„Bliscy wyzywali mnie od pasożytów i nierobów. Wystarczyło, że dostałam spory spadek, by zmienili nastawienie”
„Wcale nie czekałam na mannę z nieba, ale się doczekałam. Prababcia zostawiła po sobie coś więcej niż zakurzone pamiątki i porcelanę, której nikt nie chciał. I kiedy odeszła, a notariuszka ogłosiła jej ostatnią wolę, miny mojej cioci, brata i taty były bezcenne. Nagle Olga-pasożyt była górą”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam tą „zaradną”. W oczach mojej rodziny byłam raczej… darmozjadem. Mówili: „Olga? A, to ta, co ciągle coś kombinuje, ale nigdy jej nie wychodzi”. Tak mówili, kiedy myśleli, że nie słyszę. Albo i specjalnie, żebym słyszała. Zresztą – może i czasem zasłużyłam. Po studiach długo nie mogłam znaleźć pracy, dorabiałam dorywczo, tu jako niania, tam w kawiarni, przez chwilę nawet sprzątałam klatki schodowe w nowym apartamentowcu cioci. Zamiast uznania, słyszałam później:
– Niech Olga nie zapomni, komu zawdzięcza swoje luksusy! – i śmiech. Bo przecież luksus to było wiaderko z mopem i klucz do windy.
Ojciec nie szczędził mi przykrych komentarzy:
– Wszyscy pracują, tylko Olga jedna wciąż czeka na mannę z nieba.
Wcale nie czekałam, ale… się doczekałam. Prababcia zostawiła po sobie coś więcej niż zakurzone pamiątki i porcelanę, której nikt nie chciał. I kiedy odeszła, a notariuszka ogłosiła jej ostatnią wolę, miny mojej cioci, brata i taty były bezcenne. Nagle to ja, Olga-pasożyt, jak mnie wyzywali, trzymałam w rękach testament, który… zmienił układ sił w naszej rodzinie. I to raz na zawsze.
Skromny obiad rodzinny
– Olga, pomożesz z tymi ziemniakami, czy znowu będziesz stała i pachniała? – rzuciła ciocia, ledwo weszłam do kuchni.
– Już kroję ogórki, ciociu – odpowiedziałam spokojnie, sięgając po deskę.
– Och, no przepraszam, nie zauważyłam, że łaskawie raczysz coś robić – dodała, mieszając barszcz.
W salonie słychać było głos mojego brata:
– Ojciec, widziałeś te oferty pracy? Olga mogłaby chociaż do dyskontu na kasę pójść.
Słyszałem, że teraz dają nawet premie.
– Daj spokój, Piotrek. Ona to by się tam po godzinie zmęczyła i poszła na L4. – Tata parsknął śmiechem.
– Przecież jestem w kuchni i wszystko słyszę – powiedziałam głośno, nie podnosząc wzroku.
Zapadła krótka cisza, ale nikt się nawet nie zawstydził. Przeciwnie – ciocia tylko syknęła:
– Gdybyś nie słyszała, byłoby nam łatwiej.
Siedliśmy do obiadu. Barszcz, ziemniaki, kotlet mielony – klasyka. Dla mnie pachniał jak kpina. Było mi niedobrze.
– Olga, ty nie bierzesz dokładki? – zapytał brat z udawaną troską. – Przecież musisz jeść. Komu jak komu, ale tobie nikt nie ugotuje.
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam krótko, wpatrzona w talerz.
Ojciec spojrzał na mnie z góry.
–Teraz nie głodna? A tylko jak trzeba coś z lodówki zabrać, albo przyjść na gotowe to pierwsza jesteś.
Zacisnęłam zęby. Jeszcze chwilę, jeszcze krótką chwilę. Poczekaj na deser i możesz się zwijać.
Lojalność czasem się opłaca
– A to niespodzianka! – zawołała ciocia, widząc kobietę w eleganckim płaszczu stojącą w drzwiach. – Nie mów, że to nowa partnerka Piotrka?
– Nie, nie, proszę się nie fatygować z domysłami – uśmiechnęła się spokojnie notariuszka. – Nazywam się Marta K. Przyszłam w sprawie testamentu pani Leokadii, waszej prababci.
Zapadła cisza. Ojciec jako pierwszy się odezwał:
– Teraz? Przecież mieliśmy to załatwiać po świętach.
– Pani Leokadia wyraźnie zaznaczyła w testamencie, że odczyt ma nastąpić przy wspólnym rodzinnym obiedzie. Dziś. – Kobieta spojrzała na zegarek. – I właśnie mamy idealny moment.
Ciocia wymusiła uśmiech.
– No to… zapraszamy do stołu, choć to trochę zaskakujące.
