Reklama

Gdy po wielomiesięcznych poszukiwaniach w końcu znalazłam nową pracę, bez cienia żalu opuściłam starą robotę i zaczęłam snuć wizje rozwoju mojej kariery w przedsiębiorstwie, które od lat zdobywało pierwsze miejsca we wszelkich rankingach popularności wśród studentów ekonomii.

Reklama

Marzyłam o pracy w tej korporacji

Ciągle nie mogłam uwierzyć, że udało mi się przebrnąć przez wszystkie fazy naboru i że zdecydowano się zatrudnić akurat mnie spośród setek aplikujących. Jednak w miarę zbliżania się terminu podjęcia nowej posady coraz mocniej ogarniała mnie obawa, czy dam sobie radę. Zaczęłam nawet się zastanawiać, czy przypadkiem nie skoczyłam na zbyt głęboką wodę. Nigdy nie miałam zbyt wysokiego mniemania o sobie…

Nadszedł wreszcie upragniony moment – rozpoczęcie nowej pracy. Noc poprzedzająca to wydarzenie minęła mi niemal bezsennie, kręciłam się z jednej strony na drugą. Udało mi się zasnąć tuż przed godziną czwartą, a ledwie dwie godzinki później byłam już na nogach. Podniosłam się z łóżka, opłukałam twarz chłodną wodą, narzuciłam na siebie wczoraj przyszykowane ciuchy i podeszłam do uchylonego okna, by zaczerpnąć głęboko powietrza.

W mojej głowie panował istny chaos, a strach przed tym, co nieznane, zdominował wszystkie inne uczucia. Starałam się jednak dodać sobie otuchy, powtarzając na głos, że teraz nie ma już odwrotu. Poradzę sobie. Nie mam innego wyjścia.

Była już ósma. Pora opuścić cztery ściany. Zamiast wskoczyć do autobusu, zdecydowałam się pomaszerować na własnych nogach. Chciałam w ten sposób pozbyć się przynajmniej części nerwów, które non stop się we mnie kotłowały.

Zobacz także

„Chyba nie odnajdę się w tym miejscu" – przeszło mi przez myśl.

Przyjechałam do siedziby przedsiębiorstwa kilka minut przed czasem. Siedziałam osamotniona w recepcji, wyczekując na pracownika, który wprowadzi mnie do firmy. Obserwowałam osoby przybywające do pracy i z każdą chwilą ogarniało mnie coraz większe przerażenie.

„Jacy oni wszyscy ładni, gustowni i tacy pewni siebie… Kompletnie tu nie pasuję!” – wołałam w duchu, ale wciąż grzecznie okupowałam fotel. Moje dłonie były coraz bardziej wilgotne od potu, co jeszcze mocniej mnie zdenerwowało. „Jak ja się w ogóle przywitam?” – zastanawiałam się, bez sensu panikując.

Zjadały mnie nerwy

Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w kierunku stojaka z ulotkami, aby zająć czymś swoje myśli. Nogi miałam jak z waty, gdy spacerowałam po holu, aż w końcu moje katusze dobiegły końca. Zbliżyła się do mnie sympatycznie wyglądająca blondynka, niewiele starsza ode mnie, wysoka i smukła.

– Cześć. Mam na imię Alina i pracuję w dziale personalnym – oznajmiła, wyciągając rękę na powitanie. – Jak się masz w swoim pierwszym dniu?

– Póki co całkiem nieźle, zdołałam już zauważyć, że panuje tu bardzo miła atmosfera… – odpowiedziałam, odwzajemniając uścisk dłoni.

– Serio? – Alina posłała mi serdeczny uśmiech. – To faktycznie od razu rzuca się w oczy! Chodź ze mną do sali konferencyjnej, napijesz się czegoś?

Przytaknęłam ruchem głowy.

– Kawy, herbaty albo wody? – spytała.

Zdecydowałam się na herbatę, mimo że na uspokojenie nerwów lepszy byłby jakiś mocniejszy trunek

– Poczekaj tutaj w pokoju, za moment dołączy do ciebie parę osób, które też dopiero co zatrudniliśmy. Będziecie mieć wstępne wprowadzenie.

– Wprowadzenie?

– No tak, takie ogólne, kwestie organizacyjne. W każdym razie, powodzenia. Do zobaczenia! – pożegnała się Alina i opuściła salę.

Zostałam sama. Miałam wrażenie, jakbym trafiła do więzienia. „Nie ma stąd ucieczki!” – przemknęło mi przez myśl i ta refleksja w zaskakujący sposób przyniosła mi spokój. Skoro tak wygląda sytuacja, to nie ma się nad czym zastanawiać. Jestem tutaj i koniec. Chyba mnie nie pożrą. Ostatecznie co druga osoba studiująca marzy o pracy w tej korporacji, więc raczej mało realne, aby aż tylu ludzi było masochistami…

Rozsiadłam się wygodnie i trwałam w oczekiwaniu. Moment później do pomieszczenia wkroczyło parę osób, niektórzy wystraszeni (z nimi od razu nawiązałam mentalną nić porozumienia), kilkoro emanujących pewnością siebie, a na szarym końcu tego pochodu – dumna kobieta.

Powiało chłodem…

Na pierwszy rzut oka widać było, że to nie żadna świeżynka w firmie, więc od razu się domyśliłam, że pewnie ważna szycha w biurze. Niestety, nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Usta miała zaciśnięte w wąską kreskę, a spojrzenie zimne jak lód. A już liczyłam na to, że najgorsze mam za sobą! Stres powrócił ze zdwojoną mocą, aż żołądek ścisnął mi się w supeł.

– Dzień dobry wszystkim, nazywam się Beata i jestem szefową działu administracji. Dzisiaj chcę wam przedstawić najważniejsze zasady, których należy przestrzegać w naszej firmie. Wszystko jasne?

– Tak, pewnie – odpowiedzieliśmy zgodnym chórem, kiwając przy tym głowami.

Zastanawiałam się czemu nasza szefowa jest tak nieprzyjemna i oziębła. Pomyślałam sobie: „A może po prostu nie przydarzyło się jej dzisiaj nic miłego?”. Gdy tak przysłuchiwałam się jej nudnawemu monologowi co do zasad pobierania artykułów biurowych, jednocześnie przyglądając się jej uważnie, posłałam w jej stronę najbardziej szczery i serdeczny uśmiech, na jaki było mnie stać.

– A jeśli chodzi o kalkulator, to można go dostać… – Beata raptownie przerwała swój wywód i zwróciła na mnie wzrok.

– A ciebie co tak bawi? Z czego się śmiejesz?

– Ja? – zdziwiłam się tak bardzo, że nawet nie załapałam, o co pyta. – Uśmiecham się?

– Oczywiście, przecież to widać gołym okiem! W tej sytuacji nie ma niczego zabawnego. Jak masz ochotę chichrać, to wyjdź na hol, a potem wróć i zacznij się zachowywać tak jak oczekujemy od ludzi zatrudnionych w naszej firmie. No chyba że nie planujesz u nas pracować.

Słuchałam tego wszystkiego, oniemiała z wrażenia. Czy to aby na pewno nie sen?

– Bardzo przepraszam – bąknęłam ledwo słyszalnym głosem, po czym speszona wbiłam wzrok w podłogę.

Momentalnie spuściłam wzrok

Skuliłam się w sobie, próbując stać się niewidzialna i zastanawiałam się, jakie myśli krążą teraz po głowach wszystkich zebranych. Szczególnie martwiła mnie opinia Beaty, która przecież jest tu ważną osobą. Co za pechowy początek nowej pracy! Gdybym faktycznie coś przeskrobała, to co innego, ale na litość boską, przecież ja tylko posłałam tej kobiecie uśmiech! Poczułam się potraktowana wybitnie niesprawiedliwie, a moja pewność siebie runęła na łeb na szyję, osiągając dno.

Znowu poczułam, jak ogarniają mnie nerwy i przestałam w ogóle się z tym mierzyć. Dobrze, że reszta dnia jakoś minęła. Programista był w porządku, tak samo jak ekipa z mojego działu. Niemniej jednak to przykre zdarzenie z samego rana na szkoleniu zostawiło po sobie nieprzyjemny posmak.

Kiedy zaczynałam pracę w nowej firmie, często mijałam Beatę na korytarzu, ale ona kompletnie mnie ignorowała. Nie odpowiadała na moje „cześć”, zupełnie jakby mnie nie zauważała. Po jakimś czasie dostrzegłam, że podobnie podchodzi do innych osób.

Kiedyś, gdy razem z Olą przechodziłyśmy obok Beaty, moja koleżanka nie wytrzymała i wypaliła:

– Ale z niej paskuda! Nic dziwnego, że wszyscy jej nie znoszą!

– Serio? – zdziwiłam się.

– No jasne! Jakby zrobili plebiscyt na najbardziej znienawidzonego pracownika, zgarnęłaby główną nagrodę! Nikt nigdy nie widział, żeby choć raz się uśmiechnęła. Najlepiej czuje się, gdy może ponabijać się z innych. Eh, szkoda strzępić języka – Ola od niechcenia machnęła dłonią.

Niektórzy z natury są źli

– Być może coś ją trapi i to tylko pozory – powiedziałam niepewnie.

– Ach, nie da się tak wszystkiego wytłumaczyć. Czasami ludzie są po prostu źli z natury…

Ucieszyłam się, że mogłam poruszyć inny wątek, ponieważ samo wspomnienie o Beacie przywoływało nieprzyjemne przeżycia związane z początkiem mojej pracy. Nie sądziłam jednak, że nasze ścieżki wkrótce znów się przetną…

Idąc pewnego poranka do pracy zobaczyłam, jak idąca przede mną kobieta potyka się i upada na chodnik. Natychmiast ruszyłam jej z pomocą. Kiedy podeszłam bliżej, rozpoznałam w niej Beatę!

– Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – spytałam zaniepokojona.

– Nagle przestałam czuć nogę i runęłam na ziemię – odpowiedziała, patrząc na mnie bezsilnie. – Pomóż mi, proszę.

Widok jej błagalnych oczu wprawił mnie w osłupienie. Złapałam dłoń Beaty, wprowadziłam ją do środka i pomogłam usiąść na ławce. Wyobraziłam sobie, że to zajście może być początkiem zmian w naszych stosunkach.

– W porządku, dalej sobie poradzę – dotarło do mnie po chwili.

Nie spoglądała już na mnie z prośbą w oczach. Właściwie w ogóle na mnie nie spojrzała. Obróciła się na pięcie i odeszła. Nie usłyszałam od niej ani jednego słowa wdzięczności. Ani tamtego dnia, ani później…

Całkowicie zignorowałam tę sytuację, bo po co zawracać sobie głowę osobami, dla których się nie liczy? Parę tygodni później usłyszałam, że Beatę wyrzucili z roboty. No cóż, nie zatęsknię za nią. I chyba nie tylko ja mam takie zdanie...

Aneta, 26 lat

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama