Reklama

Od miesięcy planowałem ten dzień. Każdy szczegół miał być dopięty na ostatni guzik – od wyboru kwiatów po idealne ustawienie stołów. Nie było miejsca na przypadek, czy jakiekolwiek potknięcie. Ślub miał być perfekcyjny. Kasia śmiała się z mojej obsesji na punkcie szczegółów, ale rozumiała, że taki po prostu jestem. Miała w sobie więcej luzu, ale też ceniła symbolikę tego dnia. Wszystko było gotowe. Stojąc przed ołtarzem, byłem przekonany, że nic złego już się nie wydarzy.

Reklama

Zawiodłem się na przyjacielu

– Niech Bóg pobłogosławi te obrączki, które macie sobie wzajemnie nałożyć jako znak miłości i wierności – ksiądz spojrzał na nas z łagodnym uśmiechem i poświęcił obrączki.

Na chwilę zapadła cisza, a wszyscy zebrani wstrzymali oddech.

Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki – kontynuował kapłan.

Obróciłem się do świadka, który zamiast podać mi obrączki, zaczął grzebać w kieszeni marynarki. Jego uśmiech z każdą sekundą bladł.

– No dobra… gdzieś tu były… – mruknął, przeszukując drugą kieszeń.

Goście patrzyli z zaciekawieniem, a ja czułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

To nie jest śmieszne – mój głos brzmiał ostrzej, niż zamierzałem.

Marek zaczął nerwowo obmacywać się po marynarce, potem po spodniach.

– Chwila, chwila… One były w pudełku, miałem je…

Kasia spojrzała na mnie z lekkim niepokojem, ale nadal zachowywała spokój.

– Może po prostu wypadły?

Magda, świadkowa Kasi, od razu wkroczyła do akcji.

Gdzie ostatnio je widziałeś?

Marek wyglądał, jakby właśnie dostał pustkę w głowie.

– Rano… Nie, w samochodzie… A może przy zdjęciach? Nie pamiętam!

– A nie mówiłam, że młodzi to teraz wszystko robią na ostatnią chwilę? – wtrąciła się ciotka Basia, kręcąc głową z politowaniem.

Goście zaczęli szeptać między sobą, a ksiądz, choć cierpliwy, uniósł lekko brwi. Czułem, jak zaczyna mi drżeć powieka. Idealny ślub? Właśnie zamieniał się w katastrofę. I to na oczach wszystkich.

Byłem wściekły

Zacząłem się pocić. To miał być idealny dzień, wszystko było zaplanowane, a teraz staliśmy przed ołtarzem i szukaliśmy obrączek jak banda amatorów.

– Skup się! – syknąłem przez zaciśnięte zęby. – Gdzie je ostatnio widziałeś?

Mój świadek wyglądał, jakby wolał się rozpłynąć.

– Rano były w pudełku… potem wsadziłem je do kieszeni… chyba…

Magda przewróciła oczami.

To może sprawdzimy, czy nie leżą gdzieś tutaj?

Natychmiast wszyscy zaczęli nerwowo rozglądać się po podłodze, jakby obrączki mogły magicznie pojawić się pod ławkami. Ojciec podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.

– Może po prostu kupimy inne obrączki, a teraz dokończymy ceremonię?

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Inne obrączki? Żartujesz sobie?

To tylko symbol. Ważne, że bierzecie ślub.

Ważne, że bierzemy ślub? To miało być coś więcej! Idealny moment, perfekcyjny dzień, zaplanowany co do sekundy. A teraz goście patrzyli na nas z zaciekawieniem, niektórzy już trzymali telefony, pewnie nagrywając całe zamieszanie.

– Stop! – Kasia podniosła ręce. – Nie kłóćmy się, znajdziemy je.

Marek nagle spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Czekaj… Może je komuś dałem?

Zapadła cisza.

– Komu? – spytałem grobowym tonem.

Marek przełknął ślinę.

Nie pamiętam.

Myślałem, że wybuchnę.

Chciało mi się płakać

Świadek nerwowo przeczesał włosy i zaczął chodzić w kółko.

– Okej, okej… Rano miałem pudełko… Potem były zdjęcia plenerowe… A potem…

Zamarł.

– Potem co?! – ponagliłem go, czując, jak ciśnienie skacze mi do niebezpiecznego poziomu.

Marek spojrzał na mnie z przerażeniem.

Dałem je komuś na chwilę.

Kasia złapała się za głowę.

– Ale komu?!

W kościele zapadła cisza. Goście wstrzymali oddech, jakbyśmy właśnie próbowali rozwiązać sprawę kryminalną. Nagle rozległ się znajomy, wyniosły głos.

– Och, nie róbcie takiej afery, to tylko obrączki.

Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę ciotki Basi. Siedziała z założonymi rękami, patrząc na nas z lekką irytacją.

Magda zmrużyła oczy.

– Ciociu… czy ty przypadkiem… nie masz ich w torebce?

Ciotka prychnęła.

– No i co z tego?

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

– Co?!

Ciotka wzruszyła ramionami i sięgnęła do swojej wielkiej torebki. Po chwili triumfalnie wyciągnęła małe, białe pudełeczko.

– Marek mi je dał i nic nie powiedział, więc pomyślałam, że to prezent dla mnie. I tak leżało w mojej torebce.

Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a Marek wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię.

– No co? – obruszyła się ciotka. – Mówiłam, że młodzi teraz nic nie pamiętają.

Poczułem ulgę

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wszyscy wpatrywaliśmy się w ciotkę Basię, która z absolutnym spokojem trzymała w dłoniach pudełeczko.

– Ciociu… – zacząłem powoli, starając się zachować resztki opanowania.

– A skąd miałam wiedzieć, co jest w środku? – rzuciła z oburzeniem.

Świadek zrobił minę, jakby właśnie chciał teleportować się na inną planetę.

– Ja… ja wtedy miałem pełne ręce rzeczy! Dałem jej na chwilę, bo myślałem, że po prostu przytrzyma…

– I nigdy nie zapytałeś, gdzie są?! – Kasia patrzyła na niego z wyrzutem.

Marek bezradnie rozłożył ręce. Magda podeszła do ciotki i ze spokojem wyjęła jej z dłoni pudełeczko.

Dobrze, że sprawa się wyjaśniła. To co, możemy wrócić do ceremonii?

Rozejrzałem się po kościele. Goście patrzyli na nas z zaciekawieniem, ksiądz miał na twarzy wyraz łagodnej cierpliwości, a Kasia… Kasia się uśmiechała.

– Co cię tak bawi? – spytałem, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z tej farsy.

– Bo w końcu zrozumiałeś, że w życiu nic nie jest idealne. I to jest w tym najlepsze.

Spojrzałem na nią i nagle całe napięcie ze mnie zeszło. Obrączki, goście, chaos – to wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyła się tylko ona. Ksiądz chrząknął.

– To co, teraz już możemy kontynuować?

Kamień spadł mi z serca

Marek oddał mi obrączki, a ksiądz uśmiechnął się i kontynuował ceremonię, jakby nic się nie stało. Ale wszyscy wiedzieliśmy, że to był moment, który zapamiętamy na zawsze. Gdy nakładałem obrączkę na palec Kasi, spojrzałem jej w oczy. Już nie myślałem o perfekcji, planach i kontrolowaniu każdego detalu. Wiedziałem tylko jedno – że chcę przeżyć resztę życia właśnie z nią, bez względu na to, ile jeszcze razy coś pójdzie nie tak.

Po ceremonii goście wciąż mieli rozbawione miny, a ciotka Basia wyglądała na dumną, jakby zrobiła nam przysługę, trzymając obrączki w swojej torebce. Ojciec klepnął mnie w plecy, szepcząc:

– Widzisz? I tak wszystko się ułożyło.

Wszyscy podchodzili z gratulacjami, ale pierwszym, który dorwał mnie na osobności, był Marek.

– Wspomnienia na całe życie! Będziesz miał co opowiadać wnukom!

Przewróciłem oczami, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu, a Kasia, słysząc naszą rozmowę, podeszła i objęła mnie mocno.

– Moim zdaniem to był najlepszy ślub na świecie.

Może miała rację. Może idealny ślub to taki, który nie jest perfekcyjny, ale prawdziwy. I nasz był dokładnie taki.

Reklama

Adam, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama