„Byłam 18-latką w ciąży i nie miałam żadnego wsparcia. Mój chłopak zwiał, a rodzice wyrzucili mnie na bruk”
„Nawet nie mam ochoty wspominać słów, jakie wtedy usłyszałam. Mówiąc najprościej, od tego momentu miałam przestać dla nich istnieć i jak najszybciej się wynieść. Nie miałam pojęcia, dokąd się udam”.

- Listy do redakcji
Razem przeżyliśmy potężny wstrząs
Niedługo po tym, jak skończyłam 18 lat, spodziewałam się dziecka. Niestety nie wiąże się z tym żadna romantyczna historia. Z Tomkiem byliśmy parą od dwóch miesięcy, straciłam dla niego głowę, a on przekonał mnie do zbliżenia. Rzecz jasna bez antykoncepcji. „To mało prawdopodobne, by pierwszy kontakt seksualny od razu skutkował zapłodnieniem” – tyle o antykoncepcji wiedziała nastoletnia para. Jednak mało prawdopodobne nie oznaczało całkowicie wykluczone. W następnym miesiącu spóźniająca się miesiączka nie wzbudziła podejrzeń o odmiennym stanie. Dopiero po sześciu tygodniach braku krwawienia, dyskretnie nabyłam test, który miał potwierdzić lub wykluczyć ciążę.
W ostatnim czasie Tomasz znacznie częściej przebywał w towarzystwie kumpli, grając w piłkę, zamiast ze mną. Prawdopodobnie sam wciąż był dzieciakiem, który pragnął tylko przez moment udawać dorosłego. Gdy dowiedział się o mojej ciąży, odparł, że mam sobie z tym jakoś poradzić, coś z tym zrobić, a poza tym to on by chętnie zrobił test, żeby mieć pewność, czy to na sto procent jego dziecko.
Już od jakiegoś czasu miałam świadomość, że ten cudowny facet, z którym jestem, niekoniecznie nadaje się na wzorowego tatusia. Istniało spore ryzyko, że zostanę „panną z dzieckiem”, jak mawiała z przekąsem moja mama, gdy mówiła o kobietach samodzielnie wychowujących swoje pociechy.
Nie było wyjścia – musiałam powiedzieć o wszystkim rodzicom, choć na samą myśl o tej rozmowie skręcało mnie w środku. Po latach żałowałam, że nie odwiedziłam wtedy rodziców mojego Tomka. Może chociaż oni okazaliby mi trochę zrozumienia? Nie chciałam jednak ściągnąć na siebie gniewu byłego partnera, więc zdecydowałam, że będę udawać w domu, że nie znam ojca mojego dziecka.
Moje życie nie było łatwe
Miałam trudne dzieciństwo. Moi rodzice należeli do ludzi, którzy przedkładali procentowe trunki ponad wszystko inne. Choć pieniędzy nam brakowało, to do monopolowego chodzili non stop... Ja, mimo niekorzystnych warunków, przykładałam się do nauki i zdobywałam najlepsze stopnie. Śniłam o tym, by po maturze rozpocząć studia medyczne. Rzecz jasna, tata kpił z moich zamiarów, wmawiając mi, że na medycynę idą tylko dzieci lekarzy.
Nie przejmowałam się tym i za odłożone z kieszonkowego pieniądze kupowałam książki o anatomii. Moim celem było możliwie szybkie opuszczenie rodzinnego gniazda i do tego zdobycie prestiżowej profesji, bycie pomocą dla innych. Z jakiego powodu w ogóle wylądowałam z Tomkiem w łóżku? Patrząc z dzisiejszej perspektywy, sądzę, że powodem było to, że ktoś mnie pragnął. Interesował się mną, a podczas naszych pogawędek nie zerkał co chwilę na telewizor, czy nie popijał po kryjomu następnego browara.
W tej chwili zdawałam sobie sprawę, że muszę dać swojemu dziecku poczucie, że jest kochane. Nawet jeśli tylko ja będę je kochać. Nawet gdybym miała poradzić sobie ze wszystkim zupełnie sama, bez niczyjego wsparcia.
Kiedy oznajmiłam rodzicom, że jestem w ciąży, byłam pewna, że mnie rozerwą na strzępy. Nie było to proste, znaleźć moment, aż obydwoje będą przynajmniej względnie trzeźwi. Obawiałam się, że później nie przypomną sobie naszej rozmowy i będę musiała znosić opowiadanie tego wszystkiego od początku. Nawet nie mam ochoty wspominać słów, jakie wtedy usłyszałam. Mówiąc najprościej, od tego momentu miałam przestać dla nich istnieć i jak najszybciej się wynieść. Nie miałam pojęcia, dokąd się udam.
Nie miałam swojego domu
Na samym początku to Kaśka mnie przygarnęła. Znałyśmy się odkąd byłyśmy małe. Zawsze stała przy mnie murem i była wtajemniczona w historię z Tomkiem. Dowiedziała się też, że jestem w ciąży. Nie wiedziałam, dokąd się udać, więc z torbą wypchaną po same brzegi, zapukałam do jej drzwi. Kaśka bardzo prosiła swoich starych, ale było oczywiste, że mogę u niej pomieszkiwać tylko do czasu porodu. Przystali na to, żebym przez parę miesięcy korzystała z jej pokoju, ale przecież nie mieli powinności przyjmować pod swój dach cudzego dziecka, co w pełni pojmowałam.
Kiedy nadszedł czas porodu, tata mojej kumpeli Kaśki zawiózł mnie do szpitala. Wolę nie wracać pamięcią do tego, co mnie spotkało na porodówce i tych wszystkich upokorzeń, które musiałam znieść. Byłam tam sama jak palec – młodziutka dziewczyna w ciąży, bez faceta czy mamy i taty, którzy mogliby się za mną wstawić... Nikt nie okazał mi tam ani krztyny szacunku.
Moja córeczka Julka przyszła na świat, ważąc dokładnie 3 kilogramy. Była po prostu cudowna! Zaraz po porodzie zostałam przeniesiona do ośrodka dla samotnych matek. Z perspektywy czasu uważam, że to mimo wszystko najlepsza możliwa opcja, jaka mnie spotkała. Tam jako nieletniej nikt nie próbował odebrać mi dziecka ani zmusić do oddania jej do adopcji. Wysłałam rodzicom MMS-a ze zdjęciem małej, mając nadzieję, że zmiękną im serca, ale nie doczekałam się żadnej reakcji z ich strony.
Wolałabym nie wspominać o tym przygnębiającym miejscu. Najważniejsze jednak, że dałyśmy radę przetrwać. Oczywiście o studiowaniu medycyny mogłam wtedy tylko pomarzyć. Nie udało mi się nawet podejść do matury.
Miałam nadzieję, że się zmieniła
Przypadkowo dowiedziałam się, że tata nie żyje, bo zapił się na śmierć. O jego odejściu poinformowała mnie Kaśka, z którą nigdy nie straciłam kontaktu, mimo 4 lat spędzonych w ośrodku dla samotnych matek. Pomyślałam, że to odpowiedni czas, żeby skontaktować się z mamą. Moja decyzja okazała się słuszna. Tata zabronił jej się ze mną komunikować, ale teraz, gdy go zabrakło, zaprosiła mnie i Julkę, byśmy zamieszkały razem z nią. Przysięgła, że zerwie z alkoholem, choć jak sama przyznała, od paru lat i tak pije tylko okazjonalnie.
Nie ulegało wątpliwości, że niestety kłamała. Jednak dało się zauważyć, iż relacja z wnuczką rozpaliła w niej pewien płomyk nadziei. Autentycznie próbowała ograniczyć picie alkoholu. Poszłam do pracy. Pracowałam jako ekspedientka w sklepie nieopodal domu. Przyrzekałam sobie, że gdy tylko nasza sytuacja materialna choć trochę się poprawi, opuścimy mieszkanie mamy i zaczniemy w końcu żyć na własny rachunek. Udało nam się to dopiero przed rokiem.
Zastanawiam się nad szkołą dla dorosłych, a potem mam nadzieję pójść na studia. Zdaję sobie sprawę, że w moim wieku kariera lekarska to tylko marzenie. Mimo wszystko wciąż wierzę, że mam szansę na edukację, dobrą posadę, a być może i na uczucie...
Nie ukrywam przed córką mojej historii. Niedawno wyznała mi, że się zakochała. Od razu poruszyłam temat zabezpieczania się. Zależy mi, aby nigdy nie popełniła takich błędów jak ja. Teraz oczywiście nie trafiłaby do placówki dla samotnych matek, ale chciałabym, żeby jej życie rozpoczęło się lepiej niż moje...
Agata, 30 lat