, że jej syn wyrósł na uczciwego i sumiennego faceta, co nie oznacza, że podskoczyłam z radości, gdy po pogrzebie ojca nieśmiało rzucił pomysł:

– Co myślisz o tym, żeby moja mama na stałe wprowadziła się do nas?

Moja reakcja była natychmiastowa – cała się najeżyłam. Nic na to nie mogłam poradzić, ale sama wizja naszej dwójki mieszkającej razem wywoływała u mnie ciarki.

– Posłuchaj, nie jestem już małym dzieckiem, które trzeba wychowywać. A twoja mama... jak się za mnie weźmie, to nie wiem, czy to przeżyję. Ten pomysł może przynieść opłakane skutki, włącznie z morderstwem w afekcie – przepowiadałam z ponurą miną.

– A może nie będzie aż tak źle? Daj jej szansę – błagał, a ja już wtedy wiedziałam, że muszę przystać na tę propozycję.

Nie zamknę przed nią drzwi, w końcu to samotna wdowa. Nawet jeśli to moja teściowa.

– Odkąd tata odszedł, ona jest zupełnie inna. Jakby spokojniejsza. No i już nie najmłodsza, nie ma w sobie tyle…

– Władczości? – wtrąciłam uszczypliwie.

– …energii – uzupełnił. – Muszę się nią zająć, tak czuję. Bo inaczej non stop by mnie to gryzło. W końcu to moja matka, a nasz dom jest na tyle duży, że zmieścimy się bez kłopotu.

Teściowa wprowadziła się do nas

I tak oto wszystko się zmieniło. Mama Mikołaja wprowadziła się do nas na stałe. Zajęła jeden z pokoi na górze, które do tej pory służyły tylko naszej rodzinie. Na dole mieściło się biuro mojego męża, gdzie pracował razem z trójką swoich asystentów. Ja z kolei miałam swoją własną przestrzeń w piwnicy. W największym pokoju urządziłam sobie studio, w którym robiłam zdjęcia. Obok była ciemnia, ale w praktyce służyła mi bardziej jako schowek na rozmaite rzeczy potrzebne mi w pracy niż do wywoływania fotografii.

Skończyłam studia na Akademii Sztuk Pięknych i od przeszło 15 lat zajmowałam się robieniem zdjęć, przede wszystkim tych o charakterze reklamowym. Sporo podróżowałam po Polsce, ale kiedy wracałam do domu, chciałam mieć swój azyl, do którego nikt nie wtargnie ot tak sobie, bez pytania, a już tym bardziej nie będzie tam niczego przestawiał według własnego widzimisię.

Zaczęła się rządzić

Tuż po tym jak wróciłam z kilkudniowego wyjazdu służbowego, rozpętała się kłótnia. Ledwo przekroczyłam próg mieszkania i nawet nie miałam czasu wyjąć rzeczy z walizki, a na stole czekał na mnie obiad. Posiłek przygotowała oczywiście moja teściowa. Zrobiła pyszne zrazy z kaszą, teściowa bowiem wspaniale gotowała, ale przez nerwy prawie nie mogłam ich przełknąć.

– Karolinko, wiesz co? – odezwała się w trakcie posiłku. – Trochę się nudziłam, więc ogarnęłam twoją pracownię.

– Słucham?! Co takiego?! – krzyknęłam przerażona. – Czyżby Mikołaj nie wspominał mamie, że tam nie można nikogo wpuszczać? Absolutnie nikogo!

– Przecież nie wpuściłam tam żadnej postronnej osoby – stwierdziła spokojnie, a ja czułam, jak się we mnie gotuje. – Sama to ogarnęłam. Mikołaj uprzedził mnie, żebym…

Teraz będę miała totalny bałagan! – weszłam jej w słowo. – Ten pozorny bałagan to mój system! Wszystko ma swoje miejsce. Jeśli coś gdzieś leży, stoi albo wisi, nawet jeśli sprawia wrażenie, że się tam poniewiera, to tak powinno być.

Ogarnięta strachem, poderwałam się z krzesła i pognałam po schodach. Dawno temu mój małżonek zdecydował się na wynajęcie pomocy domowej. Dopóki ograniczała swoje porządki do pierwszego i drugiego poziomu domu, jej wsparcie było dla mnie bezcenne, a pomysł mojego ukochanego uważałam za iście błyskotliwy. Jednak pewnego dnia pani Stasia zapuściła się do mojej piwniczki i przez kolejny tydzień miałam problem z odnalezieniem czegokolwiek w tym poukładanym porządku. Minęło tyle czasu, a ja wciąż miewam koszmary związane z tamtym zdarzeniem.

Niepotrzebnie się obawiałam

A teraz dojdzie następny zły sen. Kiedy weszłam do pracowni, po prostu... stanęłam jak wryta. Wyglądało na to, że nic się nie zmieniło od momentu mojego wyjazdu. Początkowo przyszło mi do głowy, że ktoś sobie ze mnie kpi odnośnie tego sprzątania, ale z jednej strony – moja teściowa raczej nie słynie z poczucia humoru, a z drugiej... przyjrzałam się dokładniej otoczeniu.

Rzeczywiście, każda rzecz leżała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłam. Mój twórczy bałagan pozostał nietknięty. Jedyna zmiana w otoczeniu polegała na tym, że całe studio lśniło nieskazitelną czystością. Nigdzie nie było widać nawet drobinki kurzu, a na soczewkach aparatów i monitorach nie dostrzegłem żadnej plamki. Reflektory wyglądały na starannie wypolerowane, podobnie jak wszystkie statywy, które ktoś dokładnie wyczyścił...

Ledwie kilka chwil minęło, zaledwie pięć minut, a ja, już opanowana choć trochę zawstydzona, podeszłam z powrotem do stolika, gdzie zastałam Mikołaja, bladego jak ściana oraz moją teściową, której oblicze zdawało się niewzruszone niczym skała. Patrząc na nią, na jej skamieniałe lico, trudno było cokolwiek odgadnąć. Zapewne tradycyjnie nie dostrzegała w swoim zachowaniu niczego nagannego. Nie powiem, stanęła na wysokości zadania, spisała się, ale czy naprawdę nie mogła najpierw spytać?

Musiałam jej podziękować

Faktycznie... poprosiła Mikołaja o przysługę, a on przystał na jej prośbę. To było dość ryzykowne posunięcie z jego strony. Mimo to, pokładał ufność w swojej matce i nie pożałował tej decyzji. Ja również byłabym do tego zdolna. Opadłam na swoje krzesło.

Chciałabym podziękować mamie – wybąkałam pod nosem. – W rzeczy samej, teraz panuje tam taka sterylność jak... w pracowni naukowej – moje usta rozciągnęły się w autentycznym uśmiechu.

Teściowa, która była moją drugą mamą, całe swoje zawodowe życie spędziła w sanepidowskim laboratorium, gdzie analizowała żywność. Jej obsesja na punkcie sterylności i porządku była wręcz legendarna – sprzątała jak prawdziwa mistrzyni w tej dziedzinie.

Nigdy jednak nie przypuszczałabym, że ta jej cecha okaże się dla mnie tak pomocna. Zamiast narzucać mi swoje zasady i wywracać mój świat do góry nogami, stała się moją prawdziwą sojuszniczką. Miała szacunek do mojego nieładu.

Taka konkretna osoba jak ona zdawała sobie sprawę, że każda rzecz powinna znajdować się tam, gdzie jej miejsce i nie należy niczego zmieniać bez powodu. Może mi się przywidziało, ale odniosłam wrażenie, że po moich słowach wdzięczności, odczuła wyraźną ulgę. Najwyraźniej w środku wcale nie była aż tak opanowana, na jaką wyglądała.

Teściowa mnie zaskoczyła

– Wiesz, Karolka, coś mi przyszło do głowy… A jakbym od czasu do czasu pomogła ci w pracy? Sprzątanie to nie wszystko, co potrafię. Jasne, że do ciebie mi daleko, ale kręci mnie robienie fotek i z chęcią podszkoliłabym się w tym temacie. A jak się douczać, to u tych, co się na tym znają, no nie?

Muszę przyznać, że totalnie mnie zamurowało. W całym moim życiu, to był pierwszy przypadek, kiedy usłyszałam od niej miłe słowo. Wiem, że Mikołaj mówił, że przy nim wielokrotnie mówiła o mnie w samych superlatywach, wspominając o mojej pasji i zdolnościach, ale jakoś niespecjalnie do końca mu wierzyłam. Najwyraźniej nie doceniłam teściowej tak, jak na to zasługiwała w rzeczywistości.

– Wiesz co, tak sobie myślałam, że fajnie byłoby znaleźć kogoś do pomocy, kto jednocześnie mógłby się ode mnie sporo nauczyć. Chodziło mi jednak o osobę… – przerwałam, bo nie chciałam sprawić jej przykrości.

– Masz na myśli kogoś w młodszym wieku, prawda? Jasne, rozumiem. Jeśli okaże się, że nie podołam, oczekuję od ciebie szczerej informacji zwrotnej. Obiecuję, że przyjmę to ze spokojem. Doceniam ciężką pracę i otwartość. Poza tym, nie musisz martwić się o koszty, bo przecież nie oczekuję od ciebie wynagrodzenia – kusiła, posyłając mi łagodny uśmiech.

Okazała się wartościową osobą

Kiedy teściowa poprosiła, żebym pokazała jej, czym się zajmuję, nie potrafiłam powiedzieć "nie". Zaraz po tym, jak zjadłyśmy, poszłyśmy do mojego studia, w którym starałam się w prosty sposób wytłumaczyć jej, o co chodzi w fotografowaniu przedmiotów. Moja teściowa bardzo szybko łapała, o czym mówię, zasypywała mnie różnymi ciekawymi pytaniami i naprawdę wyglądało na to, że moja robota ją interesuje.

Wtedy przyszło mi do głowy, że nasze wspólne życie może nie być wcale takie trudne… I że być może, dzięki jej pomocy, w końcu zdecyduję się zostać mamą. Do tej pory odkładałam tę decyzję na później, bo priorytetem była dla mnie kariera. Zwyczajnie obawiałam się, czy poradzę sobie w roli matki.

Mojej własnej nie pamiętam, odeszła, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Ale jak to mówią – od mistrzów należy się uczyć, zgadza się? A moja przyszła teściowa była pod tym względem prawdziwą ekspertką.

Reklama

Karolina, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama