„Brat zmanipulował mamę, a ona zrobiła coś okropnego. Opiekowałem się nią latami, a na koniec zostałem z niczym”
„Wyszedłem przed kancelarię, wciągnąłem głęboko powietrze. Czułem się, jakbym dostał w twarz. Cały majątek mamy trafił do mojego brata, który przez większość czasu miał nas gdzieś”.

- Redakcja
Gdy wracałem z pracy do mieszkania, w którym ostatnie lata dzieliłem z mamą, czułem tylko pustkę. Mieszkanie było ciche, chłodne, a bez jej obecności wyglądało jak hotelowy pokój – sterylny, obcy. Położyłem torbę w przedpokoju, spojrzałem na stary fotel i aż mnie ścisnęło w gardle. Ostatnie dwa lata to ja ją kąpałem, gotowałem dla niej zupy, podawałem tabletki i znosiłem jej humory, kiedy miała gorszy dzień. Zdarzało się, że płakała wieczorami, nie wiedząc, gdzie jest. Trzymałem ją wtedy za rękę, mówiłem, że wszystko jest dobrze.
Mój brat Paweł... przez pięć lat nie widziałem go nawet na Wigilii. Po kłótni z mamą zniknął. Poszło o pieniądze. Aż któregoś dnia – znikąd – pojawił się z bukietem kwiatów. Zdziwiłem się. Za to mama się ucieszyła. Uśmiechała się, jakby wrócił z wojny. Z początku przychodził raz w tygodniu. Potem coraz częściej. Zamykał się z nią w pokoju i długo rozmawiali. Mówił, że chce odbudować relację. Patrzyłem na to z dystansem. Po tylu latach? Ale jeśli mama się cieszyła... nie miałem serca jej tego odbierać. A potem zmarła. Nagle. W nocy. Zasłabła, zadzwoniłem po karetkę, ale nie zdążyli. Do dziś mam w uszach dźwięk monitora EKG.
Po pogrzebie, który zorganizowałem niemal sam, bo Paweł „nie mógł się skupić”, przyszło wezwanie od notariusza. Testament. Siedzieliśmy w dusznym biurze.
– Spadkodawczyni oświadcza, że cały swój majątek: mieszkanie przy ul. Prusa 17/8, działkę rekreacyjną w Grudziądzu oraz oszczędności w kwocie 74 tysięcy złotych, przekazuje swemu synowi Pawłowi...
Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Spojrzałem na brata. Uśmiechnął się tylko. Patrzyłem na niego w milczeniu. Jak to się stało? Wzruszył tylko ramionami i powiedział:
– Tak chciała mama.
Nogi miałem jak z waty
– To wszystko? – zapytałem notariusza, chociaż znałem odpowiedź.
– Tak, to cała treść testamentu – odparł, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.
Nie pamiętam, jak wstałem. Nogi miałem jak z waty. Wyszedłem przed kancelarię, wciągnąłem głęboko powietrze. Czułem się, jakbym dostał w twarz. Cały majątek mamy trafił do mojego brata, który przez większość czasu miał nas gdzieś. Paweł wyszedł chwilę później. Nie odezwałem się pierwszy, choć się we mnie gotowało.
– Wiem, że to może być dla ciebie zaskoczenie, ale... – zaczął Paweł spokojnie
– Zaskoczenie? – odparłem ostrzej, niż zamierzałem. – Ty to nazywasz zaskoczeniem?! Dostałeś wszystko – zacisnąłem pięści. – Nie zostawiła mi nawet pamiątki!
– To była decyzja mamy – rzucił spokojnie. – Miała do tego prawo.
– Decyzja?! Przez pięć lat nie odzywałeś się do niej, a teraz nagle się nawróciłeś i dostałeś wszystko?! Przez ostatni rok siedziałem z nią dzień w dzień. Gdzie byłeś wtedy?
– Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz. To był jej wybór. Nie możesz mieć o to żalu do mnie.
– Nie mam żalu?! – syknąłem, stając naprzeciwko niego. – Powiedz mi tylko jedno. Co jej nagadałeś?
Uśmiechnął się. Tak jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi i ukradł mi nowy samochodzik, a potem wmówił mamie, że to ja go zgubiłem.
– Nic jej nie nagadałem – powiedział. – Ale wiesz... mama po prostu wiedziała, kto sobie poradzi.
Nie wiem, jak się powstrzymałem, żeby go nie uderzyć.
Poznałem bolesną prawdę
– Pani Jadwigo? – zapytałem niepewnie, gdy uchyliły się drzwi starej kamienicy.
– Tak, tak, wejdź dziecko, tylko buty dobrze wytrzyj, bo te deszcze… – Starsza kobieta zmarszczyła czoło.
Znałem ją od zawsze. Mieszkała obok mamy i często do niej zaglądała. Przynosiła ciasto, rozmawiały o kwiatach i o tym, kto zmarł na osiedlu.
– Chciałem zapytać o ostatnie tygodnie… o mamę. Paweł… często u niej bywał?
Pani Jadwiga napiła się herbaty i spojrzała gdzieś obok mnie.
– No, bywał – powiedziała cicho. – Ostatnio nawet bardzo często.
– Rozmawiali?
– Tak. Czasem siedział u niej do późna. Przychodził z torbami pełnymi jedzenia, lekarstw… taki… miły się zrobił.
– I co, wierzyła mu pani?
Zrobiła się niespokojna. Zaczęła poprawiać obrączkę na palcu.
– Ja już stara jestem. Co ja tam wiem… Może się naprawdę zmienił.
– A słyszała pani coś? Coś podejrzanego?
Pani Jadwiga spojrzała mi w oczy i przez chwilę widziałem w nich lęk.
– Czasem… słyszałam, jak podnosi głos. Nie krzyczał, ale... jakby przekonywał.
Zamknąłem oczy.
– Nie wciągaj mnie w to – pani Jadwiga chwyciła mnie za dłoń. – Ja nic więcej nie wiem.
Pokiwałem głową i wyszedłem. Na klatce schodowej miałem wrażenie, że ściany się ruszają.
Ręka mi zadrżała
Zabrałem się za porządki. Niby po to, żeby zrobić miejsce, ale bardziej po to, żeby znaleźć... cokolwiek. List, kartkę, zeszyt, ślad po mamie. Cokolwiek, co wyjaśni, dlaczego zostawiła mnie z niczym. Po pół godziny przekładania notatek, opakowań po lekach, starych paragonów natrafiłem na stary telefon. Podpiąłem go, ekran się zaświecił. Hasło? Nie było. Mama nigdy nie potrafiła go ustawić. Wszedłem w galerię. Głównie rozmazane zdjęcia kota z okna, parę starych fotografii z grilla i… plik audio. Ręka mi zadrżała. Wcisnąłem „play”.
– Musisz to zrobić, mamo – głos Pawła, wyraźny. – Tomek sobie nie poradzi. Zostanie sam, nie da rady. A ja... ja wszystkim się zajmę. Ty mnie znasz. Wiesz, że się nie zawiodę. No, zrób to, proszę. Będzie spokój.
– Ale... – głos mamy był cichy.
– On tego nie udźwignie. Naprawdę tego chcesz?
Przerwałem. Wystarczyło. Z gardła wyrwał mi się dźwięk, którego nie potrafię powtórzyć. Coś między krzykiem a płaczem. Pojechałem do Pawła. Zapukałem mocno, raz, drugi, trzeci. W końcu otworzył.
– Co ty tu...?
– Masz chwilę? – wparowałem do środka, zanim odpowiedział.
W salonie wyjąłem telefon, włączyłem nagranie. Patrzył, jakby oglądał pogodę.
– To jakiś żart? Podsłuchiwałeś mamę?
– Serio? – syknąłem. – Powiedziałeś jej, że sobie nie poradzę, żeby oddała ci wszystko?
Wzruszył ramionami.
– A czy się pomyliłem?
– Ty manipulancie – zasyczałem. – Ona była chora! Zmęczona!
– Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej – uśmiechnął się z pogardą – Wiedziałem, że trzeba działać.
Stałem jak sparaliżowany. On się nie wstydził. Nie zaprzeczył. Nie tłumaczył.
Jakbym dostał w twarz
Kancelaria wyglądała jak z katalogu – białe ściany, ciemne drewno, złote detale.
– Testament został sporządzony notarialnie? – zapytał mecenas, patrząc na mnie ponad okularami.
– Tak – skinąłem głową. – Mam też nagranie. Brat mówi mamie, żeby przepisała wszystko na niego. Wmawiał jej, że ja sobie nie poradzę, że on się wszystkim zajmie...
Prawnik nie zareagował emocjonalnie. Tylko wypuścił powietrze nosem i zaczął coś notować.
– Rozumiem. Problem polega na tym, że to nagranie niekoniecznie świadczy o przestępstwie. Nie mówi, że ją zmusił, nie użył siły, nie szantażował. Powiedział, że „się wszystkim zajmie”... To może być odebrane jako troska. A nie manipulacja.
– Ale przecież ona była chora! – wyrwało mi się. – Była osłabiona, nieświadoma! Czyli... nic się nie da zrobić?
Prawnik zawahał się, po czym odchylił się na krześle.
– Można próbować. Możemy złożyć wniosek o unieważnienie testamentu, powołać świadków, spróbować udowodnić, że działała pod wpływem silnej sugestii. Ale to będzie bardzo trudne. I emocjonalnie wykańczające. Może skończyć się porażką.
– Co jeśli przegram?
– Straci pan dużo czasu, pieniędzy i nerwów. I brata – dodał po chwili. – Choć sądząc po tym, co pan mówi... tego już i tak nie ma.
Zamilkłem.
Czułem wstyd
Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko rynku. Paweł przyszedł punktualnie. Koszula, zegarek, uśmiech bez zarzutu. Tylko jego oczy były puste, jakby mnie nie znały.
– Kawę? – zapytał.
– Nie przyszedłem na kawę – odparłem.
Usiadł. Przez chwilę milczeliśmy. On bawił się łyżeczką, ja próbowałem złapać oddech.
– Chcę tylko zrozumieć – powiedziałem w końcu. – Dlaczego to zrobiłeś?
– Zrobiłem co? – zdziwił się teatralnie.
– Wmówiłeś mamie, że sobie nie poradzę. Że musisz się wszystkim zająć. Że... – przerwałem, czując, jak ściska mnie w gardle. – To było podłe.
– Tomek, mama wiedziała, że ty jesteś… dobry chłopak, ale naiwny. Uczuciowy. Życie takie nie jest. Trzeba umieć podejmować decyzje, chronić rodzinę. A ja to potrafię.
– Chronić rodzinę? – parsknąłem. – Co, zabierając wszystko bratu?
– Nikt ci nic nie zabrał – uciął ostro. – Mama zdecydowała. Wiedziała, że wykorzystam to najlepiej.
– To nie był majątek do wykorzystania. To było jej życie. Jej ślady. Nasz dom.
– I co miałbyś z tym zrobić? Siedzieć tam do końca życia i czekać, aż wspomnienia cię uduszą?
– Może tak – powiedziałem. – Może właśnie to. Ale to była moja decyzja. A ty mi ją odebrałeś.
Spojrzał na mnie chłodno.
– Życie to nie bajka. Kto nie dba o swoje interesy, ten zostaje z niczym. Tak jak ty.
Wstałem. Ręce mi drżały.
– Wiesz co? Może rzeczywiście jestem naiwny. Ale przynajmniej nie jestem zimnym draniem, który kupuje uczucia matki, żeby dostać jej mieszkanie.
Nie odpowiedział. Tylko uśmiechnął się i popił kawę. Wyszedłem. I po raz pierwszy od miesięcy nie czułem już wściekłości. Tylko wstyd. Że przez chwilę myślałem, że może da się to naprawić.
Tomek, 55 lat
Czytaj także:
- „Toast siostry na moim weselu wszystko zrujnował. Przez kilka słów tej nocy straciłam zaufanie do najbliższych osób”
- „Przez własną głupotę zawaliłem obronę pracy magisterskiej. Zgubiłem portfel, ale dzięki temu znalazłem coś bezcennego”
- „Zamknęłam się na rok w domu, bo miałam dość życia w biegu. Znajomi tego nie rozumieją, ale ja odkryłam coś ważnego”