„Bardzo współczuję teściowej, że ma takiego męża. Teść całymi dniami leży na tapczanie i tylko wydaje jej polecenia”
„Teściowa biegała z jednego pokoju do drugiego. Jakby była na etacie, tylko że bez pensji i bez prawa do urlopu. Przyglądałam się temu w milczeniu. No bo co miałam powiedzieć? Że współczuję jej, że żyje z takim tyranem?”.

- Redakcja
Był piątek. Znowu. Dla większości ludzi to oznaczał relaks, seriale i święty spokój. Dla mnie? Kolejny weekend u teściów. Mąż się uparł, bo „mama zrobi schabowe, a tata chciał pogadać”. Niech mnie ktoś uszczypnie. Od kiedy „pogadać” znaczy: leżeć na tapczanie i wrzeszczeć z pokoju, że herbata za słodka albo że pilot zniknął? A teściowa? Biegała z jednego pokoju do drugiego. Jakby była na etacie, tylko że bez pensji i bez prawa do urlopu. Przyglądałam się temu w milczeniu. No bo co miałam powiedzieć? Że współczuję jej, że żyje z takim tyranem? Że mnie by już dawno w domu nie było? Że jakbym miała serwować obiad facetowi, który nawet skarpet nie umie po sobie podnieść, to bym raczej rzuciła garami, niż ziemniakiem? Zamiast tego uśmiechałam się krzywo, próbując nie wpaść w szał, kiedy teść po raz kolejny zawołał:
– Wiesia! A gdzie moje skarpety? Te grubsze! Przecież mówiłem rano, że zimno!
Oddychałam głęboko. To nie mój cyrk. Ale niestety – moja rodzina.
Było mi jej żal
Weszliśmy do mieszkania teściów punkt dwunasta. W powietrzu unosił się zapach pieczeni, zmieszany z nutą naftaliny i pasty do podłóg. Teściowa z kuchni nawet nie wyszła, tylko zawołała:
– Siadajcie do stołu, zaraz ziemniaki odcedzę!
– Dzień dobry, mamo – powiedział mój mąż, całując ją w policzek. – Pomóc ci?
– Daj spokój, i tak zaraz będzie gotowe.
Zanim zdążyłam zdjąć płaszcz, z pokoju dobiegło znane mi już dobrze burknięcie:
– Wiesia! Nie mogłaś mi tej herbaty wcześniej przynieść?
Spojrzałam na męża. Nic. Jakby nie słyszał. Teściowa szybko wytarła ręce o fartuch i poleciała z kubkiem do salonu.
– Przecież mówiłam, że zaraz obiad… – mruknęła, podając herbatę.
– No i co z tego? – warknął teść. – Człowiek się musi napić.
Wiesia wróciła do kuchni z wymuszonym uśmiechem.
– Przepraszam, już kończę ziemniaki. Rozłożysz sztućce? – zapytała się Krzyśka.
– Dobra, jasne – rzucił mąż.
Patrzyłam, jak teściowa krząta się nerwowo, poprawia serwetki, przykrywa sos, miesza kapustę. A z pokoju znowu się rozległo:
– Wiesia! A telewizor to co, znowu się sam przełączył?! Gdzie pilot?!
Zacisnęłam usta i spojrzałam na zegarek. Była 12:15. Nie wytrzymam tu do wieczora.
Zrobiło mi się duszno
Usiedliśmy do stołu. Krzysiek ładował sobie ziemniaki, jakby właśnie wrócił z frontu. Sięgnęłam po surówkę z marchewki. Teściowa przyniosła mięso, od razu przepraszając:
– Może trochę za suche… Nie miałam czasu podlać sosem, bo się zagotował…
– Sucha to ty jesteś z tych nerwów, a nie pieczeń – rzucił teść zza stołu, opierając się na łokciach. – Daj to bliżej, bo sięgać nie będę.
– Proszę, proszę – teściowa szybko podsunęła mu talerz.
– A ziemniaki znowu niedobre. Mówiłem, żebyś nie trzymała ich tyle w garnku!
Widziałam, jak teściowa zaciska zęby, ale nie powiedziała nic. Tylko sięgnęła po sos.
– Sobie sama nałożę, naprawdę, nie trzeba – powiedziałam cicho, ale nikt mnie chyba nie usłyszał.
– A ty, Krzysiek, opowiadaj, co tam w pracy – zagaiła teściowa, może próbując rozładować napięcie.
– A wiesz, mamo, leci jakoś… Szef marudzi, ale da się przeżyć.
– Bo wy młodzi to macie dobrze – wtrącił teść, z pełnymi ustami. – Ja w twoim wieku to już miałem dwa etaty i jeszcze dach sam naprawiałem.
– Tato, to było czterdzieści lat temu – odparł Krzysiek. – Teraz świat trochę inaczej wygląda.
– No właśnie, gorzej – prychnął teść. – Same mazgaje teraz. I żony, co nawet obiadu dobrze nie potrafią ugotować.
Zrobiło mi się duszno. Teściowa uśmiechnęła się niezdarnie i zapytała:
– Komu kawy?
Zamarłam
Teściowa nalała kawy do filiżanek, a ja w tym czasie zerkałam przez uchylone drzwi do salonu. Teść rozłożył się na tapczanie jak władca podbitego królestwa, trzymając pilot jak berło.
– On tak codziennie? – zapytałam szeptem, gdy teściowa postawiła filiżanki na blacie.
– A jak myślisz? – odparła z wymuszonym uśmiechem. – Od kiedy przeszedł na emeryturę, nawet sam po chleb nie pójdzie.
