„Bogata córka przy znajomych traktowała mnie jak służącą. Nie czuła, że mnie upokarza, a ja tyle dla niej poświęciłam”
„– Sandra, czy naprawdę po to mnie tu zaprosiłaś? Żebym wszystkim usługiwała? – spytałam. Jej twarz momentalnie zesztywniała. Uśmiech zniknął, a w oczach pojawił się błysk, jakiego jeszcze u niej nie widziałam. Przybliżyła się do mnie i syknęła, ściszonym głosem, żeby inni nie słyszeli: – Mamo, przestań robić sceny”.
- Redakcja
Czasami się zastanawiałam, czy to wszystko miało sens. Te lata ciągłej harówki, łatania budżetu, robienia wszystkiego, by Sandra miała lepsze życie. Ona zawsze miała wszystko, co najlepsze, a ja? Moje potrzeby były na ostatnim miejscu. Odkładałam na nową sukienkę, na kolację z koleżanką, na chwilę odpoczynku. Wszystko po to, żeby moja córka miała szansę, której mnie nigdy nie było dane. Wiele dla niej poświęciłam.
Przypominam sobie, jak wyjechała na studia. Stałam wtedy na dworcu z mieszanką dumy i lęku, a ona, pełna zapału, machała mi na pożegnanie z uśmiechem, który obiecywał, że wróci do mnie już za chwilę – tylko chwilę się pouczy, zdobędzie dyplom i wróci. Ale czas płynął, a Sandra coraz rzadziej odwiedzała dom. Coraz rzadziej słyszałam jej głos w telefonie. Zaczęły się sukcesy, potem ten jej duży dom. Niby zapraszała, ale ciągle coś wypadało i w końcu, przy każdej propozycji, ja to byłam tą, która musiała poczekać.
A teraz nagle zadzwoniła. „Mamo, przyjedź do mnie, chcę, żebyś zobaczyła mój dom!” – jej głos brzmiał tak ciepło. Jak gdybyśmy nigdy się nie oddaliły, jakby nadal była moją małą dziewczynką. Nie mogłam się oprzeć, mimo wszystkich tych niewypowiedzianych żali i ukrytych pretensji. I choć od dawna czułam, że Sandra odcina się ode mnie, to w głębi duszy chciałam wierzyć, że ona docenia, co dla niej zrobiłam.
Patrzyłam na siebie w lustrze, szykując się do wyjazdu. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz ubrałam się „ładnie”. Wyciągnęłam najlepszą sukienkę, choć lekko przykurzoną od leżenia w szafie. Włosy starannie upięłam i z ukrytą dumą ruszyłam, wyobrażając sobie, jak Sandra pokazuje mi dom pełen nowoczesnych mebli i błyskotliwych detali.
Wsiadłam do autobusu, a w sercu miałam dziwne uczucie... może jednak się dogadamy? Może to zaproszenie to znak, że mimo tej całej różnicy w naszych życiach, nadal jestem dla niej ważna? Taką miałam nadzieję.
Czułam się nieswojo
Weszłam do jej domu i od razu poczułam się nieswojo. Marmurowe blaty, skórzane kanapy, wszystko lśniące i pachnące nowością. Świat Sandry był teraz inny niż mój, to było jasne. Ona podeszła do mnie z wyciągniętą ręką, jakbyśmy nie były matką i córką, tylko jakimiś obcymi sobie osobami.
– Mamo, napijesz się czegoś? – zapytała z nieco wymuszonym uśmiechem.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odwróciła się do znajomych, którzy zasiedli już w jej eleganckim salonie. Mężczyźni w drogich garniturach, kobiety jak z żurnala – nie widziałam ich nigdy wcześniej, ale od razu czułam, że oceniają mnie wzrokiem.
Sandra popatrzyła na mnie z roztargnieniem i wskazała na tacę z napojami.
– Mogłabyś zanieść drinki? Zaczynamy za chwilę.
Podniosłam tacę, czując, jak coś się we mnie łamie, choć próbowałam zachować spokój. Moja własna córka traktowała mnie, jakbym była służącą. Czułam, że rumieniec wstydu pali mi policzki, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, przeszłam do salonu i rozdałam drinki gościom, udając, że mnie to nie rusza. W duchu miałam nadzieję, że to tylko chwilowe.
Traktowała mnie jak służącą
Kiedy rozdałam ostatni kieliszek, usiadłam niepewnie na skraju kanapy, chcąc się jakoś wtopić, jakby mniej rzucać w oczy. Przez chwilę Sandra rozmawiała z gośćmi, a ja, jakby przez mgłę, słuchałam ich rozmowy o inwestycjach, podróżach, modzie – zupełnie obcy mi świat. Potem córka znów do mnie podeszła i nachylając się, szepnęła:
– Mamo, może przyniosłabyś przekąski? Są w kuchni, na blacie – uśmiechnęła się lekko, jakby chciała pokazać gościom, że wszystko ma pod kontrolą.
– Nie lepiej, żebym została tutaj? – odparłam cicho, zerkając na elegancką blondynkę obok, która wyraźnie nadstawiła ucha.
Sandra zrobiła dziwną minę. Złożyła ręce i spojrzała na mnie surowo, jakby byłam niesfornym dzieckiem.
– Mamo, goście czekają. Bądź pomocna, dobrze?
Zacisnęłam usta i ruszyłam do kuchni. Na blacie rzeczywiście leżała cała taca z małymi, kolorowymi przystawkami, ułożonymi jak małe dzieła sztuki. Wzięłam tacę i weszłam do salonu, rozdając przystawki po kolei. Czułam na sobie spojrzenia – ciekawe, badawcze, jakby każdy z tych ludzi chciał mnie prześwietlić, ale nikt nie zamienił ze mną słowa. A Sandra tylko stała z boku, z obojętnym wyrazem twarzy.
Kiedy podałam ostatnią przystawkę, jakiś mężczyzna w eleganckim garniturze rzucił w stronę Sandry:
– No, a co twoja mama robi na co dzień?
Przykro mi było tego słuchać
Zatrzymałam się, czując, jak całe ciało napina mi się ze wstydu. Sandra rzuciła krótkie spojrzenie w moją stronę, jakby zastanawiała się, co odpowiedzieć, ale po chwili uśmiechnęła się lekko, jakby cała sytuacja była dla niej śmieszna.
– Och, moja mama... prowadzi dom, zajmuje się takimi codziennymi sprawami – odpowiedziała, machając ręką, jakby to było coś mało istotnego. – Całe życie pracowała fizycznie.
Usłyszałam cichy śmiech kilku kobiet, a jedna z nich, ta sama elegancka blondynka, uniosła brew, patrząc na mnie z wyraźną nutą pobłażania.
– Ach, no tak, Sandra mówiła, że pochodzi z bardzo... skromnych warunków – rzuciła z fałszywą uprzejmością. – Musi być ci trudno odnaleźć się tutaj, prawda?
W głowie pulsowała mi myśl, że gdybym teraz otworzyła usta, mogłabym powiedzieć coś, czego Sandra nie zniosłaby przy swoich znajomych. Czułam, jak wzbiera we mnie fala złości, ale stłumiłam ją, wmawiając sobie, że jestem tu przecież dla niej.
– Radzę sobie, dziękuję – odparłam spokojnie, patrząc blondynce prosto w oczy. Widocznie nie spodziewała się odpowiedzi, bo skrzywiła się lekko i odwróciła wzrok.
Sandra natomiast popatrzyła na mnie jak na kłopotliwego gościa, którego trzeba czym prędzej uciszyć. Podeszła i szepnęła mi do ucha:
– Mamo, proszę, przynieś jeszcze wodę. Tam, w kuchni, na blacie jest dzbanek.
To był już chyba trzeci raz, kiedy wysyłała mnie do kuchni, ale posłusznie poszłam, z trudem powstrzymując drżenie rąk.
Córka miała się za lepszą ode mnie
W kuchni oparłam się o blat i wzięłam głęboki oddech. W mojej głowie kłębiły się myśli, że nie tak to miało wyglądać. Miałam być jej gościem, mamą, z której była dumna. Zamiast tego poczułam się tu jak niechciany element dekoracji – niepasujący i, jak się zdawało, widoczny tylko wtedy, gdy potrzebna była pomoc.
Wróciłam do salonu z dzbankiem wody i zastawiłam go na stole. Sandra nawet na mnie nie spojrzała, jakby moje pojawienie się było jedynie częścią planu, który sama sobie zaplanowała. Kolejna z jej przyjaciółek, elegancka kobieta o kruczoczarnych włosach, uśmiechnęła się fałszywie i zapytała:
– To wspaniałe, że Sandra zaprosiła panią do swojego świata. Musi być pani dumna z takiego sukcesu córki?
Nie wiedziałam, czy w tej sytuacji bardziej mnie obraża, czy drwi ze mnie, ale odpowiedziałam, patrząc jej prosto w oczy:
– Owszem, jestem dumna. Zawsze chciałam, żeby Sandra miała lepsze życie.
Sandra rzuciła mi szybkie spojrzenie, pełne irytacji. Widziałam, że moja odpowiedź jej się nie spodobała. Uśmiechnęła się sztucznie, po czym powiedziała do gości:
– Mama czasami mówi za dużo. Po prostu nie jest przyzwyczajona do takich spotkań.
Zamilkłam. To było jak policzek. Czułam, jak wzbiera we mnie wstyd, ale i gniew. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść, zostawić ją tu samą, z jej znajomymi i tym całym udawanym światem. Ale stałam tam, jeszcze przez moment, próbując zebrać się na odwagę, żeby cokolwiek powiedzieć.
Stałam tak, zastygła, z dzbankiem wody w rękach, jakbym nagle zapomniała, po co tu w ogóle jestem. W końcu postawiłam dzbanek na stole, a Sandra rzuciła mi krótkie spojrzenie – jakby chciała dać mi do zrozumienia, żebym poszła, zanim powiem coś nieodpowiedniego. Moje dłonie lekko drżały, a ja sama nie byłam pewna, czy to ze złości, czy z żalu.
– To może napijemy się jeszcze wina? – Sandra powiedziała do swoich gości z wymuszonym uśmiechem, kompletnie ignorując moją obecność.
Pokłóciłyśmy się przy gościach
W końcu odezwałam się, cicho, ale stanowczo:
– Sandra, czy naprawdę po to mnie tu zaprosiłaś? Żebym wszystkim usługiwała?
Jej twarz momentalnie zesztywniała. Uśmiech zniknął, a w oczach pojawił się błysk, jakiego jeszcze u niej nie widziałam. Przybliżyła się do mnie i syknęła, ściszonym głosem, żeby inni nie słyszeli:
– Mamo, przestań robić sceny. Po prostu pomóż mi dziś wieczorem, dobrze? To dla mnie ważne.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Te wszystkie lata, kiedy robiłam dla niej wszystko, te wszystkie poświęcenia, nieprzespane noce, odkładane marzenia. Wszystko tylko po to, żeby teraz stać w kącie, jak niewidzialna pomoc domowa, którą można w każdej chwili uciszyć. Nie mogłam już dłużej tego znieść.
Wzięłam głęboki oddech, a potem spojrzałam jej prosto w oczy.
– Sandra, nie jestem tutaj po to, żeby ci serwować posiłki. Jestem twoją matką, nie służącą.
Cisza, jaka zapadła w salonie, była przerażając. Goście przestali rozmawiać i patrzyli na nas, wyraźnie zainteresowani tą niecodzienną sceną. Sandra zacisnęła szczękę, a ja dostrzegłam w jej oczach wściekłość zmieszaną ze wstydem. Próbowała zachować zimną krew, ale widziałam, jak zaciska pięści. Zapewne liczyła, że zamilknę i będę grała swoją rolę. Tyle że mnie już nie interesowało, jak to wygląda w oczach jej eleganckich znajomych.
Miałam dość tej sytuacji
– Może powiesz w końcu, dlaczego mnie tu naprawdę zaprosiłaś? – powiedziałam głośno, nie zważając na spojrzenia. – Bo wydaje mi się, że to nie była zwykła chęć pokazania mi domu.
Sandra zerknęła na swoich gości, jakby nagle zaczęła się martwić o ich zdanie. Blondynka i ta kruczowłosa wymieniały porozumiewawcze spojrzenia, a jeden z mężczyzn chrząknął nerwowo.
– Mamo, proszę cię kolejny raz... nie rób sceny – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– To dla ciebie jest scena? – podniosłam głos, nie mogąc dłużej powstrzymać narastającego gniewu. – Sceną jest to, jak traktujesz własną matkę przy swoich znajomych!
Zapadła cisza. W końcu Sandra uśmiechnęła się drwiąco, patrząc na mnie z zimnym wyrazem twarzy.
– Wiesz co? Mogłabyś się bardziej postarać, mamo.
Te słowa dotknęły mnie jak uderzenie. Poczułam, jak coś we mnie pęka – ta cienka nić, która trzymała mnie przy nadziei, że wciąż mogę być częścią jej życia. Przełknęłam gulę w gardle, spojrzałam na jej znajomych, którzy szeptali coś między sobą, a potem z powrotem na Sandrę.
– W takim razie, Sandra, chyba nie mam tu czego szukać – powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Odwróciłam się, zabierając torebkę, i ruszyłam w stronę drzwi. Sandra została tam, w tym swoim błyszczącym salonie, otoczona ludźmi, których nawet nie znałam. Nie usłyszałam od niej żadnych słów zatrzymania.
Jestem rozczarowana córką
Wyszłam z domu Sandry na chłodny, wieczorny wiatr. Światła jej luksusowego domu błyszczały za mną, jakby kpiły z mojej obecności – zupełnie, jak ona. Szłam powoli, bez celu, próbując przetrawić to wszystko, co się wydarzyło. Przecież to ja ją wychowałam, wszystko, co ma, zdobyła dzięki mojemu poświęceniu. Jak więc mogło dojść do tego, że teraz wstydziła się swojej własnej matki?
Łzy piekły mnie pod powiekami, ale zmusiłam się, by je powstrzymać. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek – nawet ona – widział mnie w takim stanie. Nie po tym wszystkim. W końcu przystanęłam na rogu ulicy i wzięłam głęboki oddech. Zrozumiałam wtedy, że nie potrzebuję niczyjej aprobaty, nie muszę być częścią jej wyidealizowanego świata. Moje życie – choć proste i skromne – było prawdziwe. Przepełnione ciężką pracą, ale i szczerością. Nie zamierzałam dłużej walczyć o miejsce przy jej boku.
Odwróciłam się, patrząc jeszcze raz na oświetlone okna, a potem ruszyłam w stronę przystanku. Wsiadłam do autobusu, z poczuciem bolesnej ulgi. Zostawiłam za sobą nie tylko ten dom, ale i złudzenia, że kiedyś będziemy sobie naprawdę bliskie.
Renata, 59 lat