Notariuszka wyjęła z torebki kopertę i usiadła.
– Zanim przeczytam treść, pozwolę sobie dodać, że pani Leokadia dokładnie przemyślała, komu co zostawia. Wiedziała, że jej decyzje mogą wywołać emocje.
– Tylko żeby nam ta emocja się opłaciła – mruknął Piotrek i parsknął śmiechem.
– Cytuję: „Moją wolą jest, by cały majątek: działkę w centrum miasta, oszczędności w wysokości stu trzydziestu tysięcy złotych oraz biżuterię przekazać mojej prawnuczce Oldze, jako jedynej osobie, która przez ostatnie lata odwiedzała mnie regularnie i z sercem, nie dla korzyści”.
Zapanowała cisza. Ojciec otworzył usta, ale nic nie powiedział. Piotrek aż podniósł się z krzesła.
–To chyba jakiś żart?!
– Żaden żart – odpowiedziałam cicho, nie patrząc na nich. – To się właśnie nazywa lojalność. Czasem się nawet opłaca.
Uroczej rodzince zrzedła minka
– Olga, ale przecież... ty nie masz nawet prawa jazdy! – wyrzucił z siebie Piotrek, jakby to był argument za unieważnieniem testamentu.
– To chyba nie jest warunek posiadania działki – odpowiedziałam spokojnie, biorąc łyk herbaty. – Ale dziękuję za troskę.
Ojciec wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
– To jakiś błąd. Przecież Leokadia miała nas wszystkich bardzo blisko. Ty tam może i bywałaś, ale ona zawsze powtarzała, że dom rodzinny to my.
– Mhm. Tak mówiła, kiedy ją odwiedzaliście raz w roku z bombonierką i pretensjami – rzuciłam.
– Wiesz co, dziewczyno?! – ciocia podniosła głos. – Trochę szacunku dla starszych! Gdyby nie my, nie miałabyś gdzie mieszkać ani co jeść!
– Serio? – spojrzałam na nią chłodno. – Bo ja pamiętam, jak mi liczyłaś parówki z lodówki. I jak wyrzuciłaś moje rzeczy z piwnicy, bo coś ci tam „zagracam”.
Notariuszka spakowała dokumenty.
– Wszystkie sprawy formalne są już uregulowane. Przekazanie majątku nastąpi w ciągu tygodnia. Pani Olga otrzyma też dostęp do konta. Dziękuję państwu.
Zaraz po jej wyjściu ojciec zagrzmiał:
– Sprzedaj to wszystko i podziel się, jak człowiek! .
– Nie jestem idiotką. Nie zamierzam nic sprzedawać. Mam swój plan i będę się go trzymać.
– Jaki znowu plan?! – syknęła ciocia.
– Plan, w którym nie wycieracie już o mnie nóg.
Wyszłam do przedpokoju, z ciastem zawiniętym w folię. Nagle bardzo mi się chciało zjeść ten kawałek. Zwycięstwo pobudza apetyt.
Niech sobie mówią, co chcą
Dwa tygodnie później siedziałam na środku pustego salonu w starej kamienicy prababci. Jeszcze pachniało kurzem i starą farbą, ale to było moje. Każdy kąt. Każdy skrzypiący parkiet.
– Więc naprawdę tu się urządzasz? – zapytała Kaśka, moja przyjaciółka, z kubkiem kawy w dłoni.
– A co miałam zrobić? Oddać im wszystko i wrócić na kanapę do wrednego ojca?
– No nie. Ale... zrobili ci taki łomot pod tamtym postem, że aż mnie nosiło.
Westchnęłam.
– Widziałam. „Pasożyt wygrywa na cudzej śmierci”. Nawet kuzynka z Gdańska się odezwała, chociaż nie widziałam jej od chrztu.
– Ludzie nienawidzą, gdy ktoś im psuje narrację. Ty miałaś być tą przegraną. Tłem do ich sukcesów.
– Tylko że ich sukcesy to leasing, kredyty i udawanie kogoś, kim nie są. A ja? Ja mam czysty start.
– I co dalej? – Kaśka uniosła brwi. – Masz plan czy to tylko takie emocjonalne „pokażę wam wszystkim”?
– Mam. Chcę zrobić z tego miejsce coworkingowe. Mały hub dla freelancerek. Biurka, kuchnia, kawa, warsztaty.
– Serio?!
– A co? Myślisz, że nie ogarnę?
– Nie. Myślę, że to genialne. Tylko się nie poddawaj.
Uśmiechnęłam się po raz pierwszy od dawna. Tak, miałam ich wszystkich w nosie. I pierwszy raz w życiu to ja miałam przewagę.
– I wiesz co? Niech mówią, co chcą. Jeszcze będą się dopisywać do mojej historii.
Kaśka stuknęła kubkiem o mój.
– Za pasożyty, które rosną w siłę.
Chcieli mnie wydoić z kasy
Nie minęły trzy miesiące, kiedy zadzwonił domofon. Spojrzałam w wizjer – ojciec. Włosy bardziej siwe, bez hardej jak zawsze miny.
– Cześć, Olka – rzucił, jakby to było nasze codzienne „hej”. – Mogę wejść na chwilę?
Zastanawiałam się sekundę, ale nacisnęłam guzik. Pojawił się w przedpokoju jak duch przeszłości.
– Ładnie tu. Odmalowałaś? – zagaił, rozglądając się po wnętrzu.
– Sama. Tylko elektrykę zleciłam fachowcom. Coś się stało?
Usiadł ciężko na krześle w kuchni.
– Oj, Olka... Piotrek stracił pracę. Kredyt za mieszkanie wisi. Ciotka się pochorowała, a mnie... jakoś wszystko przelatuje przez palce.
Milczałam. Patrzyłam na niego, czekając, aż w końcu powie to, po co naprawdę przyszedł.
– I tak pomyślałem... Może dałabyś trochę tych pieniędzy z konta prababci? Na pomoc. Tym razem dla rodziny.
– A rodzina to kto? – zapytałam spokojnie. – Ci sami, co się ze mnie śmiali, kiedy zmywałam kubki w barze?
– Olka, daj spokój. To było dawno. Głupio wyszło, ale jesteśmy przecież jedną krwią.
Wzięłam głęboki oddech.
– Jedna krew nie daje wam prawa do moich decyzji. Ani do mojej kasy.
Spojrzał na mnie, jakbym właśnie go spoliczkowała.
– A prababcia? Też by tak powiedziała?
– Prababcia widziała, kto przychodzi z sercem, a kto tylko z reklamówką na słoiki.
Wstał.
– No dobrze. Próbowałem.
– Tato... – zatrzymałam go w drzwiach. – Jak będziesz chciał przyjść na kawę, po prostu przyjdź. Ale bez pustych kieszeni i pełnych oczekiwań.
Skinął głową i wyszedł. Wróciłam do komputera. Właśnie tworzyłam nazwę dla swojej firmy.
Wreszcie odzyskałam spokój
Dzisiaj minął dokładnie rok od odczytania testamentu. Siedzę przy biurku we własnym biurze. Wbrew pozorom – klienci walą drzwiami i oknami.
– Olga, przyszła ta dziewczyna na spotkanie mentoringowe. Wiesz, ta młoda z projektami graficznymi – zawołała Kaśka zza drzwi.
– Już idę! – odpowiedziałam, kończąc maila.
Zamknęłam laptopa i jeszcze na chwilę spojrzałam na zdjęcie prababci, które powiesiłam nad wejściem. Jedyna, która we mnie wierzyła bez względu na to, czy pracowałam za najniższą krajową, czy miałam tylko plany bez pieniędzy. A rodzina? Piotrek milczy. Ojciec czasem dzwoni. Ciocia wypisuje złośliwości pod postami mojej firmy z fejkowych kont, ale już chyba nikt tego nie traktuje poważnie.
– Nie czujesz się czasem samotna, że tak ich wszystkich odcięłaś? – zapytała mnie ostatnio Kaśka.
– Nie. Wiesz czemu? Bo samotność to wtedy, kiedy siedzisz wśród ludzi, którzy cię traktują jak ciężar. A ja teraz mam spokój. Mam siebie.
Spojrzała na mnie i pokiwała głową.
– W sumie racja. I masz biuro. Najlepsze miejsce w mieście.
Zaśmiałam się. Kto by pomyślał, że to się wszystko tak dobrze dla mnie skończy. Przyszła dziewczyna i wprowadziła się do jednego z biurek. Nowa. Trochę przestraszona, ale z błyskiem w oku. Poczułam znajome ciepło.
– Cześć – powiedziałam. – Jestem Olga. W tej firmie nie musisz udawać, że wszystko ogarniasz. Pomożemy.
Uśmiechnęła się z ulgą. Tak właśnie wyglądał świat, który zbudowałam. Po mojemu i z empatią.
Olga, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż bezwstydnie podrywał inne panie na moich oczach. Upokarzał mnie każdego dnia, a ja milczałam jak grób ze wstydu”
- „Mam męża, ale chciałam choć przez chwilę pożyć jak w harlequinie. Boski kolega z pracy nie zwlekał ani sekundy”
- „Po 60. szukałem wrażeń na portalu randkowym. Nie wiem, jak mogłem uwierzyć, że 30-latka poleciała na siwe włosy”