„Bronię się przed myślą, że coś się może stać mojej córce. Nie chcę, żeby córeczka podzieliła los swojej mamy”
„Po pogrzebie koszmary zaczęły atakować ją niemal każdej nocy. Tym razem jednak nie krzyczała, tylko rzucała się w ciszy, jakby ktoś ją zakneblował. Miała wrażenie, że się dusi, jakby coś usiadło jej na piersi. Tak opisywała swoje odczucia, gdy udało się jej rozbudzić. A budziła mnie co noc”.

- Maciej, 40 lat
Wszystkie złe doświadczenia, które spotkają nas w dzieciństwie, kładą się potem cieniem na naszym dorosłym życiu. Ja mam szczęście, bo moje wspomnienia z okresu dorastania są przede wszystkim radosne. Pełne wzruszeń i sentymentu. Zupełnie inaczej niż w wypadku żony. W wieku dziesięciu lat spotkała ją najgorsza trauma, jaka może dotknąć dziecko– śmierć rodzica. Jej ojciec umarł we śnie.
Żona przeżyła traumę jako dziecko
Iza opowiadała mi tę historię wiele razy, więc wryła mi się w pamięć. Ta tragedia spadła na ich dom jak grom z jasnego nieba. Jej tata nie chorował, nic go nie bolało, na nic się nie uskarżał. Po prostu któregoś wieczoru ucałował córeczkę na dobranoc, położył się koło żony, a rano już nie otworzył oczu. Matka Izy nawet się nie zorientowała. Przekonana, że jej mąż smacznie śpi, wstała robić śniadanie. To Iza odkryła, że jej ukochany tata nie żyje, bo poszła się do niego przytulić – obudzić go tak, jak to miała w zwyczaju, gdy przychodził weekend.
Łatwo sobie wyobrazić, jak wielkim wstrząsem dla dziesięcioletniego dziecka musiało być przytulenie się do martwego ojca. Jak strasznie musiała się poczuć, dotykając jego ostygniętego ciała… Jaki zamęt zapanował w tej małej główce, gdy dotarło do niej, że tata nigdy nie odpowie na poranne zaczepki!
Lekarze orzekli, że ojca zabił w nocy zawał. Musiał być bardzo gwałtowny, bo nikogo z domowników nie obudziły odgłosy walki o życie. Matka Izy nigdy nie pogodziła się ze stratą męża. Przez pierwsze lata po tragedii była w tak złym stanie, że trafiła do szpitala psychiatrycznego. Izę musieli wychowywać dziadkowie.
– Pamiętam, że nie chciałam chodzić w odwiedziny do mamy, że się jej bałam – opowiadała mi żona. – Ona miała takie puste spojrzenie… Patrzyła na mnie jakoś tak beznamiętnie. Któregoś razu zapytałam ją, dlaczego tato miał zawał. Co się stało z jego sercem. Nie uwierzysz, co ona mi wtedy odpowiedziała: że przyśniło mu się coś tak potwornego, że umarł ze strachu… Teraz wiesz, dlaczego mam kłopoty ze snem.
To nie mieściło mi się w głowie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że matka mogłaby powiedzieć coś takiego własnej córce! Ale potem poznałem moją teściową. Mimo że tak wiele lat minęło od tych strasznych dni, obłęd ciągle czaił się w jej oczach. Wtedy dotarło do mnie, że to osoba, która mimowolnie była w stanie skrzywdzić dziecko swoim szaleństwem. Zrozumiałem, że Iza musiała się całe życie mierzyć nie tylko ze stratą ukochanego ojca, ale też przytłaczającą chorobą mamy.
Miała problemy ze snem
Żona miała na przykład ogromne kłopoty z zasypianiem. Przez lata wypracowała sobie specjalny rytuał, który pomagał jej w zaśnięciu. Ponieważ nie znosiła ciszy – kładła się do łóżka tylko przy włączonym telewizorze albo radiu. Nie mogła też zasypiać jako ostatnia w domu. Dlatego prosiła mnie, żebym czytał książkę lub gazetę albo oglądał film tak długo, aż zamkną się jej oczy.
– Dzięki temu mam wrażenie, że nade mną czuwasz. Że pilnujesz, żeby nie stało mi się nic złego – tłumaczyła.
– Rozumiem, Izuniu. Ale może warto byłoby pójść z tym do psychologa? Leczyć się? Bo wiesz… to nie jest normalne.
– Ja wiem, ale do lekarza też nie chcę.
– Dlaczego?
– Rozumiesz…
– Bo mama się leczyła?
– Tak. Przez to ja też będę miała wrażenie, że jestem wariatką.
– Och, Izuś… Co ty mówisz?! To nie jest tak – zaprzeczyłem gwałtownie.
– A właśnie, że jest. Nie chcę być jak mama, nie mam zamiaru skończyć w szpitalu. Dam sobie radę z tą bezsennością. Zrobię to sama, bo jestem zdrowa.
Jednak nie tylko bezsenność żony stanęła na drodze do naszego szczęścia. Problemem były też powracające koszmary. Dręczyły Izę nader często i – z tego, co opowiadała – były niezwykle wyraziste. Kiedy budziła się w nocy zlana potem, przez dłuższą chwilę nie potrafiła odróżnić rzeczywistości od tego, co się jej przyśniło. A jakie mary ją dręczyły? Rozmaite, choć najczęściej śniło jej się, że umiera. Albo że znów znajduje martwego ojca w łóżku. Że tak jak wtedy, przed wieloma laty, dotyka jego zimnego ciała. Nic więc dziwnego, że często krzyczała przez sen.
Zacząłem się bać o córkę
Któregoś razu przez krzyk żony przebił się płacz Laury, naszej córeczki. Musiałem ją uspokajać. Długo tłumaczyłem małej, że nic się nie stało, że tylko mamie coś się przyśniło. Czasem Laura kładła się i znów zasypiała, ale zdarzało się też czasami, że zaczynała płakać.
– Chcę do was. Tez śnił mi się kosmal.
– Laurko, śpij. To mama miała zły sen, a nie ty… – pocieszałam ją.
– Nieplawda. Ja tes.
Martwiłem się o córcię. Gdyby w rodzinie nie było takich tragicznych doświadczeń, uznałbym że odreagowuje w nocy przygody z dnia, jak każde normalne dziecko. Jednak w tej sytuacji bałem się, że przejmie lęki po Izie. Tym bardziej że kiedy przynosiłem Laurkę do naszego łóżka, żona wciąż jeszcze dochodziła do siebie. Cicho brzęczał włączony już telewizor albo radio, a ona leżała wystraszona i czekała na mnie. Kładłem wtedy obie koło siebie i czekałem, aż zasną.
Koszmar jej dzieciństwa niszczył nasze życie
Przez długi czas jakoś sobie z tym radziliśmy. Wszystko się jednak posypało, kiedy umarła teściowa. Mama Izy zachorowała na raka. Pożegnaliśmy ją po kilkumiesięcznej chorobie. Nie myślałem, że żona zareaguje aż tak gwałtownie. Mimo że nie była blisko z mamą, zupełnie się załamała. Ciągle przesiadywała w szpitalu, a po pogrzebie co dzień jeździła na cmentarz. Nie mogła się pozbierać.
W najsmutniejszych chwilach powtarzała w kółko, że teraz została już zupełnie sama. Najpierw odszedł tata, potem dziadkowie, a teraz mama. Mówiła, że znów czuje się sierotą. Uspokajałem ją, jak mogłem. Przekonywałem, że ma przecież mnie i Laurkę, my jesteśmy jej rodziną. Uśmiechała się tylko smutno i gładziła mnie po policzku. Czułem, że moje starania nie przynoszą rezultatu. Że mimo wsparcia, które jej oferowałem, żona osuwa się w coraz głębsze odmęty depresji. Wtedy też nasiliły się jej kłopoty ze snem.
Po pogrzebie koszmary zaczęły atakować ją niemal każdej nocy. Tym razem jednak nie krzyczała, tylko rzucała się w ciszy, jakby ktoś ją zakneblował. Miała wrażenie, że się dusi, jakby coś usiadło jej na piersi. Tak opisywała swoje odczucia, gdy udało się jej rozbudzić. A budziła mnie co noc.
– Maciek, ja już nie mogę wytrzymać. Ja się rozsypuję… Zobacz, trzęsą mi się ręce. W dzień nie mam na nic siły, snuję się jak zjawa, a gdy tylko przyłożę głowę do poduszki, zaraz biorą mnie nerwy i nie mogę zasnąć. Boje się, bo wiem, co będę przeżywać przez sen.
– Musisz iść do lekarza. Koniecznie.
– Chyba masz rację, bo już nie daję rady… Boję się ludzi, nie mogę usiedzieć w pracy. Wybiegam z tramwaju, jak jadę do domu, bo się duszę. To jest coś strasznego. Mam wrażenie, że za chwilę, za moment cały świat zawali się nam na głowy.
Nasze życie się rozsypało
Iza poszła do lekarza, który dał jej silne leki na uspokojenie. Przepisał też tabletki nasenne. Dzięki nim żona szybciej zasypiała. Ale te środki nic nie mogły poradzić na koszmary. Mimo rozpoczętej psychoterapii Iza była w opłakanym stanie. Musiała wziąć w pracy długie chorobowe, nie potrafiła zajmować się Laurą (wtedy sześcioletnią) i całymi dniami siedziała na balkonie przykryta kocem, patrząc w słońce.
Przy dziecku pomagała mi moja mama, bo mnie większość czasu zajmowała praca i opieka nad żoną. Koszmar z dzieciństwa Izy rozgrywał się teraz w naszym życiu. Scenariusz się ciągle powtarzał. Drżałem o to, żeby nie skończył się jakąś tragedią. Na szczęście, żona dała się namówić na pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Przez ostatnie lata stał się jej domem. A ja zająłem się wychowywaniem naszej córki.
Córka też śni koszmary
Od tamtych wydarzeń minęło już siedem lat, a ja znów zacząłem się bać. Jednej z ostatnich nocy usłyszałem pojękiwanie. Wstałem z łóżka i półprzytomny wyszedłem z sypialni. Odgłosy dochodziły z pokoju mojej trzynastoletniej córki. Wszedłem tam i zobaczyłem, że moja najdroższa Laura rzuca się na boki. Wybudziłem ją więc, szarpiąc za ramię, tak jak kiedyś Izę. A ona otworzyła oczy i zaczęła płakać.
– Co się stało, córeńko? Miałaś jakiś koszmar? – zapytałem.
– Tak. Śniła mi się mama…
– Mnie też się czasem śni. Spokojnie…
– Ale ona mi się śni już od dwóch tygodni! Codziennie! Tato, ja się boję…
Ja też się wystraszyłem. Do tego stopnia, że od razu na drugi dzień znalazłem lekarza od zaburzeń snu i poszedłem do niego z córką. Odwiedzamy też psychologa. Jesteśmy więc pod fachową opieką. Wszystko wydaje się pod kontrolą. Mimo to każdego wieczora kładę się spać roztrzęsiony.
Modlę się o to, żeby córka przespała spokojnie noc – żeby nic jej się nie śniło. Widmo koszmarów wiszące nad moją rodziną odbiera mi spokój. W końcu od tych zmartwień i ja zacząłem cierpieć na bezsenność. Mam tylko nadzieję, że córka jest silniejsza niż jej mama i babcia. Że moje geny zrobią swoje. Bo to przecież o geny chodzi, o odporność psychiczną… Boję się myśleć, że ciąży nad nami fatum.