Reklama

Nigdy nie byłam w centrum uwagi. W rodzinie zawsze to Karolina błyszczała – starsza, piękna, z sukcesami. A ja? Zwyczajna, skromna Joanna, która zawsze trzymała się z boku. Nie mam za złe rodzicom, że faworyzowali ją przez te lata. W końcu, kto by nie chciał chwalić się córką z apartamentem w centrum miasta, markowymi ciuchami i samochodem, którym nie powstydziłaby się żadna celebrytka?

Reklama

Ja wybrałam inną drogę. Skromną, spokojną, ale szczęśliwą. Znalazłam Pawła, człowieka o wielkim sercu, który kocha mnie taką, jaka jestem. Jesteśmy razem od pięciu lat i czułam, że czas na kolejny krok. Zaręczyliśmy się i postanowiliśmy wziąć ślub. Nie chciałam niczego wielkiego – mała ceremonia w kościele, skromne przyjęcie dla najbliższych, ale pełne miłości i szczerości. Takie rzeczy zawsze były dla mnie ważniejsze niż wystawność i blichtr.

– A może jednak zrobimy coś większego? – zapytała mnie mama podczas jednej z rozmów o ślubie. – W końcu to wielki dzień, nie możesz mieć za małych oczekiwań.

Pokręciłam głową. Wiedziałam, że wszyscy porównywali mnie do Karoliny. Jej ślub był bajkowy. Pół miasta o nim mówiło. Ale ja nie chciałam tego.

– Nie, mamo. Paweł i ja chcemy coś prostego. To dla nas najważniejsze – odparłam stanowczo, choć czułam w sobie lekki niepokój.

Czy naprawdę mogłam zignorować ich oczekiwania?

– No nie wiem, Joasiu. Przemyśl to jeszcze – odpowiedziała chłodno, a ja już wiedziałam, że nie spodoba jej się moja decyzja.

Chciałam robić wszystko po swojemu. Ale wtedy pojawiła się Karolina...

Siostra chciała pomóc

– Joasia, nie możesz tak żyć w marzeniach o skromnym ślubie – zaczęła Karolina, kiedy przyszła do mnie z wizytą.

Miała na sobie najnowszą sukienkę od znanego projektanta, a ja siedziałam przy stole w kuchni, przeglądając katalog z tanimi dekoracjami ślubnymi.

Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. Wiedziałam, do czego zmierza, ale nie miałam siły znowu się tłumaczyć.

– Karolina, naprawdę nie potrzebuję niczego więcej. Chcemy z Pawłem prostego przyjęcia. Nie chcemy przepychu.

– Joasia, przestań. Nie rozumiem, czemu się tak upierasz. Zasługujesz na coś lepszego! Ty i Paweł nie powinniście oszczędzać na tak ważnym dniu. Zaufaj mi, ja wszystko załatwię. Zrobię ci wesele, o jakim nawet nie śniłaś.

Zamilkłam. Z jednej strony, czułam się, jakbym oddawała kontrolę nad swoim ślubem, ale z drugiej, myśl o tym, że Karolina mogłaby pokryć wszystkie koszty, była kusząca.

– No dobrze, ale... chcę, żeby to było nasze, a nie twoje – powiedziałam cicho, niepewna, czy dobrze robię.

Karolina zaśmiała się, jakbym powiedziała coś zupełnie absurdalnego.

– Zaufaj mi, Joasiu. Będzie idealnie. Ja się wszystkim zajmę.

Nie odpowiedziałam. Czułam, jakby powoli wymykało mi się coś, co jeszcze chwilę temu było tylko moje.

Niczego nie konsultowała

Dni mijały, a ślub, który miał być prosty i kameralny, zamieniał się w wielką imprezę. Karolina przejęła stery. Każdego dnia dostawałam wiadomości z nowymi propozycjami – nowa sala, luksusowy catering, fotograf za tysiące złotych. Niektóre z tych pomysłów w ogóle nie były ze mną konsultowane. Sama rezerwowała, negocjowała i ustalała szczegóły, a ja czułam się, jakbym była tylko widzem w przygotowaniach do własnego ślubu.

Siedziałam wieczorem z Pawłem na kanapie. Spojrzał na mnie z troską.

Widzę, że coś cię martwi – powiedział, przerywając ciszę. – Nie podoba ci się to, co robi Karolina, prawda?

Westchnęłam, przytulając się do niego mocniej.

– To wszystko wydaje mi się... zbyt wielkie, zbyt drogie. Przecież my tego nie chcemy. Miało być prosto, a teraz czuję, że tracimy kontrolę nad własnym ślubem. Mam wrażenie, że to wszystko już nie jest moje.

Paweł pogłaskał mnie po ramieniu.

– Kochanie, to nasz dzień. Jeśli nie czujesz się z tym dobrze, możemy wszystko odwołać. Nie musimy robić tego, co chce Karolina.

Zacisnęłam usta. Z jednej strony wiedziałam, że Paweł ma rację, ale z drugiej… bałam się powiedzieć "nie" Karolinie. W końcu tak bardzo chciała mi pomóc. Ale czy naprawdę to była pomoc, czy raczej próba przejęcia kontroli?

– Może masz rację – powiedziałam, choć w głębi serca czułam, że ten ślub już nie będzie taki, jak chciałam.

To było podłe

Został tylko tydzień do ślubu. Paweł i ja zaczynaliśmy powoli oswajać się z myślą, że ten dzień będzie inny, niż pierwotnie planowaliśmy, ale wierzyłam, że mimo wszystko będzie wyjątkowy. Karolina miała załatwić salę, catering, dekoracje – wszystko. To było jej „wielkie dzieło”. Ale kiedy tego dnia odebrałam telefon od niej, coś w jej tonie sprawiło, że poczułam dziwny chłód na plecach.

– Joanno, musimy porozmawiać – zaczęła, gdy odebrałam.

– Co się stało? – spytałam, starając się nie dopuścić do siebie niepokoju, który zaczął kiełkować we mnie jak zły przeczucie.

Karolina odchrząknęła. Zawsze, gdy miała coś ważnego do powiedzenia, przybierała ten formalny, suchy ton, jakby rozmawiała z kimś z pracy, a nie ze mną – swoją siostrą.

– Doszłam do wniosku, że nie będę za nic płacić – powiedziała prosto, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Zamarłam. Czułam, jakby czas stanął w miejscu. Nawet nie wiedziałam, jak na to zareagować.

– Co?! Jak to…? – wykrztusiłam, serce biło mi jak szalone. – Przecież wszystko już załatwiłaś. Obiecałaś, Karolina. Sala, catering, kwiaty…

– Cóż, zmieniłam zdanie – przerwała mi beznamiętnie. – Po prostu doszłam do wniosku, że nie ma sensu inwestować w coś, czego nie umiesz docenić. Skoro chciałaś skromny ślub, proszę bardzo. Nie potrzebujesz luksusów, prawda?

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wszystkie nasze plany, wszystkie przygotowania… tydzień przed ślubem! To był koszmar.

– Ale jak mogłaś? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Mamy tydzień do ślubu! Nie mogę teraz tego odkręcić!

Karolina westchnęła, jakby była znudzona całą rozmową.

– To nie mój problem, Aśka. Jeśli naprawdę chcesz się pobrać, to znajdziesz sposób. Ale ja za to nie zapłacę.

W moich oczach stanęły łzy. Czułam gniew, upokorzenie i bezradność. Jak mogła to zrobić?

Byłam zrozpaczona

Po rozmowie z Karoliną, czułam się, jakby ktoś wyciągnął spod moich stóp grunt. Tydzień do ślubu, a ja zostałam z niczym. Zerknęłam na Pawła, który zauważył moją bladą twarz, i bez słowa podszedł bliżej.

– Co się stało? – zapytał spokojnie, choć jego oczy zdradzały zaniepokojenie.

Usiadłam ciężko na kanapie, starając się nie rozpłakać. Wszystko we mnie wrzało – złość na Karolinę, bezradność, i to poczucie, że dałam się zmanipulować. Jak mogłam być tak naiwna, wierząc, że Karolina rzeczywiście chce mi pomóc?

– Karolina... ona... – zaczęłam, próbując zapanować nad drżącym głosem. – Odwołała wszystko. Powiedziała, że nie zapłaci za nic. Tydzień przed ślubem! Zostaliśmy z niczym, Pawle!

Paweł patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. Potem usiadł obok i objął mnie ramieniem.

– I dobrze – powiedział w końcu. – Lepiej, że to zrobiła teraz, a nie w dniu ślubu.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę nie widział, w jak dramatycznej sytuacji się znaleźliśmy?

– Dobrze?! Paweł, wszystko jest odwołane! Nie mamy sali, nie mamy cateringu, nie mamy nic! – Głos mi się załamał, a łzy zaczęły napływać do oczu. – Jak mam to zorganizować w tydzień?!

– Spokojnie, Joasiu – odparł łagodnie, głaszcząc mnie po plecach. – Po co nam ta sala i luksusy, skoro nie czujesz się w tym dobrze? To miał być nasz dzień, nie pokaz dla Karoliny.

Narzeczony mnie uspokajał

Spojrzałam na niego, próbując złapać oddech. Jego spokój zaczął powoli na mnie działać. Może rzeczywiście miał rację? Może zamiast rozpaczać nad czymś, czego nigdy nie chciałam, powinnam skupić się na tym, co dla nas naprawdę ważne?

– Zorganizujemy wszystko po swojemu – kontynuował. – Zrobimy to, jak zawsze chcieliśmy. Może nie będzie to pałac, ale... przecież to nie ma znaczenia. Ślub to tylko formalność. Liczy się to, co będzie potem. Nasze życie razem.

