Reklama

Kiedyś święta były proste – dom wypełniał zapach pierników, a ja z Kasią podjadałem uszka z barszczu. Ale to dawne czasy. Teraz siostra przejęła rolę świątecznej dyrygentki i zrobiła z Bożego Narodzenia operację logistyczną na skalę wojskową.

Reklama

Święta są moim koszmarem

Wstyd się przyznać, ale ostatnio ledwo wiążę koniec z końcem. Mieszkam w małej kawalerce i pracuję za grosze, a ceny wszystkiego wokół przyprawiają mnie o ból głowy. Ostatnio, robiąc zakupy, złapałem się na liczeniu groszy w portfelu. Nie ukrywam, że Święta pod kontrolą siostry od lat są moim koszmarem. A jeśli znowu zacznie mnie krytykować przy wszystkich? Tylko jej mąż zawsze stara się tonować atmosferę, ale i jemu niewiele się udaje.

Siedziałem w pracy, kiedy telefon zabrzęczał jak alarm przeciwlotniczy. „Kasia” – wyświetliło się na ekranie. Westchnąłem. Nie mogłem nie odebrać.

– Wysyłam ci listę rzeczy, które masz przygotować na święta. Potwierdź, że ją widziałeś – rzuciła z miejsca, jakby rozmawiała z podwładnym, nie bratem.

– Cześć, miło cię usłyszeć – odparłem z ironią.

– Nie ma czasu na pogawędki. Masz zrobić sałatkę jarzynową. Koniecznie ze świeżym groszkiem, a nie z puszki. I sernik na spodzie z domowych herbatników. Wiesz, tak jak zawsze robiła mama.

Przez chwilę milczałem, a w mojej głowie buzowały różne odpowiedzi. W końcu zdobyłem się na cichy bunt.

– Może tym razem przyniosę coś prostszego? Makowiec z cukierni albo pierniki?

– Żartujesz, prawda? – Kasia nie kryła zdegustowania. – To święta, a nie jakieś zwykłe spotkanie. Wszyscy się starają. Ty też możesz.

Miałem ochotę rzucić, że „wszyscy” mają więcej kasy i lepsze warunki, ale tylko wymamrotałem:

– Dobra, zrobię, co mogę.

– Świetnie. A teraz wracam do pracy – zakończyła, jakby to była rozmowa służbowa.

Zamknąłem oczy i poczułem ucisk w klatce piersiowej. Jak ja mam to wszystko ogarnąć?

To będzie klęska

Kiedy nadszedł dzień Wigilii, stałem w przedpokoju, trzymając siatkę z moim świątecznym wkładem – sałatką jarzynową w plastikowym pojemniku i sernikiem. Zrobiłem go z gotowych składników, bo na więcej mnie nie było stać. Czułem, że to będzie klęska.

W kuchni wszystko błyszczało, a potrawy były ustawione jak na wystawie. Siostra przywitała mnie spojrzeniem, które mogło zamrozić ocean.

– To wszystko? – spytała, zerkając na moją siatkę.

– No, tak. Przepraszam, ale miałem mało czasu – próbowałem bronić się cicho.

Przy stole napięcie rosło. Kiedy w końcu zaczęła kolację, Kasia podniosła paterę z moim sernikiem i powiedziała na głos:

– Wszyscy się starali, a niektórzy... No cóż, chyba nie do końca zrozumieli, co znaczy tradycja.

Szwagier próbował ratować sytuację:

– Daj spokój. Smakuje jak sernik, wygląda jak sernik. Wszystko jest w porządku.

Poczułem, jak twarz mi płonie. Próbowałem coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Zebrało mi się na płacz

– Może w końcu przestaniesz krytykować brata? – głos cioci Ireny przeciął ciszę jak brzytwa.

Kasia spojrzała na nią zaskoczona, jakby ktoś ośmielił się zakwestionować jej świąteczny autorytet.

– Ciociu, ja tylko mówię, że... – zaczęła, ale Irena nie dała jej dokończyć.

– Wszyscy to widzą. Masz potrzebę kontrolowania wszystkiego, ale to nie powód, żeby traktować Bartka jak dziecko.

– Ciocia ma rację. Czasem przesadzasz. Zamiast się cieszyć, że Bartek w ogóle coś przyniósł, robisz z tego pokaz – szwagier stanął w mojej obronie.

Kasia otworzyła usta, ale po raz pierwszy wyglądała na zagubioną. Mama próbowała załagodzić sytuację:

– Dzieci, proszę, to święta. Nie ma co się kłócić.

– To nie kłótnia, tylko prawda – wtrąciła ciocia Irena, patrząc na mnie. – Bartek, nie daj sobie wchodzić na głowę. To twoja siostra, a nie generał.

Poczułem, jak zbiera mi się na płacz. Czułem wdzięczność, ale i wstyd.

Szwagier westchnął z ulgą

Kasia wstała gwałtownie od stołu.

– To ja się staram, żeby wszystko było idealnie, a wy mnie oskarżacie? Świetnie! Róbcie, co chcecie! – rzuciła i wyszła do kuchni, trzaskając drzwiami.

Atmosfera przy stole była napięta, ale jednocześnie jakby lżejsza. Ciocia Irena sięgnęła po kompot.

– No, to teraz możemy zacząć normalnie rozmawiać – rzuciła sucho, a szwagier westchnął, poprawił sweter i ruszył za żoną.

Spróbuję z nią pogadać – rzucił cicho, jakby szedł na pole bitwy.

Irena spojrzała na mnie z ukosa.

– Nie pozwól jej więcej tak się traktować. Rodzina to nie firma, a ty nie jesteś jej pracownikiem – mruknęła ciocia.

Mama w końcu przerwała milczenie i stanęła w obronie córki.

– Kasia naprawdę dużo robi, żeby te święta były udane. To jej sposób na okazywanie miłości.

– Miłości? – wtrąciła ciocia, unosząc brwi. – Raczej dominacji.

– Może przestańmy gadać i po prostu zjedzmy. W końcu to Wigilia – odezwał się w końcu tata.

Ale kolacja już była stracona.

Kasia wróciła po chwili z zapuchniętymi oczami i udawanym spokojem. Nie spojrzała ani na mnie, ani na ciocię.

– Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam – powiedziała przez zaciśnięte zęby, po czym usiadła na swoim miejscu i zajęła się krojeniem ryby, jakby chciała ją ukarać za całe zamieszanie.

Patrzyła na mnie z pogardą

Następnego dnia rano miałem nieodparte wrażenie, że wszystko, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru, było snem. Jednak po chwili przypomniałem sobie, jak siostra patrzyła na mnie z pogardą.

Po południu zadzwoniłem do cioci Ireny.

– Co za niespodzianka! – rzuciła z ciepłem w głosie.

– Ciociu, chcę ci podziękować za wczoraj – zacząłem, nie do końca wiedząc, jak to ubrać w słowa. – Gdyby nie ty, pewnie dalej bym milczał.

– Nie masz za co dziękować. Rodzina powinna się wspierać, a nie zjadać nawzajem – odparła. – Kasia nie zmieni się sama. Musisz jej jasno powiedzieć, gdzie są granice.

Ta rozmowa dodała mi odwagi. Po chwili wziąłem telefon i zadzwoniłem do siostry. Odebrała niemal natychmiast.

– Jeśli dzwonisz, żeby mnie oskarżać, to nie mam na to czasu – zaczęła od razu.

– Nie dzwonię, żeby się kłócić. Chcę ci coś wyjaśnić – powiedziałem spokojnie, choć dłonie mi drżały. – Nie jestem twoim pracownikiem. Jestem twoim bratem. Jeśli mamy spędzać święta razem, musisz to uszanować.

– Zawsze wszystko wyolbrzymiasz! – siostra westchnęła teatralnie, ale jej ton złagodniał. – Po prostu chciałam, żeby było idealnie.

– Idealnie dla ciebie, ale nie dla mnie – odparłem. – Jeśli tak ma wyglądać tradycja, to nie chcę brać w tym udziału.

Zapadła cisza. W końcu Kasia powiedziała cicho:

Nie wiem, czy umiem to zmienić, ale… postaram się.

Rozłączyłem się z mieszanymi uczuciami. Może coś zrozumiała, a może nie. Ale pierwszy raz w życiu rozbiłem coś dla siebie.

Reklama

Bartek, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama