Reklama

Pakowałam ostatnie rzeczy do kartonów. Mama siedziała pod oknem w bujanym fotelu i dziergała coś zawzięcie na drutach, nie patrząc w moją stronę.

Reklama

– Naprawdę musisz się wyprowadzać? – burknęła wreszcie, kiedy próbowałam domknąć wypchaną po brzegi walizkę.

– Mamo, nie zaczynaj… Jestem po czterdziestce. Dawno powinnam to zrobić.

– Gdyby ten… jak mu tam… – jednak zaczęła swoją tyradę, którą słyszałam setki razy – gdyby cię nie rzucił, to wszystko ułożyłoby się inaczej. Zresztą nieważne, nie ma co do tego wracać – odłożyła robótkę na kolana. – Ale kochanie… przecież możecie z Jackiem zamieszkać tutaj, nie będę wam przeszkadzać, miejsca jest dość.

– Jesteśmy świeżo po ślubie, mamo – podeszłam i położyłam dłoń na jej ramieniu. – Musimy się dotrzeć. Sami.

Mama poklepała moją rękę i wróciła do dziergania, jakby nigdy nic. Mimo podeszłego wieku i drobnego ciała była silną kobietą. Poradzi sobie. Mieszkanie z rodzicami po ślubie – niezależnie od tego, ile ma się lat – nigdy nie wychodzi nikomu na dobre. Wnioskowałam to z rozmów z koleżankami. Ich opowieści o teściowych czasem aż mroziły krew w żyłach. Relacje matek z zięciami również bywały napięte, gdy przyszło im żyć pod jednym dachem. Wolałam zatem nie ryzykować i przenieść się do Jacka. Mój świeżo upieczony mąż był przywiązany do swojego mieszkania, które zajmował od ponad dwudziestu lat.

– Będę cię odwiedzać – zapewniłam, podnosząc ciężką walizkę.

Po kartony zamierzałam przysłać Jacka. Niech mama zobaczy, jaki jest troskliwy i uczynny.

– No, mam nadzieję, że będziesz. W końcu to tylko dwie ulice dalej.

– No właśnie – skwitowałam i cmoknęłam ją w policzek.

Kiedy zeszłam na dół i zapakowałam walizkę do bagażnika, poczułam ukłucie w sercu. Przyzwyczaiłam się już do swojego życia i do tego, że po ciężkim dniu zawsze mogłam wrócić do domu i wyżalić się mamie. Nie miałam pojęcia, jak będzie wyglądała moja codzienność z mężem. Nasza relacja rozwinęła się bardzo szybko. Już po czterech miesiącach znajomości pojechaliśmy na wspólne wakacje. Nie zastanawiałam się długo, kiedy Jacek wyjął z kieszeni marynarki aksamitne pudełeczko z błyszczącym pierścionkiem i uklęknął na środku zatłoczonej ulicy we włoskim miasteczku. Przechodnie nas oklaskiwali, a ja czułam się tak, jakbym dostała skrzydeł.

Chciałam jak najszybciej wziąć ślub

Na ten moment czekałam wiele lat, aż… przestałam czekać i pogodziłam się z myślą, że zostanę starą panną. Wtedy w moim życiu pojawił się Jacek. Ślub był skromny. Marzenia o wielkim weselu i sukni godnej księżniczki dawno zostawiłam za sobą. Jacek z kolei był wdowcem.

– Wystawne wesele o niczym nie świadczy – powiedział. – A może nawet przynieść nieszczęście…

– Nam to nie grozi, bez obaw.

Chciałam jak najszybciej zamknąć temat ślubu – wziąć go i rozpocząć wspólne życie. Jackowi nie układało się w poprzednim małżeństwie, ale nie zamierzałam tego roztrząsać. Liczyło się tu i teraz. Zatem, w drogę! Usiadłam za kierownicą mojego fiata, załadowanego po sam sufit, i ruszyłam.

Mieszkania Jacka składało się z oddzielnej kuchni, salonu i małej sypialni. Dla naszej dwójki wystarczy. Szybko zaczęłam się mościć. Dotychczasowy wystrój był minimalistyczny, by nie powiedzieć surowy. Słowem: typowa gawra samotnego mężczyzny.

– Rób, co tylko chcesz – powiedział Jacek. – Ważne, żebyś dobrze się tu czuła.

Początkowo rzeczywiście czułam się komfortowo. Wydawało się, że wszystko pięknie się układa. Odwiedzałam mamę codziennie w drodze z pracy do domu. Potem wracałam do małżeńskiego gniazdka i przygotowywałam obiad. Wpadłam w swego rodzaju rutynę, która mi pasowała. Aż przerwała ją seria dziwnych zdarzeń.

Tamtego popołudnia Jacek musiał zostać dłużej w pracy. Po raz pierwszy poczułam się wtedy nieswojo, jakbym była tu intruzem.

To nie jest i nigdy nie będzie twój dom, odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Towarzyszyło mu niepokojące zapachowe wrażenie. Osaczał mnie aromat ciężkich damskich perfum. Sama nigdy takich nie używałam. Dusząca woń kojarzyła mi się ze starymi ciotkami, które nachylają się nad dziećmi, obsypując je niechcianymi buziakami. Usiadłam w ulubionym fotelu Jacka. Mebel miał poprzecieraną tapicerkę, ale mój mąż za nic w świecie nie chciał się go pozbyć. Włączyłam telewizor, by zająć czymś myśli.

W tym samym momencie w kuchni coś stuknęło. Znieruchomiałam i wyłączyłam telewizor. Ekran zgasł, a ja nadstawiłam uszu. Pukanie stało się miarowe. Przełknęłam ślinę, próbując stłumić narastający strach. Byłam sama w domu, a z kuchni dochodziły jakieś podejrzane dźwięki. Przełknęłam ślinę i podniosłam się z fotela, by na wacianych nogach ruszyć w stronę kuchni. Pukanie było coraz głośniejsze i bardziej intensywne, a mnie rosło tętno. Dotknęłam dłonią ściany i przesuwałam się wolno w stronę kuchennych drzwi.

Stuk, stuk, stuk. Chryste, skąd to dobiega? Naprawdę to słyszę czy to w mojej głowie coś stuka?

Stanęłam w progu kuchni i nie wiedziałam, co robić. Bałam się, w dotąd nieznany mi sposób, taki, który odbierał pewność siebie i chęć działania. Zastanawiałam się, czy wybiec na klatkę schodową, schować się w łazience, czy chwycić torebkę i uciec do mamy. Nie no… do mamy? Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy i po omacku weszłam do kuchni.

Stuk, stuk, stuk.

Kruk miał szpony całe we krwi

Otworzyłam oczy i zamarłam, zaskoczona widokiem, jaki zastałam. Zza szyby spoglądał na mnie czarny jak smoła ptak. Kruk. Obrócił łebek i spojrzał na mnie złowrogo błyszczącym okiem. Potem znowu zastukał dziobem w szybę. Wystraszona a zarazem zaciekawiona podeszłam bliżej. Wspięłam się na palce, by dokładnie przyjrzeć się krukowi. Dostrzegłam wtedy, że szpony ma całe we krwi. Zostawiał nimi ślady na metalowym parapecie. Ale jeszcze gorsze było to zaciekłe, uparte stukanie w szybę. Durne ptaszysko! Strach ustąpił miejsca złości.

Chwyciłam wiszącą na drzwiczkach piekarnika ścierkę i otworzyłam okno. Ptak zaskrzeczał. Machnęłam ścierką, a on zatrzepotał skrzydłami i odleciał. Do wnętrza kuchni wdarł się ten sam intensywny zapach, który wyczułam już wcześniej. Ale tym razem jakby owionęła mnie chmura świeżo rozpylonych perfum. Zakręciło mi się w głowie i osunęłam się na podłogę. Oparta plecami o kuchenne szafki, wachlowałam się ściereczką, chcąc się otrzeźwić i pozbyć tego duszącego zapachu.

W zamku zachrzęścił klucz, a potem skrzypnęły drzwi wejściowe. Spłoszona uniosłam głowę i spojrzałam w stronę korytarza.

– Już jestem!

Na szczęście to Jacek wrócił z pracy.

– Boże kochany, Wiwa, zemdlałaś? – rzucił teczkę na podłogę i natychmiast podbiegł, gdy zobaczył, że siedzę na kafelkach.

– Jakieś ptaszysko stukało w szybę, przestraszyłam się.

Mąż pomógł mi wstać. Obciągnęłam bluzkę, wzięłam głęboki oddech i odzyskałam równowagę fizyczną oraz psychiczną. Jacek dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze raz wciągnęłam głęboko powietrze i uśmiechnęłam się, wyczuwszy zapach jego wody kolońskiej.

– Musisz się przyzwyczaić. Na tej wysokości to się zdarza.

W lustrze zobaczyłam głowę jakiejś kobiety

Może. Ale nie wiedział, jak przerażająco w moich oczach wyglądał ten kruk. Nie mówiłam mu, bo chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Robienie afery w niczym nie pomoże.

Niestety, kiedy wydawało się, że wszystko wróciło do normy, znowu zdarzyło się coś dziwnego. Tym razem Jacek był ze mną w domu. Siedział w swoim fotelu i oglądał teleturniej. Pokój pogrążony był w półmroku, a twarz Jacka oświetlał blask ekranu.

– Idę pod prysznic – powiedziałam.

Nie pozbyłam się jeszcze nawyku zamykania drzwi na zasuwkę. Kiedy mieszkałam z mamą, to była konieczność, ponieważ potrafiła wparować do środka bez pukania. Musiałam jakoś zadbać o te okruchy intymności i prywatności. Zsunęłam ubranie i wrzuciłam je do kosza na pranie. Weszłam pod prysznic, odkręciłam ciepłą wodę. Niewielka łazienka szybko wypełniła się kłębami pary.

Kiedy musnęłam wzrokiem taflę zaparowanego lustra, musiałam przytrzymać się drzwiczek prysznica, bo aż zachwiało mną z wrażenia. Czarna plama głowy przesuwała się na boki, jakby jakaś kobieta oglądała swoje kolczyki. Albo… jakby próbowała dojrzeć moje odbicie w lustrze, bez odwracania się. Zastygłam w bezruchu, pozwalając wodzie spływać gorącymi strugami po moim ciele.

Duchota zaparowanej łazienki mieszała się z przykro znajomym zapachem ciężkich perfum. Znowu się bałam. Okropnie się bałam. Co tu się działo? Dygoczącą ręką sięgnęłam po ręcznik. Owinęłam się nim i ślizgając się bosymi stopami po mokrej podłodze, dopadłam do drzwi. Szarpnęłam za klamkę.

Stuk, stuk, stuk – rozległo się za moimi plecami.Nie odwróciłam się, nie chciałam patrzeć. Wiedziałam, że ta scena pozostawi ślad w mojej pamięci na zawsze. Szarpałam za klamkę, a drugą ręką waliłam w drzwi.

– Jacek! – krzyczałam. – Jacek!

Czekałam, wsłuchując się w dobiegające z pokoju dźwięki telewizora. Widzowie wiwatowali i oklaskiwali zwycięzcę teleturnieju, a ja odchodziłam od zmysłów w dusznej łazience. W końcu dotarło do mnie, że przecież sama zamknęłam drzwi.

– Otwieraj! Co tam się dzieje? – Jacek zorientował się, że coś jest nie tak i ruszył mi z odsieczą.

Odsunęłam zasuwkę, drzwi ustąpiły, a ja upadłam na podłogę, prosto pod nogi mojego męża. Ręcznik się rozwinął. Strąki mokrych włosów lepiły mi się do pleców. Policzki płonęły od dziwnego wstydu, jakbyśmy nie byli tu sami, jakbyśmy mieli widzów, mogących patrzeć na mnie nagą, roztrzęsioną i zdezorientowaną ze złośliwą uciechą.

– Nigdy nie wolno ci się zamykać w łazience! – strofował mnie Jacek, kiedy już doszłam do siebie. – Co będzie, jak zemdlejesz? Mam drzwi wyważać?

– Nie zrozum mnie źle… – wydusiłam z siebie – ale nie chcę tu dłużej mieszkać.

– O czym ty mówisz? – na twarzy Jacka odmalowało się przykre rozczarowanie.

Zdawał się zawiedziony moim zachowaniem albo naszym małżeństwem. Może jednym i drugim. Trudno. Całą sobą czułam, że nie mogę tu zostać, że to się dla mnie źle skończy.

– Jacek, ten dom nie jest nasz, nie jest mój… – próbowałam tłumaczyć.

– Jest mój, a ty jesteś moją żoną, więc jest też twój, nie bredź.

– Nie bredzę. Chodzi o to, że nie jest nasz wspólny. Mieszkałeś tu z byłą żoną i może… Wiem, jak to zabrzmi, ale dzieją się tu dziwne rzeczy – spojrzałam na niego, szukając zrozumienia, którego… nie znalazłam.

Zdawałam sobie sprawę, że trudno mu w to uwierzyć. Chciałam nowego życia. Nowego pod każdym względem. W starym mieszkaniu Jacka okazało się to niemożliwe. Panowała tam zła energia. Być może związana z przeszłością mojego męża i jego burzliwym pierwszym małżeństwem, zakończonym śmiercią jego byłej żony.

– Idę do mamy, a ty się nad tym zastanów – powiedziałam.

Chciałam dać mu czas. Niech poukłada sobie wszystko w głowie.

– To była jędza… – mama nie wyglądała na zdziwioną, kiedy jej opowiedziałam, co mi się przytrafiło w mieszkaniu Jacka. – Chłop się z nią męczył jak diabli. Nie chciała mu dać rozwodu ani się stamtąd wyprowadzić.

– Kto? – zdziwiłam się.

–No jak to kto? Jego pierwsza żona!

– A skąd ty o tym wiesz? – pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Och, dziecko… – mama wzruszyła ramionami. – Przecież Jacek mieszka dwie ulice dalej, a ludzie lubią gadać.

– I co? Nie rozumiem…

– A co tu jest do rozumienia? Może ta wiedźma męczy jego i ciebie, jej następczynię, nawet po śmierci? No i masz teraz mściwego, zaborczego ducha na głowie. A nie mówiłam, że powinniście zamieszkać u mnie.

Przeprowadzamy się!

Tej nocy przespałam się u mamy, a z Jackiem porozmawiałam nazajutrz.

– Może masz rację… – przyznał, wprawiając mnie w osłupienie.

Spodziewałam się, że będzie protestował. Zawsze podkreślał, jak wiele zalet ma to mieszkanie. Słoneczne, dobrze położone. Mimo wszystko kryło się w nim coś mrocznego, niewyjaśnionego. Coś, od odbierało dech i paraliżowało lękiem. Widać noc spędzona w nim samotnie, choć nie do końca, bo z przykrymi wspomnienia o byłej żonie, coś mu uświadomiła.

– Nie zależy mi na tym mieszkaniu, na tym bloku, na tej dzielnicy. Zależy mi na tobie, Wiwa. Tylko na tobie.

– Więc się przeprowadzimy?

– Gdzie tylko będziesz chciała – Jacek przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego ramiona.

Reklama

Dom to nie mieszkanie, takie czy inne. Dom tworzymy my sami… Na razie wynajęliśmy apartament w nowej dzielnicy, a Jacek szuka kupca na swoje stare mieszkanie. My planujemy kupić coś naprawdę naszego i wspólnego. Bez złych wspomnień i zawistnych duchów.

Reklama
Reklama
Reklama