– Przecież jesteś całymi dniami na nogach. Jak ty to znosisz?
Wzruszyła ramionami i dolała mleka do mojej kawy.
– Przywykłam. To mój mąż. Wiesz, on już taki już jest.
– „Taki już jest” to nie znaczy, że trzeba się na to godzić.
– Wiem… Tylko co ja zrobię? W tym wieku się już nie zmienia ludzi. On zawsze musiał rządzić. Nawet jak byłam chora, to krzyczał, że zupa przesolona.
Zamarłam.
– Ale przecież… To nie jest normalne. Powinnaś odpocząć, mieć trochę spokoju. A nie służyć mu jak pokojówka.
Westchnęła ciężko, opierając dłonie o blat.
– Tylko że jak ja nie zrobię, to nikt nie zrobi. Jak nie podam herbaty, to będzie darcie. Jak nie ugotuję, to zje kabanosa i powie, że mu się „należy coś lepszego”.
Złapałam ją za rękę.
– Mamo, a może właśnie trzeba wreszcie zrobić trochę hałasu.
Spojrzała na mnie z niepokojem.
Musiałam zareagować
Wróciłyśmy z kuchni do salonu. Teść właśnie przełączał kanały z miną, jakby był dyrektorem całej telewizji. Teściowa z westchnieniem postawiła mu kawę na stoliczku.
– Trochę przestygła, ale zaraz zrobię nową, jak nie będzie smakować – powiedziała cicho.
– No, mam nadzieję – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
Teściowa już się odwracała, gdy za nią doleciało:
– A talerz to, kto wyniesie? Czy ja mam po sobie sprzątać?
Krzysiek siedział z nosem w telefonie. Zero reakcji.
– Może sam wynieś, skoro skończyłeś? – rzuciłam, nie siląc się na uprzejmość.
Teść spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi.
– A co to za ton, dziewczyno? W moim domu się mnie poucza?
– Nie traktuj ludzi jak służących...
– Ewelina… – Krzysiek podniósł głowę, wyraźnie spięty.
– Przepraszam, ale ile można?! – warknęłam. – Twoja matka biega tu jak nakręcona, a ty siedzisz i nic. Ojciec krzyczy jak na wojsku, a wy wszyscy tylko spuszczacie głowy. Nie mogę na to patrzeć!
Teść wstał.
– Może już pójdziesz do domu, skoro ci tak źle?
– Może ty się podniesiesz i zrobisz w końcu coś sam!
Zapanowała cisza. Teściowa zakryła usta dłonią.
Był na mnie wściekły
Teść spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz w życiu zobaczył człowieka, który się mu sprzeciwił.
– Wiesia! Ty to słyszysz?! – zagrzmiał. – Twoja synowa tak się do mnie odzywa!
Teściowa podniosła wzrok znad stołu. I wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, zamiast jak zwykle przepraszać i łagodzić sytuację, odezwała się spokojnie, ale stanowczo:
– Słyszę. I dobrze mówi.
Zamarłam.
– Co ty wygadujesz, kobieto? – wycedził z niedowierzaniem.
– To, co trzeba było powiedzieć już dawno. Że mam dość. Że nie jestem służącą. I że nie dam się więcej poniżać. Nawet jak pan podniesie głos, to ja już nie będę skakać na każde „Wiesia”.
Siedzieliśmy w ciszy.
– Dziękuję ci, Ewelinko. Bo jakby nie ty, to pewnie jeszcze długo bym się bała.
Teść otworzył usta, zamknął je, a potem znowu otworzył. W końcu rzucił tylko:
– To może sobie wszyscy zróbcie herbatę sami.
– Tak zrobimy – powiedziałam. – A ty może w końcu wyniesiesz ten talerz?
Teść popatrzył na mnie, potem na Wiesię. I… wstał. Wziął talerz i wyszedł z nim do kuchni. Nikt się nie odezwał. W kuchni rozległ się szum wody. I pierwszy raz odkąd ich znam, w domu teściów zapanowała prawdziwa cisza.
Byłam po jej stronie
Wyszliśmy późnym popołudniem. Teściowa odprowadziła nas do drzwi, a zanim zdążyłam się pożegnać, przytuliła mnie mocno.
– Dziękuję, dziecko – szepnęła mi do ucha. – Naprawdę. Dzisiaj pierwszy raz od lat poczułam, że też coś mogę.
– Nie musisz się na to zgadzać, mamo – odparłam. – Nawet jeśli jesteście razem pięćdziesiąt lat. To nie znaczy, że tak musi być dalej.
W samochodzie Krzysiek milczał. Długo. Dopiero na światłach westchnął:
– Nie wiedziałem, że to aż tak wygląda. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem.
– Wciągnąłeś? – spojrzałam na niego z ukosa. – W twoją rodzinę? Krzysiek… Ja w niej jestem od lat. Tylko że dziś pierwszy raz ktoś mnie tam usłyszał.
Nie odpowiedział. Tylko ścisnął moją dłoń. A ja poczułam, że może w tej rodzinie naprawdę coś się właśnie zaczęło zmieniać.
Ewelina, 46 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W jesienne wieczory ogrzewał mnie nie mąż, lecz sąsiad. Powiało chłodem, gdy okazało się, że wciąż myśli o żonie”
- „Teściowa się ze mnie śmieje, że ubieram się w lumpeksie. Ostatnio znalazłam taki skarb, że aż jej oko zbielało”
- „Dałem wnukowi swoje auto, żeby miał czym dojeżdżać na studia. Najpierw kręcił nosem, a potem zrobił coś podłego”