Reklama

Po śmierci taty częściej bywam w naszym rodzinnym domu na wsi, choć na co dzień mieszkam w Warszawie. Ojciec był dla mnie autorytetem i łączyła nas głęboką więź. Po pogrzebie starszy bart oświadczył, że cały majątek – w tym działka z domem – należy wyłącznie do niego. Twierdził, że to darowizna. Brzmiało to podejrzanie.

Reklama

Spojrzałam Markowi w oczy

– To jest oryginał – oznajmił Marek, kładąc na stole kilka pożółkłych kartek.

Zanim zdążyłam sięgnąć po dokument, zasłonił go dłonią.

Nie rozumiem, dlaczego musisz to oglądać. Ojciec mi ufał. Chciał, żeby dom został w rękach kogoś odpowiedzialnego. Ty i Anka macie gdzie mieszkać, a ja zostałem z nim do końca.

– To nie jest kwestia zaufania – odpowiedziałam ostro. – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego pierwszy raz słyszę o tej darowiźnie. I dlaczego ojciec nie wspomniał o niej ani słowem?

– Bo nie musiał! – Marek zmarszczył brwi. – To była jego decyzja. I twoje pytania niczego już nie zmienią.

Spojrzałam mu w oczy. Nigdy nie byliśmy blisko, ale teraz widziałam w nim coś jeszcze – chłód, pewność siebie, której nie znałam. Wzięłam dokument i zaczęłam czytać. Niby wszystko wyglądało poprawnie. Tylko data… jakoś nie pasowała.

Przecież on wtedy nie był w stanie sam się podpisać – wyszeptałam.

– Sugerujesz, że coś sfałszowałem?! – Marek wstał gwałtownie. – Ojciec chciał, żebym dostał dom. Miał dość waszych narzekań, że „za daleko”, „za nudno”. Przynajmniej ja z nim byłem.

W nocy nie mogłam spać. Siedziałam w kuchni, trzymając w dłoni kubek zimnej herbaty. Przypominałam sobie rozmowy z ojcem. Nigdy nie mówił o przekazaniu działki. Zawsze podkreślał, że wszystko będzie po równo.

Byłam zdenerwowana

Siostra siedziała w milczeniu, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu. Obie byłyśmy w kancelarii, gdzie znajomy prawnik miał spojrzeć na dokumenty. Byłam zdenerwowana, ale czułam też ulgę, że w końcu ktoś z zewnątrz to oceni.

– Czy to są wszystkie dokumenty? – zapytał mecenas spokojnym tonem. – Musimy zebrać, jak najwięcej informacji, by dobrze ocenić sytuację.

– Brat powiedział, że jest jeszcze jakiś, ale schował go gdzieś, żeby „nikt go nie zniszczył” – wtrąciła cicho Anka.

– Schował? Gdzie? – zirytowałam się. – To przecież to może być kluczowy dokument!

Kilka godzin później byłyśmy u Marka. Siedział w salonie, jakby nic się nie stało.

– Potrzebujemy oryginału aktu – powiedziałam stanowczo.

– Gdzieś go mam. Ale nie mam obowiązku wam go dawać – odburknął.

– Przecież to dla dobra nas wszystkich – siostra próbowała przekonać brata. – Chcemy tylko wyjaśnić całą sytuację.

– Ty też? – Marek spojrzał na nią z niesmakiem. – Nagle jesteście sojuszniczkami? A może to Justynka nagadała ci bzdur?

– Chcę tylko prawdy – wyszeptała Anka, spuszczając wzrok.

Gdy wyszłyśmy, siostra zatrzymała się na podjeździe i spojrzała na mnie z płaczem w oczach.

– Przepraszam. Nie powinnam była cię uciszać na początku. Już sama nie wiem, kim jest nasz brat.

Przestałam widzieć w nim brata

Mecenas zadzwonił do mnie w środę rano. Głos miał spokojny, ale w jego słowach było coś, co od razu mnie zelektryzowało.

– Sprawdziłem dokumenty u notariusza. Na ich podstawie nie można za wiele powiedzieć w tej sprawie.

Serce mi przyspieszyło. Przez chwilę milczałam, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Jest pan pewny? – wydusiłam.

– Tak. W tej sytuacji niewiele można zrobić.

Spotkaliśmy się u Anki. Siostra, z trudem powstrzymując łzy, tylko kiwnęła głową, słysząc, co powiedział prawnik.

– Musimy mu to powiedzieć. Wprost. Bez ogródek – powiedziałam. – Nie możemy tego zostawić.

Gdy przyjechałyśmy do Marka, był w ogrodzie. Kiedy nas zobaczył, zmarszczył brwi.

– Co to za narada rodzinna?

Ten dom nie jest tylko twój – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

– Gadacie głupoty – wycedził. – Nie macie pojęcia, przez co przeszedłem. Ojciec mnie traktował jak śmiecia. Nigdy nie był dumny. Ten dom mi się należy.

– To nie jest wyjaśnienie – Anna drżała, próbując ukryć łzy. – Chciałeś nas okraść ze spadku.

– Nie miałem wyboru – wyszeptał Marek, osuwając się na ławkę. – Nie miałem już nic. Chciałem tylko poczuć, że też coś znaczę.

Stałam w milczeniu. W tej jednej chwili przestałam widzieć w nim brata.

Powiedziałam prawdę

Mama siedziała przy stole, bez ruchu. Miała ręce złożone na kolanach, twarz bladą, a spojrzenie wbite gdzieś w okno. Powiedziałyśmy jej wszystko. O fałszywym dokumencie. O tym, że próbował zagarnąć cały majątek.

– To niemożliwe… – wyszeptała. – Marek? Mój Marek?

– Wiem, że to trudne – powiedziałam delikatnie. – Ale nie możemy tego przemilczeć.

– Przecież był zawsze taki odpowiedzialny… Pomagał ojcu, dbał o wszystko. Jak mógł?

– Mamo, on to zrobił świadomie. Z premedytacją – Anna powiedziała ciszej, ale twardo. – Próbował nas oszukać.

Mama otarła oczy, jakby dopiero teraz zaczęła rozumieć.

– A ja zawsze wierzyłam, że jakoś się wszystko ułoży… Że rodzina jest najważniejsza. A tu… takie rzeczy – złapała się za serce.

Wieczorem przeglądałam stare albumy. Tata stał uśmiechnięty z naręczem drewna. Marek gdzieś w tle, przycięty w połowie kadru. Zawsze gdzieś z boku. Może to go bolało. Może latami nosił w sobie żal. Ale czy to naprawdę tłumaczyło, co zrobił?

– Myślisz, że on żałuje? – zapytała mnie Anka, gdy siedziałyśmy razem na tarasie.

– Nie wiem, ale już nie umiem mu zaufać. A ty?

– Ja… już nie mam siły się starać – odpowiedziała i otarła łzę.

Wiedziałam, że nasza rodzina właśnie się rozpadła.

Musiałam być stanowcza

Znów siedzieliśmy razem w kancelarii – ja, Anka, Marek. Atmosfera była duszna, przesiąknięta napięciem. Brat wyglądał jak cień samego siebie. Już nie trzymał głowy wysoko, nie mówił pewnym tonem. Jednak skruchy w nim wciąż nie widziałam.

Zgodnie z prawem majątek zostanie podzielony po równo – powiedział prawnik.

– To nie sprawiedliwe! – wybuchnął Marek. – Teraz zostanę z niczym. Gdzie mam mieszkać?

– To już nie jest mój problem – powiedział Rutkowski chłodno.

Marek wstał i spojrzał na mnie.

– Naprawdę to zrobisz? Naprawdę podasz mnie do sądu?

– Nie wiem, ale nie mogę udawać, że nic się nie stało – odpowiedziałam, a w gardle miałam wielką gulę. – Rodzina nie daje immunitetu.

– Proszę... Może się zagalopowałem. To był moment słabości. Życie mnie przycisnęło, długi, samotność... Chciałem coś mieć swojego.

– Nie o to chodzi, co chciałeś. Chodzi o to, co zrobiłeś – powiedziałam. – Zdradziłeś nas.

Anka nie powiedziała ani słowa. Patrzyła w ziemię, jakby nie miała już siły, by spojrzeć bratu w oczy. Gdy wychodziliśmy z kancelarii, Marek próbował mnie zatrzymać.

– Przecież jesteśmy rodziną.

Spojrzałam na niego chłodno.

– Byliśmy.

Straciłam brata

Formalności dotyczące podziału majątku trwały miesiącami. Dzięki mojej czujności cały majątek po ojcu – w tym działka z domem – został podzielony zgodnie z prawem. Każde z nas dostało swoją część. Nie rozmawiamy już z Markiem. Przysyła czasem SMS-y. Pisze, że „nie chciał źle”. Wiem jednak, że to nieprawda. Chciał zgarnąć wszystko dla siebie, za wszelką cenę. Nawet jeśli oznaczało to zdradę.

Anka częściej bywa u mamy. Ja również. Czasem siedzimy we trzy przy stole, rozmawiamy o drobiazgach, udajemy, że wszystko jakoś się ułożyło. Miejsce brata pozostało puste. I raczej takie już zostanie. Czasem wracam do tamtego wieczoru, kiedy Marek chciał nam odebrać to, co nam się należało. Pamiętam swoje uczucia: najpierw niedowierzanie, potem lęk, a na końcu gniew. To był moment, w którym straciłam brata. Coś wtedy we mnie pękło i nie da się tego już posklejać. Zrozumiałam też coś jeszcze. Że chciwość jest jak rdza – powoli, bezszelestnie rozkłada to, co kiedyś było silne. Rodzinne więzi, zaufanie, wspomnienia. Nie wszystko da się naprawić. Są pęknięcia, które zostają na zawsze. Mimo wszystko wierzę, że to, co z siostrą i mamą zbudujemy na nowo, będzie prawdziwe. Skromne, oparte na szczerości. Może nawet lepsze niż to, co rozpadło się przez jedno kłamstwo.

Justyna, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama