Reklama

W naszym domu relacje między członkami rodziny były raczej normalne, nie przesadzaliśmy z bliskością, ale też kłótnie nie były na porządku dziennym. Życie nie rozpieszczało nas za bardzo, zwłaszcza że moja młodsza siostra przyszła na świat z porażeniem mózgowym, co było dla nas wszystkich sporym wyzwaniem.

Reklama

Siostra potrzebowała stałej opieki

Kiedy Aneta była jeszcze dzieckiem, rodzice troszczyli się o nią najlepiej jak potrafili. Niestety, gdy tata odszedł z tego świata, trzeba było pomyśleć o znalezieniu dla niej miejsca, w którym profesjonaliści zapewnią jej odpowiednią opiekę. Zależało nam, żeby ośrodek był niedaleko, bo mama pragnęła odwiedzać córkę tak często, jak to tylko możliwe. Najpierw z domu wyprowadził się mój brat, bo dostał pracę z dala od rodzinnych stron, a potem ja rozpoczęłam studia w innym mieście…

Aneta znalazła się w specjalistycznym ośrodku, do którego usiłowałam zaglądać przynajmniej dwa razy w tygodniu, a niekiedy nawet częściej. Mama odwiedzała ją każdego dnia. Wprowadziła się do niewielkiej kawalerki odziedziczonej po babci, a nasze poprzednie lokum wynajęła, żeby mieć fundusze na opłacenie pobytu Anety. Wszystkie oszczędności, które zostawały jej z emerytury, przeznaczała na dodatkowe sesje rehabilitacyjne dla mojej siostry. Z bratem widywałyśmy się bardzo rzadko. Mieszkał daleko od nas i od czasu do czasu dzwonił, ale generalnie nie był zainteresowany podtrzymywaniem z nami relacji.

Mama nagle zachorowała

Kiedy moja mama usłyszała diagnozę – nowotwór trzustki w tak zaawansowanym stadium, że nie było już szans na wyleczenie, a jedynie można było się przygotować na najgorsze – przeraziła się przede wszystkim tym, że Anecie mogłoby się coś złego przydarzyć.

Zdecydowana większość rodziców albo dziadków jest w stanie umrzeć ze spokojem w sercu, mając świadomość, że ich pociechy jakoś sobie w życiu poradziły, zdobyły edukację, pracę, założyły własne rodziny i mają gdzie mieszkać. Wiedzą, że ich bliscy dadzą radę funkcjonować samodzielnie, kiedy ich zabraknie.

Złożyłam mamie obietnicę, że zadbam o moją siostrę najlepiej. jak będę umiała. Dołożę wszelkich starań, żeby zapewnić jej opiekę na najwyższym poziomie i odwiedzać ją tak często, jak to tylko możliwe.

Testament miał swoje warunki

Mama zostawiła testament, zgodnie z którym przepisała na mnie dwa lokale mieszkalne. Jednak postawiła jeden warunek – gdybym zdecydowała się je sprzedać, pieniądze uzyskane z transakcji musiałabym przeznaczyć na opiekę nad Anetą. Nie miałam oporów, by złożyć taką deklarację. W tamtym czasie mieszkałam już w swoim własnym lokum, choć przez kolejne dwadzieścia jeden lat jego faktycznym właścicielem miał pozostać bank.

Mimo to nie byłam zmuszona rozpaczliwie szukać dachu nad głową i rywalizować o niego z moją niepełnosprawną siostrą. Od dawna zdawałam sobie sprawę, że jej potrzeby są wyjątkowe i znacznie większe niż moje czy Szymka. Ich zaspokojenie musiało być priorytetem, bo w jej przypadku to była kwestia przetrwania.

Brat domagał się spadku

Mój braciszek pojawił się dopiero na ceremonii pogrzebowej. Zupełnie jak gość. Palcem nie kiwnął, by cokolwiek zorganizować czy dorzucić się do wydatków. Nawet kwiatów nie kupił, bo stwierdził, że przecież ja się tym zajmę. Szkoda, że Anetki nie mogło być na pogrzebie, ale przez zapalenie płuc została przykuta do łóżka na długie tygodnie. Sama uroczystość wspominam jak przez mgłę; zupełnie jakby fizycznie tam byłam, ale mentalnie zupełnie gdzie indziej.

Gdy wróciliśmy z cmentarza i zasiedliśmy z bratem przy herbacie w niewielkim mieszkanku naszej mamy, trwając w milczeniu, czułam jakby jej obecność wciąż wypełniała to miejsce. Jej woń nadal unosiła się w powietrzu, szafa pełna była jej garderoby, zupełnie jakby nic się nie zmieniło...

– To jak to rozgraniczymy? – ni stąd, ni zowąd wypalił Szymek.

– O czym ty gadasz? Rozgraniczymy co? – byłam nieobecna myślami, więc nie za bardzo kumałam, o co mu biega.

– No wiesz, fortuna. Jak się nią podzielimy?

Szymek, jaka znowu fortuna…

Z szuflady wyciągnęłam ostatnią wolę mamy i uniosłam się znad krzesła.

– W zasadzie cały majątek mama przekazała na zapewnienie opieki dla Anety. Mieszkanie przy Koralowej jest w wynajmie, a przychody z tego tytułu pokrywają koszty ośrodka. Nawet gdybyśmy zdecydowali się je sprzedać, środki i tak musimy przeznaczyć na potrzeby Anety. Kawalerka też powinna być wynajęta, bo potrzebujemy funduszy na dodatkowe terapie. Ale damy radę, złożyłam mamie obietnicę, że...

Zabrał testament

– Czy mogłabyś zaparzyć mi jeszcze jedną herbatę? – wtrącił mój brat, sięgając po testament mamy, zapisany jej pięknym, starannym charakterem pisma.

– Oczywiście.

Gdy tylko na chwilę poszłam do kuchni, dosłownie na parę minut, mój brat zniknął razem z ostatnią wolą naszej mamy. Natychmiast skontaktowałam się z Szymonem, żądając, by oddał ten papier. On jednak twierdził, że niczego takiego nawet nie widział, a tym bardziej nie zabrał. Krótko po tym dostałam pismo z sądu w sprawie podziału majątku po mamie. Próbowałam dodzwonić się do brata, ale bez skutku – nie odbierał ode mnie. Wysyłałam mu wiadomości, na które nie raczył odpowiedzieć. Byłam w szoku, że jest aż tak wyrachowany.

Próbowałam mu to wyjaśnić jakby miał z pięć lat, że powinniśmy się zająć Anetą, bo ona zawsze będzie miała pod górkę, że nie można jej ot tak porzucić, że mama najbardziej się o to martwiła zanim odeszła. Zapewniałam go, że nie zależy mi na przejęciu części spadku tylko dla własnej korzyści, bo dopóki jestem sprawna i mogę pracować, to sama na siebie zarobię, a Aneta nie da rady… Jednak on pozostawał głuchy na moje argumenty.

Walczył uparcie o kasę

Udowadnianie przed sądem istnienia testamentu mamy było niesamowicie poniżające. Żałowałam jej decyzji o samodzielnym spisaniu dokumentu, by uniknąć kosztów notariusza. Proces ciągnął się w nieskończoność, a ja nieustannie stawiałam się w sądzie, dostarczając wszelkie możliwe informacje. Przedstawiałam faktury za leczenie Anety, poprzednie przelewy od mamy oraz zestawienia przychodów z wynajmu lokali. Byłam zmuszona znosić widok brata siedzącego po drugiej stronie sali, który unikał kontaktu wzrokowego. Najwyraźniej pozostały w nim jeszcze resztki wstydu.

Monotonnym tonem snuł opowieść o tym, jak bardzo niepokoi się o przyszłość najmłodszej siostrzyczki, ale nie można dopuścić do tego, by został z niczym, tylko z powodu choroby jednego z rodzeństwa. Sędzina miała prawo do własnych przemyśleń, jednak wyrok musiał bazować na materiałach dowodowych. A kluczowy dowód przepadł jak kamień w wodę. Moje zeznania w charakterze świadka spisania dokumentu nie były przekonujące. Nie przyszło nam do głowy, by zaangażować kogoś jeszcze, bo nawet nie podejrzewałyśmy, że Szymek odwali taki numer. Testament zaginął – zapewne bezpowrotnie, spalony na popiół albo podarty w strzępy i spuszczony w toalecie, więc majątek po mamie został rozdysponowany na trzy równe części między nasze rodzeństwo.

Brat skomplikował nam życie

Znalazłam się w sytuacji, w której musiałam oddać bratu należne mu pieniądze. Nie chciał słyszeć o wydłużeniu terminu spłaty, który został wyznaczony przez sąd. Dał mi tylko pół roku. Jedyne wyjście jakie miałam, to zaciągnięcie kredytu pod hipotekę jednego z moich mieszkań. Przesłałam Szymonowi kasę, ale zrobiłam to z nieukrywanym obrzydzeniem. Całe szczęście, że musiałam mu oddać tylko jedną trzecią spadku po mamie.

Aby spłacić zadłużenie, zmuszona byłam poszukać dodatkowego zatrudnienia. Zarywałam noce, starając się desperacko utrzymać płynność finansową. Regularne odwiedziny u Anety, które dotychczas odbywały się co drugi dzień, należały już do przeszłości. Aktualnie mogłam pozwolić sobie zaledwie na jedno wolne popołudnie w ciągu tygodnia. Zamiast relaksować się przed telewizorem, spacerować czy po prostu leniuchować, podróżowałam do siostry. Tam spędzałam czas na rozmowach z nią i karmieniu. Troszczyłam się o Anetę najlepiej, jak umiałam. W ten sposób realizowałam przyrzeczenie złożone mamie i samej sobie.

Opiekowałam się siostrą

Pragnęłam, żeby moja siostra wiedziała, że zawsze może na mnie polegać, że nie musi mierzyć się z trudnościami w samotności, że jest ktoś, kto ją bardzo kocha i pragnie dla niej jak najlepiej. Dostrzegałam radość w jej oczach, gdy tylko pojawiałam się w jej pokoju, jak usiłowała sięgać w moim kierunku swoimi dłońmi, jak się do mnie uśmiechała, jak podejmowała próby powiedzenia czegoś, mimo że z jej ust wydobywały się tylko niezrozumiałe dźwięki.

Starałam się jej wyjaśnić, dlaczego mama już do niej nie przychodzi, ale nie mam pewności, ile z tego pojęła. Chyba jednak całkiem sporo, ponieważ przez kolejne tygodnie dało się zauważyć, że jest wyraźnie przybita. Szymon zupełnie się od nas odciął. W sądzie snuł piękne opowieści o tym, jak zamierza opiekować się swoją siostrą, ale jak dotąd ani razu jej nie odwiedził. Ja również nie próbuję nawiązywać z nim kontaktu, chociaż często zastanawiam się, co u niego słychać – czym się zajmuje, jak mu się wiedzie, na co przeznaczył pieniądze, które co miesiąc spłacałam w banku, czy zdarza mu się żałować swojego postępowania.

Mam żal do brata

Przyznaję, że czasami nachodzi mnie nostalgia za moim bratem z dawnych lat, za tym jakim Szymek był kiedyś. Niestety, coś mnie blokuje przed wybraniem jego numeru czy wysłaniem wiadomości, żeby odbudować naszą relację, która dawniej nas łączyła. Ciężko mi go postrzegać jako tego samego brata, z którym wpadaliśmy razem w tarapaty i który służył mi pomocą przy odrabianiu zadań domowych.

Gdzie zniknął dawny Szymon? W jaki sposób stał się taką osobą? Przecież zostaliśmy wychowani przez tych samych rodziców. Powinien być dla nas oparciem, a całkowicie nas odtrącił. Jakim sposobem zdołał przerodzić się w człowieka, który przywłaszczył sobie i zniszczył ostatnią wolę matki wyrażoną w testamencie, zbył jej przedśmiertne życzenia i bez cienia litości odebrał to, co mu się należało od własnych sióstr, z których jedna jest zupełnie bezbronna w starciu z rzeczywistością?

Można by pomyśleć, że jako rodzeństwo byliśmy sobie bliscy. Niby nie stanowiliśmy idealnego materiału na reklamową okładkę kolorowego pisma, ale jednak coś nas łączyło. Trzymaliśmy się siebie nawzajem. Jednak gdy zabrakło rodziców, wszystko diabli wzięli. Cóż, chyba faktycznie w niektórych przypadkach po rodzinie zostają ci jedynie fotografie...

Reklama

Bożena, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama