Reklama

Nie mogłam patrzeć na cierpienie babci. Gasła w oczach, a ja odnosiłam wrażenie, że wraz z nią ulatuje gdzieś całe moje szczęśliwe życie... Nikt nie był już w stanie jej pomóc.

Reklama

– Posłuchaj, dziecko... – szepnęła.

– Powinnaś się oszczędzać...

– Julciu, musisz mnie wysłuchać! – ścisnęła moją dłoń wychudzonymi, kościstymi palcami obleczonymi skórą cienką niczym pergamin. – Nie przerywaj mi, proszę! Nie udawaj, że mam jeszcze czas, bo tak nie jest. Odchodzę, Julciu, obie o tym wiemy, więc powinnaś poznać tę historię.

Gdy wypowiadała ostatnie zdanie, z przejęcia niemal usiadła na szpitalnym łóżku. Na widok jej rozszerzonych, pokrytych bielmem oczu ciarki przebiegły mi po plecach. Odkąd pamiętam, babcia była niewidoma, ale nigdy nie wyglądała równie niepokojąco jak teraz. „Co ona mówi? Może gorączkuje?” – próbowałam zebrać myśli.

– Wiesz, że ja kiedyś widziałam… – chciała się upewnić.

– Wiem. Słyszałam opowieści o twoich pięknych zielonych oczach, przez które niejeden chłopak stracił dla ciebie głowę. Dziadek też – pogłaskałam jej dłoń, ale delikatnie, acz stanowczo wysunęła ją z mojej ręki.

– Tak… Także dziadek… – uśmiechnęła się smutno. – Mogłam mieć każdego, ale on skradł moje serce. Pragnęłam go wbrew zdrowemu rozsądkowi i dziecku, które miało się narodzić… Jego dziecku, Julciu.

Zaniemówiłam z wrażenia, bo pierwszy raz słyszałam o jakimś dziecku.

Traktował ją gorzej niż mój ojciec własnego psa

– Widzisz, kochanie, twoja mama i stryj mają starszą siostrę, nigdy jednak jej nie widzieli. Nie pozwoliłam im na to, a przecież powinnam, bo to ja sprowadziłam nieszczęście na naszą rodzinę – zadrżała. – Zdaję sobie sprawę, że postąpiłam okrutnie. Byłam młoda… Bardzo młoda i głupiutka. Sądziłam, że uroda rozgrzesza mnie z popełnionych błędów, ale nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Dziecko, wysłuchaj mnie! Nie będę spowiadać się księdzu z popełnionych grzechów. Co do nich obcemu mężczyźnie? Bóg też mnie już nie uratuje, ale ciebie… Ciebie mogę przestrzec, bo jesteś równie piękna i lekkomyślna, jak ja kiedyś.

Odruchowo odsunęłam się od babci. „Czyżby wiedziała? – przebiegło mi przez głowę, choć to wydawało się nieprawdopodobne.– Niby skąd kobieta stojąca nad grobem mogłaby wiedzieć coś o moim życiu dwieście kilometrów stąd? Nie! Z pewnością niczego się nie domyślała! Skąd, więc to nagłe wyznanie?”.

Poprawiłam się nerwowo na krześle, ale babcia tego nie zauważyła, bo właśnie zanosiła się kaszlem. Łzy pociekły jej po policzkach, ale powstrzymała mnie przed podaniem sobie chusteczki czy szklanki wody. Poczekałam więc, aż się uspokoi i wróci do swojej opowieści. W jej głosie wyczuwałam niepokój, a mnie z emocji serce waliło jak młotem. Byłam jednak profesjonalistką, psychologiem z doświadczeniem, potrafiłam więc słuchać.

Kobieta, o której wspomniała babcia, była jej daleką kuzynką. Równie młodziutką jak ona. Obie miały niewiele ponad piętnaście lat, więc w czasach powojennych mogły już uchodzić za kandydatki na żony. Mój przystojny dziadek, syn majętnego gospodarza, najlepsza partia w okolicy, niejednej pannie złamał serce. Kuzynka babci była jedną z wielu, które oddały mu, jak to dawniej mówiono, swój wianek, lecz tylko ona zaszła z nim w ciążę. Dziadek jednak ani myślał żenić się ze zrozpaczoną dziewczyną, choć ona wciąż łudziła się, że jej ukochany się opamięta. On owszem, odwiedzał matkę i córkę, wspomagał groszem zadurzoną w nim dziewczynę, wykorzystywał jej zauroczenie i wciąż pozwalał sobie na wiele, lecz zdania nie zmienił.

– Zrobił z niej kochankę i traktował gorzej niż mój ojciec własnego psa – zwiesiła głowę.

– Dziadek? Chyba nie mówisz o swoim mężu?! Nie znam uczciwszego i bardziej oddanego bliskim człowieka! On nie postąpiłby w ten sposób z kobietą! – zaprotestowałam.

– Później tak, bo zmieniła go miłość, ale wcześniej był okrutnym człowiekiem, lecz nie o nim chciałam ci opowiedzieć, a o sobie – westchnęła. – Julciu, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. To ja zagięłam na niego parol, a potrafiłam zawrócić chłopakowi w głowie! Wymarzyłam sobie go na męża i po trupach parłam do celu, głucha na gadanie ludzi czy rodziny. Kiedy więc przyjechał z orkiestrą i padł do stóp matki, prosząc o moją rękę, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Moja mama, przeciwna temu związkowi, zawahała się, ale tata nie miał wątpliwości. „Obyś nigdy tego nie żałowała, bo nie można budować szczęścia na czyimś nieszczęściu” – powiedziała mi, gdy zostałyśmy same. „Ale on przecież jej nie chce! Nikogo więc nie ranię” – broniłam się.

Przygotowania do hucznego wesela ruszyły pełną parą. Zabijano kury, świnie, pędzono bimber, wyrabiano pasztety, wędliny, pieczono ciasta, kołacze i chleby. Cała wieś żyła tym wydarzeniem, a ojciec pana młodego zauroczony przyszłą synową i szczęśliwy, że syn wreszcie się ustatkuje, i przejmie po nim gospodarstwo, nie skąpił nam grosza.

Nawet miłość nie była w stanie pokonać klątwy

– Na ślub do kościoła za lasem jechaliśmy pięknie przystrojonym powozem. W połowie drogi, tuż za porośniętym młodymi sosnami zagajnikiem, konie stanęły dęba. Wypadłabym z wozu, gdyby narzeczony mnie nie przytrzymał. Nie wiedziałam, co się dzieje – westchnęła.

– Woźnica krzyczał coś niezrozumiałego i strzelał batem, wzburzone konie parskały, a mój przyszły mąż czerwienił się i bladł na przemian. Zobaczyłam ją dopiero, gdy stanęła obok mnie. „Za moją krzywdę stracisz to, co masz najcenniejszego. Swoje piękne oczy” – powiedziała odtrącona kochanka mojego przyszłego męża. „Jak śmiesz!” – ryknął mój narzeczony, lecz ona odwróciła się do nas plecami i odeszła tam, skąd przyszła. Przez cały ślub byłam tak roztrzęsiona tym spotkaniem, że z trudem wypowiedziałam stosowną formułę przed księdzem.

„Nie pozwolę cię skrzywdzić. Dla mnie liczysz się tylko ty” – obiecał mąż, całując mnie przed ołtarzem, ale nie był w stanie pokonać klątwy.
Tuż po narodzinach mojego stryja babcia straciła wzrok w wyniku powikłań poporodowych. Dziadek dwoił się i troił, żeby wróciła do zdrowia, woził ją po lekarzach i znachorach, sprowadzał zielarki, egzorcystów. Na próżno.

Utrata wzroku sprawiła, że babcia się załamała, odsunęła się od ludzi, nowo narodzonego synka i niewiele młodszej córeczki, chociaż zakochany po uszy mąż stale powtarzał jej, jak wielkim darzy ją uczuciem. Dziadek jeszcze przed ślubem przestał odwiedzać kochankę i jej dziecko. Niemal od razu też przestał płacić na nieślubną córkę, a babcia się temu nie sprzeciwiła.

– Chciałam, żeby cierpiała za moje upokorzenie, a później czułam już tylko złość – powiedziała.

Równie wściekły dziadek zrobił wszystko, żeby byłej kochanki nikt w okolicy nie zatrudnił. Przymierająca głodem dziewczyna musiała uciekać z rodzinnych stron.

Wydawało się, że przepadła jak kamień w wodę…

– Nikomu nie powiedziała, dokąd odjeżdża, nigdy potem też nie odezwała się do swoich bliskich. Twój dziadek długo jej szukał, chcąc wymusić zdjęcie klątwy, ale nigdzie jej nie znalazł. Zupełnie jakby zapadła się pod ziemię.

– Ale ty babciu jesteś taka pełna życia! Zawsze pamiętam cię uśmiechniętą – zdziwiłam się.

– Teraz już tak, dziecko… Teraz już tak, ale długo nie umiałam poradzić sobie ze swoim kalectwem. Wstydziłam się siebie i nienawidziłam jednocześnie. Uważałam, że wraz ze wzrokiem straciłam cały swój urok, i że dziadek w końcu znudzi się i mną.

– Ale on nigdy…

– Nigdy nie mów nigdy, dziecko – uśmiechnęła się babcia i pogładziła moją dłoń. – Szczęśliwie kochał mnie i wytrwał przy mnie w ten najgorszy czas, nigdy jednak nie pytałam, jak sobie radził… No wiesz… Gdy odsunęłam się od niego. Gdy sypiałam sama w osobnym pokoju z dala od małżeńskiego łoża. Byliśmy zamożni, Julciu, mogliśmy sobie pozwolić na pomoc domową i niańki… Było ich dużo, bardzo dużo … Młodych, radosnych dziewczyn.

– Nigdy mi o tym nie mówiłaś, babciu – zamyśliłam się.

Bo to są sprawy dorosłych. Nawet twoja mama nie wiedziała, co dzieje się między nami. W tamtych czasach nie zwracało się tak uwagi na dzieci, nie tłumaczyło im pewnych spraw, a one nie zwierzały się rodzicom. Faktem jest, moje dziecko, że dopiero jej wypadek wyrwał mnie z choroby. Okazał się błogosławieństwem dla nas wszystkich...

Babcia westchnęła głęboko i otarła łzy cieknące jej po policzku. Te wspomnienia wciąż były dla niej żywe:

– Gdy biegłam do twojej mamy po szpitalnym korytarzu, czułam, jakbym się przebudziła z bardzo długiego snu. Wreszcie moje dzieci, moje życie przestało być mi obojętne! – zakaszlała, uspokoiła się i wróciła do opowieści, którą częściowo znałam od dawna. – Twoja mama spadła z huśtawki. Rok po otwarciu w naszej wsi przedszkola. Dużego, gminnego, ze świetnie wyposażonym placem zabaw. W tygodniu dzieci bawiły się tam pod okiem opiekunek i wychowawców, w niedziele i święta czuwali nad nimi rodzice. Tak było i wtedy. Nigdy nie dowiedziałam się szczegółów zajścia. Po wsi krążyły tylko paskudne plotki, że twój dziadek zostawił dziecko samo, żeby poflirtować z jakąś panną, więc nawet nie zauważył, kiedy mała spadła głową na beton. Nie wiem, jak było naprawdę, i nigdy już się tego nie dowiem. Dość, że jakimś cudem, krążąc bez celu po domu, odebrałam telefon. Mieliśmy go zaledwie do kilku tygodni i dotąd ignorowałam ten sprzęt, jak wszystko inne, a jednak podeszłam do aparatu. Potem wszystko potoczyło się szybko. Twoja mama przeszła dwie operacje i zadziwiła lekarzy swoim silnym charakterem i chęcią powrotu do zdrowia. Miała mieć poważne urazy, kłopoty z wymową i pamięcią, a skończyło się na paskudnych bliznach – uśmiechnęła się babcia.

Znałam opowieść o operacjach mamy i jej w pewnym sensie cudownym ozdrowieniu, ale nie sądziłam, że w jej tle kryje się taka historia.

– To koniec? – zapytałam. – Ty wróciłaś do zdrowia, a dziadek przestał cię zdradzać?

– Nie – przerwała mi babcia. – Nie wszystko jest takie proste. Teraz to ja musiałam o niego zawalczyć!

Dziadek ucieszył się z cudownego wyzdrowienia żony i córki, bo obie kochał nad życie, ale nie umiał zrezygnować z dawnych nawyków. Przed poznaniem babcia miał słabość do kobiet i wciąż nie były mu obojętne. Jak to mawiają: „Lubił oglądać się za spódniczkami”.
Między jedną a drugą operacją córki wpadła mu w oko pewna pielęgniarka. Nie najmłodsza, ale zadbana, elegancka, a przede wszystkim bardzo opiekuńcza.

Wtedy zrozumiała, co czuje odtrącona kobieta

– Po prostu całkiem stracił dla niej głowę – wyszeptała babcia. – Chociaż nie widzę, dziecko, to wyczuwam więcej niż zdrowi ludzie. Wyczułam, więc i jego zauroczenie. Ciągnęło go do tej kobiety, mimo że ona pozostawała obojętna na jego wdzięki. Byłam przerażona siłą jego uczucia. Pamiętam jak dzisiaj, kiedy siedząc przy łóżku śpiącej Alinki, po raz pierwszy w życiu wystraszyłam się, że on może mnie zostawić dla tej kobiety, i rozpłakałam się z bezsilności.

Szlochając, nie zauważyła, że ktoś wszedł do sali i uważnie ją obserwował. „Gdybym mogła, cofnęłabym czas i przeprosiła tę dziewczynę za krzywdę, którą jej wyrządziłam” – wyrwało się babci, bo wreszcie zrozumiała, co czuła odtrącona kochanka dziadka, która została sama z dzieckiem, i miała za rywalkę bezwzględną piękność.

– Zrobiłaby to pani? – odezwała się stojącą w kącie pielęgniarka.

Babcia aż podskoczyła, słysząc jej słowa, ale potwierdziła swoje wyznanie. Czuła przemożną potrzebę, by się komuś zwierzyć, a ta kobieta miała dziwną moc. Nie tylko nad dziadkiem, ale i nad nią.

– Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Nie wiem, czemu od początku traktowałam ją inaczej niż pozostały personel. Z daleka wyczuwałam zapach jej delikatnych perfum, słyszałam szelest jej fartucha… Jakby… Jakby była moim przeznaczeniem. Tym bardziej bolało mnie zachowanie dziadka – powiedziała babcia.

– Ale wtedy, tam, przy łóżku córeczki, opowiedziałam jej swoją historię, i zdradziłam, jaką cenę zapłaciłam za miłość męża. Spytała, czy warto było. Odpowiedziałam, że tak, bo choć uczucia mężczyzn chadzają różnymi ścieżkami, to mam dwójkę wspaniałych dzieci. „Czyli poradzi sobie pani, gdyby odszedł?”. Aż zadrżałam, słysząc to pytanie, ale skinęłam głową, że tak. „Tylko chciałabym przebaczenia tamtej kobiety” – wyznałam.

– Po co pani ono? – wtedy padło kolejne pytanie.

– Ktoś, kto widzi, powiedziałby: „Żeby móc spojrzeć sobie w twarz” – odpowiedziała babcia.

Może, więc pani ją przeprosić – kobieta podeszła do babci. – To ja – dodała łagodnie.

– To dlatego reagowałaś na nią w ten sposób? Co za historia! Babciu!

– Tak, to była ona. Wyjazd ze wsi dał jej więcej niż mnie: dobrą pracę, własne pieniądze, ale musiało minąć wiele lat, zanim zrozumiała, że opętana żądzą zemsty i złością niszczy samą siebie. Nie było mężczyzny, którego by nie zraniła. Podrywała kolejnych mężczyzn, a potem ich porzucała, bez względu na ich stan cywilny. Dobrze ją wyczułam. Miałam w sobie magnetyzm, z którym nie była w stanie wygrać żadna kobieta. Zmieniła się, dlatego jej nie poznałam. Ale żyjąc opętana złością, nie zauważyła, jak traci coś najważniejszego – własne dziecko… O takich pacjentach jak ta dziewczynka mówi się, że umierają z braku miłości.

– Poznałam was od razu – zwróciła się wtedy do babci. – Wasze pojawienie się na naszym oddziale przypomniało mi wszystkie złe chwile. W pierwszej chwili chciałam skazać cię na takie cierpienie, jakie było moim udziałem, i odebrać ci męża, ale potem pomyślałam, że uwodząc go, stracę swoją miłość. Swoją rodzinę, dziecko i mężczyznę, który mnie kocha, a tego już bym sobie nie wybaczyła – powiedziała. – Twoje dziecko będzie żyło. Przeprosiny przyjęte, nic nie jesteś mi winna – dodała jeszcze, zanim wyszła z sali.
Babcia nigdy więcej jej nie spotkała.

– Podobno wzięła zaległy urlop, a wcześniej poprosiła, żeby nas z nią nie kontaktować. Jak widzisz, nie odzyskałam cudownie wzroku, ale twoja mama żyje, a ja mogę umrzeć spokojna, że dałam jej wszystko, co najlepsze. Tylko o ciebie się martwię. Obiecaj mi, że nie zniszczysz życia sobie i innym – pogładziła moją dłoń.

Reklama

Gdy solennie jej to obiecywałam, wiedziałam, że muszę jak najszybciej zadzwonić. Jak tylko od niej wyszłam, wybrałam numer telefonu mojego kochanka. Nie miałam mu wiele do powiedzenia, tylko tyle, że się rozstajemy. Miałam dość kłamstw i wiecznego czekania na choćby jedną wspólnie spędzoną godzinę. Chciałam wreszcie zacząć żyć, nie krzywdząc przy tym innych.

Reklama
Reklama
Reklama