Reklama

Jest taka grupa mężczyzn, których kiedyś określało się mianem „nobliwy starszy pan”. Teraz ze świecą szukać kogoś, kto posługuje się takim terminem. Przede mną jednak siedział człowiek, do którego pasował on jak ulał. Miał siwe włosy, tu i ówdzie przetykane ciemnymi pasmami, przystojną twarz, był dość szczupły, zadbany, nosił szary, elegancki garnitur i krawat ze szpilką. Słowem, przyciągał wzrok i chociaż był starszy ode mnie dobre dwadzieścia lat, w innych okolicznościach spojrzałabym na niego z większą przyjemnością. Okoliczności były jednak mało sprzyjające zachwycaniu się dojrzałą męską urodą.

Reklama

Każdy pracuje narzędziami, jakie posiada

– Widzę, że należy pani do kobiet, które traktują pracę bardzo poważnie – odezwał się niespodziewanie.

Właśnie przygotowywałam sprzęt do przesłuchania – włączałam mikrofon, wywołałam na ekran formularz protokołu.

– Kiedy coś pani robi, to na sto procent i nie pozwala sobie na słabości.

– Skąd pan wie? – spytałam odruchowo.

Jestem znawcą kobiet – uśmiechnął się. – Widzę, jak pani na mnie patrzy i zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy siedzieli przy kawie, byłoby to zupełnie inne spojrzenie.

– Niezwykle błyskotliwa uwaga – prychnęłam z lekka zirytowana. – Pan jest chyba bardzo pewny swojego tak zwanego zwierzęcego magnetyzmu.

– Dlaczego zaraz zwierzęcego? – znowu się uśmiechnął. – Ale magnetyzm posiadam spory, to prawda.

– I żadna kobieta nie zdoła się panu oprzeć? – spytałam nieco drwiącym tonem.

– Och, nie przesadzajmy – nieco spoważniał. – Ale rzeczywiście rzadko mi się zdarzają porażki.

– Da się zauważyć po liście przestępstw – mruknęłam. – Gorzej tylko, że uczynił sobie pan z tego uroku osobistego narzędzie do oszukiwania.

Rozłożył ręce i znów posłał mi uśmiech.

– Każdy pracuje narzędziami, jakie posiada. Pani ma wiedzę o przestępcach i w ogóle kryminalistyce, a ja doskonale znam kobiety i wiem, czego im trzeba.

Teraz ja się roześmiałam, ale szyderczo.

– I uważa pan, że najbardziej potrzebują, żeby je okraść, a przy okazji przerazić prawie na śmierć?

Uśmiech spełzł z jego ust.

– To był wypadek przy pracy. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś podobnego.

– Pierwszy czy nie, przyzna pan, że to i tak za wiele.

Wzruszył lekko ramionami, ale pokiwał potakująco głową.

– Gdyby nie to, pewnie byśmy pana szukali jeszcze długo.

– Gdybym nie wezwał pogotowia, także i tym razem bym nie wpadł – zauważył. – Albo gdybym je wezwał i wyszedł…

– Wtedy miałby pan na sumieniu śmiertelną ofiarę – przypomniałam mu. – Gdyby pan nie podjął akcji reanimacyjnej, ona by nie przeżyła do przyjazdu karetki.

– Rzeczywiście – westchnął. – Tego bym nie chciał. Ale też nie wiedziałem, że pogotowie zjawi się razem z policją.

– Tak się złożyło, że w pobliżu był patrol, a operator zawiadamia wszystkie służby.

Podejrzewaliśmy, że skala zjawiska jest większa

Szukaliśmy tego człowieka od kilkunastu miesięcy. Wprawdzie nie były to jakieś bardzo intensywne poszukiwania, bo prowadziliśmy wiele poważniejszych dochodzeń, ale to nie znaczy, że odpuszczaliśmy zupełnie. Problem polegał na tym, że przestępca bardzo dobrze potrafił się ukryć. Przy czym część dochodzenia prowadziły placówki w innych miastach Polski, w których poszkodowane starsze panie również składały skargi na oszusta matrymonialnego i złodzieja w jednej osobie. Najwięcej zdarzało się jednak tych przypadków na naszym terenie, dlatego mój wydział koordynował działania. Początkowo to były w ogóle różne sprawy, ale połączyły je w jedno odciski palców sprawcy i materiał genetyczny. Problem w tym, że w bazach danych nie mieliśmy próbek porównawczych. Wynikało z tego, że mężczyzna nie był nigdy poszukiwany ani nawet notowany. Jeśli przestępstwa dopuszcza się taki człowiek, odnalezienie go jest zawsze bardzo trudne.

Nie pomagały też zbytnio zdjęcia – ani te, które zrobił sobie z ofiarami, ani te, które zamieszczał na portalach towarzyskich, bo profile szybko kasował, w dodatku posługiwał się zawsze przeglądarką gwarantującą incognito na wysokim poziomie, więc znalezienie numeru IP okazało się praktycznie niemożliwe. Policyjny program do wyszukiwania twarzy również okazał się nieprzydatny. Poza tym wyszukiwanie ofiar przez internet stanowiło tylko część jego działalności, głównie działał w realu, a trudno było typować, że pojawi się akurat na tej czy innej stronie, i wszystko sprawdzać. Podejrzewaliśmy, że skala zjawiska jest większa niż te kilkanaście oszukanych kobiet. Niektóre z pewnością wstydziły się zgłosić na policję, szczególnie te poznane w sieci. Dla starszych osób to często żenujące, że bywają na portalach randkowych. Lepiej stracić pieniądze i kosztowności niż twarz. A co będzie, jeśli dowiedzą się znajomi? Albo, co gorsza, dzieci?

Nasz profiler opracował obraz psychologiczny złodzieja, wytypował nawet wiek między pięćdziesiąt osiem a sześćdziesiąt pięć lat, stwierdził też, że taki ktoś musi mieć charyzmę, działającą na kobiety jak nektar na pszczoły. Ale co z tego, że na koniec okazał się mieć rację we wszystkich sprawach? Przez długi czas nie mogliśmy zupełnie namierzyć uroczego łajdaka. Tak go nazwałam na własny użytek – uroczy łajdak. Taki donżuan skrzyżowany z casanovą tuż przed emeryturą. Wlokła się więc ta sprawa miesiącami, a oprócz kolejnych skarg nic się nie działo. Wspaniały starszy pan poznawał wolną starszą kobietę, uwodził ją, obiecywał ślub, a następnie okradał z gotówki czy kosztowności, czy z jednego i drugiego. Kont bankowych nie ruszał. Pewnie zdawał sobie sprawę, że po ruchu przelewów możemy coś ustalić.

Jednak tego dnia dostałam wiadomość od patrolu, który przyjechał na miejsce interwencji pogotowia.

– Pani komisarz – zameldował przez telefon funkcjonariusz – facet, który przebywa w mieszkaniu, wygląda jak ten ze zdjęć, które kiedyś nam przesłano. Zapamiętałem go dobrze, bo jest podobny do dyrektora mojego ogólniaka.

Natychmiast kazałam go zatrzymać i popędziłam pod wskazany adres.

Nie mogłem jej tak zostawić

Włączyłam nagrywanie, oparłam nadgarstki przed klawiaturą.

– No dobrze, niech pan opowiada, jak to było. I proszę nie mówić, że to miłość pańskiego życia czy coś, dobrze? W szpitalu pani Ewa odzyskała przytomność i powiedziała, że chciał ją pan okraść. Poza tym zebraliśmy pańskie odciski palców. Uwierzy pan, że pasują do siedemnastu zgłoszeń? Na weryfikację śladów genetycznych trzeba będzie zaczekać, ale jaki dadzą rezultat, oboje się domyślamy.

– Jasne – mruknął ponuro. – Nie zamierzam się wykręcać. Okradłem te wszystkie kobiety. Muszę przecież z czegoś żyć, a konkretnego zawodu nigdy nie zdobyłem. Zawsze pływałem sobie po powierzchni egzystencji, skakałem z kwiatka na kwiatek. Aż się nieco zestarzałem, przestałem być taki atrakcyjny dla młodszych pań, wpadłem więc na pomysł, żeby wziąć się za bardziej leciwe rozwódki i wdowy, troszeczkę je podskubać i zasilić mój prywatny fundusz emerytalny.

– Przez najbliższe parę lat nie będzie pan musiał się martwić o zakwaterowanie i wyżywienie – zauważyłam. – Ale wróćmy do ostatniego wydarzenia. Dlaczego poszkodowana zasłabła i dostała zawału serca?

Opowieść była krótka. Właśnie tego dnia zatrzymany zamierzał dokonać ostatniego rozliczenia, czyli ukraść to, co zdołał wywęszyć, i zniknąć na zawsze z życia tak zwanej wybranki.

– Nie wiem, czy coś wyczuła, czy to przypadek, ale wróciła tak cicho, że zupełnie jej nie słyszałem – zeznawał sprawca. – Zaskoczyła mnie. Parę razy co prawda trafiałem już na sprytne panie, ale kończyło się zawsze awanturą i wyrzuceniem mnie z domu.

Tym razem trafiła się kobieta bardzo wrażliwa, w dodatku cierpiąca na przypadłości sercowe. Kiedy wróciła i zobaczyła mężczyznę, który zadeklarował się spędzić z nią resztę życia wyjmującego ze szkatułki precjoza, a na blacie stołu przygotowane do zapakowania oszczędności jej życia, zareagowała najpierw krótkim krzykiem, a potem omdleniem.

– Nie mogłem jej tak zostawić – zakończył starszy mężczyzna. – No to zacząłem ją cucić. A ona nie oddychała… Przeraziłem się, zadzwoniłem na pogotowie, znaczy na sto dwanaście, jak każą w telewizji, i robiłem jej masaż serca oraz usta-usta… Patrzę, a tu zaraz za ratownikami wchodzą policjanci. I jeden mnie rozpoznał.

Milczał przez chwilę, potem podniósł na mnie oczy.

– Dużo dostanę?

– Sporo pan nabroił, więc wyrok nie może być zbyt łagodny. Wszystko zależy od materiału dowodowego i zeznań poszkodowanych.

– No to na wiele nie liczę – sapnął zrezygnowany. Lecz zaraz odzyskał nieco wigoru. – Ale nikt nie powie, że ktoś przeze mnie umarł!

– To też pocieszenie – podsumowałam i wezwałam mundurowego, żeby odprowadził mężczyznę do aresztu.

Reklama

Dla mnie sprawa uroczego łajdaka została zamknięta.

Reklama
Reklama
Reklama