Westchnęłam głęboko, czując, jak powoli wraca mi oddech. Paweł zawsze potrafił sprowadzić mnie na ziemię, przypomnieć, co jest naprawdę istotne. Miał rację – po co mi wystawny ślub, skoro nie czułabym się w nim szczęśliwa?

– Masz rację – powiedziałam cicho, choć wciąż czułam w środku gniew. – Zrobimy to po swojemu. Ale najpierw... muszę się z nią skonfrontować. Nie mogę jej na to pozwolić.

Paweł spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, a ja wiedziałam, że jakkolwiek trudna była ta sytuacja, nie byłam w niej sama.

Chciałam to wyjaśnić

Następnego dnia wzięłam głęboki oddech i pojechałam do Karoliny. Paweł oferował, że pojedzie ze mną, ale wiedziałam, że muszę zrobić to sama. Chciałam stanąć z nią twarzą w twarz i zrozumieć, dlaczego zdecydowała się nas wystawić. Dlaczego moja własna siostra, która tak przekonywała mnie, że chce dla mnie dobrze, nagle postanowiła wszystko zrujnować.

Otworzyła drzwi jakby nigdy nic, ubrana w elegancki strój, idealnie uczesana, z uśmiechem na twarzy, jak gdyby to, co zrobiła, było kompletnie nieważne. Gdy tylko ją zobaczyłam, poczułam narastający gniew, ale starałam się zachować spokój.

Joasia, co za niespodzianka – zaczęła, udając serdeczność. – Chciałaś porozmawiać o ślubie?

Weszłam do środka, nie czekając na zaproszenie.

– Tak, Karolino, o ślubie. Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam bez ogródek, starając się utrzymać głos bez drżenia. – Dlaczego zrezygnowałaś tydzień przed ślubem, wiedząc, że zostawisz nas z niczym?

Karolina wzruszyła ramionami, jakby to była jakaś drobnostka, o której nie warto rozmawiać.

– Joanno, przecież mówiłam ci, że to nie miało sensu. Skoro ty i Paweł nie jesteście w stanie sami opłacić takiego ślubu, to może nie powinniście go mieć? Po co się męczyć i udawać, że stać was na coś więcej, niż prostą ceremonię?

– Udawać? – wybuchłam, nie mogąc już dłużej tłumić emocji. – My nigdy niczego nie udawaliśmy! To ty narzuciłaś mi ten cały luksus, którego nigdy nie chciałam! A teraz, nagle, tydzień przed ślubem, robisz to wszystko, żeby mnie upokorzyć? Co ci da takie postępowanie?

Karolina przymrużyła oczy, jakby moje słowa wcale do niej nie docierały.

– Joanno, bądź rozsądna. Jesteś moją młodszą siostrą, chciałam ci tylko pomóc. Ale jeśli sama nie rozumiesz, czego potrzebujesz, to już nie moja sprawa.

Stałam przez chwilę, próbując zrozumieć, co ona właściwie próbuje osiągnąć. Co nią kierowało? Zazdrość? Chęć kontroli? A może po prostu nie mogła znieść, że ktoś może być szczęśliwy, nie mając tyle co ona?

– Wiesz co, Karolino – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy – nie potrzebuję twojej pomocy. Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Zrobimy to po swojemu, a nasz ślub będzie szczery i prawdziwy. Coś, czego ty najwyraźniej nigdy nie zrozumiesz.

Karolina przewróciła oczami, jakby była znudzona całą sytuacją.

– Rób, co chcesz. Tylko nie przychodź do mnie po pomoc, kiedy wszystko ci się posypie.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam, trzaskając drzwiami. Czułam, jakby kamień spadł mi z serca. Może nie miałam teraz luksusowego ślubu, ale miałam coś znacznie cenniejszego – poczucie, że to, co zrobię, będzie moje. Nasze.

Wzięliśmy skromny ślub

Tydzień później, stanęłam obok Pawła przed małym ołtarzem w lokalnym kościele. Nie było sali balowej, nie było drogich dekoracji ani setek gości. Musieliśmy zapłacić część kwoty za odwołanie wszystko, więc wzięliśmy pożyczkę. Było tylko to, czego zawsze pragnęłam – miłość, bliskość i szczerość. Paweł uśmiechał się do mnie tak, jakby nic innego na świecie nie miało znaczenia.

– Gotowa? – szepnął mi do ucha, a ja skinęłam głową z uśmiechem.

Ślub był prosty, dokładnie taki, jakim zawsze chciałam, by był. Bez fałszu, bez pokazów, bez niczyjej aprobaty poza naszą własną. Karolina nie przyszła, ale to już mnie nie bolało. W tamtej chwili zrozumiałam, że nigdy nie potrzebowałam jej uznania ani jej pieniędzy. To, co miałam z Pawłem, było znacznie więcej warte niż jakiekolwiek luksusy.

Reklama

Joanna, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama