„Buszowanie w lumpeksie skończyło się 1 wielką kompromitacją. Wszystko szło dobrze, dopóki nie zauważyłam Kaśki”
„Chciałam odmówić. Naprawdę chciałam. Jednak w jakimś pokrętnym akcie samoudręki poszłam. Przymierzalnie były małe, zasłonki wąskie, a lustro brudne. Zrzuciłam sweter i wskoczyłam w ten zielony. I wtedy to się stało”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam typem kobiety, która śledzi modowe trendy z wypiekami na twarzy, ale przyznam szczerze – uwielbiam buszować po lumpeksach. Jest coś hipnotyzującego w przekopywaniu się przez stosy ubrań. Zwłaszcza w środę rano, kiedy przychodzi nowa dostawa i jeszcze nie ma tłumów. Czuję się wtedy jak łowczyni skarbów, tylko zamiast złota – szukam wełnianych marynarek i sukienek z dawnych lat.
Tamtego dnia wszystko zapowiadało się idealnie. Wchodząc do mojego ulubionego second-handu, od razu poczułam znajomy zapach tekstyliów i detergentu. Uwielbiam ten zapach – to zapowiedź przygody. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że dzisiejsze zakupy zakończą się dla mnie totalną kompromitacją, zaśmiałabym się mu w twarz. No bo niby co złego może się wydarzyć w sklepie z używaną odzieżą?
Plułam sobie w brodę
Zobaczyłam ją między działem z płaszczami a regałem z butami. Miała na sobie tę swoją idealnie dopasowaną kurtkę, włosy spięte w niedbały kok i uśmiech, jakby właśnie wygrała w zdrapce. Kaśka. Znajoma z dawnych czasów. A raczej – rywalka, choć żadna z nas nigdy tego oficjalnie nie przyznała.
– O, Agnieszka! – zawołała, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami, które nie widziały się od lat. – Co za niespodzianka!
Przyznam, zaskoczyła mnie. Odruchowo poprawiłam szalik.
– Cześć. Rzeczywiście… nie spodziewałam się, że cię tutaj spotkam.
– A widzisz! Czasem i ja lubię coś upolować – powiedziała, przesuwając dłonią po wieszaku z sukienkami. – To chyba teraz modne, nie?
Zacisnęłam zęby.
– Modne czy nie, ważne, że tanie i oryginalne – odparłam, starając się zabrzmieć lekko.
– No jasne. Zresztą – dodała, zerkając na mnie z góry – nie każdy ma czas na galerie handlowe, prawda?
Nie odpowiedziałam. W duchu już plułam sobie w brodę, że włożyłam stary sweter i dresowe spodnie, „bo przecież to tylko lumpeks”. Tymczasem Kaśka wyglądała, jakby zaraz miała iść na randkę albo spotkanie zarządu. Jak ona to robiła?
– Szukasz czegoś konkretnego? – zagadnęła, zerkając na mój koszyk.
– Nie. Tak sobie oglądam – burknęłam.
– Och, to ja ci pokażę coś super! – rzuciła i ruszyła w stronę działu z bluzkami. A ja, zamiast uciec, ruszyłam za nią. Jak idiotka.
Zrobiło mi się gorąco
Wiedziałam, że to się źle skończy. Kaśka szła pewnym krokiem między wieszakami, a ja człapałam za nią, próbując się nie potknąć. Zachowywała się jak królowa lumpeksu. Zatrzymała się przy półce z dzianinami i z triumfem wyciągnęła z niej sweter.
– Zobacz! Czysta wełna! I ten kolor – idealny do twoich oczu – rzuciła, podając mi go jak trofeum.
Wzięłam go niepewnie. Był faktycznie ładny – zgaszona zieleń, dobry krój, porządny materiał. A na metce nazwa marki, którą znałam tylko internetu. Zrobiło mi się gorąco.
– Dzięki, ale to nie w moim stylu – powiedziałam, próbując oddać jej sweter.
– Daj spokój! Musisz przymierzyć – naciskała, jakby życie od tego zależało.
Chciałam odmówić. Naprawdę chciałam. Jednak w jakimś pokrętnym akcie samoudręki poszłam. Przymierzalnie były małe, zasłonki wąskie, a lustro brudne. Zrzuciłam sweter i wskoczyłam w ten zielony. I wtedy to się stało.
– Wszystko w porządku? – usłyszałam zza kotary.
– Tak, zaraz wyjdę – rzuciłam, patrząc na swoje odbicie. Sweter był ciasny. Bardzo ciasny.
W momencie, kiedy próbowałam go zdjąć, rękaw zablokował mi się na łokciu. Szarpnęłam. Nic. Drugi raz. I wtedy rozległ się cichy, ale wyraźny dźwięk. Sweter poszedł w szwach. Zamarłam.
– No chodź, chcę zobaczyć! – Kaśka już stała tuż obok.
– Jeszcze chwila… – wychrypiałam, walcząc z materiałem.
Było mi wstyd
W panice zaczęłam ściągać sweter, próbując go nie rozerwać do końca. Materiał ciągnął mnie za włosy, a rękawy zaplątały się w biustonosz. To było jak walka z ośmiornicą, która uparła się zostać na moim ciele. Kiedy w końcu udało mi się wyplątać, miałam rozmazany tusz pod oczami.
– Jesteś tam jeszcze? – Kaśka wsunęła głowę przez zasłonkę, zanim zdążyłam zareagować.
– No weź! – wrzasnęłam, próbując zakryć biust bluzką.
– O rany, przepraszam! – pisnęła, cofając się gwałtownie. – Myślałam, że już jesteś ubrana.
Wysunęłam się z przymierzalni, zaczerwieniona po same uszy.
– On… się trochę rozdarł – przyznałam niechętnie.
– Pokaż! – rzuciła, wyrywając mi go z rąk. – Ojej, rzeczywiście… pod pachą. Ale spokojnie, może da się zaszyć?
– Jasne, a potem będę wyglądać jak z turnusu sanatoryjnego – burknęłam.
Kaśka zaśmiała się zbyt głośno.
– No nie przesadzaj. To tylko ubranie.
– Tobie łatwo mówić. Przyszłaś tu jak na wybieg – rzuciłam ostro, bo coś we mnie pękło.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i oddałam jej sweter.
– Bierz go. Już mi się odechciało zakupów.
– Ale… – zaczęła.
Nie czekałam na ciąg dalszy. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.
Pociągnęłam nosem
Gdy tylko wyszłam ze sklepu, zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Stałam przez chwilę na chodniku, wpatrując się w witrynę. Co ja w ogóle wyprawiam? Pokłócić się o sweter? Jak nastolatka. Westchnęłam i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu chusteczki, kiedy zza pleców usłyszałam znajomy głos.
– Nie uciekaj tak – powiedziała Kaśka, podchodząc powoli.
Nie odpowiedziałam. Pociągnęłam nosem.
– Słuchaj, nie chciałam cię urazić – dodała łagodniej. – Serio. Może przesadziłam z tym swetrem.
– Nie chodzi o sweter – mruknęłam, wciąż nie patrząc jej w oczy.
– To o co?
Milczałam. Bo jak jej powiedzieć, że mam dość wiecznego porównywania się? Że czuję się jak tło w jej filmie? Zawsze błyszcząca Kaśka i ja – ta od zadartych rajstop i przecenionych kurtek.
– Zawsze musisz być najlepsza – powiedziałam w końcu cicho. – Nawet tutaj, w lumpeksie.
Zaskoczyła mnie. Nie parsknęła śmiechem, nie wywróciła oczami. Po prostu stała i patrzyła.
– Myślałam, że robimy to razem. Że to zabawa – odezwała się w końcu. – Ale może faktycznie...
Spojrzałam na nią kątem oka. Wyglądała na szczerą. Albo po prostu dobrze grała. Trudno było powiedzieć.
– Zresztą – dodała, podając mi torbę – kupiłam ten sweter. Dla ciebie.
Wzięłam torbę niepewnie. Poczułam, jak złość zaczyna się kruszyć.
Spojrzałam na nią zdziwiona
Usiadłyśmy na ławce pod sklepem. Torba ze swetrem leżała między nami jak symbol rozejmu. Przez chwilę milczałyśmy. Patrzyłam, jak starszy pan z laską przegląda kosz z paskami przy wejściu. Wszystko wracało do normalności, a jednak we mnie coś wciąż się kotłowało.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że ty nawet nie zauważasz, jak przytłaczasz innych – powiedziałam w końcu. – Nawet jak nie chcesz, to i tak błyszczysz. A ja... czasem czuję się przy tobie jak szara skarpeta.
Kaśka zmarszczyła czoło.
– Szara skarpeta? Naprawdę?
– No, taka z drugiego kosza. Bez pary – dodałam, próbując się nie rozkleić.
– Nie robię tego specjalnie – odparła. – Po prostu tak mam. Może to kwestia charakteru. Jednak to nie znaczy, że chcę komukolwiek podcinać skrzydła.
– A jednak podcinasz – burknęłam.
– Może dlatego, że się mnie boisz? – rzuciła nagle.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Boję się?
– No... rywalizujesz ze mną, ale nigdy nie mówisz tego wprost. Może w głębi serca myślisz, że jesteś gorsza? A przecież nie jesteś.
To było... trudne do przełknięcia. Może nawet coś w tym było. Nie miałam siły już tego analizować.
– Wiesz co? Mam propozycję – odezwała się. – W przyszłym tygodniu znowu tu będzie dostawa. Chodźmy razem. Bez licytacji, bez pokazu mody. Po prostu my, kawka po drodze, może pączek.
– Naprawdę chcesz iść z szarą skarpetą?
– Nie. Z Agnieszką. Moją znajomą, którą... trochę zaniedbałam.
Uśmiechnęłam się lekko. Może warto dać temu jeszcze jedną szansę.
Odzyskałam spokój
Tydzień później znów stanęłyśmy pod tym samym sklepem. Każda z nas miała w ręku kubek kawy na wynos, a między nami panowała ta dziwna, ale spokojna cisza – jakbyśmy obie wiedziały, że coś się zmieniło, choć żadna nie powiedziała tego na głos.
– Pamiętasz, jak na studiach pokłóciłyśmy się o prezentację z marketingu? – zagadnęła Kaśka, zerkając na mnie znad kubka.
– Jasne. Ty zrobiłaś całą planszę, a ja popłakałam się, bo czułam się pominięta – parsknęłam śmiechem.
– Bo myślałam, że ci pomagam, a ty czułaś, że cię zagłuszam – powiedziała z zadumą. – I chyba od tamtej pory mamy ten nasz dziwny taniec: ja pierwsza, ty krok w tył.
Westchnęłam. Nie dało się tego ukryć.
– Może... pora zmienić choreografię – powiedziałam w końcu, biorąc łyk kawy. – Choć nie obiecuję, że od razu ruszę w tany.
– A ja nie obiecuję, że przestanę być sobą – odpowiedziała z uśmiechem.
Weszłyśmy do środka razem. Tym razem nie było wyścigu do najlepszego wieszaka, nie było porównywania koszyków ani komentarzy o modzie. Po prostu dwie kobiety, które próbowały na nowo nauczyć się być w jednej przestrzeni bez wzajemnych zadr. Znalazłam piękną, lnianą sukienkę w kolorze błękitu.
– Ładna – rzuciła Kaśka, zerkając z uznaniem.
– Dzięki – odparłam. – Tym razem przymierzę ją w domu.
I może to właśnie była ta prawdziwa wygrana.
Agnieszka, 46 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Cieszyło mnie, że żona ma smykałkę do biznesu. Nie myślałem jednak, że nasz związek też traktuje jak dobrą transakcję”
- „Teść wyspowiadał mi się ze swoich brudnych grzeszków i teraz inaczej patrzę na rodzinę. Boję się, za kogo wyszłam”
- „Mam 40 lat i nigdy nie miałem dziewczyny. Mama przez lata mi wmawiała, że lepszej od niej nie znajdę”