Reklama

Powinnam mieć więcej rozumu

Żałuję, że nie kierowałam się własną intuicją, tylko sugestiami innych – teściowej, matki, kuzynek i przyjaciółek... Przekonywały mnie: „Maluch to rozwiąże. Dziecko sprawi, że przestanie uganiać się za kobietami. Skupi się na was, na rodzinie, będzie miał cel w życiu".
Byłam wtedy niezbyt doświadczona, dlatego uległam namowom. Zrezygnowałam ze środków antykoncepcyjnych, żeby zajść w ciążę.

Reklama

– Na sto procent będzie wniebowzięty, kiedy pokaże mu się zdjęcie z badania! – przekonywała mnie mama męża. Dałam się nabrać. Zupełnie nie wzięłam pod uwagę, że ona tak naprawdę kiepsko zna swojego syna. Nigdy nie mieli ze sobą dobrego kontaktu, więc tak szczerze, to skąd może wiedzieć, o czym on marzy?

Pragnęła po prostu zostać babcią. To było jej marzenie. Ciągle trajkotała o tym, jak cudownie jest mieć wnuki. Od dłuższego czasu wypytywała mnie, czy to wreszcie ten moment. Zadręczała mnie historiami o swoich przyjaciółkach, które „odzyskały młodość, odkąd w rodzinie pojawiło się maleństwo... Na nowo chce im się żyć, nie czują się już takie opuszczone”.

– No dobra, ale czyje to w końcu ma być dziecko? – irytowałam się. – Moje czy twoje?

– Oczywiście, że twoje, kochanie, ale nie zapominaj, że ja nie będę miała siły w nieskończoność – odpowiadała. – Z każdym dniem starzeję się coraz bardziej. Skorzystaj z okazji, póki jeszcze mogę ci pomóc.

Zobacz także

Znalazł sobie inną

Gdyby nie miłosna przygoda Jarka, to wszystkie te rozmowy pewnie nic by nie zmieniły. Po czterech szczęśliwych latach w związku małżeńskim, nagle znalazł nową partnerkę, stracił dla niej głowę i zostawił rodzinę. Oświadczył, że chce się rozwieść. Wcześniej wiedliśmy życie jak w bajce. Zawsze któraś z mamusiek, albo moja mama, albo jego, robiła nam jedzenie i dbała o pełną lodówkę. Kiedy wracaliśmy z wakacji, dom lśnił czystością, a często czekała na nas jakaś niespodzianka: świeża pościel, nowe garnki, koce i inne takie.

Kiedyś mogłam pozwolić sobie na regularne ćwiczenia, babskie pogaduchy i wspinanie po ściankach. Co tydzień wraz z Jarkiem chodziliśmy do baru, a weekendy spędzaliśmy w fajnych dyskotekach lub kafejkach. Będąc wtedy młodymi ludźmi po dwudziestce, mieliśmy ochotę przetańczyć całą noc, zawierać nowe znajomości i jeździć po świecie... Nikomu z nas nie śpieszyło się do zmieniania pampersów.

Oboje harowaliśmy jak woły. Pracowaliśmy w korpo, a tam, jak nie zapierdzielasz, to kasy nie dostaniesz. Nieraz wracaliśmy do domu tak wykończeni, że rzucaliśmy się na wyrko i nawet nie mieliśmy siły na numerek. Trzeba było się zresetować, żeby znów złapać power. Ze dwa razy pogadaliśmy na serio o tym, czy nie zrobić dzieciaka, ale ani mnie, ani Jarkowi nie spieszyło się zostać rodzicami. W każdym razie jeszcze nie teraz...

Nie paliłam się do pampersów

Rozmowy z młodymi mamami, które non stop nawijały o kaszce, pieluszkach, pudrach i wyrzynających się ząbkach, po prostu mnie nużyły. Jeszcze niedawno to były niezłe laski, ciekawe świata, pomysłowe, wyluzowane i odjazdowe. Odkąd zostały matkami, zeszły na drugi plan i wypadły z obiegu towarzyskiego i zawodowego.

Jarek, po pięciu latach odkąd stanęliśmy na ślubnym ołtarzu, nawet za bardzo się nie starał z ukrywaniem, że wpadła mu w oko jakaś nowa laska. W sumie mówił o tym całkiem wprost.

– Kręci mnie – oznajmił, kiedy miałam dość jego ciągłego nawijania o niej. – Serio, jest ekstra.

– I co, teraz mam robić scenę zazdrości? – spytałam

– Daj spokój. Jakby coś było na rzeczy, to bym ci dał znać – odparł bez ogródek. No i faktycznie, dał znać... Czasem nie przychodził do domu na noc i nawet nie raczył się wytłumaczyć. – Byłem tam, gdzie byłem – ucinał, kiedy go pytałam. – Weź nie marudź. Nudzisz z tymi swoimi żalami.

Niespodziewanie oznajmił, że chyba powinniśmy się rozstać.

– To już nie to samo co kiedyś. Nic ciekawego się u nas nie dzieje – stwierdził. – Praca, imprezy, czasem przespanie się ze sobą... Czy tak ma wyglądać nasza codzienność?

Powinnam go jakoś zatrzymać

Byłam świadoma, kto jest jego nową wybranką serca, dlatego zdecydowałam się przeprowadzić z nią rozmowę. Mama mojego męża popierała ten pomysł, a moja rodzicielka stanowczo odradzała.

Jedyne co osiągniesz, to kompromitację – przekonywała moja mama. – To niczego nie zmieni. Skoro ta sprytna kobietka zdołała usidlić Jarka, to na pewno go nie puści. Podobnie było z twoim tatą... Ile razy błagałam tamtą kochankę, żeby dała mu spokój. Gadanie do kamiennej ściany przyniosłoby lepsze efekty.

Chociaż się wahałam, w końcu wykręciłam numer i oznajmiłam, że mam ochotę spotkać się i porozmawiać. Odniosłam wrażenie, że nie była tym faktem zdziwiona, zupełnie jakby przeczuwała mój telefon... Jej obecne lokum było niewielką kawalerka.

– Mało tu miejsca – stwierdziła na samym początku. – Ale wkrótce mam w planach przeprowadzkę. Jarek już wypatrzył całkiem niezłe gniazdko.

– Dlaczego akurat Jarek? – postanowiłam zagrać naiwną. – On aż tak bardzo angażuje się, by pani pomóc?

– Mów mi Inga, bez tych formalności. – parsknęła śmiechem. – A co w tym takiego niezwykłego, że Jarek wyciąga pomocną dłoń? Przecież szuka miejsca również dla siebie. Nie udawaj zaskoczonej, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

Jej tupet mnie zdumiał. Liczyłam na jakieś wytłumaczenia z jej strony, że będzie się jakoś tłumaczyć, a tu nic z tych rzeczy. Prosto z mostu mówiła, jak jest. Dotarło do mnie, że sama z siebie nie odpuści... Była dużo młodsza ode mnie, a do tego prezentowała się wyjątkowo atrakcyjnie. Na pewno była niezła w łóżku.

Zapragnęłam zajść z nim w ciążę

Zniechęcona całą sytuacją, przekroczyłam próg własnego mieszkania. W środku, w nerwowej atmosferze, oczekiwały mnie moja mama i teściowa.

– Skoro sprawy przybrały taki obrót, pora sięgnąć po najcięższy kaliber – oznajmiła matka Jarka, a moja rodzicielka poparła ją skinieniem głowy. Najwyraźniej zdążyły już to między sobą uzgodnić.

– Czyli co konkretnie powinnam zrobić?

– Przestań brać tabletki antykoncepcyjne. Jak zajdziesz w ciążę, to cię nie porzuci. On nie jest głupi. Jaki sens ma rozwód z kobietą, która spodziewa się dziecka? Każdy sąd to zrozumie i orzeknie rozwód z jego winy. A wtedy zasądzi takie wysokie alimenty, że Jarkowi po prostu nie będzie się kalkulowało odejść.

– No ale my praktycznie już ze sobą nie współżyjemy. Jak mam to niby zaaranżować? – ich pomysł nie do końca mnie przekonywał.

– Chyba nie oczekujesz, że my, stare prukwy, będziemy cię uczyć jak zwabić faceta do łóżka? – spytały z niedowierzaniem. – Na bank sobie poradzisz.

No cóż, to nie stanowiło wielkiego wyzwania. Jarek to żywiołowy facet, lubi seks. Odrobina procentów, pikantny film i było niemal tak, jak w minionych latach. Szkoda tylko, że o świcie dostał SMS-a, oświadczył, że musi wyjść i więcej go nie zobaczyłam. Liczyłam na to, że zrealizowałam swój ambitny plan. Wszystko dokładnie przemyślałam, jeśli chodzi o dni płodne. Dla stuprocentowej pewności zrobiłam to ponownie, gdy po dwóch dobach znów pojawił się w mieszkaniu. Nie powiedział „nie”...

Aktualnie, po zakończeniu mojego małżeństwa i wychowując prawie dwuletnią córeczkę, zastanawiam się nad słusznością podjętej decyzji. Sąd nie orzekł rozwodu z winy męża. Adwokatka, którą zatrudnił, była naprawdę dobra. Powołała świadków, w tym jego matkę, którzy zeznali, iż nie potrafiłam stworzyć prawdziwego ogniska domowego, a większość obowiązków spoczywała na barkach naszych rodziców, ponieważ ja skupiałam się na zabawie i własnej karierze zawodowej.

Jarek zasugerował, że zrezygnuje z wniosku o podział naszego majątku, jeśli dojdziemy do porozumienia. Przystałam na tę propozycję. Regularnie płaci alimenty na córkę, jednak bardzo rzadko ją widuje. Odwiedził nas chyba w sumie ze trzy razy... Tak naprawdę liczy się dla niego tylko to, że jego obecna żona spodziewa się dziecka. Podobno ma urodzić chłopca.

Zostałam całkiem sama

Nie mam najlepszych relacji z teściową. Według mnie za szybko pogodziła się z faktem, że jej synek zburzył to, co razem zbudowaliśmy.

– No wiesz, Jarkowi należy się odrobina radości w życiu. Nie mogę go na siłę trzymać przy kobiecie, do której nic już nie czuje – wyjaśnia. – Dla wnusi zawsze mam jakiś drobiazg.

Faktycznie, miała rację. Na prezent urodzinowy dla maleńkiej przyniosła jakieś cytrusy i tanie laczki z marketu. Całość pewnie kosztowała ją maks dwie dychy. Moja matka też zrobiła unik, jeśli chodzi o wsparcie z jej strony. Mówi, że kręgosłup jej siada, nie da rady niczego taszczyć, schylać się ani podnosić cięższych rzeczy niż dwa kilo. No to mamusia się wyjątkowo boi o swoje zdrowie i unika zostawania z dzieckiem, żebym ja mogła chociaż na chwilę gdzieś wyskoczyć albo w ogóle odsapnąć.

Od jakiegoś czasu żyję sama jak palec. W korpo nie dałam rady, harówka mnie przerosła, więc znalazłam sobie gorzej płatną robotę. Kasa ledwo starcza do pierwszego. Wprawdzie po Jarku zostało mi mieszkanie, ale sama muszę opłacać raty kredytu. Niestety, nie mam się do kogo zwrócić o wsparcie...

Żałuję swojej głupoty

Prawda jest taka, że naprawdę wpakowałam się po uszy. Zastanawiam się, po kiego grzyba mi to było? Przecież mogłam dać mu odejść, a potem wziąć się w garść i zacząć od zera. Albo po tym całym rozwodzie mogłam wybrać się w podróż, gdzieś daleko, zobaczyć kawałek świata, poszukać czegoś nowego. No dobra, mogłam też spróbować o niego powalczyć, ale w zupełnie inny sposób. Racja... A ja co? Zrobiłam z własnego dziecka jakąś przynętę. Dałam sobą pomiatać – zamiast przywalić ręką w stół i posłać do wszystkich diabłów tych, co robili mi sieczkę z mózgu. Ale była ze mnie idiotka. Nie ma dnia, żebym sobie tego nie powtarzała i nie zadręczała się tym, a potem spoglądam na Zuzię i... już mi niczego nie żal.

Ależ ona jest prześliczna! Wykapana mamusia, ale to akurat mi bardzo odpowiada. Błyskawicznie opanowała umiejętność mówienia, układania nieskomplikowanych wypowiedzi i obecnie gada jak najęta. Ma kręcone jasne włoski oraz tęczówki o barwie deserowej czekolady. To najcudowniejszy bobas pod słońcem! Jarek totalnie nie potrafi się z nią bawić. Wpadnie do nas, usiądzie, pogapi się bezwiednie, ciągle zerkając na zegarek... Zupełnie jakby przebywanie u nas było dla niego jakąś formą kary.

– W porządku, rób co musisz – odpowiadam, na co on stwierdza, że rzeczywiście jest dziś mocno zajęty, ale obiecuje, że gdy się znów spotkamy to poświęci nam więcej czasu. Zuzia nie ma z nim dobrego kontaktu, jest trochę nadąsana. Doskonale wyczuwa, że coś się zmieniło: ja jestem podenerwowana, a on sprawia wrażenie znudzonego... Taka bystra, piękna córeczka, a tatuś trzyma ją na dystans. Kto by pomyślał, że tak to się potoczy.

Kobiety przekonane, że dziecko ocali ich relację, są w wielkim błędzie. Kiedy zabraknie uczuć, a rodzice podążają odrębnymi ścieżkami – pociecha nie będzie w stanie niczego naprawić ani zapełnić żadnej luki. Darzę Zuzannę ogromną miłością za nas oboje, lecz obawiam się, że nawet taka miłość może okazać się niewystarczająca. Czy powinnam jej w przyszłości wyznać, iż była dzieckiem mającym ocalić nasz związek? Zapyta wtedy, dlaczego to się nie powiodło i być może (odpukać!) pomyśli, że to z jej winy... Jak temu zapobiec?

Reklama

Karolina, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama