Reklama

Nie wiem, kiedy to wszystko tak się popsuło. Nasza rodzina nigdy nie była idealna. Byliśmy razem, nawet jeśli często kłóciliśmy się o bzdury. Mama – Monika – wiecznie narzekała na brak pieniędzy, dziadek Stefan marudził, że młodzi to teraz tylko by wydawali i wydawali. A ciotka Danuta... no, ona zawsze wiedziała lepiej. Miała opinię tej „sprytnej”, co to potrafi coś wywalczyć, coś załatwić, a jak było trzeba, to i kogoś opieprzyć.

Reklama

A mój brat, Kamil był cichy. Zawsze siedział gdzieś z boku, jakby nie chciał nikomu przeszkadzać. Nawet na rodzinnych imprezach. Kiedyś myślałem, że może jest po prostu zamknięty w sobie. Teraz… teraz nie wiem już, co o nim myśleć.

Oglądałem wtedy losowanie totolotka z Kamilem. On trzymał w ręce kupon, który kupił od niechcenia, bo zawsze mówił, że to „głupota” i „strata pieniędzy”. A potem nagle – bum. Główna wygrana. Pięć milionów złotych.

Kiedy Kamil to zobaczył, zbladł. Wyszedł z pokoju i nie odezwał się przez resztę wieczoru. A potem... potem zaczął się koszmar. Bo Kamil nie chciał się dzielić.

To moje pieniądze. Ja je wygrałem – mówił.

Mama zaczęła mu tłumaczyć, że „przecież zawsze go wspierała, że zasłużyła chociaż na trochę”. Ciotka Danusia się włączyła: „Rodzina to rodzina. Kamil, nie wygłupiaj się. Każdy by coś dał”.

Ale Kamil… on tylko patrzył na nie zimnym wzrokiem, bez cienia emocji. I wtedy pierwszy raz poczułem, że chyba nigdy go tak naprawdę nie znałem.

Ja? Ja stałem z boku. Patrzyłem na to wszystko i nie wiedziałem, co robić. Z jednej strony – Kamil miał prawo, jego wygrana. Z drugiej – patrzyłem na mamę, na jej spracowane dłonie, na ciotkę, która nawet jeśli była wkurzająca, to jednak… rodzina. A dziadek? Ten stary, zrzędliwy dziadek, który zawsze mówił, że pieniądze tylko ludzi dzielą. Patrzyłem na to wszystko i czułem, jak między nami

Kłóciliśmy się o to samo

– Kamil, naprawdę nie zamierzasz się podzielić? – zaczęła mama, głosem pełnym wyrzutu. Siedzieliśmy przy stole w ciasnej kuchni. Parujący bigos stał na środku, ale nikt nie miał apetytu.

– Mamo, przestań – Kamil odsunął talerz i spojrzał na nią z chłodnym spokojem. – To są moje pieniądze. Moje.

– Twoje? – syknęła ciotka Danuta, zaciskając usta. – A kto cię karmił, kiedy byłeś dzieciakiem? Kto ci pomagał, jak byłeś bez pracy? Rodzina to rodzina, Kamil! Nie możesz tak po prostu odwrócić się plecami!

– Właśnie – mama uderzyła ręką w stół. – To dzięki mnie jesteś! Mógłbyś chociaż odwdzięczyć się teraz, jak masz za co!

Nie muszę się wam tłumaczyć – powiedział Kamil spokojnie, z tym swoim chłodnym tonem, który sprawiał, że krew mnie zalewała.

– Nie wierzę... – westchnęła mama, a jej głos zadrżał. – Ty naprawdę nie masz w sobie ani krzty wdzięczności?

Adam, powiedz coś! – mama spojrzała na mnie błagalnie.

– Może... – zacząłem niepewnie, ale Kamil od razu się odwrócił.

Nie wtrącaj się, Adam. To nie twoja sprawa – uciął ostro.

Zrobiło się cicho. Bigos parował, a my patrzyliśmy na siebie z mieszaniną złości i żalu. Kamil wyglądał, jakby chciał wstać i wyjść, a mama miała w oczach łzy. Patrzyłem na nich i miałem wrażenie, że ta rozmowa to dopiero początek czegoś znacznie gorszego. Czułem, że Kamil naprawdę nie zamierza się podzielić, a my... my zaczniemy się po prostu nienawidzić.

Próbowałem mu coś przegadać

– Kamil, serio? Nie możesz dać mamie chociaż części tej kasy? – zapytałem, patrząc na niego.

Siedział przy stole, przewracał coś w rękach, chyba papiery z banku.

– Adam, to nie twoje zmartwienie – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.

– A co, nie obchodzi cię, że mama ledwo wiąże koniec z końcem? Że ona się naprawdę zamartwia? – powiedziałem ostrzej, czując, jak narasta we mnie złość.

Kamil westchnął, jakby go to męczyło.

– Mama zawsze coś chciała. A ja? Kto się mną przejmował? Jak nie miałem na czynsz, to tylko ty mi pożyczyłeś. Teraz, jak mam, to wszyscy nagle mnie kochają.

– Nie chodzi o pieniądze, chodzi o to, żeby być człowiekiem! – podniosłem głos.

Brat zmrużył oczy.

– Człowiekiem? Nie wiedziałem, że mam być bankomatem dla rodziny.

Stałem jak wryty. Nie poznawałem go. Przed oczami stanęły mi lata, kiedy wspólnie z mamą składaliśmy się na jego studia, na jego pierwsze wynajęte mieszkanie. Jak wtedy mówił „Dzięki, bracie, jesteś najlepszy”. Teraz patrzył na mnie, jakbym był intruzem.

– Kamil, ty naprawdę... – zacząłem, ale on tylko machnął ręką i odwrócił się do okna.

Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Czułem, jak coś się we mnie łamie.

Nie wierzyłem w słowa ciotki

Stałem w korytarzu, niby szukając kurtki, ale coś mnie zatrzymało, gdy usłyszałem cichy szept za drzwiami kuchni.

On zawsze był inny – mówiła mama cicho. Jej głos drżał, jakby coś w niej pękało. – Może to moja wina, może go źle wychowałam. Nie nauczyłam go, jak się dzielić …

– Nie obwiniaj się, Monika – ciotka Danuta weszła jej w słowo. Jej ton był ostry, jakby gotowała się do walki. – On się po prostu zrobił bezczelny. Jak tylko dorwał się do kasy, zapomniał, skąd jest.

– Ale to boli – szepnęła mama, a w jej głosie usłyszałem coś złamanego. – Boli, że tak nas traktuje.

Nie pozwól mu się tak traktować! – Danuta uderzyła dłonią w stół. – On ma obowiązek się dzielić! Dostał te pieniądze od losu, a los czasem trzeba mu przypomnieć, jak wygląda sprawiedliwość.

– Ale co my możemy… – zawahała się mama.

Musimy coś zrobić. Zmusimy go, żeby zrozumiał, że nie jest sam na tym świecie. Może… może jakieś pismo do sądu, może go postraszymy, że się nie wywinie.

Zamarłem. Czułem, jak krew mi pulsuje w skroniach. Mama? Moja mama? Planować coś takiego? Czułem, jak serce zaczyna mi walić.

– Nie wiem, Danusiu… – szepnęła mama, a jej głos brzmiał teraz bardziej niepewnie.

– Musimy, Monika. Inaczej stracisz wszystko. I siebie, i swoją rodzinę.

Stojąc tam, w dusznym korytarzu, wiedziałem, że coś się właśnie złamało. Coś, czego już się nie da poskładać.

Wszystko się posypało

– Słyszałem wszystko – powiedziałem, wchodząc do kuchni. Głos mi drżał, ale starałem się trzymać nerwy na wodzy. Mama i ciotka Danuta spojrzały na mnie jak na ducha.

– Adam… – zaczęła mama, ale głos jej się załamał.

Co wy planujecie? Pismo do sądu? – rzuciłem ostro, patrząc na nie. – Mamo, co ty planujesz?! Jak możesz?

Mama spuściła głowę, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach.

Ja… ja tylko chcę sprawiedliwości… – wyszeptała.

– Sprawiedliwości?! – Kamil nagle wszedł do kuchni, a jego twarz była czerwona ze złości. – Sprawiedliwości?! To jest mój los, moje życie! Nie będę za was wszystkich płacił!

Nie mów tak do matki! – ciotka Danuta zerwała się z krzesła, gotowa do ataku.

– Danuta, przestań! – krzyknąłem, czując, że atmosfera gęstnieje.

Kamil patrzył na wszystkich z wyraźną pogardą.

– Zawsze to samo. Wszyscy coś ode mnie chcą. Zawsze czegoś ode mnie chcecie! Może to wasza kolej, żeby zacząć coś robić, a nie tylko siedzieć i narzekać!

Mama szlochała, ciotka wpatrywała się w Kamila, jakby chciała go zabić wzrokiem. A ja stałem i czułem się, jakbym tonął w bagnie tej rozmowy.

Patrzyłem na nich wszystkich – mamę, która zawsze nas kochała, choć nie zawsze umiała to pokazać. Ciotkę, wiecznie zrzędzącą, ale z sercem na dłoni. I Kamila – który kiedyś był cichy, nieśmiały, a teraz patrzył na nas jak na obcych ludzi. Czy to jeszcze była rodzina?

Szukałem wyjścia z tego impasu

Siedzieliśmy na starych, skrzypiących krzesłach w ogrodzie. Pachniały lilaki, ale powietrze było ciężkie, jakby niosło coś złego. Dziadek popijał herbatę z brązowego kubka, patrząc przed siebie, jakby widział coś, czego ja nie dostrzegałem.

Dziadku, co mam robić? – wyrzuciłem z siebie nagle. – Ta cała sytuacja... Rozdziera mnie od środka.

Dziadek spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi, zmrużył oczy i westchnął głęboko.

Pieniądze, Adaś, zawsze były przekleństwem. Kiedyś ludzie mieli mniej, ale byli razem. Teraz każdy za pieniądzem lata jak pies za kością. Nie ma już tej wspólnoty, tego… ducha rodziny.

– Ale przecież to… to jest nasza rodzina. Mama, ciotka, Kamil... – głos mi się łamał. – Nie mogę patrzeć, jak się rozpadamy.

Dziadek odchylił głowę i spojrzał na mnie z takim smutkiem, że aż ścisnęło mnie w gardle.

Może to już nie jest rodzina. Może to już tylko ludzie, których coś kiedyś łączyło. A teraz? Teraz to każdy chce swojego kawałka tortu.

Patrzyłem na jego pomarszczone dłonie, na plamy wątrobowe, na paznokcie zniszczone od lat pracy.

– Myślisz, że to wszystko przepadnie? Że już nie da się tego poskładać? – zapytałem cicho.

Dziadek wzruszył ramionami.

– Nie wiem, Adam. Ale jedno wiem – nie kupisz miłości za pieniądze. Ani rodziny. Ani czasu.

Wyszedłem z ogrodu, czując ciężar w sercu. Spojrzałem na stary dom i poczułem, jak bardzo wszystko się zmieniło. Jak bardzo nic już nie będzie tak jak dawniej. Chociaż może jest jeszcze dla nas nadzieja? Może jednak Kamil zrozumie, że pieniądze w samotności nie dają szczęścia?

Adam, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama