Reklama

Rok temu wziąłem ślub z Martą. Poznałem zupełnym przypadkiem i od pierwszego dnia wiedziałem, że to ta jedyna. Nasz ślub był piękny. Tak, mówię to z pełnym przekonaniem. To był jeden z tych dni, który człowiek chciałby powtarzać co tydzień. Biały namiot rozstawiony w ogrodzie pod Warszawą, Marta w sukni jak z filmu, śmiech gości, łzy mojej mamy, gdy tańczyliśmy pierwszy taniec. Wszystko było dokładnie tak, jak miało być. Prawie wszystko. Brakowało tylko jednej osoby. Nieobecność Adama zżerała mnie od środka przez całą ceremonię i wesele.

Reklama

Brat był dla mnie kimś więcej. On był moim wzorem, bohaterem z dzieciństwa. To on uczył mnie jeździć na rowerze, on pomógł mi zbudować pierwsze drewniane łóżko w akademiku. On zawsze wiedział, kiedy jestem na dnie i jak wyciągnąć mnie na powierzchnię. A potem... zniknął. Tuż przed ślubem – dosłownie tydzień wcześniej – zadzwonił i powiedział, że wyjeżdża. Do Holandii. Dla pracy. I tyle. Żadnych szczegółów. Rodzice byli w szoku. Mówili, że może się wypalił, że potrzebował przestrzeni. Ja jednak nie kupiłem tej bajki. Nie wtedy, nie dziś. Minął rok, a ja nadal tego nie rozumiałem. Aż do momentu, kiedy Adam w końcu zdecydował się zadzwonić. I powiedzieć mi prawdę.

Zacisnąłem pięści z wściekłości

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – wrzasnąłem do telefonu, aż Marta spojrzała w moją stronę.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie mogłem. Po prostu nie mogłem tam być – powiedział w końcu. Głos mu się załamał.

– Nie mogłeś?! – zadrwiłem. – Dwa lata wcześniej byłeś świadkiem na ślubie Krzyśka, kuzyna, którego ledwo znasz! A na moim nie mogłeś być?

– To nie to samo...

– To dokładnie to samo! Nie, wiesz co – to coś znacznie ważniejszego! Bo to mój ślub. Czekałem na ciebie. Miałeś siedzieć w pierwszym rzędzie! A ty co? Wyjechałeś!

Znowu cisza. Zacisnąłem pięści. Oddychałem szybko. Marta podeszła do mnie powoli, położyła dłoń na moim ramieniu, ale ja ją odsunąłem.

– Paweł... – zaczął znowu Adam, cicho. – Ty tego nie zrozumiesz. To nie było przeciwko tobie.

– A przeciwko komu, co?! Bo ja tu naprawdę się gubię!

I wtedy on powiedział to jedno zdanie, które mnie zatrzymało.

Nie mogłem patrzeć, jak bierzesz z nią ślub.

Zamarłem. Moje serce uderzyło mocniej. Spojrzałem na Martę.

– Co ty powiedziałeś?

– Nie mogłem patrzeć, jak zostaje twoją żoną – powtórzył Adam, tym razem ciszej. – I to wszystko, co teraz mogę powiedzieć.

Rozłączył się.

Żona mnie oszukała

– Powiedz mi prawdę – powiedziałem, stając w drzwiach sypialni.

Marta leżała na łóżku z książką.

Prawdę o czym? – zapytała cicho, jakby już znała odpowiedź.

– O Adamie. O tobie i Adamie.

Milczała. Przez chwilę myślałem, że udaje zaskoczoną. Patrzyła gdzieś ponad moim ramieniem, jakby nie mogła się zmusić, by spojrzeć mi w oczy.

Nigdy nie byliśmy razem – powiedziała w końcu.

Poczułem, jak coś ściska mi żołądek.

– Nie. Przysięgam. Nigdy mnie nie dotknął – powiedziała żona. – Wiedziałam, że coś do mnie czuje. Myślałam, że mu przejdzie. Że się wyciszy, jak zobaczy, że jestem szczęśliwa z tobą.

– I nic mi nie powiedziałaś?!

– Bo co miałam powiedzieć? „Adam chyba się we mnie podkochuje”? Myślisz, że to by coś zmieniło? Przecież sam byś mi nie uwierzył...

Usiadłem ciężko na fotelu, patrząc w przestrzeń. Marta miała rację. Pewnie bym nie uwierzył.

– I co teraz? – spytała Marta. Jej głos drżał.

Nie odpowiedziałem. Wyszedłem. Potrzebowałem ciszy.

W głowie miałem chaos

Zobaczyłem powiadomienie o wiadomości głosowej tuż po przebudzeniu. To był Adam. Dłoń zadrżała mi lekko, zanim kliknąłem „odtwórz”.

„Paweł... – głos był cichy, zmęczony, jakby Adam mówił zza jakiejś grubej ściany. – Nie wiem, czy mam prawo ci to mówić. Może nie powinienem, ale... Nie mogę już tego dusić. Musisz wiedzieć. Kochałem Martę. Kochałem ją, zanim ty ją poznałeś”.

Zamarłem. Siedziałem na brzegu łóżka jak sparaliżowany, wciąż ściskając telefon.

