„Boże Ciało u teściowej miało być sielanką. Ale truskawkowy tort z bitą śmietaną stał się początkiem rodzinnego dramatu”
„Przy teściowej czuję się jak uczennica na dywaniku. Lucyna ma swoją wizję idealnej żony – obowiązkowej, skromnej z uśmiechem na twarzy. Nie raz dała mi do zrozumienia, że tej wizji nie spełniam”.

- Redakcja
Boże Ciało u teściowej to od lat rodzinny rytuał. Białe sukienki, święcone wianki, figurki procesyjne i stół zastawiony tak, jakby miało przyjść pół parafii. Moja teściowa odgrywa w tym przedstawieniu główną rolę. Reżyseruje każdy szczegół z nabożnym przekonaniem, że tylko ona wie, jak powinno wyglądać prawdziwe, katolickie święto i prawdziwa, porządna rodzina. A ja? Od trzech lat jestem żoną Tomka. Pracuję w marketingu, mam cięty język i własne zdanie, ale przy teściowej czuję się jak uczennica na dywaniku. Lucyna ma swoją wizję idealnej żony – obowiązkowej, skromnej z uśmiechem na twarzy. Nie raz dała mi do zrozumienia, że tej wizji nie spełniam. W tym roku postanowiłam jej coś udowodnić. Upiekłam tort – z truskawkami i bitą śmietaną. Własnoręcznie. Chciałam dobrze. To właśnie ten tort okazał się początkiem rodzinnej katastrofy.
Próbowałam zachować spokój
– No dobrze, czas na deser! – teściowa klasnęła w dłonie i z teatralnym uśmiechem sięgnęła po mój tort. – Truskawkowy, tak? Sama robiłaś, Olu?
– Sama – odpowiedziałam spokojnie.
– O, to zaskoczenie – mruknęła, podnosząc nóż. – Bo ja myślałam, że teraz wszystko z cukierni. No proszę, cuda się zdarzają.
Tomek spojrzał na mnie z napięciem, jakby wyczuwał, że zaraz coś się wydarzy. Teściowa kroiła tort z przesadną dokładnością, jakby miała rozebrać go na części pierwsze. Kiedy wbiła nóż, westchnęła cicho.
– No, widzę, że Ola dziś włożyła fartuszek. Może to dlatego, że Tomek wczoraj był u mnie na obiedzie i wreszcie zjadł coś... normalnego?
Zamarłam. Nóż, którym kroiła ciasto, mógłby spokojnie wylądować w moim sercu. Tomek zapatrzył się w stół. Cisza była gęsta.
– Kiedyś kobieta wiedziała, jak zadbać o męża – dodała teściowa, podając mu pierwszy kawałek. – Teraz? Laptop, kawa na mieście i wszystko „na wynos”.
– Może Tomek chodzi do ciebie, bo potrzebuje trochę matczynej kontroli, której ja mu nie funduję – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
– Widzicie, jaka ona jest – powiedziała teściowa cicho, poprawiając koronkę na bluzce. – Tylko patrzeć, jak się rozwiodą.
Byłam wściekła
Usiadłam na zimnej ławce w ogrodzie. Nie musiałam długo czekać. Tomek pojawił się po chwili, z miną zbitego psa.
– Co to miało być? – zapytał z rezygnacją. – Przecież mogliśmy po prostu zjeść ten tort, bez dramatu.
– Jasne. Jak zwykle: przemilczeć, przełknąć, uśmiechnąć się grzecznie, co nie? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Ona mnie publicznie upokorzyła, a ty... ty patrzyłeś w talerz, jakby cię to nie dotyczyło.
– Przesadzasz. Mama po prostu gada, nie trzeba wszystkiego brać do siebie.
– A ty nie zauważasz, że za każdym razem to „gadanie” wbija mi szpilki? Że od trzech lat regularnie słyszę, jaka to jestem nie taka?
– Wiem, że czasem bywa ostra...
–Nie, ona nie bywa. Ona zawsze jest ostra. Złośliwa. Toksyczna. A ty jej na to pozwalasz. Za każdym razem. Wiesz, co najgorsze? Że zaczęłam się zastanawiać, czy to ona ma rację. Czy faktycznie jestem złą żoną?
Zamilkł. Przeniósł wzrok na trawnik, jakby nagle coś tam go zainteresowało.
– Chciałem, żeby było miło... – wymamrotał.
– A ja chciałam, żebyś wreszcie stanął po mojej stronie.
Obgadywała mnie za plecami
Siedziałam i patrzyłam w dal. I wtedy usłyszałam głos teściowej. Stała na podjeździe, rozmawiając z sąsiadką, panią Krysią.
– Ten tort jest przepyszny. Naprawdę! – rozbrzmiał ciepły głos sąsiadki.
– Hm, no... – teściowa zawahała się, po czym dodała: – Ona się stara, ale to wszystko takie... na pokaz. Wiesz, Ola to taka typowa karierowiczka. Ładna, zgrabna, ale zimna jak lód.
– Ależ Lucynko...
– Tomek schudł, zauważyłaś? Blady, zmęczony. A ona? Wiecznie na jakichś eventach. Taka to bardziej koleżanka do selfie niż żona.
Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Wstałam powoli, podeszłam do nich i stanęłam tuż obok.
– A może Tomek wygląda na zmęczonego, bo od trzech lat nie potrafi odciąć pępowiny?
Teściowa zamarła.
– Masz czelność...?
– Tak – przerwałam jej chłodno. – Po raz pierwszy.
Obróciłam się na pięcie i wróciłam do domu, zostawiając je w ciszy, która – tym razem – należała do mnie.
Musiałam to przemyśleć
Wieczorem siedziałam na łóżku z otwartą walizką. Pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, nie patrząc już na ramkę ze ślubnym zdjęciem, która zawsze stała na komodzie. Kiedy Tomek wszedł do pokoju, przez chwilę tylko stał w progu, jakby nie był pewien, czy to naprawdę się dzieje.
– Co ty robisz? – zapytał, łamiąc ciszę.
– Wyjeżdżam na kilka dni – odpowiedziałam spokojnie, nie odwracając się. – Muszę pomyśleć.
– Nie wygłupiaj się... Przez jedną kłótnię?
Zamknęłam walizkę i spojrzałam mu w oczy.
– Przez trzy lata milczenia. Bo za każdym razem, gdy ona mnie raniła, ty nic nie robiłeś. Jakby to było normalne, że twoja żona jest regularnie poniżana.
– Myślałem, że nie warto robić z tego problemu. Że lepiej przeczekać.
– A ja myślałam, że jesteśmy partnerami. Że kiedy ktoś mnie rani, ty stajesz obok mnie, a nie za jej plecami.
Tomek zrobił krok w moją stronę.
– Kocham cię, Ola.
– A ja chciałam to usłyszeć wcześniej. Nie po tym, jak usłyszałam, że jestem zimna i nie nadaję się na żonę. Chciałam, żebyś raz powiedział: jestem z Olą, bo ją kocham – powtórzyłam, tym razem ciszej.
Wzięłam walizkę i wyszłam, zostawiając go z pytaniem, na które sam musiał sobie odpowiedzieć.
Miałam nadzieję
Zatrzymałam się u Moniki, mojej przyjaciółki ze studiów. Przez pierwsze dwa dni długo spałam, wychodziłam na spacery bez celu, bez telefonu. Cisza była nowa, ale dobra. W końcu mogłam usłyszeć własne myśli. Pisałam do siebie notatki w starym zeszycie: co czuję, czego nie chcę, za czym tęsknię. Po raz pierwszy od dawna nie byłam żoną, synową, pracownicą. Byłam po prostu sobą. Trzeciego dnia, wieczorem, ktoś zapukał. Monika spojrzała przez judasza i mruknęła:
– Twój książę z tortem.
Otworzyłam drzwi. Tomek stał z czerwonymi oczami i… truskawkowym tortem w rękach. Krzywy, lekko przekrzywiony, z nierówno nałożoną śmietaną.
– Sam zrobiłem – powiedział, spuszczając wzrok. – Nie umiem piec, ale próbowałem.
Spojrzałam na niego długo.
– To pierwszy krok. Ale musi być ich więcej.
Kiwał głową, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
– Wiem. Chcę się nauczyć. Być twoim partnerem. Nie tylko synem mojej matki.
Poczułam, jak coś mięknie we mnie. Nie wszystko, ale coś.
– Dobrze, że przyszedłeś. Ale nie wracam dziś. Jeszcze nie.
– Poczekam – powiedział.
I wierzyłam mu. Bo pierwszy raz naprawdę coś zrobił.
Postawiłam się
Po tygodniu wróciłam do mieszkania. Było cicho, inaczej niż zwykle. Tomek siedział w kuchni, nie z telefonem, nie z laptopem – tylko z filiżanką herbaty i pustym talerzykiem, na którym kiedyś stał tort. Teściowa dzwoniła kilka razy, ale nie odebrałam. Nie miałam siły tłumaczyć jej, że nie wszystko da się zagłaskać różą z ogródka albo mszą świętą. Pewnego dnia zostawiłam Tomkowi kartkę, po prostu kilka zdań:
„Albo będziemy budować coś razem, naszą wspólną rzeczywistość, albo ja zbuduję swoją – sama. Już wiem, że potrafię”.
Potem wyszłam na balkon. Było późne popołudnie, niebo miało ten letni, różowy kolor, jakby ktoś zanurzył je w bitej śmietanie. Spojrzałam w niebo i powiedziałam cicho, do siebie:
– Jestem dobrą żoną. Ale nie dla kogoś, kto pozwala, żebym codziennie o tym zapominała.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Wiedziałam już, kim jestem. I że nigdy więcej nie pozwolę teściowej włożyć we mnie noża, nawet jeśli będzie udawała, że tylko kroi tort.
Ola, 34 lata
Czytaj także:
- „Widzieli we mnie szkodnika ogrodowego, bo zakochałam się w ojcu koleżanki. Czułam się z tym źle, bo serce nie wybiera”
- „Teściowie podarowali nam działkę, ale to nie był gest z dobrego serca. Celowo wpakowali nas w to bagno”
- „Mąż odciął mnie od znajomych i zamknął w złotej klatce. Pod osłoną nocy zrobiłam jedną rzecz, która mi pozostała”