„Poznałem ją na konferencji. Mówiła coś o projektach. Nie flirtowaliśmy. Po prostu... rozmawialiśmy. Już wtedy czułem, że coś się we mnie zmienia. I kiedy dowiedziałem się, że wy się spotykacie... Próbowałem to sobie wybić z głowy. Naprawdę próbowałem. A potem jej się oświadczyłeś. I zrozumiałem, że nie dam rady być tam, na twoim ślubie. Że pęknę. Że spojrzę jej w oczy i wszystko się wyda”.

Głos mu zadrżał.

„Przepraszam. Nie chciałem cię zdradzić. Nie chciałem się zakochać w twojej żonie. Ale... zakochałem się. I uciekłem, bo to była jedyna rzecz, jaką mogłem zrobić, żeby nie zniszczyć wam życia”.

Koniec wiadomości. Siedziałem bez ruchu. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Nagle wszystko nabrało sensu. Jego milczenie. Jego wyjazd. Ta rozmowa przez telefon... Tylko co teraz miałem z tym zrobić?

Współczułem bratu

Amsterdam przywitał mnie chłodnym powietrzem i szarością. Wiedziałem, że Adam tu pracuje – wysłał mi adres tydzień po tamtej wiadomości głosowej. Napisał tylko:

„Jeśli będziesz chciał porozmawiać, znajdziesz mnie tutaj”.

Znalazłem bar, w którym miał pracować. Mały, ciemny lokal na rogu, pełen ekspatów i ciepłego światła. Wszedłem bez słowa. Stał za barem, z ręcznikiem przerzuconym przez ramię. Gdy mnie zobaczył, zamarł na sekundę, jakby nie wierzył, że naprawdę przyszedłem.

– Hej – powiedział tylko.

Usiadłem przy blacie.

– Masz chwilę?

Skinął głową. Przyszedł do mnie po minucie, z dwiema szklankami lemoniady.

Dzięki, że przyszedłeś – powiedział, zanim zdążyłem otworzyć usta.

– Nie wiem, po co przyszedłem – przyznałem. – Może po coś więcej niż tylko „przepraszam”.

Wziął łyk.

Mam żal, że to się tak wszystko potoczyło.

– Kochałeś ją. Wiem – powiedziałem. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

Spojrzał mi w oczy.

– Bo nie chciałem, żebyś widział we mnie wroga. A potem... potem już było za późno.

Siedzieliśmy długo, rozmawiając. O dzieciństwie. O Marcie. O tym, jak zniknął. Adam mówił, że naprawdę próbował się od niej uwolnić.

To nie jej wina – powiedział. – I nie twoja. To wszystko we mnie się popsuło.

Wróciłem do domu z poczuciem, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.

Schowałem twarz w dłoniach

Wróciłem w środku nocy. Marta jeszcze nie spała – siedziała przy kuchennym stole z kubkiem herbaty. Czekała.

– I co? – zapytała tylko.

Usiadłem naprzeciwko niej. Byłem zmęczony. Przez chwilę chciałem się w nią wtulić. Lecz między nami wisiało coś ciężkiego.

Powiedział mi, że cię kochał – zacząłem. – Że próbował to sobie wybić z głowy, ale nie potrafił. Dlatego wyjechał.

Marta spuściła wzrok.

Wiedziałaś?

– Domyślałam się. Czasami... kiedy rozmawialiśmy, czułam się, jakby patrzył na mnie inaczej.

Patrzyłem na nią długo.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytałem.

– Bo bałam się, że cię stracę. Że zaczniesz mnie podejrzewać. Że przestaniesz mi ufać. A ja... ja cię naprawdę kocham.

Westchnąłem, chowając twarz w dłoniach.

– A wiesz, co jest najgorsze? Wierzę ci, ale mimo to... nie potrafię ci teraz patrzeć w oczy bez myśli, że może coś przede mną ukryłaś.

Wstałem. Marta mnie nie zatrzymała. Jej oczy zaszkliły się łzami, ale nic nie powiedziała. Nie obiecywała, że będzie dobrze. Może wiedziała, że nie będzie.

Straciłem brata

Minął miesiąc. Adam znów milczy. Marta... też. Mieszkamy razem, ale coś między nami pękło. Nie krzyczymy, nie kłócimy się. Żyjemy jak para aktorów, odgrywając codzienne rytuały – kawa rano, wymiana kilku zdań o pracy, kolacja w milczeniu. Czasem łapię się na tym, że patrzę na nią i próbuję zobaczyć, co widział w niej Adam. I czy to samo widzę ja. A potem czuję wstyd, że porównuję, że analizuję, że w moim własnym małżeństwie szukam cieni kogoś innego.

Zerwałem kontakt z Adamem. Nie wiem, czy wróci. Nie wiem, czy jeszcze chce być częścią mojego życia. Bo jak zaufać komuś, kto przez lata ukrywał coś takiego? I jak zaufać samemu sobie, skoro tego nie widziałem? Marta mówi, że mnie kocha. Wierzę jej. Tylko to już nie wystarczało. Bo miłość bez zaufania to jak dom bez fundamentów – może ładnie wygląda, ale sypie się przy pierwszym wstrząsie. I właśnie taki wstrząs przeszliśmy. Nie wiem, czy ten dom się jeszcze da odbudować. Czasem myślę, że może kiedyś wrócimy do siebie naprawdę. Że czas zasypie tę przepaść między nami. Na razie żyjemy osobno, pod jednym dachem. A Adam? Może wciąż ją kocha. Może już nie. Jedno wiem na pewno – tej historii nie da się cofnąć. I już zawsze będzie częścią nas.

Paweł, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama